Ilustracja Brian Stauffer
Opinie

Ziemia po pandemii

Ochrona biosfery i wyeliminowanie niesprawiedliwości są częściami tej samej bitwy

Na początku tego roku, kiedy znaczna część światowej gospodarki została zamknięta, ale zanim jeszcze liczba zgonów poszybowała w górę, wielu spośród tych uprzywilejowanych, którzy czuli się względnie bezpiecznie, fantazjowało, że paradoksalnie pandemia może uczynić świat piękniejszym. Smog zniknął i Himalaje stały się widoczne z dużej odległości; w jednym z kanałów w Wenecji, w którym woda jest zazwyczaj mętna i brudna, zobaczono odbicie Wenecji; ograniczenie żeglugi transkontynentalnej sprawiło, że oceany stały się cichsze, dzięki czemu wieloryby mogły się komunikować na duże odległości. Dobowe emisje związków węgla spadły o ponad 20%, dając nadzieję, że uda się osiągnąć szybki postęp w hamowaniu zmian klimatycznych. Wydawało się, że to Ziemia uwolniła wirusa, aby powstrzymać tempo ekspansji cywilizacji przemysłowej i chronić samą siebie.

Kilka miesięcy później, gdy supercyklon Amphan zniszczył kompletnie północne wybrzeża Zatoki Bengalskiej, a Kalifornia zapłonęła wielkimi pożarami, ten krótki moment ekologicznego optymizmu szybko stał się historią. Szok gospodarczy wywołany przez koronawirusa w znikomym stopniu ograniczył tempo zmian klimatycznych. Tymczasem epidemia COVID-19 zbiera coraz większe żniwo. W chwili pisania tego tekstu zakażonych było ponad 25 mln mieszkańców globu, a blisko 850 tys. zmarło. W USA pracę straciło około 40 mln ludzi, a wielu z nich grozi eksmisja z powodu zadłużenia. W krajach rozwijających się sytuacja jest niewyobrażalnie tragiczna – około 265 mln ludzi znalazło się na granicy śmierci głodowej.

Jednak unosząc nieco zasłonę, pod którą była ukryta struktura współczesnego społeczeństwa, pandemia wskazała nową drogę. Charakterystyczną cechą naszej cywilizacji jest nie tylko eksploatacja przyrody, ale też eksploatacja ludzi. Globalna gospodarka wspiera się na systemowej nierówności, niesprawiedliwości i rasizmie, których źródłem są stulecia kolonializmu i niewolnictwa. Podstawą jej rozwoju był nie tylko geniusz i przedsiębiorczość nielicznych, ale także wyzyskiwanie bardzo licznych.

Ta idea, niegdyś zaciekle negowana, dziś jest uważana za rzetelną, a nawet oczywistą. Wiele zajęć słabo płatnych i mało prestiżowych – zbieranie owoców, dostarczanie przesyłek, mycie pacjentów – okazało się kluczowymi. Są one również obarczone większym ryzykiem, ponieważ ludzie je wykonujący muszą dojeżdżać do pracy i kontaktować się z wieloma osobami, co naraża ich na kontakt z COVID-19. Pandemia uświadomiła nam, kto wykonuje te ryzykowne, niewdzięczne prace. W USA osoby, które należą do rdzennej mniejszości, są czarne lub mają latynoskie pochodzenie – ich rodziny zostały rozdzielone w dawnej i niedawnej przeszłości w wyniku globalnych i lokalnych procesów ekstrakcji bogactwa – trafiają do szpitali z powodu koronawirusa pięciokrotnie częściej niż osoby białe.

Zmarginalizowane grupy społeczne cierpią również nieproporcjonalnie mocniej z powodu degradacji środowiska – mimo że same czynią najmniej szkód planecie. W skali świata 10% najbogatszych odpowiada w 43% za presję środowiskową ludzkości, podczas gdy udział 10% najuboższych wynosi jedynie 5%. Wszędzie na globie nierówności społeczne towarzyszą gorszym wskaźnikom środowiskowym – zapewne dlatego, że zmarginalizowanym społecznościom brakuje siły politycznej, by nie dopuścić do powstania zatruwających okolicę zakładów, z których zyski czerpią zwykle bogatsi. W rejonach USA z niską jakością powietrza, zamieszkiwanych głównie przez czarną mniejszość, COVID-19 ma częściej ciężki przebieg.

Pandemia nie tylko zwiększyła skalę nierówności i niesprawiedliwości, ale za sprawą bezrobocia, którego rozmiary znacznie wzrosły, dała milionom Amerykanów motywację i okazję do ujawnienia swojego gniewu. Ich gwałtowne protesty przeciwko systemowemu rasizmowi mogą odegrać fundamentalną rolę w uczynieniu z USA kraju o mniejszych nierównościach i ze zrównoważoną przyszłością. Zmiana wisi w powietrzu. Ludzie, którzy jeszcze parę miesięcy temu byli sobie obcy, dziś wyciągają do siebie pomocną dłoń. A działania lokalnych producentów żywności dają nadzieję, że uda się zredukować uzależnienie od globalnych łańcuchów dostaw, często szkodzących środowisku i eksploatujących tanią siłę roboczą.

Działacze klimatyczni od dawna twierdzą, że ochrona Ziemi i walka o sprawiedliwość i równość ludzi to jedno i to samo. Takie przekonanie jest fundamentem Nowego Zielonego Ładu, pakietu reform społecznych, środowiskowych i ekonomicznych firmowanego przez postępowych polityków w USA. Aby ta wizja, a także jej międzynarodowy odpowiednik Nowy Globalny Zielony Ład, doczekała się realizacji, potrzebna jest nieustanna presja ze strony ruchów społecznych. Już przed pandemią akcje podejmowane przez rdzennych mieszkańców Ameryki, takie jak obrona źródeł czystej wody przez lud Standing Rock Sioux czy też szkolne strajki klimatyczne, inspirowały miliony ludzi na świecie. „Inny świat jest nie tylko możliwy, on już nadchodzi – przepowiadała pisarka Arundhati Roy. – W cichy dzień, gdy wytężę zmysły, mogę usłyszeć, jak oddycha”.

Świat Nauki 12.2020 (300352) z dnia 01.12.2020; Wokół nauki; s. 6