Co zrobić z Odrą? Co już wiadomo o katastrofie ekologicznej na Odrze i jakie są jej konsekwencje dla ekosystemu? Co zrobić z Odrą? Co już wiadomo o katastrofie ekologicznej na Odrze i jakie są jej konsekwencje dla ekosystemu? Shutterstock
Środowisko

Odrę prawdopodobnie trzeba będzie tworzyć od zera

W jakim stanie jest Odra? Czy to początek, czy koniec katastrofy? Co można zrobić, żeby tragedie przyrodnicze nie zdarzały się w przyszłości? Jak dać wyniszczonej rzece nowe życie? Odpowiada prof. Piotr Parasiewicz z Instytutu Rybactwa Śródlądowego im. Stanisława Sakowicza.

Wiarygodne informacje o zanieczyszczeniu Odry prezentujemy w naszym stale aktualizowanym artykule.

Sandra Wilk: Czym jest dziś Odra?

Piotr Parasiewicz: To niemal pusty kanał wodny.

Nie możemy już myśleć o ekosystemie, który jest w stanie sam szybko się odtworzyć, np. w kilka miesięcy czy kilka lat?

Nie. Wystarczy sobie uzmysłowić, że mówimy o blisko 700 km rzeki, które zostały praktycznie wyczyszczone z ryby. Słyszymy co prawda szczątkowe informacje od wędkarzy, że żywe osobniki jeszcze się pojawiają, ale chodzi prawdopodobnie o te, którym udało się znaleźć jakieś refugium w portach czy starorzeczach, do których skażona woda po prostu nie dotarła. Ale Odra została uregulowana dawno temu. Z tego powodu jest bardziej wrażliwa i miejsc, w których ryby mogą się schować, jest niewiele. W tej chwili wciąż nie wiemy, czy w rzece zostało zniszczone absolutnie wszystko. Zachodzi jednak taka obawa. Okaże się po dłuższej obserwacji, gdy całą tę sytuację podsumujemy.

Co już wiadomo?

Ucierpiały nie tylko ryby. Ucierpiały wszelkie podstawy życia. Widziałem ogromną ilość spływających martwych małży. A każdy z tych mięczaków – dorosłych – filtruje ok. 40 litrów wody dziennie. Ich istnienie ma więc ogromne znaczenie dla jej jakości i elastyczności ekosystemu. A także realny wpływ na szybkość jego odtwarzania się. Mówimy także o planktonie i owadach, które są bazą pokarmową nie tylko ryb, ale także i ptaków czy zwierząt przyrzecznych.

Jeżeli małże spływają i tego niemal nie widzimy, to w wodzie są jeszcze tony rozmaitych organizmów, które są bazą pokarmową dla innych gatunków. Już nie mówiąc o tym, że nie wiadomo, co będzie z roślinami.

Bardzo trudno jeszcze określić straty także dlatego, że ogromne ilości martwych organizmów znajdują się na dnie rzeki. Tutaj trzeba więc liczyć się także z wtórnym zakażeniem, bo zaraz to wszystko zacznie fermentować i za chwilę ogromne masy organiczne będą spływać w dół rzeki, do Bałtyku. Sinice już mamy.

Czy w związku z procesami gnilnymi grozi nam również katastrofa epidemiczna?

Dopóki ludzie będą się trzymać z dala od rzeki, raczej nie. Ale dużego zanieczyszczenia Bałtyku i Odry należy się spodziewać – jest gorąco, jest bardzo mało wody, a to są świetne warunki do fermentacji. To jeszcze nie koniec tego, co się dzieje.

Pojawiają się także informacje o zmianie zapachu i koloru wody w Odrze. Zazwyczaj z takimi procesami mamy do czynienia w przypadku tzw. przyduchy, czyli zmniejszonej ilości tlenu w wodzie. Tymczasem eksperci Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska (GIOŚ) donoszą, że w tym przypadku tlenu jest za dużo, co może być efektem utleniania się rozmaitych substancji.

Jeśli mamy takie ogromne ilości tlenu w wodzie, to ryby się duszą tak samo jak wtedy, gry wyciągnie się je na ląd. Jest prawdą, że wartości tlenu w Odrze są teraz znacznie wyższe, niż być powinny. Do informacyjnej „zmyłki” doszło, gdy pojawiły się pierwsze śnięte ryby. Ponieważ mamy bardzo niski stan wody na rzece i wysokie temperatury, to wszyscy myśleli, że ich powodem był brak tlenu wynikający z braku wody, czyli wspomniana przyducha.

Mamy jednakże do czynienia jeszcze z drugą zmienną: ogromną alkalicznością wody w Odrze – na poziomie pH 9. To tak, jakby ryby płynęły w mocnej zasadzie.

Wszystko więc wskazuje na to, że mówimy o obecności substancji toksycznych w rzece. Z całą pewnością można stwierdzić, że to nie jest żadna bakteria, żaden wirus, żadna choroba. Nigdy nie obserwowaliśmy takich przyrodniczych wydarzeń. To jest po prostu zatrucie toksycznymi elementami. Jakimi? Tego jeszcze nie wiemy. Prawdopodobnie wieloma.

I nie wiadomo wciąż, skąd pochodzącymi.

Na razie nikogo nie złapano za rękę. Może to być też – teoretycznie – powiązane z historycznymi substancjami skumulowanymi na dnie Odry w wyniku dawnej działalności przemysłowej. Na Węgrzech, kiedy ponad 20 lat temu cyjanek (z zalanej kopalni złota Baia Mare – przyp.) spłynął do Tisy i zabił w niej całe życie, to wszystko było jasne, co się stało, kto zawinił. My jeszcze takich informacji nie mamy.

Czy może pan zdementować bądź potwierdzić informacje dotyczące zanieczyszczenia Odry rtęcią?

Odra jest zanieczyszczona tym pierwiastkiem, ale to konsekwencja historyczna. Wiadomo, że rtęć była kiedyś wykorzystywana do procesów przemysłowych i wiadomo, że znajduje się w podłożu, bo bardzo szybko się z nim wiąże i tak prędko do wody nie trafia.

Słyszałem od kolegów naukowców z Niemiec – ale nie mogę tego potwierdzić – że ten poziom rtęci, który oni obserwowali, pojawił się raczej w dolnej Odrze. Polska zaczęła ostatnio przekopywać pola międzyostrogowe, więc istnieje prawdopodobieństwo, że sporo pierwiastka z podłoża mogło zostać uruchomione i doprowadziło do chwilowo podwyższonych poziomów. Zaznaczam, że to jest tylko spekulacja.

Pewne jest natomiast to, że wyższe poziomy rtęci w Odrze nie były teraz przyczyną wymierania organizmów. Po pierwsze, rtęć tak szybko nie zabija. Po drugie, żeby doszło do takiej sytuacji, w Odrze musiałyby być gigantyczne ilości rtęci.

Dlaczego badania jakości wody z rzeki i skażeń ryb trwają tak długo?

Po pierwsze – jak słyszałem – próbki ryb zostały do badań dostarczone dosyć późno. Po drugie, to są procesy laboratoryjne, chemiczne, analizy – to musi trwać. Poza tym, przy takiej skali zanieczyszczenia i tak ogromnym zainteresowaniu tematem wszyscy są bardzo ostrożni. Nikt nie chciałby społeczeństwa czy służb wprowadzić w jakikolwiek błąd. Wyniki trzeba wielokrotnie sprawdzić, potwierdzić, być ich absolutnie pewnym.

Dotychczasowe analizy wykluczyły skażenie ryb metalami ciężkimi, ale za to wskazują na dużą obecność soli w wodzie.

Ona szkodzi wszystkiemu. W Odrze żyją organizmy słodkowodne. Będą oczywiście takie, które wykażą się większą elastycznością. Ale które? Tego jeszcze nie wiemy.

Jeśli mamy do czynienia tylko z nadmiernym zasoleniem – ile może potrwać stan skażenia?

Nie jesteśmy w stanie tego dzisiaj określić.

Czy Polska kiedykolwiek przeżyła taką katastrofę ekologiczną?

Nie słyszałem o podobnej.

Czy wobec obecnej wiedzy o zanieczyszczeniu Odry powinny być wprowadzone jakieś nowe zasady i systemy zarządzania rzeką?

Zanieczyszczenie Odry obnażyło wiele elementów, które nie zagrały. Nie sprawdziły się systemy kontrolny i kryzysowy – osoby, które pobierają próby wody, powinny natychmiast alarmować, gdy widzą coś nienormalnego. Nie zadziałał także system przekazywania dalej kluczowych informacji.

Z naszego punktu widzenia – Instytutu Rybactwa Śródlądowego, jako jedynej w Polsce instytucji odpowiedzialnej naukowo i doradczo za ryby w rzekach – jest oczywiste, co trzeba zrobić. Przeprowadzaliśmy badania na Odrze już kilkakrotnie, mamy dane, które będą pomocne przy rewitalizacji. Ale żeby było jasne: to, co trzeba wykonać, aby Odra znów żyła, będzie kosztowało.

Na pewno trzeba wprowadzić odpowiednie procedury, lepiej przygotować się na podobne, dramatyczne sytuacje, szybko powoływać sztaby kryzysowe, prowadzić ciągły zautomatyzowany monitoring. Trzeba znacznie głębiej analizować ekosystem, mieć o nim większą wiedzę. Oraz najważniejsze: trzeba zacząć myśleć o renaturalizacji Odry, o odtwarzaniu jej tarlisk, siedlisk, które pomogą zespołom rzecznym w miarę szybko się odtworzyć, usunięciu ostróg, stworzenie meandrów starorzeczy. Przypomnę, że Odra została przez człowieka skrócona, kiedyś miała ponad 1000 km, teraz ma 800 km.

Każdy kryzys jest również okazją. Możemy się nauczyć bardziej szanować to, co mamy, dbać o to, aby takie historie się nie powtórzyły, odtworzyć życie przygotowując lepsze warunki życia w bardziej naturalnej rzece. Proszę zwrócić uwagę na to, że np. wszyscy zobaczyli, ile ryb żyło w Odrze. Może z powodu tego, co się wydarzyło, będzie teraz łatwiej przekonać społeczeństwo do działania.

Ale jak odtworzyć ekosystem, który właśnie zniknął?

Szczęście w nieszczęściu jest takie, że ekosystemy wodne są w miarę elastyczne. Bardzo szybko odtwarzają, pod warunkiem, że jest skąd brać ich element. Kolonizacja będzie z Warty, będzie z Bobru, może nawet trochę z morza (wciąż nie wiemy, co się w Bałtyku wydarzy). Ale to potrwa. Owady powinny się odtwarzać w miarę szybko.

Proszę sobie jednak wyobrazić taką rzecz, że większość małż i skójek (chodzi m.in. gruboskorupową – gatunek słodkowodnego małża – przyp. red.) do rozmnażania się potrzebuje ryb. Podczepiają larwy pod skrzela ryb, a te na nich przez jakiś czas pasożytują. Jak ryby nie będzie, to nie będzie też skójek. Ten przykład obrazuje długofalowe konsekwencje, które wymagają obserwowania. System „dostaw” został wyprowadzony z równowagi i uważam, że bez ingerencji człowieka jej przywrócenie w ekosystemie będzie trwało bardzo długo.

Ale żeby były ryby, najpierw trzeba doprowadzić ekosystem Odry do takiego stanu, aby cała „maszyna rzeki” mogła zacząć od nowa funkcjonować. Dowiedziałem się od kolegów naukowców z Węgier, że popełnili błąd, zarybiając Tisę za wcześnie. Okazało się, że w rzece nie było jeszcze odpowiedniej podstawy pokarmowej i zarybianie nie odbyło się z większym sukcesem.

Musimy sobie uświadomić, że w tworzeniu tego ekosystemu prawdopodobnie zaczniemy od zera.


Prof. Piotr Parasiewicz specjalizuje się m.in. w ekologii i inżynierii renaturyzacji rzek, modelowaniu siedlisk ryb i bezkręgowców oraz pomiarach i ocenie hydromorfologii rzek.