Ilustracja Christina Ung
Opinie

Nierozważny krok WHO

Światowa Organizacja Zdrowia zaczyna promować niesprawdzoną tradycyjną medycynę chińską

Od ponad 2000 lat w celu leczenia wielu chorób chińscy uzdrawiacze stosowali sproszkowane zioła, fragmenty ciał zwierząt, nalewki oraz akupunkturę. Metody te są wykorzystywane przez ludzi na całym świecie, jednak w Chinach są chyba najpowszechniej praktykowane, najlepiej udokumentowane i skategoryzowane. Tradycyjna medycyna chińska (TCM) opiera się na idei chi – układu energii, która przepływa przez organizm pomiędzy meridianami.

W ciągu ostatniej dekady zwolennicy TCM ciężko pracowali nad jej wprowadzeniem do głównego nurtu opieki medycznej – i te starania zaczynają przynosić owoce. Najnowsza (11.) wersja publikowanej przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) listy chorób i problemów zdrowotnych, International Statistical Classification of Diseases and Related Health Problems (ICD), po raz pierwszy będzie obejmowała takie środki lecznicze.

WHO, zgodnie ze swoim mandatem, określa normy i standardy leczenia medycznego na całym świecie i formułuje „etyczne i oparte na wynikach badań możliwości postępowania”. Tysiące chorób zostało tam podzielonych na kategorie. WHO wpływa na to, jak są one leczone, jak ubezpieczyciele pokrywają koszty tej terapii i jakie badania są prowadzone w odniesieniu do konkretnych schorzeń. Ponad 100 krajów opiera się na tym dokumencie, opracowując swoje medyczne agendy.

Uwzględnienie w ICD tradycyjnej medycyny chińskiej to poważne odstępstwo od opierania się na wynikach badań. Dane potwierdzające skuteczność większości tradycyjnych metod leczenia są znikome lub nie ma ich wcale. W roku 2009 naukowcy z University of Maryland przeprowadzili szeroko zakrojone badanie: przeanalizowali 70 prac przeglądowych, mających na celu ocenę TCM, w tym akupunktury. Żadne nie pozwoliło na wyciągnięcie jednoznacznych wniosków, ponieważ dane były albo zbyt skąpe, albo nie spełniały naukowych standardów.

Oczywiście, wiele powszechnie stosowanych oraz będących przedmiotem eksperymentalnych badań środków farmakologicznych, takich jak aspiryna, leki obkurczające naczynia czy niektóre preparaty do chemioterapii, pozyskiwano początkowo z roślin lub innych naturalnych źródeł. Wszystkie te leki przeszły jednak intensywny proces prób klinicznych, w których oceniano ich bezpieczeństwo i skuteczność. Wsparcie metod leczenia, które nie spełniają tych standardów, zwiększy stopień ich wykorzystania i jednocześnie obniży wiarygodność WHO.

Chiny zabiegają o większą globalną akceptację tradycyjnych leków, które przynoszą gospodarce tego kraju około 50 mld dolarów przychodu rocznie. A w roku 2016 Margaret Chan, ówczesna dyrektor WHO, pochwaliła te chińskie plany. Usystematyzowanie dziedziny tradycyjnej medycyny chińskiej i przybliżenie pracownikom ochrony zdrowia metod leczenia stosowanych przez miliony osób jest dobrym pomysłem, jednak ich włączenie do ICD lekkomyślnie zrównuje je z lekami, które przeszły badania kliniczne.

Tradycyjne leki nie są w Chinach objęte żadną kontrolą i często raczej pogarszają stan zdrowia ludzi, zamiast go poprawiać. Jednym ze szczególnie kłopotliwych składników jest powszechnie stosowany kwas arystolochowy, którego działaniu przypisuje się śmiertelne uszkodzenia nerek i raka dróg moczowych.

W badaniu opisanym w 2018 roku w British Journal of Clinical Pharmacology przebadano 487 chińskich preparatów przyjmowanych przez osoby chore i odkryto 1234 ukryte składniki, w tym leki zatwierdzone oraz zakazane na Zachodzie, analogi leków czy też tkanki tarczycy pochodzenia zwierzęcego. W roku 2012 zespół pod kierunkiem Megan Coghlan, wówczas pracującej na Murdoch University w Australii, zidentyfikował sekwencje DNA zawarte w 15 próbkach tradycyjnych leków w postaci proszków, tabletek, kapsułek, fiolek ze sproszkowaną żółcią i herbatek ziołowych. Próbki zawierały m.in. rośliny wytwarzające toksyczne związki chemiczne oraz DNA gatunków zagrożonych wyginięciem (jak na przykład azjatycki baribal lub antylopa suhak).

Oznacza to, że rozszerzanie zasięgu tradycyjnej medycyny miałoby nie tylko niekorzystne skutki zdrowotne, ale także przyczyniałoby się do destrukcji ekosystemów i zwiększało skalę nielegalnego handlu dzikimi gatunkami. W październiku ub.r. Chiny ogłosiły legalizację kontrolowanego handlu rogami nosorożca i kośćmi tygrysa (po ogólnoświatowym proteście zrezygnowano z tego kroku w listopadzie). Praktycy wierzą, że oba te składniki są pomocne w mnóstwie problemów, od gorączki po impotencję – mimo że w żadnym badaniu nie stwierdzono korzystnych skutków przyjmowania któregokolwiek z nich. Zezwolenie nawet na kontrolowane pozyskiwanie gatunków, które są już i tak zagrożone wyginięciem, przyczyni się zdaniem krytyków do nasilenia nielegalnych polowań.

Dopóki tradycyjne leki nie przejdą rygorystycznych badań pod kątem czystości, skuteczności, dawkowania i bezpieczeństwa, Światowa Organizacja Zdrowia powinna usunąć je ze swojej listy.

Świat Nauki 5.2019 (300333) z dnia 01.05.2019; Wokół nauki; s. 6