Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Shutterstock
Środowisko

Sześcionodzy obcy, czyli owadzia cywilizacja na Ziemi

Marzymy o podróży na inne planety i odkryciu pozaziemskich cywilizacji. Tak naprawdę te obce cywilizacje mamy u nas na Ziemi. Owady nauczyły się wielu rzeczy, zanim pojawił się człowiek. Rozpoznają swoje twarze. A ich zmysły i zachowania są fascynujące.

Obserwuj nas. Pulsar na Facebooku:

www.facebook.com/projektpulsar

W Sekcji Archeo w Pulsarze prezentujemy archiwalne teksty ze „Świata Nauki” i „Wiedzy i Życia”. Wciąż aktualne, intrygujące i inspirujące.


Jest ich niewiarygodnie dużo i występują wszędzie. W lesie i w jeziorach, na łąkach i w rzekach, w tundrze i w górach. Na lodowatych himalajskich wyżynach, 6 tys. m n.p.m., żyją widelnice, a larwy komarów pływają w gorących źródłach parku Yellowstone, gdzie temperatura przekracza 50°C. W wiecznym mroku najgłębszych jaskiń naszej planety bytują ślepe komary jaskiniowe. Owady można spotkać w chrzcielnicach, w komputerach, w plamach ropy, a także w kwasie żołądkowym i żółci w brzuchach koni. Mieszkają na pustyniach, pod lodem w zamarzniętych morzach, w śniegu i w dziurkach nosów morsów. Owady żyją na wszystkich kontynentach – choć na Antarktydzie reprezentowane są tylko przez jeden gatunek, nielotną muchówkę, która ginie, gdy temperatura przez dłuższy czas przekracza 10°C. Insekty znaleźć można nawet w morzu. W futrach fok i pingwinów żyją różnego rodzaju wszy, które towarzyszą gospodarzom również podczas nurkowania. Istnieje nawet osobny gatunek wszy spędzający życie w znajdującym się pod dziobem worku pelikana. Są też nartniki, które na swoich sześciu nogach ślizgają się po powierzchni pośrodku oceanu.

To prawda, że owady mają niewielkie rozmiary, lecz umiejętności, które udało im się opanować, to wcale nie taki drobiazg. Na długo przed pojawieniem się ludzi na Ziemi insekty nauczyły się już zarówno rolnictwa, jak i hodowli zwierząt: termity uprawiają jadalne grzyby, a mrówki trzymają mszyce jako dojne krowy. Osy pierwsze opracowały produkcję papieru z celulozy. Larwy chruścików chwytały inne zwierzęta w sieć miliony lat przed tym, zanim ludziom udało się sklecić sieć rybacką. Owady rozwiązały skomplikowane problemy aerodynamiki i nawigacji wiele milionów lat temu, nauczyły się też kontrolować jeśli nie ogień, to przynajmniej światło – i to wewnątrz własnego ciała (świetliki). Poznawanie ich zmysłów i obyczajów jest jak poznawanie obcej cywilizacji.

Kiedy jest się małym, można skorzystać ze wzmacniacza dźwięku. Robią to chrząszcze zwane kołatkowatymi (gatunki kołatek uparty i tykotek rudowłos, ten ostatni na zdjęciu).Henrik Larsson/ShutterstockKiedy jest się małym, można skorzystać ze wzmacniacza dźwięku. Robią to chrząszcze zwane kołatkowatymi (gatunki kołatek uparty i tykotek rudowłos, ten ostatni na zdjęciu).

Uszy na kolanach

Owady mają uszy we wszelkich możliwych dziwnych miejscach, ale rzadko na głowie. Znajdujemy te struktury na nogach, skrzydłach, na piersi lub odwłoku. U pewnych motyli nawet w jamie gębowej! Owadzie uszy występują w wielu wariantach, a mimo że wszystkie są w rozmiarze XXXS, to część zadziwia budową. Mogą posiadać np. wibrującą membranę przypominającą maleńki bębenek, którego powierzchnia wprawiana jest w drgania za każdym razem, gdy przez powietrze dotrze do niej fala dźwiękowa. To struktura dość podobna do naszego bębenka usznego, jednak w uproszczonej, miniaturowej wersji. Owady mogą również odbierać bodźce przy użyciu różnych czujników połączonych z włoskami wychwytującymi wibracje.

Komary i muszki owocowe mają takie czujniki na czułkach, a larwy motyli mogą mieć włoski czuciowe na całym ciele – za ich pomocą słyszą, czują dotyk i smak. Niektóre uszy wyłapują dźwięki z dużych odległości, podczas gdy inne działają tylko z bardzo bliska. Sprecyzowanie tego, czym naprawdę jest „słyszenie”, bywa niełatwe – np. czy wyczuwanie wibracji źdźbła trawy, na którym się siedzi, to słyszenie czy czucie? Kiedy jest się małym, można skorzystać ze wzmacniacza dźwięku. Robią to chrząszcze zwane kołatkowatymi (gatunki kołatek uparty i tykotek rudowłos). W dawnych czasach ludzie wierzyli, że wydawany przez nie dźwięk ostrzega przed zbliżającą się śmiercią, jednak wyjaśnienie owego przesądu jest zupełnie prozaiczne. Chrząszcze te spędzają okres larwalny w gnijącym drewnie, często w drewnianej konstrukcji domów. Dorosłe osobniki znajdują partnerów, po prostu uderzając głową w ścianę. Dźwięk ten bardzo dobrze przenosi się przez drewno i dociera zarówno do samych chrząszczy, jak i do nas. Czasami przypomina tykanie zegara albo raczej niecierpliwe stukanie palcami w stół. Według ludowych podań dźwięki te informowały o tym, że ktoś wkrótce umrze – że to zegar odliczający ostatnie godziny albo niecierpliwie czekająca postać z kosą. W rzeczywistości dźwięki te były znacznie lepiej słyszalne w cichym domu, np. takim, w którym czuwano przy kimś śmiertelnie chorym.

Micronecta ­scholtzi, przedstawiciel rodziny wioślakowatych.ExaVolt/Wikimedia Commons/WikipediaMicronecta ­scholtzi, przedstawiciel rodziny wioślakowatych.

Inne wydawane przez owady dźwięki słyszymy całkiem dobrze również w słoneczny dzień, tak jak pieśni cykad. Ale to nie cykady wygrywają w konkurencji o puchar najbardziej hałaśliwego owada na świecie. Jeśli weźmiemy poprawkę na rozmiary, trofeum odebrać może dwumilimetrowy wodny insekt. Wioślakowate z rodzaju Micronecta konkurują ze sobą, wykorzystując do tego muzykę. Jak jednak grać miłosne serenady, gdy ma się rozmiary grubo zmielonego ziarenka pieprzu? Malutki wioślak gra po prostu na samym sobie – brzuch to struny, a smyczkiem jest penis. Parę lat temu pewien zespół badawczy rozstawił podwodne mikrofony, by nagrać pieśń wioślakowatych pochodzących z Francji. Okazało się wtedy, że te małe zwierzęta przekroczyły przy użyciu swoich smyczków wszelkie granice rozsądnej produkcji dźwięku. Średni poziom głośności wynosił aż 79 dB – dla stworzenia o zaledwie 2 mm długości. Na lądzie odpowiada to hałasowi wytwarzanemu przez pociąg towarowy przejeżdżający w odległości 15 m od słuchacza.

Z językiem pod nogami

Pomyśl, jak to by było, gdybyś mógł chodzić boso latem po lesie i czuć smak jagód, nadeptując na nie! Tak właśnie ma mucha domowa. Wyczuwa smak stopami. A do tego ten zmysł jest u niej niezmiernie wyczulony: 100 razy czulszy na cukier niż nasze języki. Bycie muchą domową wiąże się jednak z pewnymi niedogodnościami. Nie ma ona mianowicie zębów ani niczego innego, co pozwalałoby jej zjadać stałe pokarmy. Jest skazana na wieczną płynną dietę. Cóż więc może zrobić nieszczęsna mucha, gdy wyląduje na czymś smakowitym, np. na twojej kanapce? No cóż, przetwarza przekąskę na smoothie przy użyciu enzymów trawiennych. Oznacza to, że musi wypluć trochę soków żołądkowych na twój posiłek. Dla nas to nic fajnego. Na kanapce mogą w ten sposób wylądować bakterie pochodzące z tego, co mucha zjadła ostatnio. Jest to jednak dobre dla muchy, bo teraz może spokojnie wysiorbać papkę. Muchy domowe mają aparat gębowy przypominający gąbczastą końcówkę odkurzacza na krótkim trzonku. Całość podłączona jest do czegoś w rodzaju pompy znajdującej się w głowie i wytwarzającej podciśnienie, dzięki któremu smakowita zupka może zostać spałaszowana.

Larwa tarczyka zielonego robi sobie daszek z własnego kału, co ma chronić ją przed wrogami.Macro Photo/ShutterstockLarwa tarczyka zielonego robi sobie daszek z własnego kału, co ma chronić ją przed wrogami.

Twoja twarz coś mi mówi

Przez długi czas myśleliśmy, że tylko wyżej rozwinięte zwierzęta potrafią rozróżniać poszczególne osobniki – to przecież stanowi fundament tworzenia osobistych relacji. Było tak do czasu, gdy pewien ciekawski badacz sięgnął po farbę modelarską i zaczął malować głowy os z amerykańskiego gatunku Polistes fuscatus, który należy do klecanek. Budują one z przeżutej masy drzewnej przypominające rozetę gniazda małych komórek przeznaczonych dla larw. Gniazda te, zawieszone na paliku, przypominają odwróconą parasolkę. W przeciwieństwie do naszej zwykłej osy, która również buduje gniazda z masy papierowej, gniazda tego gatunku nie mają ochronnej otoczki wokół komórek. Osa ta żyje w silnie zhierarchizowanej społeczności, w której trzeba wiedzieć, kto jest szefem. Być może to dlatego ten gatunek tak znakomicie radzi sobie z rozpoznawaniem poszczególnych osobników po twarzach. Osa, którą pomalowano tak, że zmienił się wzór jej pasków, po powrocie do gniazda spotykała się z agresją. Pobratymcy nie rozpoznawali jej i nie wiedzieli, co mają z nią zrobić. Aby zapewnić grupę kontrolną, naukowcy pomalowali również kilka os w taki sposób, że osobiste wzory się nie zmieniły. Te osobniki po powrocie do gniazda nie spotkały się z żadnymi szykanami. Fascynujące jest również to, że po kilkugodzinnych przepychankach współmieszkańcy przyzwyczaili się do nowych, pomalowanych twarzy. Agresja się skończyła i wszystko wróciło do normy. Pozostałe osy przekonały się, że to rzeczywiście jest panna Osowska, chociaż trochę przesadziła z makijażem. Wynika z tego, że osy rzeczywiście potrafią rozpoznawać i rozróżniać poszczególne osobniki w swojej społeczności. Pszczoły miodne opanowały coś jeszcze – otóż rozróżniają ludzkie twarze w formie portretowych zdjęć. Ponadto pamiętają poznaną twarz przez co najmniej dwa dni. Wątpliwe, czy mają jakikolwiek stosunek do tego, co faktycznie widzą. Prawdopodobnie uważają, że na przedstawianych im zdjęciach znajdują się jakieś dziwaczne kwiaty.

Karzełki i biblijni giganci

Najmniejszymi na świecie insektami są rzęsikowate. Całe larwalne życie spędzają wewnątrz jaj innych owadów. Należy do nich malutka osa Kikiki huna, która jest tak drobna – ma długość 0,16 mm – że nie widać jej gołym okiem. Nazwa tego owada pochodzi z polinezyjskiego języka używanego na Hawajach, gdzie m.in. Kikiki huna występuje, a oznacza – co logiczne – mniej więcej tyle, co „kropeczka”.

W kategorii najdłuższy wygrywa chiński straszyk Phryganistria chinensis zhao. Przy długości 62,4 cm mierzy więcej niż ludzkie przedramię. Dla równowagi nie jest grubszy niż nasz środkowy palec. Podgatunek ten został nazwany imieniem badacza owadów Zhao Li, który opierając się na wskazówkach miejscowych, na poszukiwania tego superpatyczaka poświęcił sześć lat życia.

Jeśli natomiast mówimy o owadzie najcięższym, dobrze wypada goliat. Larwy tych afrykańskich gigantów mogą ważyć do 100 g – to mniej więcej tyle samo, co nasz kos. Nazwa pochodzi od biblijnego Goliata, giganta mającego 3 m wzrostu.

Owadzi żłobek

Owadzia mama zazwyczaj uważa, że kiedy złoży jaja, ma już całą robotę za sobą. Istnieją jednak wyjątki. Niektóre insekty są bardzo opiekuńcze i praktykują różne odmiany zarówno karmienia butelką, jak i zmiany pieluch. Istnieje np. karaluch (Diploptera punctata), który rodzi żywe młode. Oznacza to, że wykluwają się one z jaja w ciele samicy; wtedy nimfy potrzebują jedzenia, by mogły rosnąć duże i silne. Karaluchy nie mają ciepłego, przyjemnego łożyska, w którym młode mogłyby otrzymywać pokarm przez pępowinę. Zamiast tego matka ma w odwłoku specjalne gruczoły, które wydzielają płynne mleczne proteiny. Wartość odżywcza tego „mleka” ma być taka jak w wojskowych racjach – to idealna mikstura z białek, węglowodanów i tłuszczów.

Inny, niezbyt popularny owad, strzyżak sarni, ma podobny do karalucha cykl życiowy. Strzyżak to pasożytnicza mucha żywiąca się krwią wysysaną ze zwierzyny płowej. Owady te roją się w środku sezonu grzybowego i chociaż rzadko gryzą ludzi, to bardzo irytują, gdy lądują całymi stadami, zrzucają skrzydełka i wpełzają we włosy. Dla zwierząt może być to niezwykle uciążliwe. Jeden z łosi zbadanych w 2007 r. w instytucie weterynarii miał na sobie aż 10 tys. strzyżaków. Również i u tego gatunku młode wykluwa się z jaja wewnątrz matki, a larwy są „karmione piersią” ze specjalnych gruczołów, podczas gdy matka spokojnie siedzi w łosiej sierści. Potomstwo „rodzi się” w formie pewnego rodzaju poczwarki, twardnieje i staje się ciemne jak hebanowa perła, po czym spada z łosia na ziemię. Tam leży aż do następnej jesieni, kiedy się wykluwa.

Wielce użyteczne odchody

Odchody zwierząt mogą się przydać do bardzo wielu rzeczy. W różnych kulturach suszone krowie placki wciąż służą za opał albo materiał budowlany. Również w świecie owadów znaleźć można przykłady kreatywnego wykorzystania odchodów. Co powiecie na perukę z kupy? Chrząszcz z gatunku Hemisphaerota cyanea żyje na karłowatych palmach na Florydzie i w sąsiednich stanach. Gdy larwa przegryza się przez liść palmowy, wyciska z siebie – po przeciwnej stronie – piękne bladożółte kręcone loki. Potem elegancko układa je na własnym grzbiecie, tworząc w ten sposób całą perukę jasnych włosów, przypominających nieco zaczeskę Donalda Trumpa. Zadaniem tej peruki jest oczywiście samoobrona – nawet gdy jesteś głodny, wolałbyś nie mieć ust pełnych włosów. Podobne techniki stosują larwy kilku innych tarczykowatych, ale zamiast fryzjerstwa stawiają na odstraszenie wroga. Gąsienica powszechnie występującego jasnozielonego tarczyka zielonego Cassida viridis zbiera stare skórki i czarne grudki kału, tworząc pewnego rodzaju dach lub parasol, który podtrzymuje za pomocą „widelca” na odwłoku. Jeśli wróg podejdzie zbyt blisko, larwa zaczyna wymachiwać parasolem. Wykazano również, że konstrukcje te mogą zawierać toksyczne substancje, które larwa wytwarza ze zjadanych liści, by trzymać wrogów na dystans.

Podrodzina Cryptocephalinae jest jeszcze bardziej zaawansowana. Jej dzieci są wyposażone w coś, co przypomina prawdziwy kamper zbudowany z kupy: matka wkłada każde jajo do pięknie ukształtowanego pojemnika, który buduje z własnych odchodów. Po wylęgnięciu się larwa otwiera drzwiczki i wystawia na zewnątrz głowę i nogi w taki sposób, że może ciągnąć dom za sobą. W miarę wydalania własnych odchodów rozbudowuje go tak, by zawsze pozostawał odpowiednio przestronny. Kiedy nadchodzi pora przepoczwarzenia, larwa wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi. Tam może bezpiecznie i wygodnie leżeć, póki nie stanie się dorosłym chrząszczem i wszystko zacznie się od początku.

Niektórym motylom smakują krokodyle łzy.CHAINFOTO24/ShutterstockNiektórym motylom smakują krokodyle łzy.

Pić krokodyle łzy

Być roślinożernym owadem to nie taka znowu prosta sprawa. Tkanka roślinna jest bowiem pokarmem niezbyt treściwym, ubogim w najważniejsze substancje, takie jak azot i sód. Ma to dla roślinożernych insektów pewne konsekwencje. Wiele z nich przechodzi przez długi okres larwalny, którego celem jest pozyskanie wystarczającej ilości pożywienia. Inne koncentrują się na najbogatszych w azot częściach roślin, takich jak korzenie (niektóre rośliny współżyją z bakteriami, które pozyskują dla nich azot) albo kwiaty i nasiona. Wiele owadów, takich jak mszyce, które piją ubogi w azot sok roślinny, musi pochłaniać spore jego ilości, aby otrzymać dostatecznie dużo substancji odżywczych. Oznacza to jednak ogromną nadwyżkę wody i cukru, które wydzielane są jako to, co często nazywamy spadzią – ku uciesze innych owadów. Wymieniana jest ona np. na usługi ochroniarskie świadczone przez niektóre mrówki. Dla nich dostęp do obfitego źródła węglowodanów jest na tyle atrakcyjny, że bronią swojego stada „cukrowych krów” przed każdym, kto miałby ochotę je zjeść. Kolonia mrówek bez trudu potrafi zebrać w ciągu lata 10–15 kg cukru z mszyc – niektóre szacunki podają nawet liczbę 100 kg rocznie na gniazdo. Wykazano też, że mrówki „pasą” swoje stada, ograniczając mszycom możliwość przenoszenia się na inne rośliny. Podobnie jak ludzie przycinają skrzydła gęsiom i innym ptakom, mrówki potrafią odgryzać mszycom skrzydła. Używają też chemicznych substancji sygnalizacyjnych, by hamować rozwój uskrzydlonych osobników albo ograniczać liczbę biegających mszyc.

Rośliny zawierają też niewiele sodu. Pierwiastek ten ma ogromne znaczenie dla wszystkich zwierząt, m.in. dlatego, że od niego zależy funkcjonowanie mięśni i układu nerwowego. Podczas gdy roślinożerne sarny mogą uzupełniać sód dzięki lizawkom wystawionym przez przyjaznych ludzi, owady same muszą znajdować sobie naturalne źródła tego pierwiastka. Dlatego często można zobaczyć barwne motyle siedzące wokół kałuży i pijące bogate w minerały błoto, by uzupełnić swoją nektarową dietę. A jeśli nie da się znaleźć kałuży, może pomogą krokodyle łzy? Zachwyceni biolodzy podczas ekspedycji wzdłuż rzeki w dżungli w Kostaryce w 2013 r. sfilmowali i sfotografowali pięknego pomarańczowego motyla i pszczołę, które spijały łzy należącego do rodziny krokodyli kajmana – każde ze „swojego” oka. Okazuje się, że ta metoda zapewniania sobie życiodajnych soli poprzez pozyskiwanie ich z krokodylich łez jest znacznie bardziej rozpowszechniona, niż nam się wydawało – po prostu rzadko ją można zaobserwować. Picie krokodylich łez brzmi niewątpliwie bardziej spektakularnie od siorbania brudnej wody!


Więcej informacji o niesamowitym świecie owadów można znaleźć w książce „Terra insecta. Planeta owadów” autorstwa Anne Sverdrup-Thygeson, Znak, 2019.

Wiedza i Życie 6/2019 (1014) z dnia 01.06.2019; Entomologia; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Sześcionodzy obcy"