Shutterstock
Struktura

Czy Odra ma duszę, czyli gdzie filozofowie chowali irracjonalizm

Rzeka ma jakąś swoją własną osobowość, swego ducha albo duszę – trochę w to wierzymy, niczym ludy pierwotne. Ale ten sposób myślenia jest przede wszystkim następstwem wielowiekowych sporów filozoficznych.

Tragedia Odry poruszyła większość z nas w dziwny sposób. Mówimy wszak o „śmierci rzeki” i bodajże nie do końca jest to tylko metafora odnosząca się do zbioru istot żywych, które w tej rzece bądź na jej brzegach żyły. Trochę jakby wstydliwie, nie do końca przyznając to sami przed sobą, poddajemy się głębszym, archaicznym pokładom naszej wyobraźni. Roimy sobie, że jest oto taki pojedynczy byt ożywiony, który nazywa się Odra i jest rzeką. I ten byt został poważnie zraniony i skrzywdzony.

Prawie każdy powie, że to tylko przenośnia. Tak naprawdę czujemy jednak inaczej. Mówiąc o śmierci Odry i smucąc się nią, dajemy wyraz głęboko skrywanemu przekonaniu, że rzeka to „coś więcej” niż woda płynąca z gór do morza. Chowanie pod kobierzec takich „irracjonalnych” myśli w dziejach ludzkości jest sprawą dość nową, bo datuje się od czasów Kartezjusza, czyli od początku XVII w.

To wtedy narodziło się stanowisko, które historycy filozofii nazywają materializmem. Chodziło nie tylko o to, że wszystko, co nie jest ciężkie, trwające w czasie i usytuowane w przestrzeni, stanowi jedynie pochodną takich właśnie materialnych obiektów albo w ogóle jest zmyśleniem. Zanim powstał taki materializm, który zaprzeczał, aby jakieś obiekty niematerialne (na przykład liczby) można było niemetaforycznie uznać za istniejące, na samym początku XVII w. Kartezjusz wpadł na pomysł całkowitego rozdzielnia dwóch sfery bytu: takiej, która nie posiada świadomości i zajmuje przestrzeń (materii), oraz takiej, która posiada świadomość i nie zajmuje przestrzeni (umysł, dusza albo myślące ja).

Tak oto, dzięki kartezjańskiemu dualizmowi, wkroczyła na arenę dziejów myśli idea – dla nas może banalna, lecz czterysta lat temu nietuzinkowa – że może istnieć coś całkowicie bezmyślnego: niemyśląca materia! Oczywiście, już w starożytności mówiło się o „materii grubej” i „nieożywionej”, a więc całkowicie pozbawionej duszy, ale nikt nie uważał, że może ona istnieć ot tak, sama i o własnych siłach. Bo skąd kamień ma „wiedzieć”, że jest kamieniem? Jakże taki bezmyślny obiekt może unosić w sobie swoją „kamienność” albo na przykład „okrągły kształt”?

Dlatego „pramaterialiści” (jeśli wolno się tak wyrazić) dawali nieożywionej przyrodzie „podpórkę” w postaci umysłu bożego, który niejako za nią myśli, a także ludzkich zmysłów, dzięki którym ciała materialne mogą mieć właściwości przysługujące rzeczom widzialnym. Bóg nie ma oczu i nie widzi koloru czerwonego, a jarzębina bez oczu, które by mogły na nią spojrzeć, też „o własnych siłach” czerwona być nie może. Na szczęście Pan Bóg tak to wszystko urządził, że człowiek w jego imieniu „administruje” przyrodą, czyli nadaje jej sens „bytu zmysłowego”. I dotyczy to również przyrody martwej.

Wspomniałem o tym poglądzie, żeby uwydatnić różnicę pomiędzy nowoczesnym materializmem, a tradycyjnym realizmem, który dowartościowywał przyrodę jako „byt realny” (samoistny, niezależny od umysłu) – lecz z istotnymi ograniczeniami, gdyż aby utrzymać pełnię swego sensu, przyroda potrzebuje myśli Bożej i ludzkiego poznawczego „nadzoru”. Tymczasem w XVII w. ta nędzna martwa skorupa, za jaką od czasów triumfów neoplatonizmu u kresu starożytności uchodził świat nieożywiony, niebezpiecznie odpłynęła od Boga i człowieka, rozpoczynając samodzielne życie. Życie filozoficzne, rzecz jasna.

W końcu zaczęto sobie wyobrażać, że przyroda to jakby wielkie pudło (przestrzeń), w którym poruszają się rozmaite „ciała”, a ich wielkość i kształt, podobnie jak parametry ruchu są czymś, co należy tylko do nich (jest więc „obiektywne” – przynależne obiektowi, czyli, z polska, przedmiotowi). A zatem niezależne od ludzkiego aparatu zmysłowego, a nawet od woli Bożej. Niebezpieczny ów pogląd (za jego głoszenie można było trafić przed sąd) walnie przyczynił się do powstania mechaniki Newtona i w ogóle okazał się bardzo płodny. Wprawdzie umarł chwalebną śmiercią w początkach XX w., lecz trudno sobie bez tej idei bezmyślnej, acz realnej i całkowicie wyemancypowanej „materii”, posiadającej „obiektywne własności”, wyobrazić postępu nauki.

Pierwszym wybitnym myślicielem, który próbował zbudować system materialistyczny był XVIII-wieczny francuski filozof i medyk Julien de La Mettrie. Jego ideé fixe było zniesienie bariery, jaką wyobraźnia buduje pomiędzy światem nieożywionym i ożywionym. Ten ostatni uważał za podporządkowany w pełni prawom mechaniki, a więc „maszynowy”. Żywe maszyny są podobne do tych zbudowanych przez ludzi, tylko niebywale złożone. Na tej złożoności polega ich żywotność. W pewnym sensie wszystko ma duszę – duszę, którą jest cudowna złożoność i bogactwo funkcji, jakie spełniają organizmy i cały „system przyrody”, jak to nazywał młodszy nieco od La Mettrie`go inny oświeceniowy materialista francuski Paul D`Holbach.

Materializm zjadł własny ogon, bo w ciągu XIX w. przeistoczył się w coś, co nazywano filozofią życia. Fascynacja ekscentryczną ideą, że bezmyślny kamień może sam przez się istnieć, doprowadziła w końcu do poglądu, że w zasadzie wszystko jest jednym wielkim Życiem. I jeśli materia jest wszystkim, co istnieje, to właśnie dlatego, że jest Życiem.

I tak to dochodzimy do Odry. Niczym pierwotne ludy trochę wierzymy, że rzeka ma jakąś swoją własną osobowość, swego ducha albo duszę. Może i siedzi w nas ten pradawny „animizm”. Jednakże bardziej bezpośrednio ten sposób myślenia jest następstwem przenikania do opinii publicznej sporów filozoficznych o stosunek przyrody nieożywionej do ożywionej. A że w sporze tym wygrał „materializm Życia”, większość z nas intuicyjnie się nim zgadza. Historia myśli zatoczyła koło, bo aż do wieku XVII wszyscy bodajże uważali, że planety mają swoje dusze. I nie mieli żadnych trudności, aby wszystko, co się rusza, uważać za poruszane własną wewnętrzną siłą żywotną.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną