Ilustracja Thomas Fuchs
Opinie

Zakażmy „terapii” antygejowskich

Większość stanów wciąż dopuszcza takie praktyki, stanowiące zagrożenie dla wielu ludzi

Latem 2019 roku w Karolinie Południowej mężczyzna imieniem McKrae Game, który wcześniej zajmował się „terapią konwersyjną” dla osób homoseksualnych, niespodziewanie wyparł się tego, co robił.

Podczas gdy jego „grupa terapeutyczna” Hope for Wholeness nadal deklaruje, że jej celem jest niesienie pomocy „w uwolnieniu się od homoseksualności dzięki Jezusowi Chrystusowi”, on sam przyznał, że jest gejem. „BYŁEM W BŁĘDZIE! Proszę, wybaczcie mi!” – napisał na Facebooku.

Wydawałoby się, że rozmaite próby siłowego zachęcania młodych osób do zmiany orientacji seksualnej w końcu podzielą los takich sposobów „uzdrawiania”, jak upuszczanie krwi, lobotomia płata czołowego, czy trepanacja czaszki. Jednak to błędne założenie: 16 tys. nastolatków LGBTQ – lesbijek, gejów, osób biseksualnych, transgenderowych i queer – zostanie skierowanych na terapię konwersyjną przed ukończeniem 18 lat. Tak wynika z badań naukowców z Williams Institute przy U.C.L.A. School of Law. Jedynie 18 stanów amerykańskich zakazało tych fatalnych praktyk wobec mniejszości seksualnych. Niektóre konserwatywne organizacje religijne wciąż popierają „terapie antygejowskie” i bronią ich nawet w sądach. Szanse takiej obrony ostatnio wzrosły, ponieważ sądownictwo w USA skręca coraz bardziej w prawo.

Powód, dla którego żadna mniejszość seksualna nie powinna być obiektem takich „terapii”, nie ma nic wspólnego z działalnością polityczną czy przekonaniami religijnymi. Ta praktyka jest po prostu sprzeczna z ustaleniami nauki. Wynika z dawno odrzuconych poglądów na temat rozwoju ludzkiej seksualności oraz błędnego przekonania, że sfera ta wymaga leczenia.

Homoseksualizm został uznany za rodzaj choroby umysłowej w pierwszej instrukcji do diagnozowania zaburzeń psychicznych opublikowanej w USA w 1952 roku. Wtedy błędnie uważano, że to dominujące, apodyktyczne matki odpowiadają za homoseksualne preferencje swoich dzieci. W przeszłości „chorobę” tę „leczono” takimi metodami, jak elektrowstrząsy, terapie chemiczne – na przykład podawanie hormonów, jak w przypadku brytyjskiego matematyka Alana M. Turinga, czy też zatrudnianie prostytutek w ramach interwencji „behawioralnych”. Dziś wciąż mają się świetnie łagodniejsze wersje tego podejścia, w tym agresywne doradztwo pseudopsychologiczne, a czasem także ordynowanie substancji, które powodują nudności i wymioty.

Tymczasem wszelkie próby wymuszania zmiany identyfikacji seksualnej powinny być zabronione ze względu na szkody, jakie powodują. Ankieta przeprowadzona w 2019 roku wśród 35 tys. nastolatków przez organizację Trevor Project, która niesie pomoc młodym osobom z grupy LGBTQ, wykazała, że 42% osób, które miało za sobą terapię konwersyjną, próbowało potem popełnić samobójstwo.

Co ważne, środowisko medyczne jest krytycznie nastawione do terapii konwersyjnych. American Medical Association, American Psychological Association i inne organizacje uznały takie praktyki za niepotrzebne i szkodliwe. Protestuje też opinia publiczna: 56% uczestników sondażu przeprowadzonego w 2019 roku przez Reuters/Ipsos stwierdziło, że należy ich zakazać.

Mimo że stowarzyszenia medyczne i psychologiczne nieraz zwracały się z taką inicjatywą do Kongresu i władz poszczególnych stanów, zawsze napotykały na opór ze strony takich organizacji, jak Liberty Counsel promująca „wartości ewangeliczne”. Ośrodek Southern Poverty Law Center (SPLC) oskarżył tę organizację o szerzenie nienawiści do LGBTQ. Ostatnio Liberty Counsel poinformowała, że złożyła do sądów kilka wniosków o zniesienie zakazów terapii konwersyjnej. Na szczęście wciąż jeszcze nie może być pewna zwycięstwa: w 2015 roku sąd stanowy New Jersey uznał, że inna organizacja Jews Offering New Alternatives for Healing, w skrócie JONAH (Jonasz – przyp. tłum.), proponując i prowadząc terapię konwersyjną, uczestniczyła w oszustwie, jako że homoseksualizm nie jest chorobą umysłową.

Najlepszym sposobem zastopowania tej szkodliwej praktyki byłoby przyjęcie rezolucji na szczeblu federalnym lub też zakazanie jej przez władze pozostałych 32 stanów – albo w ostateczności przez lokalne sądy. Do Kongresu trafiły projekty takich ustaw, które wprowadziłyby zakaz na szczeblu krajowym, jednak propozycje te utknęły w Izbie Reprezentantów.

Tymczasem sprzyjający czas może dobiegać końca. We wrześniu 2019 roku radni miasta Nowy Jork przegłosowali wycofanie się z zakazu prowadzenia terapii konwersyjnych. Obawiano się bowiem, że pozew złożony w tej sprawie przez stowarzyszenia chrześcijańskie dotrze w końcu do coraz bardziej konserwatywnego Sądu Najwyższego, a ten wypowie się przeciwko zakazowi. To, czy ta obrzydliwa praktyka będzie kontynuowana, zależy od wyniku wyborów prezydenckich i parlamentarnych w 2020 roku. Oby otworzyły one drogę do przyjęcia legislacji, która ostatecznie położyłaby kres stosowaniu tej pseudonaukowej metody udającej terapię.

Świat Nauki 2.2020 (300342) z dnia 01.02.2020; Wokół nauki; s. 6