Humbak jest bardzo bliskim krewnym płetwali. Ma długie, podobne do skrzydeł płetwy piersiowe. Humbak jest bardzo bliskim krewnym płetwali. Ma długie, podobne do skrzydeł płetwy piersiowe. Shutterstock
Środowisko

Wieloryby: Islandia już nie zabija, ale inne zagrożenia nie zniknęły

Czy płetwale różnych gatunków, humbaki, wale szare, wale grenlandzkie, walenie południowe, japońskie i biskajskie oraz kaszaloty (jedyne zębowce w tym towarzystwie) mają szansę odbudować swoją populację? Eksperci powątpiewają.

Decyzja islandzkich władz formalnie nie oznacza jeszcze, że kraj ten rozstaje się na zawsze z tradycją wielorybniczą, której początki sięgają średniowiecza. Ale w praktyce może się na tym skończyć, bo na wyspie działają tylko dwie firmy zajmujące się takimi połowami. Pierwsza z nich wzięła sobie na cel finwale, druga – płetwale karłowate. Ta ostatnia już kilka lat temu ograniczyła niemal do zera działalność i zapowiedziała, że w 2024 r. zakończy ją całkowicie. Z kolei pierwsza chciałaby nadal uganiać się z działami harpunniczymi za finwalami, jak to uczyniła w 2022 r., kiedy w ciągu kilku letnich miesięcy zabiła 148 olbrzymich wielorybów, ale na razie na przeszkodzie stanęła jej decyzja władz. Zawieszenie połowów ma obowiązywać do końca sierpnia, co w praktyce oznacza, że wielorybnicy nie wypłyną już w tym roku, bo polowania prowadzi się zwykle nie dłużej niż do połowy września.

Płetwal błękitny odżywia się głównie małymi skorupiakami – krylami (żółty kolor). Połyka je, otwierając szeroko paszczę i zasysając do jamy ustnej (białe strzałki), a następnie odfiltrowuje z wody dzięki rogowym płytom – fiszbinom.IndigoPłetwal błękitny odżywia się głównie małymi skorupiakami – krylami (żółty kolor). Połyka je, otwierając szeroko paszczę i zasysając do jamy ustnej (białe strzałki), a następnie odfiltrowuje z wody dzięki rogowym płytom – fiszbinom.

W Islandii sezon polowań na finwale odwołano po dramatycznym raporcie opublikowanym w połowie czerwca przez stały zespół ekspertów doradzający rządowi w kwestiach rolnictwa, weterynarii i produkcji żywności. Specjaliści stwierdzili, że zeszłoroczne łowy na wieloryby były prowadzone z pogwałceniem islandzkiej ustawy o prawach i dobrostanie zwierząt, a zatem naruszały prawo. Kilka dni później minister ds. rybołówstwa i rolnictwa Svandís Svavarsdóttir zdecydowała, że w tym roku połowów nie będzie. Zasugerowała też, że i w przyszłym może nie dać na nie zgody, jeśli wielorybnicy nie zmienią metod polowania, które raport uznał nie tylko za bezprawne, ale też za niehumanitarne. Svavarsdóttir jest członkinią islandzkiej Partii Zielonych i już w zeszłym roku zapowiadała, że prawdopodobnie nie przedłuży licencji na zabijanie wielorybów, ponieważ – jak pisała – „ta działalność ma znikome znaczenie gospodarcze”.

Japoński wielorybnik przy działku harpunniczym na Oceanie Południowym.IndigoJapoński wielorybnik przy działku harpunniczym na Oceanie Południowym.

Polowanie z granatem

Finwale, czyli płetwale zwyczajne, są po płetwalach błękitnych największymi ssakami na Ziemi. Osiągają 25 m długości i masę nawet 100 t. Oba gatunki są do siebie podobne i blisko spokrewnione. Różnice genetyczne pomiędzy nimi są mniej więcej takie jak między człowiekiem a gorylem. Finwale należą do zwierząt kosmopolitycznych, co jest cechą wspólną większości płetwali. Zamieszkują wszystkie oceany i większość mórz, choć preferują wody chłodne i umiarkowane. Ich liczbę szacuje się obecnie na 70–100 tys. To co najmniej 10 razy mniej niż na początku XX w., nim ruszyły masowe polowania na ten gatunek. Dlatego Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody uważa gatunek za „wrażliwy”. W chłodnych wodach północnego Atlantyku, między Półwyspem Skandynawskim a wschodnią Grenlandią, może ich żyć ok. 10 tys. Jednak wiedza na ten temat jest skąpa. Równie dobrze finwali może być dwa razy mniej.

Ćwiartowanie upolowanego finwala w stacji wielorybniczej Hvalfjörður na Islandii.Reuters/ForumĆwiartowanie upolowanego finwala w stacji wielorybniczej Hvalfjörður na Islandii.

Tymczasem Islandczycy, nie bacząc na protesty w kraju i za granicą oraz na coraz mniejszą sensowność ekonomiczną takich połowów, od dekad wypływali latem na północny Atlantyk i ruszali w pogoń za finwalami. Po wytropieniu olbrzyma zbliżali się do niego i wystrzeliwali w kierunku jego głowy lub klatki piersiowej harpun z pentrytem lub innym ładunkiem wybuchowym, który eksplodował w ciele zwierzęcia. Często jeden taki cios nie wystarczał, więc do finwala strzelano aż do skutku. Ranne zwierzę wykrwawiało się i cierpiało. Czasami jego agonia trwała wiele godzin. Ponieważ załoga statku wielorybniczego ma obowiązek odnotowywania wszystkich takich zdarzeń w dzienniku pokładowym, raport islandzkich ekspertów zawiera wiele opisów okrutnych polowań. Poza tym z pokładu statku nie sposób rozpoznać płci zwierzęcia oraz stwierdzić, czy nie jest to ciężarna samica lub matka karmiąca cielaka płynącego obok niej. Osierocone przez matkę niemowlę ma bardzo małą szansę na przeżycie. Tymczasem ciężarne lub karmiące samice są dla wielorybników łatwym celem, ponieważ poruszają się wolniej.

Co ciekawe, sami Islandczycy nie są dziś wielkimi amatorami mięsa wielorybiego. Wyroby z płetwali karłowatych, dopóki na nie jeszcze polowano, oferowano głównie turystom jako miejscową atrakcję kulinarną, a mięso finwali eksportowano do Japonii, gdzie jest przez niektóre osoby uznawane za przysmak. Z czasem jednak dzięki kampaniom edukacyjnym i informacyjnym turyści przestali jeść wielorybie mięso, za to tłumnie zaczęli się zapisywać na wycieczki morskie oferujące obserwowanie tych zwierząt. Dziś organizacja takich rejsów przynosi Islandczykom o wiele większe dochody niż polowania.

Płetwal błękitny wynurzający się z wód Pacyfiku.BE&WPłetwal błękitny wynurzający się z wód Pacyfiku.

W imię tradycji

Jeśli Islandia rzeczywiście zaprzestanie łowów na duże walenie, proceder ten będą kontynuowały jeszcze tylko dwa kraje – Japonia i Norwegia. Ten pierwszy przez wiele dekad urządzał polowania na wieloryby w pobliżu Antarktydy. Poza tym wysyłał wielorybników na północny Pacyfik, gdzie celem były płetwale karłowate, sejwale, płetwale Bryde’a oraz sporadycznie humbaki. Od początku lat 90. XX w. Japończycy zabijali od kilkuset do nawet tysiąca wielorybów rocznie. Twierdzili, że czynią to w celach naukowych i w uzgodnieniu z Międzynarodową Komisją Wielorybniczą (IWC), ale w 2014 r. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości – główny organ sądowy ONZ – uznał ich tłumaczenia za niezgodne z prawdą i zakazał im dalszych połowów na południowym Oceanie Spokojnym. Przez kilka następnych lat Japonia łamała ten zakaz i dopiero w 2018 r. oznajmiła, że występuje z IWC i zamierza polować na wieloryby tylko w swojej strefie ekonomicznej, czyli nie dalej niż 200 mil morskich od brzegu.

Nagato w zachodniej Japonii – rekonstrukcja tradycyjnych metod polowań na wieloryby.ForumNagato w zachodniej Japonii – rekonstrukcja tradycyjnych metod polowań na wieloryby.

W 2019 r. japońska flota zabiła 331 wielorybów, w 2020 r. – 307, w 2021 r. – 383, a w 2022 – 270. Były to głównie płetwale karłowate, płetwale Bryde’a oraz niewielka liczba sejwali. Te ostatnie także są płetwalami, mają smukłe ciała o długości do 20 m, trzymają się otwartych wód oceanicznych i należą do najszybszych wielorybów – potrafią pływać z prędkością ponad 50 km/h. Mimo to i one nie zdołały uciec przed rzezią, którą zgotowano im po II wojnie światowej, gdy ich więksi kuzyni – płetwale błękitne i zwyczajne – zostali już w większości wybici. Obecną populację sejwali ocenia się na 50–60 tys. To co najmniej pięciokrotnie mniej niż na początku zeszłego wieku. Ale ubytek populacji mógł być jeszcze większy. Na przykład IWC oceniła, że w połowie lat 80. XX w. – tuż przed wejściem w życie moratorium na polowania na wieloryby – na półkuli południowej pozostało 9–10 tys. sejwali. Chociaż gatunek ma status zagrożonego, nie przeszkadzało to Japończykom w wyławianiu kilkudziesięciu okazów rocznie.

Dawna stacja wielorybnicza Grytviken na wyspie Georgia Południowa.ShutterstockDawna stacja wielorybnicza Grytviken na wyspie Georgia Południowa.

Wszystko to w imię podtrzymania tradycji oraz ochrony branży wielorybniczej. W przypadku Norwegii tradycja masowych połowów na duże walenie jest długa i – z punktu widzenia ziemskiej przyrody – bardzo ponura. To jedyny kraj, w którym liczba odławianych wielorybów systematycznie rośnie. W 2019 r. upolowano ich 429, w 2020 – 503, w 2021 – 575, a w 2022 – 580. Niemal w 100% są to płetwale karłowate o długości przeważnie 7–8 m i ważące 5–7 t. Wiele z nich, jak wynika z raportów, to ciężarne samice trzymające się bliżej brzegu i wolno pływające. Rząd Norwegii subsydiuje wielorybnictwo i zachęca do konsumowania wielorybiego mięsa. Podaje się je w restauracjach, na statkach wycieczkowych i na stołówkach szkolnych. Można je kupić w wielu sklepach i na targach rybnych. Mimo to chętnych do jego spożywania powoli ubywa, podobnie jak w Japonii.

Wrak statku wielorybniczego „Petrel” przy nabrzeżu w Grytviken.ShutterstockWrak statku wielorybniczego „Petrel” przy nabrzeżu w Grytviken.

Śmierć w raju

Norwegia to ojczyzna masowych polowań na wieloryby i jeden z głównych sprawców ich rzezi w XX w. Tu wynaleziono działko harpunnicze. Za symboliczny początek tej masakry można uznać zbudowanie na Georgii Południowej – antarktycznej wyspie o długości ok. 100 km i szerokości ponad 20 km – stacji wielorybniczej Grytviken. Założył ją w listopadzie 1904 r. kapitan Carl Larsen, norweski marynarz z brytyjskim paszportem. Podczas kilku wcześniejszych ekspedycji polarnych zauważył on, że latem w wodach wokół wyspy gromadzi się olbrzymia liczba wielorybów różnych gatunków. Były wśród nich walenie południowe, humbaki, płetwale zwyczajne (finwale) i największe – płetwale błękitne. Larsen doszedł do wniosku, że odkrył wielorybie eldorado. Miał rację. W krótkim czasie raj zmienił się w piekło.

Spitsbergen, rok 1913: wielorybnik przy działku harpunniczym na statku badawczym „Hirondelle”, należącym do księcia Monako.ForumSpitsbergen, rok 1913: wielorybnik przy działku harpunniczym na statku badawczym „Hirondelle”, należącym do księcia Monako.

Na początku XX w. olej wielorybi nie był już potrzebny do oświetlania domów. Zastąpiła go nafta, a potem żarówka. Znaleźli się jednak inni hurtowi odbiorcy wielorybiego tłuszczu: producenci margaryny. Po I wojnie światowej stała się tak cennym składnikiem diety uboższych warstw ludności, że w latach 20. XX w. przetwarzany był na nią niemal cały olej pozyskiwany z wielorybów. Centrum łowów na te zwierzęta stała się Georgia Południowa. Na pierwszy ogień poszły mniejsze i wolniejsze walenie południowe, które Anglicy nazywali right whales – „właściwymi wielorybami”, czyli tymi, które idealnie nadawały się do połowów, ponieważ były powolne, trzymały się bliżej brzegu, a po upolowaniu unosiły się na wodzie niczym pływające góry mięsa.

Wieloryb upolowany przez islandzkich wielorybników.Magnum/ForumWieloryb upolowany przez islandzkich wielorybników.

Potem wzięto na cel humbaki, a gdy te wybito, ruszono na płetwale błękitne. Wcześniej zostawiano je w spokoju, bo były za duże i za szybkie oraz trzymały się otwartych wód. Układ sił na ich niekorzyść zmienił się po wynalezieniu działka harpunniczego i wyposażeniu statków w silnik parowy lub spalinowy. Płetwale błękitne z Antarktyki osiągały długość 32 m i masę 150 t. Dlatego stały się szczególnie łakomym kąskiem dla wielorybników. W ciągu 40 lat wybito niemal całą ich tutejszą populację, liczącą od 250 do 300 tys. osobników. W latach 1920–1940 wyławiano ich ponad 20 tys. rocznie, po II wojnie światowej – najwyżej po kilkadziesiąt w sezonie. Po prostu ich liczba tak spadła.

Fiszbiny wala (pływacza) szarego. Muzeum Historii Naturalnej w Londynie.IndigoFiszbiny wala (pływacza) szarego. Muzeum Historii Naturalnej w Londynie.

Dzieło zagłady zostało dokonane w 99,9%. Gdy w 1965 r. zakazano w końcu polowań na płetwale błękitne, populację tych z Oceanu Południowego oszacowano na mniej niż 500 osobników. Antarktyka opustoszała. Nie tylko ona. Po płetwalach błękitnych przyszła kolej na finwale, a gdy i tych zaczęło brakować, dobrano się do sejwali. Nie oszczędzono kaszalotów, waleni japońskich i biskajskich oraz wali grenlandzkich. Upłynęło wiele dekad, podczas których dostrzeżenie któregoś z największych wielorybów graniczyło z cudem.

Mięso wielorybie sprzedawane w automacie w Japonii.Reuters/ForumMięso wielorybie sprzedawane w automacie w Japonii.

Życie po rzezi

Moratorium na połowy wszystkich dużych waleni udało się wprowadzić dopiero od początku 1986 r. Kilka wcześniejszych prób, podjętych w ramach IWC, zakończyło się niepowodzeniem. Nim do tego doszło, w latach 70. XX w. wciąż wyławiano po kilka tysięcy wielorybów rocznie. Polowano głównie na mniejsze płetwale oraz na niedobitki finwali i sejwali. Dorzynano też ostatnie populacje walenia południowego w Antarktyce, walenia biskajskiego i wala grenlandzkiego w północnym Atlantyku oraz walenia japońskiego i wala (pływacza) szarego w północnym Pacyfiku. Płetwale błękitne uznano za wybite.

Waleń południowy wynurzający się z Atlantyku w pobliżu brzegów Patagonii.BE&WWaleń południowy wynurzający się z Atlantyku w pobliżu brzegów Patagonii.

Przeciwko tym bezsensownym mordom protestowali naukowcy i organizacje ekologiczne. Z czasem protesty stały się ostrzejsze. W 1975 r. grupa aktywistów z kanadyjskiej organizacji Greenpeace wsiadła na mały statek w Vancouver, żegnana przez tłum ponad 30 tys. osób, aby skonfrontować się z radziecką flotą wielorybniczą polującą na kaszaloty na Pacyfiku w odległości 100 km od brzegów Ameryki Północnej. Bob Hunter, Paul Watson i inni z narażeniem życia wpływali pontonami pomiędzy zwierzęta a polujących na nich wielorybników. Od tego czasu presja społeczna na zaprzestanie połowów zaczęła szybko rosnąć. To ona doprowadziła do przyjęcia moratorium. Zakaz poskutkował. Liczba zabijanych wielorybów spadła z 6–8 tys. rocznie na początku lat 80. do ok. tysiąca pod koniec tej dekady.

Płetwal błękitny nurkujący w pobliżu Sri Lanki na Oceanie Południowym.BE&WPłetwal błękitny nurkujący w pobliżu Sri Lanki na Oceanie Południowym.

Zakaz jednak nie był absolutny. Po pierwsze, pozwolenie na odławianie dużych waleni otrzymały rdzenne wspólnoty z różnych części świata – od Arktyki (Grenlandia, Alaska, Syberia, Kanada) przez Karaiby (Grenada, Dominika, Saint Vincent i Grenadyny) po Indonezję (wysepki Lembata i Solor). Łącznie zabijają one kilkaset osobników rocznie. Po drugie, moratorium pozwalało na odławianie wielorybów do celów naukowych, co skrzętnie wykorzystywała przez wiele dekad Japonia. Z kolei Norwegia po prostu odrzuciła moratorium, zgłaszając formalny sprzeciw do IWC, i w najlepsze kontynuowała komercyjne polowania. Islandia próbowała różnych sposobów – najpierw odławiała wieloryby do celów naukowych, potem opuściła IWC, by powrócić do niej z zastrzeżeniem, że tak jak Norwegia nie zamierza respektować moratorium. Łącznie od 1986 do 2020 r. z oceanów wyłowiono blisko 40 tys. wielorybów – ocenia brytyjska organizacja ekologiczna Whale and Dolphin Conservation. Dane z 2021 r. mówią o zabiciu 1284 dużych waleni, z czego 881 wyłowiono w celach komercyjnych, a resztę upolowały rdzenne wspólnoty. Nie wiadomo, ile tych zwierząt zabito nielegalnie.

Liczba ponad 40 tys. wielorybów upolowanych przez Norwegię, Japonię i Islandię w ciągu ponad 30 lat robi wrażenie, ale w porównaniu z rzeziami z pierwszej połowy XX w., gdy tyle wielkich waleni zabijano co roku, jest to niewiele. Oczywiście kilkaset sztuk rocznie to wciąż za dużo, bo zwierzęta giną niepotrzebnie i często w męczarniach. Jednak dzięki moratorium lokalne populacje wielu gatunków stopniowo wychodzą z dołka. Mikrofony rozmieszczone na dnie oceanów zarejestrowały także pieśni płetwali błękitnych. Giganty zatem nie wyginęły. Ile jednak ich ocalało? Odważne szacunki mówią o 10 tys. osobników (z populacji ocenianej na 300 tys. na początku XX w.), ale bardzo trudno jest to rzetelnie obliczyć, ponieważ olbrzymy unikają wód przybrzeżnych i jest ich tak niewiele, że rzadko udaje się je zobaczyć.

Zęby kaszalota spermacetowego – jedynego wielkiego walenia pozbawionego fiszbinów.IndigoZęby kaszalota spermacetowego – jedynego wielkiego walenia pozbawionego fiszbinów.

Trochę pomagają akustyczne łowy. Dzięki nim okazało się ostatnio, że płetwale błękitne z Antarktyki spędzają chętnie zimy w pobliżu południowej Australii, południowego Chile oraz niedaleko zachodnich wybrzeży południowej Afryki. Dekadę temu wiele nagrań pochodziło z okolic Wysp Crozeta, leżących na Oceanie Indyjskim ok. 2 tys. km na południe od Madagaskaru. Olbrzymy koncertowały tam przez cały rok, co oznaczało, że na lato nie zamierzały się przenosić do Antarktyki. Wielkie oceaniczne ssaki są długowieczne. Najstarsze z nich zapewne wciąż pamiętają, gdzie i kiedy zabijano masowo ich współplemieńców. Jednak największe letnie łowiska kuszą. Płetwale błękitne zaczynają i tam powracać. Naukowcy z British Antarctic Survey od ćwierć wieku regularnie patrolują wody wokół Georgii Południowej, jednak do 2017 r. zobaczyli płetwale błękitne tylko trzy razy. I oto nagle w sezonie 2018/2019 ujrzeli je 9 razy, a w następnym było takich spotkań już 58. Rozmieszczone pośpiesznie wokół wyspy hydrofony zarejestrowały liczne pieśni płetwali.

Badacze trochę się tego spodziewali, bo kilka lat wcześniej w pobliżu Georgii Południowej znów pojawiły się w dużej liczbie humbaki, finwale i walenie południowe. Łącznie oszacowano je na ponad 40 tys. osobników. Ile wśród nich było płetwali błękitnych? Co najmniej kilkaset – ocenili naukowcy na podstawie analizy podwodnych nagrań. To wciąż bardzo mało w porównaniu z kilkudziesięcioma tysiącami, które sto lat temu przypływały tu latem, ale o wiele więcej niż dwie dekady temu.

Wal szary zjada plastik

Czy zatem wielkie walenie – płetwale różnych gatunków, humbaki, wale szare, wale grenlandzkie, walenie południowe, japońskie i biskajskie oraz kaszaloty (jedyne zębowce w tym towarzystwie) – mają szansę odbudować swoją populację? Eksperci powątpiewają. Czyhają bowiem dziś na nie także inne zagrożenia. Trzy największe to: zaplątanie w sieci rybackie, zderzenia ze statkami oraz zanieczyszczenia.

Płetwal błękitny z nadajnikiem przymocowanym przez naukowców z Oregon State University.dzięki uprzejmości Oregon State UniversityPłetwal błękitny z nadajnikiem przymocowanym przez naukowców z Oregon State University.

Według ocen naukowców w sieci rybackie zaplątuje się i ginie co roku 100–300 tys. delfinów, morświnów i innych małych waleni (wpadają w nie także foki i wielkie żółwie morskie). Rybacy w pogoni za rybami potrafią instalować w morzach i oceanach prawdziwe labirynty składające się z sieci, lin i setek haczyków. Ssak, który w nie wpadnie, nie ma większych szans na wypłynięcie na powierzchnię. Dusi się lub wykrwawia, próbując uciec z pułapki. Z tego powodu pewnym gatunkom grozi wymarcie, tak jak stało się to ze słodkowodnym delfinem baiji, który zamieszkiwał chińską rzekę Jangcy. Za chwilę z planety mogą zniknąć morświny vaquita z Zatoki Kalifornijskiej, nowozelandzkie delfiny māui czy też bałtycka populacja morświnów zwyczajnych.

W sieci rybackie wpadają nawet takie olbrzymy jak humbaki czy walenie biskajskie. Te ostatnie występowały niegdyś powszechnie w północnym Atlantyku, ale przez setki lat były ulubioną (bo łatwą do upolowania) zdobyczą wielorybników. W efekcie jako jedne z pierwszych fiszbinowców znalazły się na skraju zagłady. I nadal są krytycznie zagrożone. Pozostało spośród nich najwyżej kilkaset dorosłych osobników w przybrzeżnych wodach atlantyckich w pobliżu USA i Kanady. Te czarno ubarwione masywne olbrzymy, mogące ważyć nawet 100 t, unikają otwartego oceanu oraz trzymają się blisko powierzchni wody. Z tego powodu są nieustannie narażone na zaplątanie się w sieci oraz zderzenia ze statkami, których na północnym Atlantyku nie brakuje. Raczej odwrotnie. W 2021 r. amerykańscy naukowcy przyczepili kilku dorosłym waleniom biskajskim nadajniki GPS, a potem obserwowali, jak wiosną próbują przedostać się na północ, wielokrotnie w ciągu dnia narażając się na kolizję ze statkiem (animację można zobaczyć na stronie www.fisheries.noaa.gov/national/endangered-species-conservation/reducing-vessel-strikes-north-atlantic-right-whales). Identyczne kłopoty mają ich bliscy kuzyni – walenie japońskie z północnego Pacyfiku. W efekcie z populacji liczącej niegdyś dziesiątki tysięcy zwierząt pozostało najwyżej 500.

Morświn vaquita lada dzień zniknie na zawsze z wód Zatoki Kalifornijskiej.IndigoMorświn vaquita lada dzień zniknie na zawsze z wód Zatoki Kalifornijskiej.

No i są jeszcze zanieczyszczenia, np. plastik. W lipcu br. na łamach czasopisma „Frontiers in Marine Sciences” grupa naukowców przedstawiła wynik badań dotyczących wali szarych. Są to bliscy krewni płetwali, zamieszkujący północny Pacyfik w liczbie 20–30 tys. i odbywający niezwykle długie sezonowe wędrówki pomiędzy zimowiskami w pobliżu Kalifornii, gdzie na świat przychodzą młode, a letnimi żerowiskami na morzach Czukockim i Beringa. W ich odchodach eksperci odkryli olbrzymie ilości mikroskopijnych drobin plastiku i sztucznych włókienek pochodzących z odzieży. Każdego dnia olbrzymy konsumowały miliony takich nienaturalnych cząstek – wraz z drobnymi skorupiakami, które są głównym pokarmem wali szarych.

Co roku do mórz i oceanów trafiają miliony ton plastiku, który w morzu ulega rozdrobnieniu i przedostaje się do organizmów ryb, ssaków morskich i innych przedstawicieli fauny oceanicznej. „Plastik lądujący w organizmach wielorybów może spowalniać ich wzrost i zaburzać pracę układu rozrodczego. Jedno i drugie zmniejsza szansę gatunku na przetrwanie. Wale szare preferują wody przybrzeżne i chętnie żerują przy dnie, gdzie zbiera się najwięcej plastiku i innych zanieczyszczeń. Ale na otwartych wodach północnego Pacyfiku jest niewiele lepiej. Centralna część tego akwenu to wielkie wysypisko plastiku docierającego tu z prądami morskimi z połowy planety. Przebywanie zwierząt morskich, w tym wielorybów, w takich miejscach może być dla nich niebezpieczne. Niestety, na Ziemi przybywa takich potencjalnie niebezpiecznych stref” – mówi Leigh Torres, główna autorka badań.

Wiedza i Życie 9/2023 (1065) z dnia 01.09.2023; Środowisko naturalne; s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Wieloryby powracają, ale nie wszystkie"

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną