Księżycowe zwierzęta i inne rzeczy odkryte przez sir Johna Herschela z obserwatorium na Przylądku Dobrej Nadziei, skopiowane z rysunków zamieszczonych w „Edinburgh Journal of Science” (1835). Księżycowe zwierzęta i inne rzeczy odkryte przez sir Johna Herschela z obserwatorium na Przylądku Dobrej Nadziei, skopiowane z rysunków zamieszczonych w „Edinburgh Journal of Science” (1835). Wikimedia Commons / Wikipedia
Opinie

Dziewiętnastowieczny fake news, czyli wielki humbug księżycowy

materiały prasowe

Nie tylko dzisiaj gazety publikują różne nieprawdziwe informacje czy podkoloryzowane plotki. 25 sierpnia 1835 r. czytelników pomniejszej nowojorskiej gazety „The Sun” zelektryzował artykuł o nowych odkryciach kosmicznych, jakich dokonał John Herschel (1792–1871), syn Williama, również wybitny astronom. Herschel junior w listopadzie 1833 r. wyjechał z Londynu do Kapsztadu, gdzie skonstruował teleskop o długości 6,4 m, aby badać niebo południowe i obserwować powrót komety Halleya. Amerykański dziennik przytoczył jednak wypowiedź jego asystenta, Andrew Granta, o sensacyjnym odkryciu dokonanym przez szefa na Księżycu. Według doniesienia astronom „uzyskał wyraźny obraz obiektów księżycowych i pozytywnie rozstrzygnął kwestię, czy nasz satelita może być zamieszkany i przez jakiego rodzaju stworzenia”.

W serii sześciu artykułów reporter „The Sun”, Richard Adams Locke, popełnił jedną z najsłynniejszych kaczek dziennikarskich wszech czasów, ujawniając coraz to wymyślniejsze rewelacje Herschela o formach życia na Księżycu. Na przynętę rzucił czytelnikom wiadomość o wielkich formacjach bazaltowych, bujnie porośniętych czerwonym kwieciem. Potem pojawiły się elementy równie barwnej fauny: brązowe, podobne do bizonów czworonogi, kozy sinoniebieskiej barwy i dziwne kuliste płazy, zdolne toczyć się szybko po kamienistych plażach. W trzecim kawałku nowa sensacja: dwunogie bobry noszące młode na rękach, które – sądząc po wznoszących się z chat kłębach dymu – umiały rozniecać ogień. Czwartego dnia żurnalista opisał „Vespertilio-homo”, czyli „człowieka-nietoperza”, humanoidalny gatunek, którego przedstawicieli Herschel rzekomo często widywał pogrążonych w rzeczowych konwersacjach. „Pewne ich rozrywki kłóciły się jednak z naszym ziemskim rozumieniem przyzwoitości”. Artykuł piąty informował o opuszczonej świątyni z szafiru; w ostatnim autor bardziej szczegółowo opisał nietoperzoludy i zamiast podsumowania doniósł, że od promieni słonecznych wpadających prosto w soczewki teleskopu Herschela zajęło się i doszczętnie spłonęło jego obserwatorium.

John Herschel rzeczywiście przebywał wtedy w Kapsztadzie, lecz jego cytowany asystent istniał jedynie w wyobraźni dziennikarza. Locke wymyślił to wszystko z bezwstydnym (acz uwieńczonym powodzeniem) zamysłem zwiększenia nakładu gazety, przy okazji wbijając satyryczną szpilkę amatorom popularnych wówczas astronomicznych teorii nie z tej ziemi. Do takich należy zaliczyć koncepcję stworzoną przez profesora astronomii na Uniwersytecie Monachijskim, Franza Gruithuisena, autora publikacji z 1824 r. zatytułowanej „Odkrycie licznych wyraźnych śladów mieszkańców Księżyca, w tym jednej z ich kolosalnych budowli”. Gruithuisen utrzymywał, że widział na Srebrnym Globie odcienie różnych barw, co nasuwało hipotezę o istnieniu roślinności, a także ślady murów, dróg, fortyfikacji i całych miast. Nieco później pastor Thomas Dick, zwany „filozofem chrześcijańskim”, oszacował liczbę mieszkańców Układu Słonecznego na 4,2 mln. Praca Dicka cieszyła się wielką popularnością.

Pojawiały się też fantastyczne propozycje, jak nadawać sygnały do tych kosmicznych społeczności z wykorzystaniem gigantycznych wzorów geometrycznych na powierzchni Ziemi (podobnych do linii z Nazca w południowym Peru). W 1820 r. niemiecki matematyk Carl Friedrich Gauss sugerował, by użyć do tego celu drzew, sadząc je w liniach prostych na wielkiej połaci syberyjskiej tundry, tak aby układały się w dowód twierdzenia Pitagorasa. Dwadzieścia lat po nim austriacki astronom Joseph von Littrow wpadł na podobny pomysł, lecz z większym zadęciem: trzeba wykopać na Saharze olbrzymi kolisty kanał, napełnić go naftą i podpalić. Nie dziwi chyba nikogo, że do realizacji projektu nigdy nie doszło.

Można domniemywać, że Locke zagrał na historii powiązań Herschelów z hipotetycznym życiem księżycowym. William Herschel pod koniec XVIII w. sam szukał oznak życia na Srebrnym Globie. W listach do przyjaciela twierdził, że je znalazł. Ujrzawszy na powierzchni Księżyca wyraźne pierścieniowate struktury topograficzne (dziś wiemy, że to kratery po uderzeniach asteroid), uznał je za wielkie kręgi zabudowań. Co więcej, z lektury „Philosophical Transaction of the Royal Society” z 1795 r. wynika, że wiara Wiliama Herschela w istnienie pozaziemskich społeczności obejmowała wszystkie ciała niebieskie, nie wyłączając Słońca, na którym mogły żyć istoty z organami dopasowanymi do panujących tam warunków.

***

Fragment pochodzi z książki Edwarda Brooke’a-Hitchinga „Atlas nieba. Najwspanialsze mapy, mity i odkrycia we wszechświecie”, Rebis 2019.

Wiedza i Życie 2/2020 (1022) z dnia 01.02.2020; Słowo od redakcji; s. 2

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną