Pożary buszu w Australii schłodziły Pacyfik
Tak uważają naukowcy z amerykańskiego ośrodka National Center for Atmospheric Research. Ich zdaniem gigantyczne pożary australijskiego buszu wytrąciły z równowagi najpierw atmosferę nad tropikalnym Pacyfikiem, a potem sam Pacyfik. To one odpowiadają za to, że przez trzy ostatnie lata znaczną częścią globu rządziła La Niña, sprowadzając rozmaite ekstrema pogodowe w różne części świata.
La Niña jest odchyleniem od pacyficznej normy polegającym na tym, że cieplejsze niż zwykle wody tropikalne zaczynają się zbierać w zachodniej części oceanu, w pobliżu wybrzeży Azji Południowo-Wschodniej oraz Australii. Jedno odstępstwo pociąga za sobą kolejne: potężniejsze niż zwykle monsuny uderzają w południową i wschodnią Azję, susze spadają z jednej strony na Peru i sąsiednie kraje, z drugiej – na Afrykę Wschodnią. La Niña wpływa nawet na pogodę w Ameryce Północnej – odbiera deszcze Kalifornii, aby podarować je północno-zachodniej części USA.
Czytajcie w pulsarze:
La Niña jest pełna wigoru i miesza w pogodzie na Ziemi
Ocean Indyjski od paru lat zachowuje się tak, jakby obraził się na Afrykę. Za pogodową arytmię odpowiadają potężne siły natury sprowokowane przez człowieka.
Czasami La Niña jest łagodna, czasami bardzo agresywna. Pojawia się, gdy na półkuli południowej trwa zima, nasila wiosną, a maksimum osiąga na początku lata, po czym stopniowo słabnie. Czasami powraca w kolejnym sezonie. Bardzo rzadko nie chce odejść przez trzy lata. Tak właśnie zdarzyło się ostatnio: zjawisko, które zameldowało się na Pacyfiku jesienią 2020 r., znikło na dobre dopiero na początku tego roku. „Byliśmy zdziwieni, bo taka uparta La Niña pojawia się zwykle wtedy, gdy wcześniej na Pacyfiku szaleje jej przeciwieństwo, czyli silne El Niño, które przepycha gorące wody na wschód. Tym razem tak nie było” – mówi John Fassulo, główny autor pracy opublikowanej w maju br. w „Science Advances”.
Zdziwienie dało początek wielu ciekawym obserwacjom. Fassulo i jego współpracownicy odkryli, że w ciągu ostatniego półwiecza La Niña pojawiała się ochoczo po silnych erupcjach wulkanów położonych na tropikalnym Pacyfiku lub w jego sąsiedztwie. Do atmosfery trafiały wtedy duże ilości aerozoli odbijających światło słoneczne, schładzających klimat i stwarzających korzystne warunki do pojawienia się zjawiska. Naukowcy postanowili sprawdzić, czy podobny efekt mogły wywołać olbrzymie pożary buszu, które zaczęły się w Australii wiosną 2019 r., trwały do późnej jesieni i objęły teren o powierzchni prawie 200 tys. km kw. Do historii przeszły jako „Black Summer”.
Czytajcie w pulsarze:
Przebudzenie potwora, czyli minusy i plusy geoinżynierii
Im cieplejsza Ziemia, tym popularniejsza idea szybkiego schładzania planety, którą niedawno naukowcy uważali za szaleństwo.
„Zebraliśmy dane i wykonaliśmy symulacje z pomocą modelu komputerowego. Wskazały jednoznacznie, że aerozole, które uniosły się z pożarów, odbiły część promieniowania słonecznego i schłodziły ocean. La Niña karmiła się tym chłodem. Odeszła dopiero, gdy koncentracja drobin wyraźnie spadła” – tłumaczy Fassulo. Ekstremum, podczas którego ogień rządził powietrzem i wodą, przeszedł do historii, ale – jak podkreślają autorzy badań – kolejna fala ekstremalnego gorąca i rozległych pożarów może sprowokować jego powrót.