Jak nauka pokonała denializm klimatyczny
To bardzo ciekawe doświadczenie oglądać sztukę, w której jest się jedną z postaci – i potem uścisnąć dłoń osobie, która gra nas na scenie. Obie te rzeczy przydarzyły mi się w lipcu zeszłego roku podczas oglądania przedstawienia Kyoto pokazanego w Swan Theater w Stratford-upon-Avon w Anglii. Chodziło oczywiście o coś więcej niż o jednostkowe doświadczenie ukazane na tle historii. Sztuka traktuje o tym, jak nauka pokonuje denializm klimatyczny w pojedynku pomiędzy badaczami a biznesem.
Kyoto opowiada o Protokole z Kioto, porozumieniu zawartym ponad 25 lat temu, które – jak podsumowała Organizacja Narodów Zjednoczonych – zobowiązało „kraje uprzemysłowione oraz znajdujące się w okresie przejściowym do ograniczenia i redukcji emisji gazów cieplarnianych zgodnie z uzgodnionymi indywidualnymi celami”. Napisana przez Joe Murphy’ego i Joe Robertsona sztuka w dramatyczny sposób przedstawia historyczne spotkanie w Kioto w Japonii w grudniu 1997 roku, podczas którego sfinalizowano prace nad protokołem.
Podczas tego spotkania kluczową rolę, jako główne źródło informacji naukowych, odegrały dokumenty Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC). Mam tu szczególnie na myśli prace I Grupy Roboczej przygotowującej wstępną część drugiego raportu IPCC, który został ukończony w 1995 roku i opublikowany na początku 1996. Byłem głównym autorem rozdziału ósmego zatytułowanego „Wykrywanie zmian klimatu i określanie ich przyczyn”. Rolą IPCC, zarówno w 1995 roku, jak i obecnie, było dostarczanie rządom wiedzy naukowej na temat zmian klimatu i ich negatywnych skutków. A także doradzanie w sprawach strategii łagodzenia tych konsekwencji i adaptacji do nowych warunków.
W pierwszym raporcie IPCC opublikowanym w 1990 roku napisano, że nie można jeszcze jednoznacznie stwierdzić, czy w danych meteorologicznych zbieranych na całym świecie widoczny jest sygnał zmiany klimatu zainicjowanej przez ludzkość. Jednak w 1995 roku ten sam rozdział drugiego raportu kończył się już zupełnie innym wnioskiem. Zawierał się on w kilku nieskomplikowanych słowach: „Ocena zebranych faktów wskazuje na dostrzegalny wpływ człowieka na klimat globalny”. Było to doniosłe oświadczenie przedstawione przez ostrożnych z natury naukowców i dość konserwatywne organizacje.
Wiele czynników przyczyniło się do tej dramatycznej zmiany poglądów. Przykładowo w ciągu tych pięciu lat odnotowano olbrzymi postęp w badaniach próbujących ocenić, jak zmiana klimatu odciska się na różnych elementach środowiska. Celem takich naukowych śledztw jest zidentyfikowanie unikatowości wpływu poszczególnych czynników antropogenicznych i naturalnych wpływających na klimat globu. Ta wyjątkowość staje się oczywista, gdy wykraczamy w analizach poza pojedyncze liczby, na przykład średnią temperaturę powierzchni planety z uwzględnieniem jej lądów i mórz, a zamiast tego przyglądamy się złożonym wzorcom zmian klimatycznych. Te wzorce pozwalają naukowcom odseparować skutek klimatyczny wynikający ze spalania paliw kopalnych od skutku wywołanego przez czysto naturalne zjawiska (takie jak El Nińo i La Nińa, zmiany w natężeniu promieniowania słonecznego czy też erupcje wulkaniczne).
Sztuka Kyoto opisuje niektóre z takich dowodów naukowych, które zostały przedstawione po raz pierwszy podczas przełomowego spotkania w Madrycie w listopadzie 1995 roku, poprzedzającego dramatyczne starcie w Kioto. Konkluzja mówiąca o „dostrzegalnym wpływie człowieka na globalny klimat” została ostatecznie przyjęta właśnie w Madrycie, na spotkaniu z udziałem 177 delegacji z 96 krajów, przedstawicieli 14 organizacji pozarządowych oraz 28 głównych autorów drugiego raportu IPCC.
Jako główny autor rozdziału zajmującego się oceną dowodów naukowych byłem jednym z uczestników tej konferencji. Było tam również kilka innych osób przedstawionych w Kyoto, w tym główny bohater przedstawienia: Donald Pearlman – prawnik i lobbysta z organizacji Climate Council reprezentującej interesy sektora energetycznego.
Pearlman i ja siedzieliśmy po przeciwnych stronach madryckiej szachownicy. Moje starania dotyczyły tego, by we właściwy sposób podsumować i ocenić złożoność faktów naukowych oraz zadbać, by ustalenia nauki zostały precyzyjnie ujęte w raporcie IPCC. Z kolei działania Pearlmana były nakierowane na opóźnianie międzynarodowych wysiłków na rzecz redukcji emisji gazów cieplarnianych. Takie redukcje były niekorzystne dla biznesu, który reprezentował Pearlman, oraz dla dochodów krajów będących producentami ropy naftowej, takich jak Arabia Saudyjska i Kuwejt.
Pearlman, który zmarł w 2005 roku, zdawał sobie sprawę, na czym polega doniosłość stwierdzenia o „dostrzegalnym wpływie człowieka” na klimat. Dla niego była to zapowiedź nieszczęścia – naukowcy rozstrzygnęli sprawę i klamka zapadła. Ślad działalności człowieka został zidentyfikowany w zapisach temperatury na powierzchni globu i w atmosferze. Ludzie nie byli więc niewinnymi obserwatorami zmian zachodzących w systemie klimatycznym, lecz ich aktywnymi uczestnikami. Spalanie paliw kopalnych zmieniało skład chemiczny atmosfery, uruchamiając proces ocieplenia się planety i stopniowego ujawniania się różnych negatywnych konsekwencji tego ocieplenia. Madrycka konkluzja wskazywała, że dni nieograniczonego wykorzystania paliw kopalnych i zanieczyszczania atmosfery związkami węgla są policzone.
Deklaracja naukowców utrudniła działalność lobbingową Pearlmanowi. Jego reakcją był atak na naukę i naukowców przeprowadzony w ramach kontrofensywy mającej na celu opóźnienie prac nad globalnym porozumieniem w sprawie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.
W Kyoto postać Pearlmana mówi, że wdrożona została świadoma strategia „spalonej ziemi”: chodziło o zniszczenie nauki i naukowców. Doświadczyłem tej strategii na własnej skórze podczas trudnego do zapomnienia spotkania z Pearlmanem, które odbyło się 21 maja 1996 roku w Waszyngtonie w Rayburn House należącym do Kongresu USA. Po moim wystąpieniu, w którym przedstawiłem naukowe dowody wskazujące na ingerencję człowieka w klimat planety, Pearlman wstał i zaczął na mnie krzyczeć. Wyraził oburzenie z powodu wprowadzenia do rozdziału, za który byłem odpowiedzialny, rzekomo nieautoryzowanych zmian. W rzeczywistości zmiany te zostały zatwierdzone wcześniej przez IPCC, o czym Pearlman doskonale wiedział.
Ostatecznie przegrał. Pomimo ogromnych różnic pomiędzy krajami dotyczących takich kwestii, jak interes narodowy, odpowiedzialność za antropogeniczne zmiany klimatu oraz wrażliwość na skutki tych zmian, osiągnięto w końcu międzynarodowe porozumienie. Protokół z Kioto podpisany w 1997 roku zobowiązuje wszystkie kraje uczestniczące w negocjacjach do podjęcia działań na rzecz zredukowania emisji gazów cieplarnianych i uniknięcia „groźnej antropogenicznej ingerencji” w ziemski system klimatyczny. Kyoto to wartka opowieść o tym, jak doszło do tego porozumienia.
W sztuce jest taka pamiętna scena, gdy Shirley, żona Pearlmana, pyta go: „Czy jesteśmy po złej stronie?”. Pytanie pada po tym, jak niemiecki tygodnik „Der Spiegel” opisał jego działalność lobbingową na rzecz koncernów energetycznych. Shirley chce wiedzieć, czy wysiłki jej męża zmierzające do podważenia ustaleń nauki o klimacie stawiają ich po złej stronie historii. Postać Pearlmana w sztuce odpowiada: „Nie, Shirley. Nie jesteśmy po złej stronie”.
Jednak Pearlman oraz branże przemysłu, które reprezentował, byli po złej stronie nauki. W ciągu tych 30 lat, jakie upłynęły od spotkania IPCC w Madrycie, gdzie Pearlman tak bardzo starał się podważyć fakty naukowe, presja człowieka na klimat stała się wszechobecna i niepodważalna. Ostrożna konkluzja z 1995 roku mówiąca o „dostrzegalnym wpływie człowieka” na klimat została potwierdzona i wzmocniona w czterech kolejnych raportach IPCC.
Do dziś Protokół z Kioto ratyfikowało 191 krajów. Chociaż amerykański Kongres nigdy tego nie uczynił, to właśnie ten protokół pomógł w utorowaniu drogi do podpisania Porozumienia Paryskiego w 2016 roku. To, że skutki globalnego ocieplenia stają się coraz poważniejsze, dostrzega dzisiaj każdy. Powszechne staje się przekonanie, że czas zacząć na poważnie redukować zanieczyszczanie atmosfery węglem. Dni denializmu klimatycznego są policzone.
Ale jeszcze się nie skończyły. Inny Donald, czyli amerykański prezydent Donald Trump, wielokrotnie negował rzeczywistość i podważał fakty naukowe. Nie jest niespodzianką, że jego zwolennicy bardzo przypominają Pearlmana. Znikome jest prawdopodobieństwo, że Trump kiedykolwiek obejrzy Kyoto. Jeszcze mniej prawdopodobne jest jego przyznanie się do tego, że i on stoi po złej stronie nauki i historii.
Niestety, tak właśnie jest. Powrót Trumpa na urząd prezydenta USA oznacza powrót epoki Pearlmana, kiedy zajmowano się wytwarzaniem rzekomych wątpliwości mających podważyć ustalenia nauki. Kyoto opowiada o tym, jak poszerzała się wiedza o zmianach klimatycznych i jak potężne grupy interesów próbowały powstrzymać ten proces naukowy.
Mam nadzieję, że Kyoto będzie miało dużą publiczność, o jakiej ja mogłem tylko marzyć, pisząc artykuły naukowe. Liczę, że po obejrzeniu tej sztuki wiele osób nabierze wiary w to, że trudne nie znaczy niemożliwe. Kyoto chce nas przekonać, że ludzkość jest w stanie zjednoczyć się i rozwiązać problem, który wydaje się bardzo trudny do rozwiązania.