SpaceX/Axiom Space / |||
Kosmos

Orzeł zaorbitował. Sławosz Uznański-Wiśniewski leci na Międzynarodową Stację Kosmiczną

Sławosz Uznański-Wiśniewski: Jakie kroki wykona w kosmosie?
Kosmos

Sławosz Uznański-Wiśniewski: Jakie kroki wykona w kosmosie?

Sławosz Uznański-Wiśniewski spędzi ponad dwa tygodnie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Co obiecujemy sobie po jego misji? [Artykuł także do słuchania]

Dziś o godz. 8.31 rakieta misji Axiom 4 wreszcie oderwała się od Ziemi. Sławosz Uznański-Wiśniewski jako trzeci Polak w historii – po Panu Twardowskim i Mirosławie Hermaszewskim – poleciał w kosmos.

Czekaliśmy na ten dzień od maja. Z narastającym napięciem, bo – odpukać – kosmos zdawał się tej wyprawie niepokojąco niechętny. Planowany na 29 maja start nie doszedł do skutku z powodu usterki elektrycznej w kapsule załogowej Dragon. Kolejny termin nie wypalił, bo nie miały szansy odpalić silniki rakiety Falcon 9 – była nieprzygotowana do startu. Dzień później znów się nie udało, bo zawiodła pogoda – zbyt mocno wiało w korytarzu wznoszenia. 10 czerwca wykryto wyciek ciekłego tlenu w pierwszym stopniu rakiety. 11 czerwca z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej spłynęła ponura wiadomość o wycieku powietrza w module serwisowym Zwiezda. Kolejny termin – 22 czerwca – również okazał się falstartem, bo NASA nie była przekonana, że po naprawie Zwiezdy stacja jest w pełni gotowa na przyjęcie nowej załogi. (Jakoś tak między jednym falstartem a drugim, tydzień temu eksplodowała podczas testu rakieta SpaceX Starship – niby inna konstrukcja, ale ten sam producent – co również raczej nie podniosło niczyjego morale).

Dopiero siódmy termin, wyznaczony na 25 czerwca, pozwolił na odpalenie dziewięciu potężnych silników Merlin pierwszego członu rakiety, spalających mieszaninę tlenu schłodzonego do –183 st. C i wysoko rafinowanej nafty. Każdy taki silnik ma na poziomie morza siłę ciągu 845 kN. Drugi człon rakiety również napędza Merlin – jeden – tym razem jednak w wersji zoptymalizowanej do pracy w próżni, gdzie jest w stanie osiągnąć siłę ciągu aż 981 kN. Ten sam silnik wykorzystuje statek załogowy Dragon wieńczący to rakietowe monstrum.

Ktoś, kto nazwał te silniki imieniem potężnego czarodzieja z legend arturiańskich, zapewne miał w pamięci prawo Clarke’a, mówiące, że zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii. I tak jak Twardowski oderwał się od Ziemi, lądując na Księżycu dzięki mocy czarta, załogę misji Axiom 4 oderwała od stanowiska startowego w Centrum Kosmicznym Johna F. Kennedy’ego na Florydzie iście piekielna siła łącznego ciągu silników pierwszego stopnia: aż 7,6 MN.

To dziewiczy lot zarówno dla trzech z czworga astronautów, jak i dla modułu załogowego Grace (nazwa, zgodnie z tradycją, została mu nadana dopiero w kosmosie – w momencie startu był znany jako C213) – piątego i najnowszego statku Crew Dragon, jaki zbudowano. Trójka świeżaków to dwaj specjaliści misji, Sławosz Uznański-Wiśniewski i Węgier Tibor Kapu, oraz pilot Hindus Shubhanshu Shukla. Załogą dowodzi doświadczona Amerykanka Peggy Whitson. To dla niej już czwarty lot do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Podczas poprzednich wypraw spędziła w kosmosie aż 675 dni – więcej niż jakikolwiek amerykański astronauta czy astronautka. Whitson jest także szefową działu Załogowych Lotów Kosmicznych w prywatnej fimie Axiom Space z Houston, która zorganizowała niniejszą misję przy współpracy z POLSA (Polską Agencją Kosmiczną), ESA (Europejską Agencją Kosmiczną), ISRO (Indyjską Organizacją Badań Kosmicznych) oraz HUNOR (Węgierską Agencją Kosmiczną).

Start rakiety rozpoczął się o godzinie 8.31 czasu polskiego. Punktualność była tu kluczowa. Grace musi bowiem pod koniec lotu, przy optymalnej trajektorii – czytaj: optymalnym zużyciu paliwa – dogonić Międzynarodową Stację Kosmiczną, do której przycumować ma jutro (czwartek 26 czerwca) około godziny trzynastej.

Nie obyło się bez problemów. Inżynierowie mieli kłopot z aktualizacją danych o pogodzie w komputerze Dragona. Są one kluczowe dla bezpieczeństwa lotu, istniało zatem poważne ryzyko, że misja zostanie znów odwołana. Usterkę udało się usunąć zaledwie 36 minut przed planowanym startem.

Poza tym wszystko poszło zgodnie z planem. Przede wszystkim Nasz Człowiek w Kosmosie nie nabawił się przed startem kataru ani nie poślizgnął na skórce od banana. W przeciwieństwie do swoich kolegów nie miał przewidzianego na taką ewentualność zmiennika, z powodu wysokich kosztów takiego zabezpieczenia. Nasi uznali, że nie warto płacić ekstra, bo ryzyko jest znikome. Uff.

Po dwóch i pół minutach lotu, na wysokości 52 km pierwszy stopień rakiety, po wykonaniu najcięższej w tym locie roboty, podręcznikowo wyłączył silniki, odłączył się od członu drugiego i zaczął podróż powrotną. Zgodnie z planem wylądował bezpiecznie w Centrum Kennedy’ego w pobliżu miejsca swego startu. Dzięki temu będzie mógł być wykorzystywany ponownie, jego żywotność jest oceniana na dziesięć lotów.

Po półgodzinie lotu, już na orbicie wokółziemskiej, wyłączył silniki i odłączył się od modułu Dragon drugi człon rakiety. Odtąd Grace – bo tę nazwę już nosił – już samodzielnie, stopniowo wznosi się na wysokość orbity Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, krążącej około 420 km nad Ziemią ze średnią prędkością 27 743,8 km/h.

Kilkanaście minut po starcie rakiety astronauci po kolei zwracali się do swych rodaków. Sławosz Uznański-Wiśniewski:

„Drogie Polki i Polacy, dziś robimy ogromny krok w stronę przyszłości technologicznej Polski. Polski opartej na nauce, wiedzy i wizji. Niech ta misja będzie początkiem epoki, w której nasza odwaga i nieustępliwość kształtują nowoczesną Polskę, dla nas i dla przyszłych pokoleń. Kosmos zawsze jednoczył ludzi. Zabieram dziś z Ziemi cząstkę każdego z was – waszej siły, waszej nadziei, waszego zaufania. W kosmosie nie jestem sam, reprezentuję nas wszystkich. Z całego serca dziękuję wam za zaufanie. Kosmos dla wszystkich. Space for everyone”.

Przy ostatnich słowach drżący głos zdradzał silne wzruszenie.

Sławosz Uznański-Wiśniewski przyszedł na świat 12 kwietnia 1984 roku – dokładnie w 23. rocznicę misji rakiety Wostok 1, która wyniosła w kosmos pierwszego w historii człowieka, Jurija Gagarina. Za dwa dni, gdy – odpukać – po czwartkowym pomyślnym dokowaniu nasz astronauta rozpocznie pełną pierwszą dobę jako załogant Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, wypada 47. rocznica lotu w kosmos Mirosława Hermaszewskiego. Kosmiczny zbieg okoliczności? Czort wie. I może jeszcze Pan Twardowski.