Pulsar - najciekawsze informacje naukowe. Pulsar - najciekawsze informacje naukowe. Shutterstock
Środowisko

Król jest ślepy. Co jeszcze dolega bieszczadzkim żubrom

Zaczyna im być ciasno. Wyrządzają szkody, ale przede wszystkim coraz częściej chorują. W dzikim środowisku tych zwierząt nie da się leczyć – trzeba je zabijać.

Żubry przywieziono w Bieszczady jesienią 1963 r. Kilka krów i byków dało początek stadu rasy nizinno-kaukaskiej, jedynej takiej w Polsce. Przez lata rozrastało się, będąc chlubą leśników i przyrodników, a legendarny już byk imieniem Pulpit elektryzował ludzi w całej Polsce, gdy po ucieczce z zagrody aklimatyzacyjnej miesiącami przemierzał kraj, goszcząc nawet w miastach.

Kiedy w drugiej połowie lat 90. w bieszczadzkiej populacji stwierdzono pierwsze przypadki gruźlicy, nikt nie przypuszczał, że to dopiero początek kłopotów. Stado z Nadleśnictwa Brzegi Dolne (dzisiaj Ustrzyki Dolne) musiano wybić co do sztuki. Żubry do tej pory nie wróciły na ten teren. Później gruźlica zaatakowała zgrupowania tych zwierząt w Nadleśnictwach Lutowiska i Stuposiany, a następnie zainfekowała to żyjące w Nadleśnictwie Baligród. We wszystkich przypadkach leśnicy z pomocą służb weterynaryjnych musieli zlokalizować zarażone zwierzęta i zastrzelić. Dlaczego? Bo nie ma sposobu leczenia żubrów żyjących na wolności.

ABC o żubrach

Żubr (Bison bonasus) – największy europejski dziko żyjący ssak roślinożerny. W Polsce prawnie chroniony. Masa samców dochodzi nawet do 900 kg, nieco lżejsze są samice – osiągają wagę do 650 kg. Dzienne zapotrzebowanie dorosłych osobników może przekraczać nawet 30 kg biomasy. W Polsce żubry w wolnym stanie żyją w Bieszczadach, Puszczy Białowieskiej, Knyszyńskiej, Boreckiej, Niepołomickiej i Augustowskiej, a także w Lasach Pilskich. Istnieją też zagrody pokazowe.

Śmiertelna inwazja

Z gruźlicą jakoś sobie poradzono, lecz wkrótce pojawiła się telazjoza. Stwierdzono ją w 2012 r. u padłego byka sprowadzonego do Polski cztery lata wcześniej z Irlandii. W 2019 r. choroba zaczęła atakować większą liczbę żubrów, głównie w Nadleśnictwach Baligród i Komańcza. I okazała się niezwykle groźnym przeciwnikiem. Tym bardziej że leśnicy niewiele o nim wiedzieli – ostatnie przypadki telazjozy odnotowano jeszcze w latach 60. na terenie Puszczy Białowieskiej, Niepołomic i Pszczyny.

Przenoszoną przez muchy chorobę wywołują nicienie z rodzaju Thelazia. – Żubry zarażają się wczesnym latem, a nasilenie objawów choroby występuje w lipcu, sierpniu i wrześniu – wyjaśnia Stanisław Kaczor, zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Sanoku. – U zakażonych zwierząt występuje zmętnienie rogówki, nierzadkie są nadżerki i owrzodzenia prowadzące nawet do uszkodzenia soczewki oka. Pojawia się też silny obrzęk spojówek, co uniemożliwia otwarcie powieki. Ropne zapalenie gałki ocznej może prowadzić do nieodwracalnej ślepoty.

To choroba bardzo inwazyjna. Jeśli pojawi się u jednego osobnika, z łatwością przenosi się na kolejne – wyjaśnia prof. Wanda Olech-Piasecka ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, ekspertka od żubrów. Jej zdaniem przenoszeniu rozmaitych patogenów sprzyja stadny tryb życia tych zwierząt, a liczniejsze grupy to zwiększony stres i dodatkowy czynnik sprzyjający rozprzestrzenianiu się chorób, głównie gruźlicy i telazjozy.

Pewną rolę może tu odgrywać obniżona odporność spowodowana bardzo niską zmiennością genetyczną, choć dotychczas taki efekt chowu wsobnego u żubrów nie został potwierdzony – mówi prof. Kajetan Perzanowski, emerytowany pracownik Muzeum i Instytutu Zoologii PAN w Warszawie, który przez wiele lat badał bieszczadzkie żubry. – Rozprzestrzenianie się telazjozy można też wiązać z łagodnymi ostatnio zimami, które sprzyjają niskiej śmiertelności bezkręgowców.

Smutna konieczność

Zakażone groźnym pasożytem żubry są agresywne (np. kłują rogami inne osobniki w stadzie), mają trudności ze znalezieniem pokarmu, tracą naturalny instynkt i przestają bać się ludzi. Bywa, że się okaleczają. Zdarzył się przypadek, gdy rozpędzony byk zabił się po uderzeniu łbem o drzewo. Do tego dochodzi tak zwane białe oko – ewidentny znak rozpoznawczy telazjozy. – Takie zwierzęta straszliwie cierpią – mówi Wojciech Głuszko, szef Nadleśnictwa Baligród. – Nie można pozostać obojętnym, gdy widzi się żubra, który sam amputuje sobie chore oko.

Jeszcze kilka lat temu termin telazjoza był dla większości leśników egzotyczny. Nikt się nie spodziewał, że choroba rozniesie się tak błyskawicznie i wstrząśnie niemalże całą bieszczadzką populacją gatunku Bison bonasus, hodowaną tu od 60 lat. Dotychczasowe działania, w tym monitoring stad i odstrzeliwanie chorych sztuk, niewiele zmieniły, ale – jak podkreśla nadleśniczy Głuszko – trzeba je prowadzić dalej, bo jak na razie nikt nie wymyślił skutecznej metody leczenia żubrów żyjących w stanie wolnym. – Przy każdej informacji o zabiciu chronionego zwierza oburzają się przeciwnicy takich polowań. Nie rozumieją, że nikt nie robi tego dla przyjemności. To konieczność.

Nie można eliminować osobnika przebywającego w stadzie. Istnieje duże ryzyko postrzelenia zdrowego i przestraszenia pozostałych. Z kolei wytropienie pojedynczego zakażonego zwierza to nie lada sztuka. Te przeżuwacze potrafią zaszywać się głęboko w lesie i czasami nie można ich wypatrzyć nawet przez lornetkę. Poza tym strzał musi być pewny, do dobrze widocznego celu, by żubr nie musiał się męczyć. – Polowanie na żubry wymaga czasu i cierpliwości, nadto na myśliwych wytypowanych do interwencyjnych odstrzałów ciąży wielka odpowiedzialność, bo mamy do czynienia z gatunkiem ściśle chronionym – podkreśla Wojciech Głuszko.

Szybkie reagowanie

Według prof. Kajetana Perzanowskiego, autora programu ochrony żubra na terenie Karpat, w polskich Bieszczadach populacja gatunku nie powinna przekraczać 400–450 osobników. Wynika to z optymalnego zagęszczenia dla żubra i innych użytkowników obszaru. – Przy większej liczebności rośnie zagęszczenie, a to powoduje skutki w większej liczbie szkód – dodaje prof. Wanda Olech-Piasecka. – Żubry są gatunkiem o niewielkiej skłonności do migracji. Wędrują byki, czasem nawet na duże odległości, ale krowy bytują konserwatywnie na tym samym areale. Dlatego wzrasta zagrożenie chorobami i pasożytami.

Obecnie w Bieszczadach, w dwóch subpopulacjach (wschodniej i zachodniej), żyje już ok. 750 żubrów (dane RDLP w Krośnie z 2023 r.). Przy takiej liczbie zwierzęta te wyrządzają coraz więcej szkód w lasach, wchodzą też w konflikt z rolnikami, bo korzystają niekiedy z tych samych łąk, na których pasie się bydło domowe. A stąd już tylko krok do rozniesienia takiej czy innej choroby. To właśnie od bydła domowego przed laty zaraziły się gruźlicą pierwsze bieszczadzkie żubry.

Tylko w rejonie Baligrodu od wiosny do późnej jesieni przebywa ok. 300 żubrów (na zimę schodzą do Nadleśnictwa Lesko). Nieco mniej w Nadleśnictwach Komańcza, Lutowiska, Cisna i Stuposiany. Do tej pory nie zaobserwowano żubrów chorych na telazjozę jedynie w tym ostatnim. Bytujące w dolinie górnego Sanu niewielkie stado jako jedyne spełnia warunki wskazywanego przez ekspertów i leśników prawidłowego sposobu ochrony żubra. Chodzi o to, by stada składały się z niewielkiej liczby osobników i były od siebie odizolowane. Wtedy można skutecznie monitorować zwierzęta i szybko reagować na zagrożenia. Ponadto niewielkie zgrupowania są znacznie bardziej akceptowane przez lokalną społeczność, gdyż presja tego dużego ssaka na uprawy rolne i las jest środowiskowo tolerowana – zaznacza Jan Mazur, wiceszef Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.

Osłabienie kondycji populacyjnej potęgowane jest występowaniem znaczącego udziału zwierząt starszych, bardziej podatnych na patogeny – tłumaczy Maciej Ciuła z Zespołu do spraw Ochrony Zasobów Przyrodniczych w RDLP w Krośnie.

W dużych zgrupowaniach żubrów monitoring zdrowotny jest zdecydowanie utrudniony. Natomiast jakakolwiek ingerencja, polegająca na wymianie osobników między stadami (tzw. dołożenie świeżej krwi) jest bezcelowa, ponieważ chów wsobny w ubogiej genetycznie populacji podlega niekontrolowanemu nasileniu.

Zagryzienia, zderzenia, utonięcia

W latach 2021–22 z powodu telazjozy odstrzelono w Bieszczadach 80 żubrów. Dwa lata wcześniej – zaledwie cztery. Żubry giną też, choć w zdecydowanie mniejszej liczbie, z innych przyczyn. To upadki naturalne, zagryzienia przez wilki i niedźwiedzie, śmierć z powodu złamania kończyn i innych poważnych urazów, w wyniku utonięcia w Zalewie Solińskim, niewydolności sercowo-naczyniowej oraz kolizji z samochodem (24 sztuki w latach 2021–22). W przypadku kolejnych 10 padłych nie zdołano ustalić przyczyn.

Stały monitoring

Dzisiaj najważniejszym zadaniem jest uporanie się z telazjozą. 25 stycznia Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska wydał zgodę na odstrzał w Bieszczadach „do 100 dziko żyjących żubrów”. Decyzja będzie obowiązywać w latach 2023–25. W tym czasie część osobników w dobrej kondycji, zwłaszcza młodych, powinna zostać odłowiona i przesiedlona w Beskid Niski i na Pogórze Przemyskie. – Utworzenie nowych izolowanych subpopulacji jest konieczne – informuje wicedyrektor Jan Mazur – choć skuteczność takich działań będzie można stwierdzić dopiero po kilku latach. Nadto konieczne jest właściwe ukształtowanie siedlisk stanowiących późniejszą bazę żerową króla puszczy.

Prof. Kajetan Perzanowski: – Taka akcja z jednej strony złagodziłaby ewentualne skutki przegęszczenia, a z drugiej rozproszenie populacji jest najlepszym sposobem zabezpieczenia jej ciągłości, np. w wypadku wystąpienia chorób epidemicznych. Trzeba też wprowadzić rutynowy monitoring obejmujący również pozornie zdrowe sztuki. Obecnie nasza wiedza opiera się tylko na danych pozyskanych z odnalezionych martwych żubrów lub odstrzeliwanych z powodu podejrzenia chorób.

Należy też eliminować sztuki o obniżonej kondycji z jakimikolwiek objawami chorobowymi – nie ma wątpliwości prof. Olech-Piasecka. – Przemieszczenie zwierząt i stworzenie małych zgrupowań, do 30–40 osobników, może być ostatnią szansą na uratowanie bieszczadzkich ­żubrów.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną