Boa psiogłowy lub szmaragdowy. Boa psiogłowy lub szmaragdowy. Shutterstock
Środowisko

Jak boa dusiciel walczy z uciskiem

Jak to się dzieje, że wąż dusząc swoją ofiarę, sam się nie dusi? Naukowcy sprawdzili na żywym organizmie. Uspokajamy: ani oni, ani badane zwierzę, nie ucierpiały.

Żeby odpowiedzieć na pytanie, jak boa dusicielowi udaje się przeżyć dłużej niż jego ofierze, trzeba najpierw przypomnieć sobie, w jaki sposób właściwie ją zabija. Otóż tu nazwa niezupełnie zobowiązuje. Przynajmniej jeśli terminem „uduszenie” określamy sytuację, kiedy ściśnięcię któregoś z elementów układu oddechowego schwytanego nieszczęśnika uniemożliwia mu zaczerpnięcie powietrza.

Owszem, wąż swoim ciałem upośledza działanie płuc, ale gdyby polegał tylko na tym mechanizmie, cała procedura trwałaby zbyt długo. Przyczyną śmierci ofiary jest – co udowodnił i opisał w „The Journal of Experimental Biology” w 2015 r. zespół naukowców Dickinson College – zatrzymanie akcji serca na skutek nagłego wzrostu ciśnienia.

Ta metoda ma przynajmniej dwie zalety – jeśli można tak powiedzieć w przypadku zabójstwa. Tu można o tyle, że wąż zachowuje się humanitarnie. Ofiara nie męczy się długo: krew w jej organizmie szybko przestaje dopływać do mózgu, a to powoduje niemal natychmiastową utratę przytomności. Dusiciel ma zaś pełną gwarancję sukcesu, bo nawet jeśli popełniłby błąd i ofierze jakimś cudem udałoby się wyswobodzić z uścisku, to i tak zmarłaby na zawał.

Tyle że podczas ataku także sam dusiciel doznaje ucisku. Jego płuca, które ciągną się przez połowę wężowego ciała, teoretycznie też powinny przestać działać prawidłowo. Temu właśnie zagadnieniu przyjrzeli się naukowcy z Brown University w Providence pod wodzą Johna Capano, o czym donosi „Nature”.

Nie byli w swoich działaniach zbyt delikatni, ale nie zrobili niczego, co mogłoby węża fizycznie uszkodzić. Pewnie tylko nieco się zdenerwował nieoczekiwaną zamianą miejsc: tym razem to on został poddany podduszaniu – za pomocą rękawa ciśnieniomierza. Okazało się, że długość płuc nie była tylko sposobem Natury na upchnięcie ich w wąskim ciele. Kiedy uciskany jest jeden fragment, gad przestaje go używać i oddycha swobodnie pozostałymi. I to samo dzieje się, kiedy na płuca naciska przepychana przez wnętrze ciała upolowana i trawiona w całości zdobycz – obok płuc umieszczony jest bowiem długi żołądek.

Rozwiązanie tej zagadki przyniosło wreszcie, zdaniem amerykańskich naukowców, odpowiedź na pytanie, dlaczego ewolucja wykształciła tak wiele gatunków węży. Otóż miały te gady chrapkę na coraz to inne jedzenie, a właściwie musiały nauczyć się zjadać to, co miały w zasięgu. Opanowując szybką metodę zabijania i sztukę oddychania wyizolowanymi częściami płuc, mogły włączać do swojej diety większe stworzenia, co pozwoliło im zapewne także zmieniać miejsca zamieszkania. A kiedy rozpełzły się w różne strony, musiały się przystosować do nowych warunków. I zróżnicowanie gotowe. Tak oto doszło do tego, że dziś węże liczebnie przewyższają inne długie i smukłe kręgowce – ryby i gady – mniej więcej dziesięciokrotnie.