Ulewy, śnieżyce, huragany – ile energii zyskały za sprawą zmiany klimatu?
W grudniu zeszłego roku pogoda w Ameryce Południowej zmieniła się raptownie z chłodnej na skrajnie gorącą. Zazwyczaj o tej porze roku ludzie siedzą wieczorami w ogrodach i przy zachodzącym słońcu na asados. Jednak 7 grudnia 2022 roku temperatura na pograniczu Boliwii i Paragwaju przekroczyła 45°C, zmieniając region w jedno z najgorętszych miejsc na globie. Upał jeszcze bardziej pogłębił trwającą od trzech lat suszę, spiekł ziemię i pola pszenicy przed zbiorami.
W chwili, gdy argentyński rząd ograniczał eksport pszenicy oraz zalecał mieszkańcom kraju, by nie wychodzili z domów, kilkanaście osób rozpoczynało wirtualne spotkanie na platformie Zoom. Należeli do World Weather Attribution (WWA) – grupy badaczy klimatu, którą w 2014 roku założyli Friederike Otto i Geert Jan van Oldenborgh, aby znaleźć odpowiedź na jedno podstawowe i pilne pytanie: czy rzeczywiście zmiana klimatu zwiększa prawdopodobieństwo ekstremów pogodowych, a jeśli tak, to w jakim stopniu? Ambicją grupy było dostarczanie prostych odpowiedzi niedługo po pojawianiu się ekstremum – odbiorcami tych analiz mieli być zwykli ludzie, media i decydenci, a także urbaniści i eksperci od sytuacji nadzwyczajnych, aby łatwiej było im przygotować miasta i regiony do kolejnych skrajności pogodowych.
Na przykład w 2021 roku naukowcy z grupy WWA opublikowali wyważoną i wyczerpującą ocenę fali upałów, które ogarnęły północno-zachodnie stany USA. Przygotowali ją w ciągu tygodnia. W konkluzji napisali, że gdyby nie globalne ocieplenie, prawdopodobieństwo wystąpienia takiego skwaru byłoby bliskie zera. Powołując się na dane historyczne, stwierdzali: „Temperatury były tak wysokie, że wykraczały daleko poza zakres, który znamy z przeszłości”. Gdy wiosną 2022 roku do wielu rejonów Indii i Pakistanu przybyła fala gorąca niebezpieczna dla życia ludzi, naukowcy na podstawie podobnych analiz szybko doszli do wniosku, że zmiana klimatu uczyniła takie zjawisko zarazem bardziej prawdopodobnym i bardziej skrajnym. Kiedy następnie latem wielkie powodzie zatopiły znaczną część Pakistanu, klimatolodzy z WWA ocenili, że zmiana klimatu zwiększyła intensywność opadów deszczu o ponad 50%.
Szybkość i wiarygodność takich analiz ekstremów pogodowych znacznie się zwiększyły w ciągu ostatniej dekady. Wcześniej większość badaczy klimatu nie chciało się wypowiadać na temat tego, czy konkretne ekstremum zostało sprowokowane przez globalny wzrost temperatury. „Ten obszar badań zmienił się radykalnie” – mówi mi Otto w swoim gabinecie, na którego ścianach wiszą mapy świata. Znajdujemy się na University of Oxford, gdzie Fredi, jak określają ją koledzy, jest profesorem klimatologii ogólnej. Choć urodziła się w Niemczech, obecnie jest obywatelką Wielkiej Brytanii. Gdy opowiada mi o historii klimatologii atrybucyjnej, nie owija w bawełnę: „Początki nie były łatwe. Radzono nam, byśmy sobie dali spokój. Przekonywano, że żaden model nie poradzi sobie z taką analizą. Ale dziś wiemy dobrze, jak to robić”. W 2014 roku opracowanie i opublikowanie analizy atrybucyjnej było żmudne i czasochłonne m.in. dlatego, że co najmniej rok trwał proces recenzowania i publikowania artykułu. Badacze z WWA zdecydowali się ominąć tę procedurę i opracowali metodę szybkiego wykonywania analiz i natychmiastowego prezentowania ich wyników.
Dekadę temu Międzyrządowy Zespół ds. Zmiany Klimatu (IPCC) uznał, że teoria atrybucji jeszcze „nie odpowiada potrzebom”. Odmienną opinię zawiera raport tej samej organizacji opublikowany w 2021 roku. Określa metodę atrybucyjną jako „dojrzałą” i „solidną”. Rosnąca pewność, że da się wiarygodnie oszacować związek pomiędzy zmianami klimatycznymi a konkretnymi ekstremami pogodowymi, może mieć rozmaite implikacje – od kwestii ubezpieczeniowych przez procesy sądowe po międzynarodowe negocjacje na temat tego, które kraje powinny pokryć koszty zaadaptowania się do zmian klimatycznych. Otto ma nadzieję, że raporty WWA uświadomią rządom, jak ważną rzeczą jest zredukowanie emisji gazów cieplarnianych. Dlatego gdy tylko w Argentynie, Boliwii i Paragwaju pojawiła się fala ekstremalnie wysokich temperatur, Otto i jej współpracownicy natychmiast zasiedli do pracy.
Rosnąca pewność
Jedna z pierwszych analiz atrybucyjnych, potem często cytowana przez innych badaczy, ukazała się w „Nature” w 2004 roku. Opublikowaną ją 18 miesięcy po najcieplejszym od stuleci sezonie letnim w Europie. Wysokie temperatury zniszczyły wiele upraw, zmniejszyły o 10% rozmiary lodowców alpejskich i były przyczyną ponad 30 tys. zgonów. Główny autor pracy Peter A. Stott, klimatolog z Centrum Hadleya wchodzącego w skład brytyjskiej służby meteorologicznej Met Office, oszacował, że człowiek, emitując gazy cieplarniane, co najmniej podwoił intensywność europejskiej fali gorąca. W tamtym czasie – wspomina Stephanie Herring, klimatolożka z National Oceanic and Atmospheric Administration – zagadnienie to było uważane za zbyt złożone. Zajmowali się nim głównie badacze, którzy lubili zagłębiać się w takie rzeczy, jak prawdopodobieństwo statystyczne czy dynamika fizyczna atmosfery. Gdy w 2011 roku rozpoczynała ona publikowanie dla American Meteorological Society dorocznego raportu na temat ekstremów pogodowych, nie sądziła, że ten obszar badań spotka się z takim odzewem ze strony społeczeństwa. „Nikt się tego nie spodziewał”.
Wyraźny wzrost zainteresowania nastąpił po tym, jak w październiku 2012 roku huragan Sandy uderzył w Nowy Jork i New Jersey. Wszyscy chcieli wiedzieć, jak to się stało, że potężny huragan dotarł tak daleko na północ. Analizy opublikowane wiele miesięcy później wykazały, że wiosną w Arktyce stopniało więcej niż zwykle lodu morskiego. Odsłonięte akweny wodne pochłonęły duże ilości ciepła słonecznego, co prawdopodobnie dodatkowo wzmocniło Sandy – ta zależność została ostrożnie przedstawiona jako najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Naukowcy zazwyczaj są dość zachowawczy w swoich ocenach, mają skłonność do niedoceniania skali zdarzeń, mówi Kevin Trenberth, znany badacz z National Center for Atmospheric Research. Nadal zresztą większość naukowców uchyla się od rozważań, czy zmiana klimatu mogła wpłynąć na konkretny huragan czy sztorm.
Postęp w badaniach i technice sprawił, że obecnie można dużo łatwiej oddzielić wpływ klimatu na pogodę od wpływu innych czynników. Dwie dekady temu tylko kilka instytucji naukowych dysponowało komputerami, na których można było uruchomić nafaszerowane gigantyczną ilością danych modele klimatyczne. Dziś dzięki usługom w chmurze naukowiec może wykonywać swoją pracę na laptopie w domu. Może łączyć ze sobą modele i uruchamiać je wiele razy, zwiększając wiarygodność uzyskanego wyniku. Modele są dziś dokładniejsze, mają też większą rozdzielczość, dzięki czemu dostarczają precyzyjniejszych informacji dla konkretnych miejsc.
Z upływem czasu rozwinęły się dwie metody. Pierwsza, zwana atrybucją probabilistyczną, jest wykorzystywana do szacowania, w jakim stopniu aktywność człowieka zwiększyła szanse wystąpienia konkretnego zdarzenia, na przykład fali gorąca. Naukowcy porównują modele dynamiki ekstremalnej pogody z symulacjami, w których zmiana klimatu nie zachodzi. Określa się, czy czynniki takie, jak rosnące emisje, sprawiły, że jakieś ekstremum stało się bardziej prawdopodobne. Na przykład w pierwszej analizie wykonanej przez WWA porównano temperatury w pięciu francuskich miastach podczas fali gorąca w 2015 roku, z letnimi temperaturami na początku lat 90. Stwierdzono, że zmiana klimatu zwiększyła czterokrotnie szanse wystąpienia fali gorąca.
Z kolei podejście warunkowe polega na zadawaniu pytań dotyczących rozmiarów skrajności, na przykład czy zmiana klimatu zwiększyła intensywność konkretnej nawałnicy lub sztormu. W tej metodzie kładzie się nacisk na zmiany hydrodynamiczne, na przykład na to, że cieplejsze powietrze może pomieścić więcej pary wodnej.
Trenberth, który był jednym z pierwszych zwolenników drugiej metody, mówi, że początkowo zwolennicy obu metod toczyli ze sobą zajadłe, pełne złośliwości spory. Gdy w 2014 roku Martin Hoerling z NOAA nie znalazł żadnego związku pomiędzy zmianą klimatu a katastrofalną powodzią w stanie Kolorado, Trenberth ze współpracownikami natychmiast zakwestionował ten wniosek. Dowodził, że autorzy badań nie uwzględnili wysokich temperatur morza w Meksyku, które – jak twierdził – sprawiły, że do atmosfery trafiły dodatkowe dawki wilgoci, zwiększając intensywność opadów. Hoerling odpowiedział, że Trenberth zbytnio wszystko uprościł. Debata była relacjonowana na stronach informacyjnych „Nature”.
Z upływem czasu przedstawiciele przeciwnych obozów doszli do wniosku, że oba podejścia mogą się uzupełniać. „W idealnym świecie korzystalibyśmy z obu podejść – zauważa Otto. – Każde z nich patrzy na problem z innej strony”. Obie metody dostarczają ważnych informacji na temat oceny względnego ryzyka, zauważa Elisabeth Lloyd, członkini American Academy of Arts and Sciences. Analiza warunkowa powie decydentom, czy drogi i mosty będą musiały w przyszłości sprostać większym opadom deszczu. Z kolei analiza probabilistyczna poinformuje ekspertów od sytuacji nadzwyczajnych, jak często będą musieli w przyszłości zamykać te same drogi i mosty z powodu nawałnic.
Nowa dyscyplina wykonała kolejny krok do przodu w 2017 roku po tym, jak huragan Harvey zatrzymał się na wiele dni w pobliżu Houston i w tym krótkim czasie zalał niektóre miejsca nawet 150 mm deszczu. Trenberth ustalił przyczynę tego, co się stało: nadzwyczaj ciepła woda w Zatoce Meksykańskiej parowała intensywnie, co skończyło się gigantycznymi opadami deszczu. Oddzielna analiza, którą wykonała Otto z zespołem, wykazała, że w tym przypadku zmiana klimatu zwiększyła ilość opadów o 15%. Trenberth napisał, że władze krajów leżących na szlaku huraganów powinny się przygotować na wielkie powodzie – poprawić stan dróg ewakuacyjnych, zmienić przepisy budowlane i zwiększyć odporność sieci energetycznych.
Takie sugestie dotyczące koniecznych działań społecznych i politycznych wywołały agresywną krytykę. Klimatologom doradzono, aby nie zajmowali się sprawami, które do nich nie należą – mają prowadzić badania, ale nie dzielić się wynikającymi z nich wnioskami. Otto przyznaje, że niektórzy czasem zarzucają jej zbyt polityczne wypowiedzi. „Cóż, nie istnieje ktoś taki, jak neutralny naukowiec – mówi. – Pytania, które zadajemy, nie rodzą się w próżni. Zależą do tego, w co wierzymy, gdzie mieszkamy i kto nas finansuje. Dobra nauka to nauka transparentna, a nie taka, która udaje, że wszystkie te rzeczy nie mają znaczenia”.
Argentyńskie wyzwanie
Na początku WWA analizowała tylko kilka zdarzeń rocznie. Dziś jej członkowie spotykają się online często raz w tygodniu, by dyskutować o kolejnych ekstremach. Niewielki zespół musi zdecydować, które epizody zasługują na śledztwo. Wiele osób uczestniczy w pracach zespołu w swoim czasie wolnym – pomiędzy własnymi badaniami, pracą dydaktyczną i innymi zajęciami zawodowymi.
Aby zdecydować, które ekstremum zbadać, naukowcy oceniają jego potencjalne skutki gospodarcze i społeczne, posługując się kryteriami wypracowanymi przez WWA. W przypadku fal gorąca pod uwagę bierze się liczbę zgonów oraz gęstość zaludnienia i wrażliwej infrastruktury na obszarze, gdzie wystąpiło zjawisko. Grupa koncentruje się na zdarzeniach, w których wyniku może ucierpieć dużo ludzi, ale zależy jej też na tym, aby analizy dotyczyły różnych regionów świata. „Nie chcemy zajmować się tylko zjawiskami dotykającymi bogate kraje Północy” – podkreśla Sarah Teuling-Kew, klimatolożka z Royal Netherlands Meteorological Institute. Liczy się też element naukowej nowości, dodaje Otto. Grupa zdecydowała na przykład, że nie będzie zajmowała się bąblem arktycznych mrozów, który sparaliżował życie milionów Amerykanów w okresie ostatniego Bożego Narodzenia i Nowego Roku, ponieważ już wcześniej analizowano podobne inwazje zimna i nie spodziewano się odkrycia czegoś nowego.
Jednak fala upałów w Ameryce Południowej przyciągnęła uwagę grupy, ponieważ spełniała kilka ważnych kryteriów: rekordowe temperatury wystąpiły na samym początku meteorologicznego lata w rejonach wrażliwych społecznie i gospodarczo. Pierwsza wideokonferencja została zwołana w listopadzie 2022 roku, gdy w Londynie już panował mrok, a w Madrycie wciąż świeciło słońce. Jednak wymiana zdań na temat tego, co widać za oknem, trwała krótko. „Mamy falę gorąca, która przesuwa się na północ” – powiedziała Maja Vahlberg, która pracuje dla Czerwonego Krzyża. „Czy ma w tym udział La Nińa?” – zapytała Otto, nawiązując do znanego zjawiska na Oceanie Spokojnym, które zwiększa ryzyko suszy w niektórych regionach Ameryki Południowej. Podczas szybko przebiegającej konwersacji grupa zdecydowała zwrócić się do południowoamerykańskich meteorologów po więcej szczegółowych danych i zaplanowała kolejne zebranie na wczesny grudzień. Spotkanie zakończyło się po 12 minutach.
Zawsze, gdy jest to możliwe, WWA współpracuje z lokalnymi ekspertami, licząc na to, że to oni wiedzą najlepiej, które dane dostarczają najpełniejszej informacji o regionie i jak uzyskać do nich dostęp. W spotkaniu na początku grudnia uczestniczył Antonio Rivera, klimatolog z Argentyńskiego Instytutu Badań Niwalnych, Glacjalnych i Środowiskowych, który połączył się z zespołem ze swojego domu w Mendozie. Susza dotknęła południową Brazylię, Urugwaj i Paragwaj – poinformował grupę, dodając, że na tym obszarze sieć stacji meteorologicznych jest w wielu miejscach bardzo uboga. Jedno z pierwszych zadań polegało na zorientowaniu się, czy w ogóle istnieją dane mogące pokazać, jak susza narastała w kolejnych dniach. Rivera mógł pomóc grupie w dokopaniu się do informacji, które były trudno dostępne dla badaczy z Europy lub wręcz niemożliwe do pozyskania z powodu bariery językowej.
Uczestniczący w spotkaniu naukowcy – jedni siedzący w grubych swetrach w Holandii, inni pocący się w chilijskim słońcu – zastanawiali się nad zależnością pomiędzy falą gorąca a suszą. „Każda fala gorąca, która się u nas pojawiała, zaostrzała suszę” – podkreślała Anna Sörensson, badaczka z Francusko-Argentyńskiego Instytutu Badań nad Klimatem, która mieszka w Buenos Aires. Niskie stany wody w rzekach regularnie paraliżowały pracę hydroelektrowni oraz transport płodów rolnych przeznaczonych na eksport. Ostatnio zrzeszenie argentyńskich firm transportowych zwróciło się do niej z prośbą o radę przy projektowaniu nowych barek, które mogłyby pływać po płytszych rzekach.
Praca nad przygotowaniem analizy musiała być efektywna i produktywna. Na początku trzeba precyzyjnie określić, czego chcemy się dowiedzieć – wyjaśniła mi później Otto. W przypadku fali gorąca kluczowe są dane o temperaturze utrzymującej się powyżej pewnego progu przez określony okres. Znacznie bardziej złożonym zjawiskiem jest susza, którą można opisywać na wiele sposobów – brak deszczu, spadek wilgoci w glebie albo niskie stany wody. Każda definicja to inny zestaw danych, które trzeba zebrać. „Wysokiej temperaturze towarzyszy wysokie parowanie. W rezultacie poziom wody w rzekach spada, co ma olbrzymie negatywne skutki gospodarcze. Same dane na temat opadów deszczu tego nam nie powiedzą” – wyjaśnia Otto.
Otto zapytała grupę, czy mając do dyspozycji jedynie dane o temperaturze i opadach, da się zrobić szybką i rzetelną analizę. Badacze rozważali różne opcje: fale gorąca są względnie łatwe do przeanalizowania, ponieważ wiele z nich zostało już opisanych i powiązanych ze zmianami klimatu. Jednak część uczestników spotkania opowiadała się za wykonaniem znacznie obszerniejszej analizy, na którą potrzeba więcej czasu. W końcu jedna z osób zadała pytanie: „Czy można zrobić jedno i drugie?”
Rivera uświadomił pozostałym, jak ekstremalne są obecnie temperatury w jego ojczyźnie. „To był najcieplejszy listopad w Argentynie w historii pomiarów” – powiedział. Grupa zdecydowała się na wykonanie najpierw szybkiej analizy fali gorąca, a następnie na zajęcie się suszą, na której rzetelne zbadanie potrzeba było znacznie więcej czasu. „Czegoś takiego wcześniej nie robiliśmy – jedno badanie w dwóch częściach” – skonstatowała Otto. Zanim uczestnicy znikli z ekranów i powrócili do realnego życia, podzielili się jeszcze zadaniami i umówili na kolejne spotkanie.
W ciągu następnych kilku tygodni za pomocą pięciu różnych modeli porównano klimat współczesny z tym sprzed epoki przemysłowej. Naukowcy skupili się na najgorętszym jednotygodniowym okresie na początku grudnia i odkryli, że zmiana klimatu uczyniła tę falę gorąca 60 razy bardziej prawdopodobną. Średnie temperatury w Argentynie były wyższe o 1,3°C, czyli prawdopodobnie większe niż kiedykolwiek wcześniej, a jedno z poprzednich badań wskazywało, że ten wzrost przełożył się na zwiększone o 5,7% ryzyko zgonów. Grupa WWA opublikowała swoją pierwszą analizę pod koniec grudnia. „Warto zauważyć, że te rekordowe temperatury wystąpiły jeszcze przed początkiem kalendarzowego lata na półkuli południowej, co czyni je szczególnie wyjątkowymi”.
W momencie, gdy WWA rozpoczynała pracę nad drugą analizą dotyczącą suszy, w Argentynie padła sieć energetyczna, a 700 tys. mieszkańców Buenos Aires zostało odciętych od prądu. Chociaż termometry pokazywały 41°C, w domach klimatyzatory nie pracowały. Ewakuowano ludzi z drapaczy chmur, a na ulicach zaczęły się protesty przeciwko rządowi. Ten odpowiedzialność zrzucał na firmy energetyczne. W północnej Argentynie i Chile szalały wielkie pożary lasów.
„Tym, co zmienia eksces pogodowy w kataklizm, jest poziom wrażliwości na taką skrajność” – podkreśla Otto. Dane meteorologiczne na temat fali gorąca nie powiedzą nam, jak dotkliwa okazała się ona dla ludzi. Dopóki nie zapoznasz się zarówno z badaniami na temat ekstremum, jak i z raportami opisującymi jego skutki, „nie zrozumiesz, czym naprawdę jest zmiana klimatu”, mówi Otto. Na przykład w Ameryce Południowej, gdzie poziom nierówności społecznych jest wysoki, zmarginalizowane społeczności są bardzo wrażliwe na konsekwencje szaleństw pogody. Rivera podczas spotkania opowiadał o zdesperowanych rolnikach klęczących na polach i modlących się o deszcz.
Chociaż kryzys w Argentynie nie trafił na czołówki gazet i wiadomości telewizyjnych w krajach na północ od równika, odczuje go cały świat. Argentyna jest ważnym eksporterem pszenicy, a jej rząd ocenia, że z powodu suszy zbiory w 2023 roku będą o połowę niższe, co dla rolników oznacza łączne straty w wysokości 10 mld dolarów. Analitycy już ostrzegli, że może to doprowadzić do dalszego wzrostu cen żywności na świecie.
Grupa WWA w środowisku badaczy klimatu wyróżnia się tym, że interesują ją również czynniki społeczne. Otto zwraca uwagę na badanie z 2022 roku, które dotyczyło Sahelu, ale analiza atrybucyjna zajęła w nim mało miejsca. Gospodarka tego regionu Afryki jest uzależniona od deszczów, które są źródłem wody do nawadniania pól i pojenia zwierząt hodowlanych. W 2021 roku opady znacznie się spóźniły, dramatycznie obniżając poziom bezpieczeństwa żywnościowego. „Nawet małe zmiany w dynamice opadów mają wpływ na już i tak zmniejszone zasoby żywności” – napisali naukowcy z WWA. Ponieważ dane meteorologiczne, którymi dysponowali, były niepewne, zrezygnowano z analizy atrybucyjnej i nie oszacowano wpływu zmiany klimatu na epizod z 2021 roku. Badacze ostrzegli jednak, że region jest „wrażliwy na przyszłe skutki zmian klimatycznych uderzających w globalne rynki żywnościowe”.
Życie i śmierć
Choć modele atrybucyjne radzą sobie coraz lepiej, część ekspertów nadal uważa, że generalnie klimatolodzy wciąż słabo sprzedają wyniki swoich badań – jest to ważna kwestia, ponieważ analizy atrybucyjne zaczynają wychodzić poza kręgi akademickie i trafiają między innymi do sądów. Dowody tam przedstawiane powinny odwoływać się do najnowszych ustaleń nauki. W 2021 roku Otto i jej współpracownicy opublikowali na łamach „Nature” przegląd 73 spraw sądowych z całego świata, w których pojawiał się wątek klimatyczny. Okazało się, że przedstawiane w sądzie wyniki badań klimatycznych były przestarzałe i zwykle miały około 10 lat. „Upływa dużo czasu, nim nowa nauka dotrze do społeczeństwa. Ten przepływ wiedzy powinien być szybszy” – komentuje Otto.
Analiza WWA już co najmniej raz została uwzględniona przez sąd. Badanie dotyczyło pożarów buszu w Australii w latach 2019–2020. Naukowcy stwierdzili, że zmiana klimatu zwiększyła ryzyko takich zdarzeń dziewięciokrotnie. W 2021 roku australijski sąd wziął pod uwagę tę analizę w orzeczeniu stwierdzającym, że australijski stan Nowa Południowa Walia zaniedbał ochronę środowiska, i nakazującym mu zredukowanie emisji gazów cieplarnianych. Ponieważ ekstrema pogodowe stają się coraz częstsze, coraz trudniej jest za nimi nadążyć. Ostatniej zimy ponad 20 osób zginęło w Kalifornii po gigantycznych opadach deszczu i śniegu, które nadeszły znad Oceanu Spokojnego, powodując powodzie, osuwiska i wyłączenia prądu. WWA postanowiła nie wykonywać analizy, także dlatego, że nie dałaby rady tego zrobić. „Jesteśmy małą grupą z ograniczonymi funduszami” – mówi Michael Wehner rozwijający modele klimatyczne w Lawrence Berkeley National Laboratory.
Podobnie jak WWA, również Wehner i jego współpracownik Kevin Reed ze Stony Brook University próbują wykonywać analizy atrybucyjne tak szybko, jak to możliwe. Przyjrzeli się huraganowi Ian, kiedy ten we wrześniu 2022 roku wciąż przetaczał się przez Florydę. Tak błyskawiczna reakcja była możliwa, bo wcześniej obaj badacze opublikowali artykuł poświęcony sezonowi huraganowemu w USA w 2020 roku, stwierdzając, że z powodu zmiany klimatu był on o 5% wilgotniejszy. Teraz uzupełnili więc model danymi na temat Iana. „Prawdopodobnie zrobilibyśmy to jeszcze szybciej, gdyby Kevin nie poszedł na obiad” – żartuje Wehner. Naukowcy postanowili pominąć długi i czasochłonny proces peer-review, aby zdążyć na czas z opublikowaniem wyników. Te mówiły, że zmiana klimatu zwiększyła o 10% ilość opadów deszczu przyniesionych przez huragan.
Wehner odmawiał czasopismom naukowym, które chciały publikować jego analizy. W 2022 roku na łamach „PLOS Climate” wyjaśnił dlaczego. Argumentował, że wiele analiz atrybucyjnych ma już charakter rutynowy i nie ma powodu, by je publikować jako artykuły. Proces dojrzewania nauki atrybucyjnej dobiegł końca. „Powinno się ją zoperacjonalizować, tak jak prognozę pogody” – uważa Wehner. Także zdaniem Otto byłaby to właściwa zmiana. „Naprawdę chcę, żeby wzięła się za to NOAA” – mówi. „Albo Copernicus” – dodaje. Ten drugi to program obserwacji Ziemi realizowany przez Unię Europejską. „Dzięki temu naukowcy mogliby wykonywać więcej takich badań, które następnie najkrótszą drogą docierałyby do decydentów i społeczeństwa”.
W USA faktycznie NOAA zainicjowała ostatnio program pilotażowy, którym kieruje David Easterling. Rządowa agencja ma wiele oczywistych przewag: natychmiastowy dostęp do danych pomiarowych ze stacji meteorologicznych w całym kraju oraz do modeli klimatycznych rozwijanych w Geophysical Fluid Dynamics Laboratory na Princeton University. Easterling ma nadzieję, że „gdy NOAA, mająca reputację obiektywnej instytucji, zacznie publikować komunikaty w rodzaju: »To zdarzenie jest o 15% groźniejsze z powodu zmiany klimatu«, wówczas wiele osób sceptycznych co do zmian klimatycznych może zmienić zdanie”.
Ponieważ nauki atrybucyjne wciąż zyskują na popularności, mogą odegrać ważną rolę w przygotowaniu się społeczeństw do coraz większych zagrożeń, na przykład zwracając uwagę na potrzebę zmiany przepisów budowlanych lub też konieczność drastycznej redukcji gazów cieplarnianych, mówi Susanne Moser, badaczka społeczna i konsultantka specjalizująca się w adaptacji klimatycznej. Organizacje inżynieryjne już przenoszą swoje zainteresowania na projekty mające przygotować kraj na zmianę klimatu. Na przykład poszerzane są fundamenty falochronów, aby w przyszłości, gdy poziom morza wzrośnie, można je było szybko podwyższyć. Moser zwraca uwagę na Kalifornię i inne patrzące w przyszłość stany, które zastanawiają się, jak w swoich planach inwestycyjnych uwzględnić wyniki badań nad klimatem. W tej chwili mogą się one przydać do przebudowy infrastruktury po ostatnich powodziach w Kalifornii.
Niektórym krajom będzie łatwiej niż innym sfinansować takie szeroko zakrojone prace adaptacyjne. Dlatego podczas konferencji COP27 w 2022 roku stworzono specjalny fundusz mający pomóc krajom o niskich dochodach, których emisje gazów cieplarnianych były względnie małe. Nadal jednak nie wiadomo, jak zdefiniować szkody wyrządzone przez klimat – zauważa Otto. „Jakie dowody trzeba będzie przedstawić? Kto ma to zebrać?”. Jej zdaniem potrzebne będą dalsze analizy atrybucyjne, by określić międzynarodową odpowiedzialność oraz kwoty odszkodowań.
Podczas naszej ostatniej rozmowy Otto przyznała, że przygotowywanie analiz jest coraz bardziej stresujące. „Na początku zainteresowanie naszymi pracami nie było duże, więc nie czuliśmy dużej presji” – powiedziała. W 2021 roku tygodnik „Time” umieścił ją na liście 100 najbardziej wpływowych osób na świecie. Teraz, gdy idzie na zakupy albo do studia tanecznego, jest rozpoznawana na ulicy.
Wdrożenie nauki atrybucyjnej nie byłoby takie stresujące, gdyby dyscyplina ta zaczęła się rozwijać 30 lat temu, kiedy wiedziano już o zmianie klimatu, zauważa Otto. Dziś jej praca to wyścig z czasem. „Ludzie cierpią i nie są w stanie poradzić sobie z konsekwencjami rozgrzania planety” – mówi.