Trójoki drapieżnik łączy żyjące i wymarłe stawonogi
Przed eksplozją kambryjską (ok. 540 mln lat temu) organizmy były relatywnie proste i niewielkie. Nawet wielokomórkowe zwierzęta nie przekraczały zwykle kilku centymetrów długości. Co więcej, wszystkie one funkcjonowały w praktycznie „dwuwymiarowym” świecie, ponieważ całe życie toczyło się na powierzchni oceanicznego dna, po którym poruszano się jedynie w ramach współrzędnych kartezjańskich.
Wszystko zmieniło się, gdy w oceanach wzrosła zawartość tlenu. Te nowe warunki umożliwiły rozwój zwierząt o większych rozmiarach, bardziej skomplikowanej budowie i szybszym metabolizmie. Tym samym przyczyniły się do powstania pierwszych, prawdziwych drapieżników, które porzuciły życie w „dwuwymiarze” i oderwały się od oceanicznego dna do toni wodnej, by obserwować z góry denną faunę i siać wśród niej spustoszenie. Jednym z nich był Stanleycaris – przedstawiciel Radiodontów, czyli wymarłej grupy taksonomicznej, należącej do stawonogów (ich współcześni reprezentanci to m.in.: skorupiaki, wije i owady, a wymarli przedstawiciele to trylobity).
O istnieniu Stanleycarisa wiemy już od lat 80. XX w., ale dotychczasowe skamieniałości tego intrygującego drapieżnika dostarczały jedynie ogólnych informacji na jego temat: że miał segmentowane ciało, długi „ogon” i dwie boczne „płetwy” złożone z wielu członów. Przednia część jego ciała wyposażona była w dwa zwinięte „szpony” zlokalizowane przy otworze gębowym. Za ich pomocą Stanleycaris mógł chwytać z zaskoczenia swoje ofiary, a następnie przyciągać je do siebie i zjadać. Zwierzę to mierzyło nie więcej, niż 20 cm, ale w swoim ekosystemie było jednym ze szczytowych drapieżników, zwłaszcza, że – jak to ujęli autorzy publikacji z „Current Biology” – żyło „w czasach, w których większość zwierząt rosła nie większa niż ludzki palec”.
Najnowsze skamieliny ujawniły znacznie więcej szczegółów na temat wymarłego krewnego skorupiaków. Po pierwsze, okazało się, że miał dwa duże aparaty wzrokowe po bokach głowy i jedno centralnie zlokalizowane „trzecie oko”. To cecha niespotykana u żadnego innego, odkrytego dotychczas, przedstawiciela tej grupy. Po drugie i – z badawczego punktu widzenia – ważniejsze, jego mózgowie cechowało się dwudzielną budową. To cecha odróżniająca od znanych współcześnie stawonogów, których mózg składa się z trzech zasadniczych części: protocerebrum, deutocerebrum i tritocerebrum. Tej ostatniej składowej brak u Stanleycarisa.
Uczeni uważają, że odkrycie dwudzielnego mózgowia u przedstawicieli Radiodontów, a także dokładnego schematu jego połączeń nerwowych jest dla ewolucjonistów tym, czym kamień z Rosetty dla filologów. Nowe znalezisko jest więc precyzyjnym łącznikiem i „tłumaczem” pomiędzy żyjącymi obecnie stawonogami a ich wymarłymi przodkami. Jako takie, pozwala z większą dokładnością prześledzić ewolucję wielu grup zwierząt.