||| ||| Shutterstock
Opinie

Fizycy depczą metafizykom po piętach

Co znaczy zwrot „przed Wielkim Wybuchem”? To odwieczne pytanie budzące skojarzenia z rozważaniami filozofów na temat wieczności Stwórcy i statusu czasu.

Od kiedy ludzie zaczęli opowiadać sobie różne historie, pojawiały się mity zwane kosmogonicznymi. W nich rozmaite praistoty – związane były zwykle ze słońcem, księżycem i ziemią – obcując ze sobą płodziły niebo i ziemię oraz wszystko, co na ziemi żyje. Były też bóstwa bardziej, by tak rzec, abstrakcyjne, jak grecki Kronos, czyli Czas. Wizja tego archaicznego bóstwa kryje w sobie ważną ideę, a mianowicie, że powstanie świata uruchamia bieg czasu bądź jest przez czas uwarunkowane. Czy czas jest czymś „przed” światem, czy też jest czymś, co rodzi się razem ze światem? Jeśli to drugie, to skąd wziął się czas? A jeśli to pierwsze, to jak mógł istnieć sam?

Egipcjanie, a później Persowie, Żydzi i inne ludy śródziemnomorskie zaczęły wyobrażać sobie powstanie świata na podobieństwo pracy rzemieślnika. Bardzo w tym pomógł opisywany przez Mircea Eliadego proces „zapominania” dawnych bóstw niebiańskich, które po wielu stuleciach stawały się oderwane od konkretnych wyobrażeń, a jednocześnie „stare” i przez to „pierwsze”. Tym samym doskonale nadawały się na bóstwa „jedyne” i najpotężniejsze. Monoteizm i mit o stworzeniu świetnie ze sobą współgrają.

Mit o stworzeniu ma wiele wersji, zależnie od tego, ku jakiemu rozwiązaniu fundamentalnego problemu metafizycznemu skłaniali się jego twórcy. Można sobie wyobrażać, że wszechmogące Bóstwo, żyjące samotnie i odwiecznie, zechciało, aby ktoś jeszcze mógł radować się Nim jako Najwyższym Dobrem, wobec czego umyśliło stworzyć świat i ludzi. Tylko czy wcześniej Bóstwo żyło w czasie, czy też w pozaczasowym „wiecznym teraz”? Większym wzięciem cieszyło się to drugie rozwiązanie. Niestety, wyobrażenie sobie powstania czegoś z niczego jest trudne, a poza tym w mocy pozostaje pytanie, skąd wzięło się to wszechmocne Bóstwo, takie jak Aton, Jahwe, Ahura Mazda, Bóg czy Allah. Ich odwieczne istnienie nie jest wcale mniej tajemnicze niż istnienie samego świata.
Mądrzy ludzie wpadli więc na pomysł, że wieczny będzie i stwórca, i stworzenie. Można wręcz powiedzieć, że ta idea stanowi granicę pomiędzy myśleniem mityczno-religijnym a filozoficznym i metafizycznym. A jeśli Bóstwo istnieje samo przez się i w sposób konieczny (nie może nie istnieć), to można też powiedzieć, że razem z nim istnieje też świat, który z niego emanuje. Pytanie o powstanie świata jest więc źle postawione i naiwne.

W jaki sposób można uzasadnić ten pogląd, a jednocześnie rozwiązać zagadkę powstania świata poprzez zaprzeczenie, aby w ogóle kiedykolwiek „powstał”? To proste, a jednocześnie genialne. Otóż wystarczy uznać, że bóstwo ma naturę intelektu, a jednocześnie jest doskonałe. Tym samym jest najwyższym dobrem i działa logicznie – stworzyło świat „odwiecznie”. Inaczej mówiąc, świat istnieje koniecznie, tak samo ja Bóstwo. Bo czymże miałoby być wcześniej, zanim powstał świat? Miałożby tkwić w niedoskonałości, czekając aż wpadnie na pomysł, że doskonalej będzie współistnieć ze światem? To rozwiązanie wywodzi się od Parmienidesa i szkoły elejskiej (V w. p.n.e.) i właściwie unieważnia zagadkę „co było przed powstaniem świata?”, lecz również „z czego powstał świat?”. Bo z tym „z czego” był wielki problem – ale to nieco inna opowieść.

A teraz przeskoczmy do naszych czasów. Jak wiadomo, na pytanie „skąd wziął się świat?” nauka najchętniej odpowiada frazą Big Bang. Ta naukowa teoria ma wiele wariantów i rodzi wiele pytań. Ale nic nowego pod słońcem! Rozważania o tym, co może znaczyć zwrot „przed Wielkim Wybuchem” są bardzo podobne do odwiecznych rozważań filozofów na temat wieczności (bezczasowości) Stwórcy i statusu czasu jako czegoś, co powstało (lub nie) razem ze światem. Fizyczna „osobliwość”, jaką jest punkt, w którym zaczyna się proces „Wielkiego Wybuchu”, stwarza fizykom okazję do rozważań o nieskończoności – zupełnie tak samo jak dawnym filozofom, którzy w absolucie (Bóstwie rozumianym filozoficznie) widzieli skoncentrowaną „w punkcie” nieskończoność.

Analogii jest więcej. A najważniejsza jest ta, że fizyka współczesna – jak mi się wydaje – skłania się ku teorii podobnej do starej koncepcji metafizycznej, widzącej w absolucie źródło rzeczywistości położone poza nią, a jednocześnie wyobrażającej go sobie raczej jako coś w rodzaju punktu niż jako bezkres. Ciekawe, czy konkurencyjna koncepcja filozoficzna, zrównująca absolut ze światem, znajdzie kiedyś odzwierciedlenie w fizyce. Wedle tej koncepcji każda chwila jest jak nowe „stworzenie”, a nic, co istniało bądź istnieć będzie, nie jest mniej realne od tego, co zdarza się teraz. Tak czy inaczej, fizycy depczą metafizykom po piętach!

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną