Getty Images
Opinie

Zdjąć palec z atomowego guzika

Dla dobra nas wszystkich amerykański arsenał jądrowy nie może pozostawać w stanie najwyższej gotowości

Latem ubiegłego roku poważany przyrodnik E.O. Wilson wyraził w wywiadzie dla Huffington Post obawy, że perspektywa jądrowej pożogi stanowi w chwili obecnej bezpośrednie zagrożenie dla naszej planety. W analogiczne tony uderzał wcześniej Donald Trump. „Jedynym globalnym ociepleniem, którym powinniśmy się przejmować, jest globalne ocieplenie wywołane BRONIĄ JĄDROWĄ w rękach szalonych lub niekompetentnych przywódców!” – tweetował w 2014 roku. Wypowiedź ta odbiła się szerokim echem podczas jego kampanii prezydenckiej.

Obaj powiedzieli to z odmiennych powodów. Trump bagatelizował problemy wynikające z globalnego ocieplenia, natomiast Wilson, uznając za realne na dłuższą metę zagrożenie zmianą klimatu, bał się przede wszystkim, że „jakiś głupi błąd” popełniony przez któreś z państw dysponujących bronią jądrową może spowodować katastrofę już w najbliższych latach. W równym stopniu za bezpośrednią groźbę uznawał prezydencję Trumpa, ale w owym czasie sądził, że potentat jednak nie wygra wyborów.

Jeszcze przed wyborami napięcia geopolityczne zwiększyły ewentualność jądrowego konfliktu. W gruncie rzeczy zagrożenie stwarzane przez broń jądrową utrzymuje się od dziesięcioleci. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Rosja, utrzymują około 900 głowic w pełnej gotowości bojowej. Status ten oznacza, że pociski rozmieszczone na wyrzutniach lądowych i na łodziach podwodnych mogą zostać wystrzelone w trybie natychmiastowym za naciśnięciem guzika, aby zdążyć dokonać ataku odwetowego, zanim pociski agresora osiągną swój cel.

Jeśli nasz system wczesnego ostrzegania wykryje lecące rakiety, prezydent ma co najwyżej 12 minut na podjęcie decyzji, czy rozpętać destrukcję na globalną skalę. Dotychczas salwy nadlatujących pocisków nie były niczym więcej, jak artefaktami na elektronicznych ekranach.

Jednak olbrzymi niepokój budzi to, że usterki techniczne niekiedy sprawiały, że zarówno radzieckie, jak i amerykańskie systemy ostrzegania, sygnalizowały ataki, których w rzeczywistości nie było. W 1983 roku do zainicjowania procedury kontrataku nie doszło wyłącznie dzięki temu, że radziecki oficer dyżurny zawierzył swojej intuicji i zinterpretował dane satelitarne o nadlatujących pociskach amerykańskich jako fałszywy alarm.

Tego rodzaju incydenty zdarzały się również w Stanach Zjednoczonych. W 1979 roku komputery w centrum dowodzenia w Colorado Springs zasygnalizowały, jakoby Związek Radziecki rozpoczął atak jądrowy na dużą skalę. Ogłoszono alarm bojowy dla załóg amerykańskich wyrzutni balistycznych i bombowców strategicznych, który został odwołany dopiero, kiedy dane satelitarne nie potwierdziły zagrożenia. Okazało się, że dane z oprogramowania treningowego niewiadomą drogą zostały wprowadzone do jednego z komputerów operacyjnych.

„Naciśnięcie guzika” może także stanowić nieprzepartą pokusę dla niezrównoważonego przywódcy. W 1974 roku podczas trwającej procedury impeachmentu prezydent Richard Nixon powiedział reporterom: „Mogę sobie pójść do swojego gabinetu, podnieść słuchawkę telefonu i w ciągu 25 minut zginie 70 mln ludzi”. Zaniepokojony stanem umysłowym Nixona w owym czasie sekretarz obrony James Schlesinger polecił, aby go powiadomić przed wykonaniem jakiegokolwiek rozkazu uderzenia jądrowego wydanego przez Nixona.

Bieżące zawirowania polityczne na arenie międzynarodowej, które nieustannie grożą eskalacją w niebezpiecznym kierunku, skłoniły zarówno Baracka Obamę, jak i George’a W. Busha do składania obietnic podczas swoich pierwszych kampanii prezydenckich, że podejmą kroki na rzecz obniżenia poziomu gotowości pocisków balistycznych. Żaden z nich jednak tego przyrzeczenia nie dotrzymał, pozostawiając to nowej ekipie rządzącej.

Po tym, jak zmieniał diametralnie swoje stanowiska w wielu kwestiach podczas kampanii w 2016 roku, Trump powinien zapewnić amerykańskich wyborców, że będzie rządził rozważnie, poprzez zobowiązanie się do zniesienia stanu najwyższej gotowości amerykańskiego arsenału jądrowego.

Trump powinien zastosować się do zbioru pragmatycznych rozwiązań przedstawionych przez Związek Zaangażowanych Naukowców (UCS) i inne ugrupowania interesu publicznego, które po części mogłyby zostać bezzwłocznie wdrożone. Przekręcenie głównego wyłącznika bezpieczeństwa w silosach pocisków jądrowych, procedura zwana asekurowaniem, stosowana w razie konieczności wejścia do nich ekip wykonujących prace naprawcze, mogłoby skutecznie zapobiec ich nieuzasadnionemu wystrzeleniu. Wyprowadzenie ze stanu asekuracji zajmuje co najmniej pół dnia, ponieważ w pobliżu silosów normalnie nie ma personelu wojskowego, co daje dostatecznie wiele czasu na rozważenie decyzji, które byłyby nieodwracalne.

Jak zasugerowało UCS, poprzez podjęcie takiego kroku jednostronnie, Stany Zjednoczone zredukowałyby ryzyko pomyłkowego lub przypadkowego wystrzelenia którejś z rakiet, pociągającego za sobą odwet wymierzony w ludność USA, oraz dałyby dobry przykład stronie rosyjskiej. Mogłoby to stanowić wstęp do działań takich, jak wyjęcie głowic z pocisków i przechowywanie ich w innym miejscu, a ostatecznie całkowitej likwidacji wyrzutni lądowych. Ze względu na to, że łodzie podwodne są w znacznie mniejszym stopniu narażone na atak przeciwnika, zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie mieliby pewność, że i tak zdążą przeprowadzić kontratak.

Wszystkie te posunięcia uczyniłyby świat bardziej bezpiecznym i mogłyby również odwieść Chiny, które dotąd nie zdecydowały się na utrzymywanie swoich rakiet w pełnej gotowości, od wstąpienia na tę drogę.

Odwołanie stanu najwyższej gotowości amerykańskiego arsenału jądrowego kosztowałoby dosłownie grosze, a jednocześnie zyskalibyśmy dostatecznie wiele czasu na zapobieżenie katastrofalnemu rozwojowi wypadków, który ostatnio ponownie jawi się jako najbardziej bezpośrednie zagrożenie dla przetrwania ludzkości.

Świat Nauki 4.2017 (300308) z dnia 01.04.2017; Wokół nauki; s. 6