Kosmiczne pomysły. Recenzja filmu: „Fantastyczna 4: pierwsze kroki”
My, naukowcy kinomani niekiedy bijemy brawo scenarzystom za trafne przedstawienie podstawowych praw przyrody. Czasami pełni podziwu pokazujemy innym daną scenę, kiedy chcemy wytłumaczyć, jak coś działa. Zdarzają się jednak – bądźmy szczerzy – przeważają w filmach przeróżne głupoty naukowe, naciągnięte tak, aby pasowały do fabuły. Zwykle przymykamy na to oko, ale raz na jakiś czas trafia się coś, nad czym nie możemy przejść do porządku dziennego. Jasne, to filmy SF, więc chodzi o rozrywkę. Niech więc dla nas rozrywką będzie wziąć pod naukową lupę najnowszą odsłonę przygód Fantastycznej 4.
Idealnym podsumowaniem tego filmu jest określenie Galaktusa – głównego nemezis bohaterów – „Pomysłowe robaczki”. I tak też nazwijmy prawa fizyki i medycyny, z którymi zderzamy się w trakcie seansu. Pozwolimy sobie pominąć omówienie samych supermocy Fantastycznej Czwórki i tego, jak ich organizm radzi sobie z taką liczbą mutacji – temat znany, bo przecież Ci superbohaterowie nie są z nami od wczoraj.
Historia kosmicznego porodu
Jednym z głównych wątków fabularnych jest kwestia narodzin dziecka Reeda Richardsa oraz Sue Storm. Już w pierwszych minutach filmu dowiadujemy się o ciąży, a bohaterowie rozpoczynają gorączkowe przygotowania do pojawienia się na świecie nowego członka drużyny. I tutaj zostaje postawione kluczowe pytanie: czy dziecko będzie również dysponowało supermocami jak rodzice. Zatroskany ojciec poświęca cały swój wolny czas, aby zbudować nowoczesny skaner, dzięki któremu zobaczy potomka. Przy tej okazji: świat Fantastycznej 4 wygląda jak w latach 70.: mamy więc ekrany kineskopowe, winyle zamiast płyt CD i żadnej miniaturyzacji. Trudno więc zaakceptować fakt, że apartamenty Fantastycznej 4 wyglądają tak schludnie. Spodziewalibyśmy się raczej, że będą wypchane po brzegi wielkogabarytową technologią analogową.
Rodzinna sielanka dość szybko zostaje przerwana, kiedy Ziemi zaczyna zagrażać Galaktus. I zatroskany przyszły ojciec nie ma problemu z podróżą kosmiczną swojej ciężarnej żony. Oczywiście, nikt nie wpadł jeszcze na pomysł wysyłania kobiet w ciąży na misję kosmiczną, nie wiadomo więc, jak to wpływa na rozwój dziecka. Wiadomo natomiast, co się dzieje ze zdrowym astronautą, więc łatwo obie wyobrazić jakie konsekwencje mogłoby to mieć dla płodu.
Po pierwsze, w przestrzeni kosmicznej, gdzie mamy do czynienia z mikrograwitacją, ciało zaczyna wariować. Warunki te wpływają przede wszystkim na układ kostny – a rosnące dziecko potrzebuje stabilności w tej kwestii – i rozkład płynów wewnątrz organizmu. Krew oraz inne płyny ustrojowe zaczynają gromadzić się w górnej jego części – stąd często u astronautów obserwujemy tzw. „moon face”, czyli opuchliznę twarzy. Skoro dziecko potrzebuje stałego dopływu krwi od matki, to czy niedokrwienie nie wpłynie negatywnie na jego rozwój? Kolejnym aspektem jest promieniowanie kosmiczne. Wiemy, że może ono uszkadzać DNA. Organizm dziecka jest dużo słabszy od dorosłego, w związku z czym możemy przyjąć za pewnik pojawienie się u dziecka wad wrodzonych czy nawet – przy ekstremalnym uszkodzeniu DNA – poronienia.
Załóżmy jednak, że wszystkie te kwestie zostały dokładnie przeanalizowane przez filmowych przyszłych rodziców. Fantastyczna 4 staje oko w oko z potężnym Galaktusem, który, niczym Rumpelsztyk proponuje oszczędzenie Ziemi w zamian za dziecko. Stres ten wywołuje natychmiastowy poród u Sue, a cała drużyna w pośpiechu powraca na statek. I Sue rodzi dziecko bez żadnego specjalistycznego sprzętu, w trakcie walki z Silver Surferem i w stanie braku grawitacji (a nawet Richards stwierdza, że bez grawitacji trudno będzie urodzić). W przypadku porodu wspomaga ona przede wszystkim przejście dziecka przez kanał rodny, zwłaszcza przy porodach w pozycji wertykalnej. W stanie nieważkości matka nie jest w stanie w 100 proc. kontrolować swoich ruchów. Przypięcie jej pasami, znacznie ułatwiłoby sprawę, jednak Fantastyczna 4 po protestach Sue zarzuca ten pomysł. Pamiętajmy jednak, że dysponuje ona możliwością generowania pola siłowego, co potencjalnie rozwiązuje problem parcia. Co jednak z płynami owodniowymi i krwią? Nietrudno jest znaleźć w internecie nagrania z ISS, gdzie latające kropelki napojów są wesoło wyłapywane przez astronautów. Tu byłoby podobnie, a mimo to całość odbywa się w niemal sterylnej czystości.
Na koniec jeszcze jedna kwestia. Pierwszy oddech dziecka jest niezwykle istotnym momentem w jego świeżo rozpoczętym samodzielnym życiu. Jest to odruchowa reakcja, której istotnym elementem jest wypchnięcie płynu owodniowego z dróg oddechowych i napełnienie płuc powietrzem. Grawitacja bardzo w całym tym procesie pomaga. Można więc śmiało założyć, że dziecko na statku kosmicznym, bez specjalistycznego sprzętu mogłoby napotkać spore problemy. Fakt jednak, że mówimy o potomku, który w wieku paru miesięcy wskrzesi swoją matkę. Chyba więc po prostu się czepiamy.
Po niezwykłej akcji porodowej Fantastyczna 4 powraca na Ziemie. Dziecko ma się dobrze, zatem pierwszy wątek fabularny kończy się sukcesem. Tylko jak pokonać wroga.
Historia super planu teleportacji
Galaktus to olbrzym, który przemierza kosmos niszcząc i pożerając planety. Jak działa jego statek albo jak jest duży? Wydaje się, jest on niczym gigantyczne wiertło, które przebija się przez planetę na wylot. To niemały wyczyn, zważywszy, że glob może mieć płynne jądro, w obliczu którego nawet największe kosmiczne wiertło niewiele może zdziałać. Niemniej, walka z olbrzymem wydaje się skazana na porażkę. Kiedy już bohaterowie godzą się z faktem, że nie pokonają Galaktusa, najmądrzejszy człowiek świata wpada na najgłupszy pomysł w galaktyce – postanawia teleportować Ziemię do innego układu słonecznego. W końcu na początku filmu udało się teleportować jajko, a różnica między planetą a jajem jest – jak stwierdza dr Richards – tylko kwestią skali.
Tyle że planeta nie ma trafić z talerza na talerz. Jest zawieszona w pustej przestrzeni, poddana prawom mechaniki orbitalnej i jej pozycja jest wypadkową bardzo wielu czynników. Żeby plan dr. Richardsa się powiódł, musiałby on wziąć pod uwagę każdy z nich i znaleźć w bezmiarze Kosmosu taki układ, w którym rozkład sił pozwoli jej utrzymać ten sam ruch obrotowy i obiegowy. Załóżmy, że jego machina do teleportacji otwiera tunel czasoprzestrzenny, przez który Ziemia płynnie przelatuje z zachowaniem swojego pędu i momentu pędu (dzięki temu mogłaby dalej kręcić się wokół nowej gwiazdy). Prędkość ruchu obrotowego wokół gwiazdy macierzystej jest jednak warunkowana przez odległość od niej planety, więc dr Richards musiałby bardzo dokładnie wyliczyć parametry nowej orbity i na niej „wysadzić” planetę z tunelu. Gwiazda musiałaby przy tym być na tyle duża i ciepła oraz na tyle młoda, aby zapewnić ludziom warunki do życia.
Brzmi jak wyzwanie, ale co to dla Mr Fantastica. Na pewno wziął to wszystko pod uwagę. I na pewno nie zapomniał o takich niuansach jak drugie prawo Keplera, które mówi, że orbity są eliptyczne, a szybkość ruchu planety wokół gwiazdy jest nierównomierna – porusza się ona szybciej lub wolniej, w miarę jak się zbliża lub oddala od gwiazdy. Czyli nie tylko musiałby samodzielnie wyliczyć parametry nowej orbity i wycelować w nią tunelem, ale też trafić we właściwą na niej pozycję. W przeciwnym razie planeta nie byłaby w stanie utrzymać się na nowej orbicie i albo zaczęłaby „spadać” w kierunku nowej gwiazdy, albo odleciałaby w daleki kosmos. Warto byłoby też uwzględnić w obliczeniach grawitacyjny wpływ innych planet w układzie (zarówno nowym, jak i starym).
Przyjmijmy, że Richards pamiętał o tych wszystkich detalach i w bezkresie Kosmosu odnalazł układ, który spełnia potrzeby Ziemian i fortunnie nie ma nawet żadnej innej planety na orbicie, na której chcielibyśmy się zadomowić. Ziemia się poprawnie teleportowała. Ludzie są bezpieczni i mogą znów cieszyć się ciepłem dnia i rozgwieżdżonym niebem nocą. Zaraz, zaraz, ale gdzie się podział Księżyc?
Urządzenia do teleportacji dra Richardsa były rozstawione tylko na Ziemi. A nagłe zniknięcie Srebrnego Globu nie byłoby może nagłą katastrofą, ale byłoby wielkim problemem. Bez niego pływy morskie nie znikłyby zupełnie – grawitacja gwiazdy byłaby w stanie je podtrzymać – za to stanowczo by osłabły. To oznacza zaburzenie ekosystemów, a co za tym idzie, poważne zmiany klimatyczne. Setki gatunków zwierząt straciłyby możliwość orientacji w terenie, duża ich część mogłaby wyginąć. Niektórzy uważają też, że Księżyc pomaga stabilizować pochylenie osi obrotu Ziemi, a pochylenie to warunkuje pory roku. Bez Srebrnego Globu, mogłoby się ono zmienić, przez co pory stałyby się ekstremalne lub też zaniknęłyby zupełnie. Czy dr Richards miał zatem jakiś plan B?
Abstrahując od tych naukowych fantazji, trzeba pamiętać, że to tylko Marvel. Nikt nigdy nie twierdził, że te filmy powstają dla nauki. Jeżeli więc potrzebujecie relaksu, film dostępny jest na platformie Disney+.