Alka Alka SYLVAIN CORDIER/BIOS PHOTO / EAST NEWS
Środowisko

Kolonie w śniegu, czyli które ptaki lubią zimę u nas

Każde dziecko wie, że ptaki wędrowne zimę spędzają w ciepłych krajach. I każde się myli. Bo niektórym wystarcza Polska.

Jemiołuszka

Bombycilla garrulus

Zdarzają się tacy przybysze z Północy, którym ludzka obecność za bardzo nie przeszkadza. Dlatego tak łatwo dostrzec jemiołuszki – ptaki z widowiskowym czubkiem i szelmowskim spojrzeniem wschodnioazjatyckich piratów.

Są w naszej części Europy „od zawsze”. Wspominał je XVI-wieczny badacz śląskiej przyrody Caspar Schwenckfeld. Chętnie przesiadują w miastach i po wsiach, gdzie ruchliwymi stadkami ogołacają jarzębiny z owoców. Są jednak wiercipiętami, jakby nie chciały dać okazji do bliższej obserwacji i zrobienia zdjęcia – pod byle pretekstem ewakuują się na czubki sąsiednich drzew. W locie i kiedy siedzą na gałęziach są uderzająco podobne do szpaków. Jak one zresztą dobrze czują się w grupach, z reguły liczących kilkadziesiąt osobników. Wydają miły dla ucha, łatwo umykający w miejskim zgiełku głos wibrujących dzwoneczków. Dźwięk wzmaga się tuż przed startem i przypomina sygnał do odjazdu hałaśliwej lokomotywy, która według jakiegoś radosnego algorytmu objeżdża najbliższą okolicę.

JemiołuszkaMATS LINDBERG/EAST NEWSJemiołuszka

Do Polski przylatują późną jesienią. Część zostaje na kilka miesięcy, a część leci dalej na południe, nawet do Włoch. Gdy wracają wczesną wiosną, jemiołuszek u nas robi się więcej tylko na chwilę. W kwietniu znikają na dobre, choć na północnym wschodzie, na Warmii, Mazurach i Podlasiu obserwowane bywają jeszcze w maju – wtedy raczej w lasach, gdzie stołują się przede wszystkim na jemiołach. Stąd wzięła się polska nazwa. W łacińskiej w pierwszym członie podkreślono jedwabistość ich upierzenia, spektakularnego zwłaszcza przy dobrym oświetleniu, w słoneczny dzień, w drugim – skłonność do gadatliwości. W angielskiej zaś – Bohemian waxwing – pobrzmiewa niegdysiejsze przekonanie, że ptaszki te pochodzą z Czech oraz obserwacja, że czerwone końcówki piór skrzydeł, które przypominają lak używany kiedyś do pieczętowania listów, potrzebne im są do oszacowania wartości partnerów.

Tej zimy w polskich mediach społecznościowych karierę zrobiło zdjęcie kilkunastu jemiołuszek leżących na chodniku. Według jednej wersji paść miały ofiarą sfermentowanych owoców, wręcz znaleźć się w stanie upojenia, według innej zderzyć się z jakąś przeszkodą, np. szybą. Jedno i drugie tym ptaszkom się zdarza. I o ile bardzo silne wątroby pozwalają im radzić sobie z lekkim podtruciem, które skutkuje przejściową niezdolnością do lotu, o tyle zderzenia często okazują się śmiertelne.

Okres lęgowy jemiołuszki spędzają w borach Skandynawii i północnej Rosji. Trzymają się tam w osobnych parach, gniazdują na drzewach i żywią się owadami. Ich liczebność i zakres terytoriów lęgowych zdają się rosnąć. Według jednej z hipotez dzieje się tak za sprawą wyższych plonów europejskich jarzębin, dzięki którym dobrze odżywione wracają z zimowisk w lepszej kondycji.

Sowa jarzębata i puchacz śnieżny

Surnia ulula i Bubo scandiacus

O ile jemiołuszki pojawić się mogą niemal wszędzie, o tyle północne sowy są wielką rzadkością. Ich ewentualne wykrycie to gratka dla tych miłośników ptaków, którzy prowadzą osobiste listy obserwowanych gatunków i chcą je rozszerzyć o sowie rarytasy. Jarzębatą, z wyglądu i falistego lotu podobną do krogulca, widziano w Polsce w XXI w. około dwudziestu razy. Puchacza śnieżnego, ptaka nie do pomylenia z żadnym innym, który obserwowany w locie z daleka przypomina targaną wiatrem gazetę codzienną, jeszcze w tym stuleciu w Polsce nie widziano.

Oba gatunki upodobali sobie fotografowie przyrody. Raz z racji pojawów od święta, dwa – fotogeniczności i zwłaszcza w przypadku jarzębatej łatwości obserwacji. Sowy te są aktywne w dzień, bo przywykły do długich na Północy letnich dni czy wręcz braku mroku podczas polarnego lata. Potrafią też tygodniami pozostawać w jednym miejscu. Jeśli trafią na dogodne, obfitujące w gryzonie, są wierne ulubionej czatowni – jakiejś gałęzi bądź drzewu – i pozwalają się podglądać z małego dystansu, niespecjalnie przejmując się dyżurnym ludzkim tłumkiem. Na przełomie 2021 i 2022 r. pewna sowa jarzębata przesiedziała 11 tygodni na plantacji rokitnika na Sokólszczyźnie. W poprzednim sezonie przedstawiciel tego gatunku spędził 15 tygodni w Olsztynie. Niektóre z atrakcyjnie wyglądających zdjęć sów jarzębatych – np. w chwili dynamicznego chwytania ofiary – powstają jednak w wyniku chwytów wątpliwych etycznie, m.in. wypuszczania żywych myszy pod sowie szpony i dziób.

PuchaczALBERTO GHIZZI PANIZZA/BIOS PHOTO/EAST NEWSPuchacz

Jarzębata, potulna zimą, w okresie lęgowym, a zwłaszcza w porze wylotu młodych z gniazda, bez strachu atakuje ludzi. W obronie przychówku potrafi zadać bolesne rany, zwłaszcza głowy.

Jak wśród innych sów ich liczebność zależy od obfitości pokarmu, gównie małych gryzoni. W Skandynawii mysie eldorado zdarza się przeciętnie raz na cztery lata, podobnie regularne są dołki i w szczególnie kryzysowych latach sowy podejmują wędrówki, by poszukiwać jedzenia w dalszych stronach.

Dawniej sowy północne na obszarze dzisiejszej Polski pojawiały się znacznie częściej, zwłaszcza na Pomorzu i Mazurach. W XIX w. i na początku XX w. zdarzały się – tak to nazywają ornitolodzy – inwazyjne naloty puchaczy śnieżnych (musiało ich być naprawdę sporo). Współcześnie ptakom tym dają się we znaki zmiany klimatu – obszar jej występowania w europejskiej części Arktyki skurczył się o dwie trzecie. Ma to pewnie związek ze spadającą liczebnością lemingów i pardw, najważniejszych pozycji w jadłospisie. Cała populacja Starego Kontynentu to góra 2,7 tys. par. Aczkolwiek „ptaki mają skrzydła” i puchacze śnieżne, jako doskonali i wytrwali lotnicy, robią z nich użytek. Koczują na wielkich obszarach Ameryki Północnej i Eurazji wokół bieguna, krążą między różnymi krajami i kontynentami. Niestety także północnoamerykańska populacja ma się coraz gorzej.

Bałtyckie „pingwiny”: alka, nurnik, nurzyk

Alca torda, Cepphus grylle, Uria aalge

Tych przesympatycznie wyglądających ptaków zagląda w nasze strony sporo, ale najchętniej trzymają się otwartego morza, gdzie polują na ryby i małe skorupiaki. Kto chce na nie patrzeć, powinien uzbroić się w lornetkę lub lunetę i wypatrywać ich z plaż – doskonałym miejscem jest Półwysep Helski, zwłaszcza jego koniuszek. A jeszcze lepiej wejść na pokład łodzi bądź kutra i popłynąć. Można zabrać się z wędkarzami, z myślą o obserwatorach ptaków organizowane są też rejsy. Taka wyprawa będzie wymagająca, a nieprzyzwyczajeni mogą ją nazwać wręcz katorgą. Zimowa fala nieźle buja, szybko zrobi się mokro, łatwo się wychłodzić. Ale w nagrodę można podpłynąć do ptaków na niewielką odległość.

Alkowate rzeczywiście mają coś z pingwinów – też są utrzymane w biało-czarnej tonacji. Drapieżnikom atakującym spod wody białe brzuchy mogą się zlewać z niebem, mięsożercy uderzający z powietrza muszą się przypatrzeć, by ciemne grzbiety (u nurzyków bardziej brunatne niż czarne) wyłuskać z morskiej toni. Według takiego klucza malowane są samoloty wojskowe albo okręty.

W odróżnieniu od pingwinów te gatunki świetnie latają. Często nisko nad wodą, jeden za drugim – przypominają torpedy z furkoczącymi skrzydełkami. Są znakomitymi nurkami: pod wodą skrzydła stają się napędem, a krótkie, ulokowane daleko z tyłu ciała, nogi pomagają w sterowaniu. Z powodu takich kończyn są za to niezdarne na lądzie. Najwięcej czasu spędzają na nim w sezonie lęgowym, gdy zajmują półki skalne, chętnie wysokich klifów. To nie tylko niezłe miejsce na założenie gniazda, ale także rampa startowa do lotu.

Populacje alkowatych w skali kontynentu są w miarę stabilne, choć lokalnie niektóre mają się źle czy wręcz zanikają. To efekt czyhających na nie zagrożeń: przełowienia mórz, zanieczyszczenia substancjami ropopochodnymi, sieci rybackich, w których zaplątane toną, i ssaczego drapieżnictwa – szczególnie we znaki dają się im norki amerykańskie.

NurzykShutterstockNurzyk

Alek w Europie jest około miliona, zdecydowana większość nad Atlantykiem. Do nas przybywają przede wszystkim ptaki szwedzkie i fińskie. Szacunki mówią, że europejska populacja nurników ma od 400 tys. do 1,5 mln osobników, gatunek ten gnieździ się w południowej Szwecji, w Danii i w Estonii. Najwięcej jest nurzyków – od 2,4 do 3 mln. Nad Bałtykiem (a także np. na Wyspach Brytyjskich) szybko ich przybywa. Może to być przykładem sukcesu ochrony przyrody. Ich największe kolonie nad naszym morzem znajdują się na szwedzkiej wysepce Stora Karlsö, drugim – po Yellowstone – najstarszym obszarem chronionym na świecie, utworzonym w 1880 r. Wyspa była ostatnim miejscem występowania nurzyków nad Bałtykiem, w roku założenia rezerwatu została ich raptem dwudziestka. To ocaleńcy po epoce intensywnych polowań i zbiorach jaj. Taki sam proceder pół wieku wcześniej doprowadził do wytępienia nielotnej alki olbrzymiej, dawniej obecnej także na Bałtyku. Alkowatym trudno jest znieść tak morderczą presję, zwłaszcza jeśli trwa wiele lat. Nie potrafią szybko rekompensować strat, bo dojrzewają późno, pierwszy lęg wyprowadzają w wieku 5 lat, robią to raz w roku i składają tylko jedno jajo. Obecnie co sezon na Stora Karlsö lęgi wyprowadza ok. 20 tys. par nurzyków (i dwadzieścia kilka tysięcy par alk), od lat 70. ich kolonie na wyspie przyrastają w tempie ponad 5 proc. rocznie.

Dzikie gęsi

Do lat 80. zimowe pojawy w głębi kraju przedstawicieli kilku gatunków północnych gęsi uchodziły za ewenement. We wschodniej Polsce praktycznie się to nie zdarzało nawet w latach 90., także w łagodne zimy. W tęgie mrozy gęsi praktycznie nie widywano, wyjątkami były Pomorze Zachodnie i ziemia lubuska. W nowym wieku wszystko stanęło na głowie.

20 lat temu polska literatura ornitologiczna podsumowująca całą historię obserwacji ptaków na terenach Rzeczpospolitej w obecnych granicach odnotowywała 20 prób zimowania bernikli białolicej. W styczniu 2023 r., według ornitho – bazy zbierającej przygodne obserwacje, wprowadzane przede wszystkim przez tysiące amatorów – ptaki te widziano ponad 170 razy, głównie nad Bałtykiem, w Wielkopolsce i na Mazowszu, ale też na Podlasiu, w dolinach Narwi i Biebrzy. Bernikla rdzawoszyja, której prób zimowania przed 2003 r. odnotowano ledwie 8, w styczniu pojawiła się przeszło 40 razy. A gęsi białoczelne, zbożowe, tundrowe? Dawniej spotykano je raczej sporadycznie i wyjątkowo, dziś setki razy, regularnie, w całym kraju.

Dzika gęśRALF KISTOWSKI/AGEFOTOSTOCK/EAST NEWSDzika gęś

Wiele z północnych gęsi gniazduje na rozległych i bezludnych obszarach tajgi i tundry, trudno więc – zwłaszcza w Rosji – zorientować się, co się w ich życiu dzieje późną wiosną i latem. Za to zimują, koczując w pasie od Polski po Beneluks, czyli w okolicach, gdzie sieć wykwalifikowanych obserwatorów i zawodowych biologów, lubiących np. liczyć ptaki, jest wyjątkowo gęsta.

W latach 60. w krajach położonych nad Bałtykiem i Morzem Północnym przebywało 50–70 tys. gęsi białoczelnych, teraz prawie milion. Odpowiadają im zmiany w europejskiej strukturze upraw rolnych i upowszechnienie kukurydzy, będącej podstawową paszą setek milionów europejskich zwierząt hodowlanych, świń, krów i kur. Pola kukurydziane bywają orane dopiero na wiosnę, przez zimę leży na nich mnóstwo świetnego pożywienia, które można wygrzebywać także spod głębokiego śniegu. Gęsiom chłody niestraszne, w końcu opatulone są szczelnie puchem. Problemem w czasie jakichś poważnych mrozów może być jedynie dostęp do wody, potrzebnej do picia i utrzymania higieny piór, ale i tu w sukurs przychodzi cywilizacja, która podgrzewa rzeki i jeziora wodą wypływającą z oczyszczalni ścieków albo elektrowni.

Jakby tego było mało, część północnych gatunków zaczęła gnieździć się w Europie. Niewielka populacja białoczelnych znajduje się w Holandii – tysiące kilometrów od właściwych lęgowisk. To potomkowie ptaków, które łapano i używano jako żywe wabiki podczas polowań na gęsi. Berniklę kanadyjską sprowadzono z Ameryki Północnej w latach 30. XX w. i bardzo intensywnie instalowano na parkowych stawach oraz miejskich odcinkach rzek dla uatrakcyjnienia pejzażu. Obecnie lęgnie się w kilkunastu państwach Starego Kontynentu, od Finlandii po Francję, Wielką Brytanię i Włochy, efemerycznie także u nas. Ich populacja na naszym kontynencie osiąga 100 tys. par lęgowych. Sprzyjają im zakazy wiosennych polowań w Unii Europejskiej (te nie obowiązują w Białorusi i w Rosji) oraz wysiłki na rzecz ochrony terenów podmokłych.

Duża liczebność ptaków, które chętnie stołują się na oziminach, skutkuje jednak konfliktami z rolnikami, głównie hodowcami drobiu – obawiają się pasażerów na gapę w organizmach północnych gęsi. Część z nich poleci aż do azjatyckiej części Rosji, tam spotkają ptaki, także z innych gatunków, które zimowały w Azji, również Południowo-Wschodniej, która jest tradycyjnym źródłem zwierzęcych epidemii, w tym ptasiej grypy, dziesiątkującej europejskie kurniki. Gęsi nie są jedynymi ptakami, które niosą wirusy ptasiej grypy, ale ich stada i klucze są widoczne. Łatwo je oskarżyć o wywoływanie strat gospodarczych. Te bezpośrednie, jeśli są, to niewielkie, ale konsekwencją są coraz częstsze apele o regulowanie ich liczby i polowania w czasie europejskiego zimowania.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną