Ilustracja Gloria Pizzilli
Opinie

Szkoła to nie posterunek wojskowy

Placówki edukacyjne, często z dziećmi w środku, są stale wykorzystywane w konfliktach zbrojnych. To musi się skończyć

W październiku 2017 roku Joy Bishara opowiedziała szczegółowo członkom Rady Bezpieczeństwa ONZ o swoich ponurych przeżyciach z 2014 roku, gdy wraz z blisko 300 innymi dziewczynkami została porwana ze szkoły w Nigerii przez islamistyczne ugrupowanie Boko Haram. Na sali panowała kompletna cisza, kiedy Joy relacjonowała, jak to pewnego dnia, już po porwaniu, zeskoczyła z jadącej ciężarówki, a potem uciekała przez wiele godzin, pokonując busz. Jej się udało, ale ponad setka innych uczennic, jej koleżanek szkolnych, wciąż znajduje się w niewoli.

Przed porwaniem dziewczynki – i ich rodziny – były pewne, że przebywają w miejscu przeznaczonym do nauki i zabawy. Czemu miałyby myśleć inaczej? Wszak szkoła powinna być dla każdego dziecka strefą bezpieczeństwa, a nie strefą wojny.

Nie zawsze to prawda. W wielu miejscach na globie uzbrojone oddziały przekształcają szkoły i uniwersytety w punkty obserwacyjne, koszary, magazyny broni, miejsca przesłuchań oraz centra rekrutacji młodocianych żołnierzy. Od 2013 roku koalicja pod nazwą Global Coalition to Protect Education from Attack, stworzona przez organizacje pozarządowe, wśród nich przez Human Rights Watch, udokumentowała rozmaite „akty napaści” – zabójstwa, tortury, gwałty i zmuszanie do pracy – dotyczące uczniów, studentów, nauczycieli i samych placówek w 27 krajach. Z kolei ONZ zebrała informacje o około 500 napadach na szkoły dokonanych w 2016 roku w 18 na 20 krajów uznanych za ogarnięte konfliktem zbrojnym.

Bezpieczeństwo szkół w rejonach targanych wojną ma olbrzymie znaczenie z punktu widzenia zdrowia publicznego. Placówki edukacyjne to nie tylko miejsca, gdzie dzieci uczą się czytać i pisać; w takich miejscach uczniowie, którzy żyją na terenach ogarniętych wojną, mogą również liczyć na wsparcie psychologiczne, a także na informacje i instrukcje, jak postępować, by zwiększyć poziom osobistego bezpieczeństwa – na przykład, jak unikać min.

W 2015 roku podczas międzynarodowej konferencji w Oslo zaprezentowano dokument zatytułowany Safe Schools Declaration. Opracowano go po konsultacjach z wieloma ministrami spraw zagranicznych, obrony i edukacji oraz przy udziale Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża. Sygnatariusze dokumentu deklarują, że będą nieść pomoc ofiarom ataków na szkoły, zadbają o podtrzymanie funkcjonowania placówek edukacyjnych, zaczną ścigać sprawców aktów przemocy, będą promować programy nauczania łagodzące napięcia pomiędzy rozmaitymi grupami społecznymi i etnicznymi, poza tym wdrożą wiele innych środków.

Dziesiątki państw podpisały ów dokument, ale niestety nie ma wśród nich dziesięciu z 15 członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, w tym USA, Rosji, Chin i Wielkiej Brytanii. Przedstawiciele tych krajów argumentowali, że zapisy w dokumencie wychodzą poza prawne zobowiązania wyszczególnione w konwencjach genewskich i innych umowach międzynarodowych.

Deklaracja nie zawiera żadnych prawnych zobowiązań, co jednak nie znaczy, że jest tylko kawałkiem papieru. Pewna część sygnatariuszy już podjęła konkretne kroki w celu zapewnienia bezpieczeństwa szkołom. Na przykład, minister obrony Somalii zwiększył liczbę żołnierzy chroniących placówki edukacyjne. W Afganistanie minister edukacji, wspierając się deklaracją, podejmuje próby wyprowadzenia posterunków wojskowych i koszar z budynków szkolnych. W Nigerii bezpieczeństwo szkół stało się priorytetem. Działania podejmują nie tylko rządy. Organizacje pozarządowe w Afryce, Azji i na Bliskim Wschodzie przekonują walczące grupy zbrojne, aby odstąpiły od okupacji szkół.

Potraktowanie kwestii bezpieczeństwa szkół i uczniów jako międzynarodowego problemu zaczyna przynosić efekty. Jednak lekcja, że szkołom i kampusom uniwersyteckim trzeba bezwzględnie zapewnić nienaruszalność, powinna być odrobiona dawno temu. Idea ochrony nauczycieli i uczniów narodziła się już w starożytnym Rzymie. W 333 roku naszej ery rzymski cesarz Konstantyn uznał, że profesorowie literatury będą zwolnieni z obowiązku kwaterowania żołnierzy w swoich domach, aby „mogli bez obciążeń uczyć sztuk wyzwolonych”. Konstantyn nie był jedynym władcą rzymskim wydającym takie polecenia.

W tym samym miesiącu, w którym Bishara opowiadała w ONZ o swoich doświadczeniach, rozdarty wojną Jemen, gdzie ostatnio wielu studentów zostało zabitych podczas saudyjskich nalotów, podpisał, jako 70. kraj, dokument Safe Schools Declaration. Dobrze byłoby, gdyby pozostałe kraje poszły w jego ślady.

Świat Nauki 2.2018 (300318) z dnia 01.02.2018; Wokół nauki; s. 6