Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Shutterstock
Struktura

Cmentarz. Zielone serce miasta

Umrzeć naprawdę
Człowiek

Umrzeć naprawdę

Myśl o własnej śmierci jest dla człowieka czymś przerażającym. Tymczasem może być jeszcze coś o wiele gorszego. To obudzenie się we własnej trumnie w kostnicy czy podczas pogrzebu.

Nawet uformowana ludzką ręką roślinność może być, jeśli nie oazą, to lokalnym centrum różnorodności biologicznej.

Przeglądając zdjęcia z północnej Afryki, można natknąć się na obraz miasta w różnych odcieniach żółci i z nielicznymi zielonymi plamami. Na pierwszy rzut oka wyglądają one jak oazy. Okazuje się jednak, że to cmentarze. W niektórych rejonach to w zasadzie jedyne miejsca, w których liście mają szansę przetrwać dłużej. Są bowiem ogrodzone, więc niedostępne dla kóz.

W klimacie umiarkowanym, a szczególnie tam, gdzie żarłoczne ssaki kopytne nie biegają samopas, zieleni jest łatwiej się rozwinąć. Zarządcy cmentarzy swoje wysiłki kierują więc zwykle na ograniczanie ekspansji roślinności. Rodziny zmarłych zresztą ich w tym wspierają. Roślinność cmentarna jest kwintesencją tej szkoły ogrodnictwa, która traktuje rośliny jak elementy architektoniczne – żywe rzeźby raczej niż autonomiczne organizmy. Pojedyncze okazy, solitery, mogą górować nad cmentarzem, grupy mogą tworzyć aleje czy szpalery, ale nie mogą rosnąć w naturalnym bezładzie przestrzennym i wiekowym.

Tuje wędrujące

Zdarza się, że cmentarne drzewo staje się coraz bardziej okazałe, przyjmując funkcję symbolicznego pomnika. W „Tygodniku Ilustrowanym” z 1898 r. znajdziemy zdjęcie najstarszej wierzby w Warszawie znajdującej się na obszarze likwidowanego wówczas cmentarza świętokrzyskiego. Na innej stołecznej nekropolii, służewskiej, metasekwoja rosnąca przy grobie Kobendzów, małżeństwa naukowców, geobotanika i geomorfolożki, zaangażowanych w powołanie Kampinoskiego Parku Narodowego, została pomnikiem przyrody upamiętniającym ten park i oboje przyrodników. Na cmentarzu bródnowskim, status pomnika przyrody mają zaś dwa dęby. Obydwa cmentarze mają status zabytków (jeden w randze wpisu do ewidencji gminnej, drugi do rejestru wojewódzkiego), więc znajdujące się na nich drzewa są chronione podwójnie.

Na cmentarzu bródnowskim, status pomnika przyrody mają dwa dęby.ShutterstockNa cmentarzu bródnowskim, status pomnika przyrody mają dwa dęby.

W ustawie o ochronie przyrody cmentarze są wymienione wśród przykładów terenów zieleni. Czy jednak rzeczywiście konserwatorzy zabytków i przyrody mają zbieżną wizję? Kilkanaście lat temu Ewa Nekanda-Trepka, wówczas stołeczna konserwator zabytków, na łamach czasopisma ICOMOS narzekała na brak monitoringu samosiejek na starych cmentarzach, który sprawia, że drzewa mogą niepostrzeżenie osiągnąć wiek dziesięciu lat, od którego ich usunięcie wymaga pozwolenia. Zatem – przynajmniej dla części środowiska architektonicznego – drzewa na cmentarzu to bardziej biurokratyczne obciążenie niż walor. Ostatecznie Nekanda-Trepka pisała to w kontekście zespołu cmentarzy powązkowskich (mającym status pomnika historii), gdzie drzew pomników przyrody brak. Na równie znanym Cmentarzu Rakowickim w Krakowie drzew jest dużo, ale także żadne nie jest pomnikiem przyrody. W kartach ewidencyjnych zabytkowych cmentarzy w miejscu postulowanych zabiegów porządkowych można znaleźć zalecenie „usunąć uschnięte drzewa”.

Niemniej w standardowej karcie ewidencyjnej zabytkowego cmentarza znajduje się rubryka z miejscem na opis ogólnego stanu zieleni i spis starych drzew. Domyślna lista zawiera pozycje: lipa, kasztanowiec, jesion i tuja (żywotnik). Właśnie cmentarze to przyczółek, z którego na podbój polskich placów i podwórek wyruszyły tuje. W środowisku polskich przyrodników są one symbolem obciachu, a pisownia łacińska z dwuznakiem th prowokuje do niewyszukanego żartu.

Tuja jest jak żywa rzeźba, bo można ją stosunkowo łatwo formować, ma niewygórowane potrzeby siedliskowe, a przede wszystkim jest niekłopotliwa.ShutterstockTuja jest jak żywa rzeźba, bo można ją stosunkowo łatwo formować, ma niewygórowane potrzeby siedliskowe, a przede wszystkim jest niekłopotliwa.

Tuja jest jak żywa rzeźba, bo można ją stosunkowo łatwo formować, ma niewygórowane potrzeby siedliskowe, a przede wszystkim jest niekłopotliwa. Jej igły (czy raczej łuskowate liście) prawie nie opadają, podobnie malutkie szyszki. Nie trzeba zatem sprzątać chodnika czy podjazdu. Nawet ptaki nie tak chętnie przesiadują wśród tych drzew, co też ma znaczenie dla zachowania czystości. Tuje sadzono na cmentarzach w miastach i na wsiach od dawna. Niektóre już zdążyły osiągnąć pomnikowe rozmiary i status – jak choćby ponaddwudziestometrowy żywotnik olbrzymi na cmentarzu w Drezdenku.

Owady zapylające

Żywotniki są zimozielone, co w przypadku cmentarzy ma wymiar symboliczny, nawiązujący do życia wiecznego. Podobnie jest z bluszczem pospolitym. To też tradycyjnie cmentarna roślina. W czasach II Rzeczpospolitej przez nasz kraj przebiegała wschodnia granica jego naturalnego zasięgu i większość osobników rozmnażała się jedynie wegetatywnie. Dlatego te kwitnące – jako rzadkość – wzbudzały pewną sensację. W drugiej połowie XX w. bluszcz był gatunkiem chronionym z adnotacją, że dotyczy to tylko osobników kwitnących. W końcu zauważono, że granica Polski przesunęła się ku Atlantykowi, wchodząc na tereny, gdzie bluszcz dobrze czuł się od dawna, a zmiana klimatu sprawiła, że kwitnie dużo chętniej i najpierw zrezygnowano z adnotacji, a później z ochrony w ogóle. Dziś bluszcz można znaleźć w co drugim parku i na niejednym osiedlu, ale stare, kwitnące osobniki wciąż najłatwiej wyszukać na cmentarzach.

Dziś bluszcz można znaleźć w co drugim parku i na niejednym osiedlu, ale stare, kwitnące osobniki wciąż najłatwiej wyszukać na cmentarzach.ShutterstockDziś bluszcz można znaleźć w co drugim parku i na niejednym osiedlu, ale stare, kwitnące osobniki wciąż najłatwiej wyszukać na cmentarzach.

Jeszcze niedawno nie było zresztą jasne, jakie zapylacze je odwiedzają. Dziś wiadomo więcej, m.in. dzięki obserwacjom Justyny Kierat, badaczki zajmującej się dzikimi pszczołami i nie tylko. Kwiaty bluszczu są odwiedzane przez rozmaite gatunki pszczół, w tym trzmiele, ale także przez należące do muchówek gnojki (dla niewyszkolonego oka zresztą łudząco przypominające pszczoły). I to właśnie cmentarze są dobrym miejscem do prowadzenia takich badań.

Pszczoły i inne zapylacze traktują cmentarze jak kieszonkowe parki.ShutterstockPszczoły i inne zapylacze traktują cmentarze jak kieszonkowe parki.

Justyna Kierat szuka zapylaczy m.in. na krakowskich nekropoliach, a inna badaczka dzikich pszczół, Anita Grossmann, na berlińskim Domfriedhofie. Tam znalazła 19 gatunków tych sympatycznych stworzeń. Pszczoły i inne zapylacze traktują cmentarze jak kieszonkowe parki – jeżeli tylko oprócz utwardzonych czy żwirowych alejek znajdzie się trochę zaniedbanej trawy, koszonej na tyle rzadko, żeby zdążyły w niej zakwitnąć inne rośliny, dla pszczół to wystarczy. Zresztą, odpowiedni udział betonu czy bruku też może wabić owady, bo przyczynia się do powstawania miejskiej wyspy ciepła. A nagrobki, choćby z czarnego granitu łatwo się nagrzewają i oddają ciepło nocą.

Glony zasiedlające

Nagrobki z kamienia – naturalnego czy sztucznego – przyciągają organizmy naskalne, czyli litofilne. Ponieważ większość z nich to – przynajmniej w ujęciu dziewiętnastowiecznym – rośliny, określa się je jako litofity. Znaczna część porostów żyje na powierzchni kamieni. Podobnie część roślin, zarówno mikroskopijnych glonów, jak i widocznych gołym okiem mchów i wątrobowców. One dobrze się odnajdują wśród mogił. W jednym z badań przeprowadzonych w sześciu dużych polskich miastach stwierdzono aż 105 gatunków tych roślin na cmentarzach wobec 102 w parkach. Na poszczególnych nekropoliach występowało od kilkunastu do prawie pięćdziesięciu, najczęściej nieco ponad dwadzieścia, podczas gdy w niektórych parkach stwierdzono jedynie trzy, a łączna liczba rzadko przekraczała kilkanaście.

Liczby te obejmują i gatunki naskalne, i nadrzewne. Jednak ze względu na obecność nagrobków czy grobowców, część roślin, które w lasach preferują życie nadrzewne, tu zajmuje siedliska naskalne, za to pnie drzew porastają gatunki leśnego runa. Nagromadzenie siedlisk skalnych sprawia również, że na cmentarzach można spotkać gatunki górskie o wdzięcznych nazwach: wiewiórecznik osinowy, dręstewka długożeberkowa i moczarnik błotny.

Jednym z najczęściej spotykanych od paryskiego Père Lachaise po cmentarz w nowozelandzkim Christchurch jest strzechwa murowa. W naturalnych warunkach związana była z otwartymi terenami, porastając głównie pogorzeliska, a obecnie – zgodnie z nazwą – głównie z siedliskami stworzonymi przez człowieka.

Mimo tego bogactwa, cmentarze nie są dobrym siedliskiem dla mchów związanych z martwym, gnijącym drewnem, bo to jest z reguły usuwane w ramach porządkowania. Również flora wątrobowców jest ograniczona niemal do jednego, stosunkowo pospolitego, gatunku – porostnicy wielokształtnej.

Znaczna część porostów żyje na powierzchni kamieni. Podobnie część roślin, zarówno mikroskopijnych glonów, jak i widocznych gołym okiem mchów i wątrobowców. One dobrze się odnajdują wśród mogił.ShutterstockZnaczna część porostów żyje na powierzchni kamieni. Podobnie część roślin, zarówno mikroskopijnych glonów, jak i widocznych gołym okiem mchów i wątrobowców. One dobrze się odnajdują wśród mogił.

Mchy dobrze się odnajdują na cmentarzach, ale tam są narażone nie tylko na atak roślinożerców, lecz także na zwalczanie przez ludzi. Sklepy budowlane i ogrodnicze są pełne środków do czyszczenia nagrobków, co często jest eufemizmem do zabijania mchów, porostów i glonów. Glony kojarzą się ze środowiskiem wodnym, ale całkiem pokaźnej ich grupie wystarcza wilgoć w powietrzu i na podłożu. Korę drzew powszechnie zasiedlają osobniki z różnych gatunków niegdyś określanych jako pierwotek, znane z podręczników szkolnych. Oczywiście, drzewa cmentarne są dla nich siedliskiem równie dobrym, jak każde inne i ich raczej nikt nie zwalcza. Niechęć skierowana jest na glony żyjące na nagrobkach, a także w ich wnętrzu, gdyż mikroskopijne szczeliny skalne to również miejsce chętnie zasiedlane. Bogactwo gatunkowe tych glonów jest słabiej poznane.

Kilka lat temu grupa naukowców zbadała zielony i brunatny nalot z kilku granitowych nagrobków z Jacksonville na Florydzie. Tylko na tym siedlisku odkryto wówczas cztery nowe gatunki sinic – po dwa żyjące na powierzchni i we wnętrzu granitu. Ile pozostało do odkrycia na innych cmentarzach całego świata? Można jedynie zgadywać.

Ssaki odwiedzające

Nekropolie to jednak dom nie tylko dla mikroskopijnych organizmów. W zeszłym roku w Ekwadorze opisano nowe gatunki węży, na które naukowcom zwróciły uwagę osoby odwiedzającej groby. W Polsce zaś miejsce przebywania na przykład sów. Na cmentarzu na rzeszowskiej Wilkowyi zimuje kilkanaście uszatek. Na lubelskim Majdanku czy wrocławskim Sępolnie o połowę mniej. Akurat uszatkom tuje nie przeszkadzają i całkiem chętnie na nich przebywają. Uszatki jednak żywią się w przytłaczającej większości nornikami i potrzebują do polowania obszarów trawiastych. Dlatego spotkać je można raczej na cmentarzach na obrzeżach miast, a nie w strefach silnie zurbanizowanych. Sowy zresztą unikają miejsc o silnym natężeniu hałasu drogowego. Na Powązkach notowano jednak lęgi puszczyka. W ludowych przekazach nazwa kolejnej sowy, pójdźki, wiąże się z przesądem, że jej krzyk jest omenem „pójdź na cmentarz”, jednak na wielkomiejskich cmentarzach obecnie trudno ją spotkać.

Na Powązkach notowano m.in. lęgi puszczyka. W ludowych przekazach nazwa kolejnej sowy, pójdźki, wiąże się z przesądem, że jej krzyk jest omenem „pójdź na cmentarz”, jednak na wielkomiejskich cmentarzach obecnie trudno ją spotkać.ShutterstockNa Powązkach notowano m.in. lęgi puszczyka. W ludowych przekazach nazwa kolejnej sowy, pójdźki, wiąże się z przesądem, że jej krzyk jest omenem „pójdź na cmentarz”, jednak na wielkomiejskich cmentarzach obecnie trudno ją spotkać.

Na cmentarzach powązkowskich notowano też kukułki czy różne gatunki dzięciołów. Poza tym występują tam ptaki dość często widywane w Warszawie, jak rudziki, różne sikorki, kapturki, zięby, strzyżyki, pełzacze, pleszki, grzywacze, nie mówiąc o praktycznie wszystkich krukowatych (łącznie z sójkami), mazurkach, kowalikach, pierwiosnkach, słowikach, zaganiaczach, muchołówkach małych i żałobnych, krzyżodziobach i wreszcie gilach. Występują też kosy, szpaki czy wróble, ale akurat nie tak licznie, jak można by się spodziewać. Choć statystycznie w polskich parkach można spotkać więcej ptaków niż na cmentarzach, to te drugie są lepszym miejscem do poszukiwania takich gatunków jak kulczyk, białorzytka, pleszka czy dzięciołek. Na Słowacji to z kolei cmentarze mają większe bogactwo gatunkowe ptaków niż parki. W obu przypadkach nie są to jednak znaczące różnice i bardziej wynikają z rozmiaru obszaru niż jego przeznaczenia.

Jeśli chodzi o ssaki, to nie tylko kozy, ale i przedstawiciele innych większych gatunków mają utrudniony dostęp do nekropolii. Niemniej i one czasem potrafią sforsować ogrodzenia. W kompleksie cmentarzy w Koszycach wśród trzynastu stwierdzonych gatunków wymieniana jest sarna, której osobniki spotykano tam niejednokrotnie. Większość jednak to gatunki małe. Przez kilka lat gnieździł się tam chomik europejski. Najliczniejsze są jednak myszarki polne, a nieco mniej leśne i zielne. Nieco większe ssaki to wiewiórki i łasice. Na cmentarzach mogą się trafić także nietoperze, zwłaszcza zimujące na strychach kaplic, choć – podobnie jak pójdźka – nie tak często, jak by tego oczekiwali wielbiciele gotyckich horrorów. Im zostaje płaskorzeźba na symbolicznym grobowcu Baudelaire’a na Cmentarzu Montparnasse.

W kompleksie cmentarzy w Koszycach przez kilka lat gnieździł się chomik europejski, najliczniejsze są jednak myszarki polne, a nieco mniej leśne i zielne. Nieco większe ssaki to wiewiórki i łasice.ShutterstockW kompleksie cmentarzy w Koszycach przez kilka lat gnieździł się chomik europejski, najliczniejsze są jednak myszarki polne, a nieco mniej leśne i zielne. Nieco większe ssaki to wiewiórki i łasice.

Ostatecznie, według analiz naukowców z SGGW roślinność warszawskich cmentarzy aż w dwóch trzecich ma raczej charakter uprawy niż spontaniczny. Niemniej nawet taka uformowana ludzką ręką roślinność może być w skali miasta, jeśli nie oazą, to lokalnym centrum różnorodności biologicznej.