Powódź w Pakistanie. Powódź w Pakistanie. Shutterstock
Środowisko

Szczyt klimatyczny COP27: Jeden sukces, wiele goryczy

Trudno o pozytywne oceny szczytu COP27. Dokument końcowy wręcz zdaje się osłabiać wcześniejsze ustalenia.

Zakończony właśnie szczyt w Szarm el-Szejk miał odpowiedzieć na wyzwanie, jakim jest przyspieszenie działań, by ograniczyć wzrost temperatury atmosfery na poziomie 1,5 st. C w stosunku do okresu przedprzemysłowego. Dokument końcowy COP27 w żaden sposób nie spełnia tego oczekiwania. W trakcie obrad pojawiły się nawet próby wykreślenia celu 1,5 st. C. To się nie udało. Doszło jednak do usunięcia ustalenia, że po 2025 r. emisje gazów cieplarnianych mają już tylko maleć. Zastąpiono je stwierdzeniem: że utrzymanie celu 1,5 st. C wymaga zredukowania do 2030 r. emisji gazów cieplarnianych o 43 proc. w stosunku do poziomu z roku 2019.

Co jeszcze nie wyszło? Wpisanie zobowiązania do wyeliminowania z użycia węgla (pozostał zapis mówiący tylko o zmniejszeniu jego wykorzystania). I poszerzenie tego zapisu o zobowiązanie do zmniejszenia zużycia ropy naftowej i gazu ziemnego. Przeciwnie, pojawiła się zalecenie, by przyspieszyć wdrażanie źródeł energii o niskiej emisyjności. Zdaniem ekspertów otwiera to drogę do promocji gazu, bo rzeczywiście na jednostkę wyprodukowanej energii generuje on mniej dwutlenku węgla niż węgiel lub ropa naftowa. Niemniej ciągle jest źródłem niebezpiecznych emisji.

To kilka szczegółów z obszerniejszego dokumentu, którego czytelnik mierzyć się musi cały czas z następującym paradoksem: sygnatariusze przyjmują do wiadomości stan wiedzy naukowej (choćby o erozji kriosfery i niebezpieczeństwie przekroczenia punktów przełomowych), a mimo to proponują nieadekwatne do nich działania. Nauka sobie, polityka sobie, a biznes jeszcze inaczej układa swoje sprawy.

Instytucje finansowe muszą się zreformować

Nie brakuje w dokumencie szacunków kosztów proklimatycznej transformacji. By osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r., należy do 2030 r. co roku zainwestować 4 biliony dolarów w bezemisyjną infrastrukturę energetyczną. A koszt zmian w całej gospodarce to 4–6 biliony dolarów rocznie w wymiarze globalnym.

Największe potrzeby inwestycyjne mają państwa Globalnego Południa, zwłaszcza Afryki, gdzie ponad 600 mln ludzi nie ma dostępu do elektryczności. Większość krajów afrykańskich jest niestety mało atrakcyjna dla inwestorów. Na wsparcie ze środków państw rozwiniętych także liczyć nie może – dokument zwraca uwagę, że ciągle nie są one w stanie wywiązać się z zobowiązania, że będą przeznaczać 100 mld dolarów rocznie od 2020 r. na pomoc przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym.

To prowadzi do wniosku o konieczności reformy międzynarodowych instytucji finansowych. Słuszny postulat. Oby został zrealizowany przed końcem świata.

Porozumienie nie eliminuje zasadniczego problemu

Na osłodę jest jedna bardzo dobra wiadomość – po latach walki prowadzonej przez biedne kraje Południa udało się uruchomić mechanizm finansowania strat i szkód, jakie wywołują zjawiska będące konsekwencją zmian klimatycznych, np. tegoroczna gigantyczna powódź w Pakistanie. Pakistańczycy ze swoimi znikomymi emisjami nie są winni obecnego stanu klimatu, w wyniku powodzi ponieśli jednak straty materialne szacowane na dziesiątki miliardów dolarów. Do tego dochodzą ofiary śmiertelne i cierpienie milionów osób zmuszonych do opuszczenia swoich domów.

Kraje bogate broniły się przed nowym mechanizmem do samego końca, dopiero zmiana stanowiska przez Unię Europejską odblokowała dyskusję i otworzyła drogę do utworzenia nowego instrumentu. Bez tej decyzji Szczyt w Egipcie należałoby ocenić jako katastrofę i wyraz nasilającego się konfliktu między państwami najbogatszym (Grupa G20, dwudziestka największych gospodarek jest odpowiedzialna za 80 proc. emisji gazów cieplarnianych) a najbiedniejszymi.

Porozumienie w sprawie mechanizmu strat i zniszczeń jest ważnym sygnałem politycznym, nie zmienia jednak zasadniczo podstawowego problemu – stanu klimatu. Laurence Tubiana, architektka porozumienia z Paryża zauważa też, że w pracach tegorocznego Szczytu wszędzie widać było ślady lobby węglowo-naftowego. Rzeczywiście, jak policzył think-tank Global Witness, w COP27 uczestniczyło 636 lobbystów branży paliw kopalnych – ponad stu więcej niż przed rokiem.

Eksperci mówią o przesunięciu priorytetów

Zmagania z kryzysem klimatycznym zbliżyły się do punktu przełomowego. Będzie nim uznanie, że cel stabilizacji wzrostu temperatury na poziomie 1,5 st. C jest już nieosiągalny, o czym coraz częściej mówią eksperci. Gdy jednak tak się stanie w ramach ustaleń Konwencji, oznaczać to będzie skokową zmianę jakościową. Jednym z najważniejszych jej aspektów będzie przesunięcie priorytetów z działań mitygacyjnych (zmniejszania emisji gazów cieplarnianych) na działania adaptacyjne (dostosowanie do konsekwencji zmian).

Problem w tym – pisał na Twitterze Antonio Guterres – że nie wszyscy będą mogli się dostosować w inny sposób, niż tylko uciekając z zatapianych lub pustynniejących terytoriów.