Brązowa skalno-lodowa breja zalała ponad 100 domów, szkołę i kościół parafialny. Brązowa skalno-lodowa breja zalała ponad 100 domów, szkołę i kościół parafialny. EPA/Michael Buholzer / PAP
Środowisko

Alpy tracą zimną krew

O losie naszej planety mogą zdecydować cirrusy i stratocumulusy
Środowisko

O losie naszej planety mogą zdecydować cirrusy i stratocumulusy

Znaczenie chmur jako aktywnych graczy będzie rosło w miarę podnoszenia się temperatury na globie. Kłopot polega na tym, że wciąż nie za bardzo wiadomo, w jaki dokładnie sposób zachowają się na klimatycznej planszy. [Artykuł także do słuchania]

Lód znika z alpejskich zboczy, a odsłonięte skalne ściany suną w dół, zagrażając mieszkańcom, turystom i infrastrukturze. [Artykuł także do słuchania]

W szwajcarskim kantonie Valais w rozległej dolinie górnego Rodanu, zaledwie 30 km na północ od Matterhornu, winnice wspinają się po zwróconych ku słońcu zboczach na wysokość ponad 1000 m n.p.m. Niewykluczone, że w niezbyt odległej przyszłości będą się wspinały jeszcze wyżej, jeśli sprawdzą się prognozy niektórych szwajcarskich klimatologów, według których w 2060 r. wiele miejscowości w Valais będzie miało klimat podobny do tego, jaki dziś panuje w Toskanii. To, co sprzyja szwajcarskim winoroślom, jest jednak zabójcze dla szwajcarskich lodowców oraz dla turni, grani i urwisk, z których znika wieczna zmarzlina. Bez tego scalającego elementu skała łatwo wietrzeje, atakowana przez deszcz i wiatr. Rośnie ryzyko wielkich obrywów i osuwisk.

Najpierw powoli…

O tym, że dla Alp nadchodzą ciężkie czasy, przekonało się ostatnio w dramatyczny sposób kilkuset mieszkańców górskiej wioski Blatten w dolinie Lötschental, dochodzącej z północy do doliny Rodanu. W środę 28 maja po południu została ona niemal całkowicie zniszczona przez gigantyczne ilości mas skalnych i lodowych, które ześlizgnęły się ze zbocza wznoszącego się nad osadą na wysokość ponad 2 km. Żywioł potrzebował mniej niż minutę, aby unicestwić Blatten. Brązowa skalno-lodowa breja zalała ponad 100 domów, szkołę i kościół parafialny. Budynki trzeba będzie rozebrać.

Na szczęście mieszkańców ewakuowano dziewięć dni wcześniej, bo naukowcy ostrzegli przed możliwym rozpadem niewielkiego lodowca Birchgletscher wiszącego kilometr ponad miejscowością. W ostatnich latach jego czoło przemieściło się w dół o kilkadziesiąt metrów pod ciężarem coraz to nowych skał spadających z przepaścistych ścian szczytu Kleines Nesthorn (3335 m n.p.m.). Lód zsuwał się najpierw powoli, a z czasem coraz szybciej, aż w połowie maja zaczął tracić stabilność po serii potężnych obrywów, które doprowadziły do częściowego rozpadu trzytysięcznika. Wtedy zarządzono ewakuację.

Jednak nawet naukowcy byli zaskoczeni rozmiarami i impetem żywiołu. Birchgletscher jest maleństwem. Zanim się rozpadł, zajmował około jednej trzeciej kilometra kwadratowego i miał objętość 5,5 mln m sześc. W porównaniu z alpejskimi olbrzymami to mrówka. Ciepło dobierało się do niego już od pewnego czasu. Chudnąc, rozpadł się na trzy segmenty ulokowane jeden nad drugim. Znajdował się pod stałą obserwacją, ale spodziewano się, że odejdzie po cichu, nie robiąc nikomu krzywdy. Na mapach zagrożeń nie oznaczono dolnego fragmentu Lötschental jako strefy wysokiego ryzyka.

Czyżby coś przeoczono? Raczej się nie spodziewano, że coraz cieplejszy klimat Alp zacznie w tak szybkim tempie wyganiać z nich wieczną zmarzlinę. Nadal trzyma się ona mocno powyżej 3700 m n.p.m., gdzie temperatury powietrza wciąż są bardzo niskie. Znika natomiast z wielu grani i stoków leżących niżej, na wysokości 2500–3500 m n.p.m. To dziś najbardziej czuła strefa podatna na obrywy i osuwiska. Właśnie w niej znajduje się Kleines Nesthorn. Zasypany przez niego materiałem skalnym lodowiec w końcu stracił równowagę, a zaraz potem ponad połowę swojej objętości. W dół poleciało 3 mln m sześc. lodu i 6,5 mln m sześc. skał, a szwajcarscy badacze mówią o wydarzeniu bez precedensu we współczesnej historii Alp. Masę tej olbrzymiej lawiny oszacowano na 20 mln ton. Przemieszczała się ze średnią prędkością 200 km/h i na dotarcie do leżącej 1200 m niżej wioski potrzebowała 40 sekund. Zasypała dno doliny na długości 2,5 km warstwą gruzu o grubości od 30 do nawet 100 m.

Tragedia pod Marmoladą

Czy taka właśnie przyszłość czeka Alpy i ich mieszkańców? Glacjolog Wilfried Haeberli, emerytowany profesor uniwersytetu w Zurychu, bada wieczną zmarzlinę w górach od trzech dekad. Z jego inicjatywy kilka uczelni i instytutów naukowych stworzyło sieć PERMOS, w ramach której w 27 miejscach w Szwajcarii monitoruje się tempo rozsypywania się gór za pomocą zdalnie sterowanej aparatury pomiarowej. Haeberli ostrzega, że jeśli temperatury w Alpach wzrosną do końca wieku o kilka stopni, częstotliwość wielkich lawin skalnych, obrywów i innych szybkich ruchów grawitacyjnych gruntu wzrośnie setki razy. Być może z tego powodu trzeba się będzie wycofać z niektórych dolin.

W kwietniu 2024 r. równie wielkie osuwisko zasypało na długości 5 km górny odcinek doliny Val Roseg w Alpach Retyckich. Lawina skał i lodu zeszła błyskawicznie spod szczytów Piz Bernina i Piz Scerscen. Na szczęście nie było tam żadnych ludzkich osad, ale w 2017 r. spod Piz Cengalo, innego szczytu w tym samym paśmie górskim, stoczyła się lawina skalna o objętości 3 mln m sześc., która dotarła do wioski Bondo i zabiła osiem osób. A pod koniec 2024 r. władze kantonu Gryzonia zdecydowały o ponownej – i tym razem zapewne już ostatecznej – ewakuacji wioski Brienz/Brinzauls, na którą w każdej chwili może się zsunąć duży fragment skalnego zbocza.

Jak widać, tu i ówdzie odwrót już się rozpoczął. Nikt nie chce, żeby powtórzyła się sytuacja z lata 2022 r., gdy masy lodu spod Marmolady – najwyższego szczytu Dolomitów – zabiły jedenastu i raniły ośmiu turystów. Serak (wielotonowa bryła lodu) oderwał się od lodowczyka, który jest od dawna rozmiękczany przez ciepło. W ciągu dwóch pierwszych dekad tego stulecia stracił jedną trzecią objętości i blisko jedną czwartą powierzchni, a kurcząc się, popękał na wypukłościach terenu. Odpadnięcie jakiegoś fragmentu było kwestią czasu. Ponieważ jednak nie sprawiał wrażenia niebezpiecznego, uśpił czujność ludzi. Wystarczyło jednak kilka suchych i upalnych tygodni, aby zmienił się w śmiertelną pułapkę.

Takich dłuższych gorących okresów przybywa w Alpach. Austriacki klimatolog Reinhard Böhm twierdzi, że obecne temperatury w regionie są najwyższe od co najmniej 1500 lat. Taki okres objęła jego rekonstrukcja klimatu oparta na analizie pyłków roślin, osadów z dna jezior, stalagmitów w jaskiniach, słoi drzew i innych pośrednich źródłach. Według Böhma ostatnie dwa dziesięciolecia były w Alpach cieplejsze nawet od wieków X–XII, kiedy to Europa miała wyjątkowo łagodny klimat. Potem zaczął się on ochładzać i trend ten odwrócił się dopiero w połowie XIX w. Wtedy też skończył się dobry czas dla alpejskich lodowców, które wcześniej przez wiele stuleci schodziły coraz niżej w doliny.

Topnieją po angielsku

W XX w. średnia roczna temperatura w Alpach wzrosła o ponad 2 st. C. W porównaniu ze średnią globalną klimat ociepla się tu zatem dwa razy szybciej. Daniel Farinotti, glacjolog z politechniki ETH w Zurychu, sięgnął po fotografie stereoskopowe wykonane przez służby geodezyjne w latach 30. XX w., aby ocenić, o ile skurczyły się od tego czasu szwajcarskie lodowce. Przejrzał 21 tys. takich zdjęć z 7 tys. lokalizacji, stwierdzając, że w okresie od 1931 do 2016 r. straty lodu wyniosły 55–60 proc. Im bardziej na południe, tym były większe. Proces ten przyspiesza.

W XX w. średnia roczna temperatura w Alpach wzrosła o ponad 2 st. C. W porównaniu ze średnią globalną klimat ociepla się tu zatem dwa razy szybciej.WikipediaW XX w. średnia roczna temperatura w Alpach wzrosła o ponad 2 st. C. W porównaniu ze średnią globalną klimat ociepla się tu zatem dwa razy szybciej.

Współczesne pomiary pokazują, że w latach 2016–21 szwajcarskie lodowce skurczyły się o kolejne 12 proc., a w dwóch kolejnych sezonach doszło do istnej rzezi. W 2022 r. ubytek wyniósł 6 proc., a w 2023 r. – 4 proc. „W dwa lata straciliśmy więcej lodu niż w ciągu trzech dekad od 1960 do 1990 r. Najmniejsze lodowce praktycznie poznikały, a większe pękają, zapadają się i cofają. Mamy do czynienia z dramatyczną zmianą, której nie wyobrażaliśmy sobie jeszcze kilkanaście lat temu” – komentuje Matthias Huss, szef szwajcarskiej sieci pomiarowej GLAMOS monitorującej dzień po dniu stan 1400 lodowców. Większości z nich, według Hussa, nie będzie za ćwierć wieku.

Spośród ok. 5 tys. alpejskich lodowców cztery piąte to maleństwa o powierzchni poniżej 3 km kw. Wszystkie czeka zagłada. Część zniknie po angielsku, inne mogą sprawiać przez pewien czas kłopoty, w końcu jednak i one przejdą do historii. Pozostaną te największe o powierzchni powyżej 10 km kw., których jest raptem ok. 20. I one jednak stracą znaczną część swojej masy, a jeśli sprawy przybiorą zły obrót, stracą ją całą. Największy francuski lodowiec Mer de Glace spływający z masywu Mont Blanc wycofuje się w tempie ok. 100 m na rok, Gorner w masywie Monte Rossa jest dziś krótszy o 3 km niż sto lat temu. Tyle samo ubyło pierwszemu na liście alpejskich olbrzymów – lodowcowi Aletsch w Alpach Berneńskich zajmującemu powierzchnię ok. 80 km kw.

Czy on też mógłby w ogóle zniknąć? Owszem. Jego objętość wynosi dziś 12–13 km sześc., a w połowie XIX w., czyli na początku epoki przemysłowej, tego lodu było 21–22 km sześc., jak niedawno wyliczyli glacjolodzy Johannes Reinthaler i Frank Paul. Zatem schudł już znacznie, prawie o połowę, ale najgorsze dopiero przed nim. Huss i drugi badacz Guillaume Jouvet wykonali symulacje zachowania lodowca w kolejnych dekadach XXI w. W optymistycznym scenariuszu, w którym temperatura globalna nie przekracza 2 st. C, licząc od początku epoki przemysłowej, lodowiec kurczy się „tylko” o połowę do końca stulecia. W mniej korzystnym (ale realistycznym), w którym temperatura wzrasta o ok. 3 st. C, główny jęzor lodowca o maksymalnej grubości 800 m znika całkowicie, a niedobitki lodu wycofują się do wysokogórskich mateczników pod pionowymi ścianami czterotysięczników.

Tysiące nowych jezior

Nawiasem mówiąc, rzeź ma charakter globalny. Pod koniec maja na łamach „Science” grupa naukowców (m.in. Farinotti i Huss) wykazała w serii symulacji komputerowych, że nawet gdyby temperatura globalna przestała rosnąć od jutra, lodowce górskie na Ziemi nadal by się kurczyły i w 2100 r. byłyby mniejsze o dwie piąte niż dziś. A wzrost temperatur o 3 st. C do końca wieku skończyłby się redukcją łącznej objętości lodowców górskich o 76 proc. Skutki społeczne, ekonomiczne i środowiskowe byłyby olbrzymie – lodowce zasilają w wodę wiele ważnych rzek. Doszłoby również do sporych przeobrażeń w krajobrazie górskim, np. w Alpach pojawiłyby się tysiące nowych jezior w zagłębieniach wydrążonych przez lód.

Zresztą tak już kiedyś było. Badania paleoklimatyczne wykazują, że 4–5 tys. lat temu, gdy na Ziemi było nieco cieplej niż dziś, Alpy były prawie wolne od lodu. Zaczął on się znów gromadzić przed ok. 3 tys. lat w wyniku zmiany klimatu na chłodniejszy. Jednak ciepło odchodziło powoli, z czego skorzystał między innymi Hannibal, który w III w. p.n.e. powiódł wielką armię Kartaginy przez podniebne alpejskie przełęcze. W pierwszych wiekach średniowiecza nie zdołałby już narobić kłopotów Rzymianom. Zaczęły się bowiem chłody, które – z przerwą na ciepłe stulecia od X do XII w. – potrwały aż do początków ery przemysłowej. Potem, wiadomo, do gry wkroczył człowiek.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną