Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Shutterstock
Środowisko

Niedźwiedź wcale mocno nie śpi zimą. Nie panikuj i nie krzycz, jeśli się na niego natkniesz

Sypnął śnieg, ścisnął mróz. A skoro tak, to niedźwiedzie zaszyły się na kilka miesięcy w gawrach?

Od jesieni Ursus arctos w poszukiwaniu żeru penetrował zagajniki i grubszy las, szukał smacznych roślin na łąkach, zachodził chętnie do dzikich sadów po wysiedlonych dawno wsiach. Tam wciąż owocują jabłonie i grusze, a niedźwiedzie mogą do woli napychać się owocami. Zgromadzenie dostatecznej ilości tłuszczu przed nastaniem zimy jest gwarancją jej przetrwania w zdrowiu. Jeśli jakiś niedźwiedź, zwłaszcza młody i niedoświadczony, miałby problem ze znalezieniem pożywienia, zanim „śnieg zasypie wszystkie strony”, jego przyszłość stanie pod znakiem zapytania.

Ciągle głodny

Na szczęście w Bieszczadach bazy żywnościowej dla dzikiej zwierzyny nie brakuje – zapewnia Kazimierz Nóżka z Nadleśnictwa Baligród, znany z tego, że wielokrotnie spotykał niedźwiedzie i dużo wie o ich zwyczajach. – Ten drapieżnik jest wszystkożerny, więc nie pogardzi niczym. To ważne zwłaszcza dla samic, które w styczniu powiją młode. Będą one karmione mlekiem, a na pierwszy spacer pod opieką mamy wyjdą dopiero wiosną.

Matka urodzi potomstwo podczas snu w bezpiecznej i ciepłej gawrze, ale kiedy zapytać Nóżkę o to, czy wszystkie niedźwiedzie – jak zwykło się uważać – w zimie zasypiają, ciężko wzdycha. Mówi, że czasami już nie ma siły tłumaczyć, o co w tym chodzi. Mimo to powtarza – dziennikarzom, turystom, młodzieży – że niedźwiedź nie zapada w sen na kilka zimowych miesięcy, lecz często spaceruje po lesie, choć zwykle nie odchodzi od legowiska zbyt daleko. – Te zwierzęta nigdy głęboko nie zasypiały, tylko że kiedyś widywaliśmy niewiele tropów, bo ich populacja była mniejsza niż obecnie – stwierdza leśnik.

Tę opinię potwierdza biolog dr Wojciech Śmietana, który od prawie trzech dekad prowadzi badania nad niedźwiedziami brunatnymi w Bieszczadach. Dowodem na zimową aktywność tych drapieżników są nie tylko pozostawiane przez nie tropy. Z pomocą przychodzi też telemetria – bo niektóre osobniki mają założone obroże wyposażone w GPS. Bez problemów można określać wielkość zajmowanych przez drapieżniki areałów, śledzić ich wędrówki, dobowe i sezonowe zmiany aktywności, a w połączeniu z tropieniami badać zwyczaje pokarmowe i preferencje siedliskowe.

Nie jest tak – mówi Kazimierz Nóżka – że dany osobnik na tyle nasyci się przed zimą, by nie zapragnąć dodatkowego jedzenia. Mając sposobność, ciągle szuka żeru. Chętnie korzysta z karmy wykładanej przez leśników i myśliwych dla jeleni czy żubrów, czego dowodem zdjęcia z fotopułapek. Bywa też, że zapuści się w pobliże gospodarstw ludzkich i tam znajdzie coś smakowitego. Takich przypadków jest jednak na szczęście niewiele, dotyczą głównie osobników, które z różnych powodów nauczyły się w młodym wieku korzystać z resztek wyrzucanych przez ludzi do śmietników i nie bardzo mają ochotę zdobywać żer w sposób naturalny dla dzikiego gatunku.

Zawsze sprytny

„Wycieczki” poza las i śródleśne polany zdarzają się częściej wiosną i latem. Wtedy niektóre niedźwiedzie liczniej odwiedzają np. pszczele pasieki, a niekiedy uganiają się nawet za kurami i kaczkami. Jeden z nich latem 2023 r. regularnie niepokoił mieszkańców wiosek w gminie Solina. Widywano go nie tylko w zagrodach, gdzie zabijał drób i króliki oraz zjadał owoce z drzew, lecz także na cmentarzu, na którym przewracał znicze i niszczył kwiaty. Sytuacja zrobiła się poważniejsza, gdy zauważono, że wiejskie opłotki odwiedza kolejny nieprzystosowany niedźwiedź. I to w szczycie sezonu turystycznego nad Zalewem Solińskim. To z tego powodu samorząd gminy powołał grupę ekspertów, która miała zaradzić problemowi.

Wespół z Fundacją Bieszczadziki opracowano plan postępowania. Jednym z jego punktów było odstraszanie pociskami hukowymi. Nie wyrządzały zwierzętom krzywdy fizycznej, ale też nie w pełni się sprawdziły. Przywołane do porządku drapieżniki odchodziły do lasu, jednakże po pewnym czasie wracały w obręb wsi i ponawiały ataki na małe zwierzęta gospodarskie. Również odłowiony dwa lata wcześniej i wywieziony poza Bieszczady samiec wrócił do matecznika i wkrótce zaczął pojawiać się w górskich wioskach.

– Sytuacja w pewnym momencie była naprawdę poważna, istniało bowiem zagrożenie, że dojdzie do bezpośredniego konfliktu na linii niedźwiedź–człowiek – wyjaśnia Kazimierz Nóżka. – Ludzie działający w grupie powołanej przez wójta gminy nieustannie patrolowali okoliczne miejscowości, poświęcali swój prywatny czas, by nie dopuścić do przekroczenia ostatniej granicy. Udało się. Ale czy na długo?

Część niedźwiedzi chętnie podkrada się też do pasiek. Corocznie ich właściciele zgłaszają do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie od kilkunastu do kilkudziesięciu szkód. Roztrzaskane na strzępy ule, rozwleczone plastry miodu to latem i jesienią dość częsty widok, zwłaszcza w pasiekach położonych w pobliżu lasów, a takich jest w Bieszczadach większość. Zdarza się też, że drapieżniki rozbijają pasieki zlokalizowane tuż koło domów. Tak było chociażby w Terce, kiedy nocą gospodarza obudził łomot. Gdy mężczyzna wybiegł na zewnątrz, ujrzał pobojowisko i oddalającego się do lasu niedźwiedzia rozbójnika.

Kłopot w tym, że jeśli drapieżnik bez trudu wejdzie między ule i zasmakuje słodkości, ten sposób zdobywania pożywienia stanie się u niego powszechny. Niektóre pasieki są więc ogrodzone pastuchami elektrycznymi. Bo kiedy prąd porazi lekko zwierza, ten szybko nie wróci. Raczej.

– Niektóre drapieżniki po prostu stają się specjalistami od ucztowania w pszczelich domach – twierdzą leśnicy. – Po doświadczeniach z pastuchem elektrycznym mają w głowach zakodowane, że dotknięcie ogrodzenia sprawia ból. Są jednak wśród niedźwiedzi i takie, które po pewnym czasie wracają w to samo miejsce, ale już nie próbują sforsować drutów pod napięciem, tylko robią podkop.

Niekiedy przerażony

W górach leży śnieg, temperatura spadła poniżej zera, a niedźwiedzie weszły do gawr. Nie zawsze założonych w głębokim lesie. Zdarzają się też lokalizacje w pobliżu leśnych dróg, a nawet dróg publicznych i w niewielkiej odległości od zabudowań. Kiedyś w okolicach Baligrodu odkryto gawrę zaledwie kilkaset metrów od leśniczówki, niespełna kilometr od czynnego kamieniołomu i obleganego zimą ośrodka wypoczynkowego. Inna znajdowała się niedaleko Dwernika w gminie Lutowiska, blisko drogi i zabudowań gospodarskich.

Stały odpoczynek, taki kilkumiesięczny, dotyczy głównie ciężarnych samic. Potrzebują spokoju, ciepła i oszczędności energii, by móc bez przeszkód urodzić. Z danych WWF Polska wynika, że gawrowanie – zwykle w wypróchniałych pniach starych drzew, w gęstych młodnikach, jaskiniach skalnych i wykrotach – powoduje u gatunku Ursus arctos oszczędność energii i spowalnia metabolizm o ok. 70 proc. W tym czasie samce tracą prawie 20 proc. swojej masy, a samice nawet 40 proc. Śpiąc (częściej jest to drzemka), niedźwiedzie mają obniżoną temperaturę ciała (z 37 st. C do 31–35 st. C), zmniejsza się też liczba oddechów i uderzeń serca.

– Już nawet w październiku takie niedźwiedzice wyszukują odpowiedniego miejsca na legowisko, niekiedy je pogłębiają i tego domu pilnują – tłumaczy dr Bartosz Pirga z Bieszczadzkiego Parku Narodowego. – Z kolei inne brunatne drapieżniki tylko zalegają na krótko w przygotowanych naprędce barłogach, a gawrują przez tydzień lub dwa jedynie w czasie największych opadów śniegu, gdy tworzą się wokół zaspy utrudniające spacery.

Niedźwiedź brunatny

Chroniony w Polsce od 1952 r., choć w latach 70. i 80. wydano kilka pozwoleń na odstrzał. Ciężar dorosłego samca w warunkach europejskich może dochodzić do 350 kg. Gatunek wszystkożerny. Duży osobnik z łatwością może upolować żubra czy jelenia i porwać krowę z pastwiska, potrafi też godzinami zbierać jagody i bukiew, zajadać trawę i korzonki lub rozkopywać mrowiska. Latem nawet 40 proc. pokarmu niedźwiedzi brunatnych stanowią borówki. Samica po raz pierwszy rodzi dopiero w wieku 4–7 lat, a wielkość miotu to zazwyczaj 2 maluchy. Nierzadko pierwsze miesiące przeżywa tylko jeden. Polska nie ma własnej populacji gatunku – osobniki bytujące w terenach przygranicznych na południowym wschodzie i południu należą do populacji karpackiej, obejmującej także Słowację, Ukrainę i Rumunię. Co ciekawe – jak wynika z badań genetycznych, osobniki żyjące w Bieszczadach są bliżej spokrewnione ze swoimi pobratymcami z Karpat rumuńskich, z Bałkanów, a nawet Półwyspu Iberyjskiego, niż z żyjącymi w Tatrach. Te mają więcej wspólnych cech z niedźwiedziami zasiedlającymi lasy Rosji i Finlandii.

Urodzone zwykle w styczniu noworodki ważą zaledwie ok. 500 gramów, jednak ssąc mleko matki, szybko rosną. Nie wszystkie przeżywają. Leśnik Kazimierz Nóżka nie ma danych dotyczących śmiertelności młodych, ale twierdzi, że na podległym mu terenie, gdzie od lat swoje ulubione miejsca mają brunatne drapieżniki, jest ona znikoma. Bartosz Pirga uważa z kolei, że młodych niedźwiedzi pada wcale nie tak mało. Niektóre tracą życie w wyniku chorób, inne są zabijane przez dorosłe samce (to u tego gatunku dość częste). Zdarza się też, że gdy w styczniu bądź lutym matka zostanie przypadkowo wypłoszona z gawry (np. przez turystów, zbieraczy poroży jeleni), może do niej wrócić dopiero po kilku dniach i zastać martwe potomstwo.

– Żeby lepiej zobrazować sytuację, porównajmy śmiertelność niedźwiedzi i wilków – proponuje przyrodnik z BdPN. – Wadery rodzą co roku, najczęściej 6–8 szczeniąt. Z kolei niedźwiedzice mają miot co trzy, cztery lata, a na świat wydają zwykle dwójkę, niekiedy trójkę maluchów. Według mnie zgony nowo narodzonych niedźwiedziątek mogą sięgać nawet 60 proc.

Mimo to według leśników populacja gatunku Ursus arctos ma się nieźle. Na Podkarpaciu niedźwiedzie brunatne są obecne nie tylko w Bieszczadach, ale też w Beskidzie Niskim, w Górach Sanocko-Turczańskich i na Pogórzu Przemyskim. Nieco odmienną opinię na ten temat ma dr Bartosz Pirga. Jego zdaniem niedźwiedzie bytujące w Bieszczadach nie są tak liczne, jak można sądzić na podstawie odnajdywanych tropów czy też interakcji z ludźmi. – Jeśli porównamy liczebność z końca lat osiemdziesiątych XX w. i obecną, okaże się, że mamy tych zwierząt mniej więcej tyle samo, czyli między 80 a 100. To zaledwie 1 proc. karpackiej populacji! Wskazują na to nie tylko moje obserwacje, lecz także prowadzone od pewnego czasu badania genetyczne, najbardziej wiarygodne.

Jak podaje WWF Polska, w całej polskiej części Karpat żyje (dane szacunkowe) ok. 140 niedźwiedzi. Leśnicy uważają, że jest ich więcej. To jednak jałowy spór. Nie da się bowiem co do osobnika określić takiej liczebności, choćby ze względu na migracje niedźwiedzi na Słowację i Ukrainę. Wiadomo jednak, że większość osobników nie migruje poza Polskę, a nawet gawruje w tym samym legowisku, co wcześniej.

– Tak było z niedźwiedzicą Agą, która dwa lata z rzędu spędzała zimę w ulubionej gawrze i dopiero później znalazła sobie nową. Towarzyszyliśmy jej dyskretnie długi czas, obserwowaliśmy, jak wychowuje młode – opowiada Kazimierz Nóżka. – Dopiero po trzecim miocie opuściła nasz teren. Szkoda. Mam jednak nadzieję, że żyje spokojnie w jakimś dogodnym miejscu.

Rzadko agresywny

Niedźwiedź – w przeciwieństwie do wilka – jest pozytywnie postrzegany przez ludzi, ale potrafi być od niego znacznie groźniejszy. Przekonał się o tym w listopadzie tego roku w Bieszczadach pewien aktywista ekologiczny, poturbowany, gdy podszedł zbyt blisko gawry. W opinii pracowników Nadleśnictwa Lutowiska mężczyzna zachował się skrajnie nieodpowiedzialnie, tym bardziej że wiedział o istnieniu gawry w tym miejscu. On i jego współpracownicy z Inicjatywy Dzikie Karpaty sami wystąpili kilka miesięcy wcześniej do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie o ustanowienie w tym rejonie strefy ochronnej, a do nadleśnictwa o zaprzestanie prac leśnych. I tak się stało – od końca października zapanował spokój.

– Tam szykowała się do odpoczynku najpewniej ciężarna samica – mówi dr Pirga. – Może zostanie w tej gawrze, ale nie da się wykluczyć, że przestraszona zaczęła szukać innego miejsca.

Powyższy przypadek nie był pierwszym i zapewne nie ostatnim atakiem niedźwiedzia na człowieka w Polsce, choć są one i tak dość rzadkie (w ciągu minionych dwóch dekad 31 wypadków; znacznie częściej mają miejsce w Karpatach rumuńskich z uwagi na dużą liczbę brunatnych drapieżników, szacowaną na ponad 5 tys.). Dochodzi do nich zwykle wtedy, gdy człowiek nieoczekiwanie, z zaskoczenia, znajdzie się zbyt blisko niedźwiedzia na jego terytorium. Na ucieczkę jest za późno, ale nie oznacza to żegnania się z życiem. Gdyby niedźwiedź chciał zabić, zrobiłby to jednym uderzeniem.

Jak uniknąć spotkania z niedźwiedziem...

• nie penetruj młodników

• wędruj po wyznaczonych szlakach, wyłącznie w dzień

• nie puszczaj wolno psów

• nie wyrzucaj resztek jedzenia

...ale gdy się na niego natkniesz

• nie wpadaj w panikę

• nie krzycz

• nie wykonuj gwałtownych ruchów

• nie uciekaj, lecz staraj się powoli wycofać

• jeśli nie zdążysz, padnij twarzą do ziemi, osłoń rękami głowę

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną