Makieta rdzenia plutonowego prezentowana w Los Alamos National Laboratory, gdzie w latach 40. naukowcy pracujący nad Projektem Manhattan stworzyli pierwszą broń jądrową. Makieta rdzenia plutonowego prezentowana w Los Alamos National Laboratory, gdzie w latach 40. naukowcy pracujący nad Projektem Manhattan stworzyli pierwszą broń jądrową. Los Alamos National Laboratory
Struktura

Broń jądrowa. Wyprodukować, ale nigdy nie użyć

Po raz pierwszy od dziesięcioleci Stany Zjednoczone zwiększają produkcję rdzeni plutonowych do broni jądrowej.

W każdej amerykańskiej bombie jądrowej znajduje się kula wielkości kuli do kręgli, zawierająca najdziwniejszy pierwiastek na naszej planecie. Kula ta, zwana rdzeniem plutonowym, stanowi centralne jądro bomby. Jest otoczona konwencjonalnymi materiałami wybuchowymi. Kiedy te materiały eksplodują, pluton zostaje ściśnięty, a jego atomy zaczynają się rozszczepiać, uwalniając promieniowanie i ogrzewając otaczający go materiał. Reakcja ta zapoczątkowuje sekwencję zdarzeń, która sprawia, że broń jądrowa staje się tym, czym jest.

We wczesnych bombach jądrowych, takich jak te, które USA zrzuciły na Japonię podczas II wojny światowej, rozszczepienie plutonu lub uranu i uwolniona śmiertelna energia kończyły całą historię. W nowoczesnej broni rozszczepienie plutonu jest początkiem drugiego, wydajniejszego etapu, w którym przebiega fuzja jąder atomów wodoru, co uwalnia jeszcze więcej energii. Od końca lat 80. Stany Zjednoczone nie produkują już takich rdzeni na większą skalę.

Ale to się zmienia. Kraj modernizuje swój arsenał nuklearny, ulepszając starą broń i tworząc nową. W zakres tych działań wchodzą modernizacja pocisków, nowe projekty broni, zmiany w istniejących projektach i nowe rdzenie. Aby osiągnąć ten ostatni cel, Państwowa Administracja Bezpieczeństwa Jądrowego (National Nuclear Security Administration) wprowadziła kontrowersyjny plan produkcji 50 nowych rdzeni rocznie w ośrodku Savannah River w Karolinie Południowej i 30 rdzeni rocznie w Państwowym Laboratorium Los Alamos (Los Alamos National Laboratory) w Nowym Meksyku, czyli w miejscu, gdzie narodziła się bomba. Pierwsze rdzenie będą przeznaczone do broni o nazwie W87-1, która będzie stanowić czubek nowego międzykontynentalnego pocisku balistycznego o nazwie Sentinel. W dalszej kolejności w kompleksie produkowane będą rdzenie do innych bomb.

W ośrodku produkcji plutonu w Los Alamos, w budynku PF-4, Stany Zjednoczone planują produkcję nowych rdzeni plutonowych na potrzeby wznowionego programu broni jądrowej.Los Alamos National LaboratoryW ośrodku produkcji plutonu w Los Alamos, w budynku PF-4, Stany Zjednoczone planują produkcję nowych rdzeni plutonowych na potrzeby wznowionego programu broni jądrowej.

Nie wszyscy uważają, że takie działania są konieczne. Produkcja rdzeni wywołuje kontrowersje, ponieważ jest kosztowna i potencjalnie ryzykowna, a także dlatego, że istniejące rdzenie mogą jeszcze przez pewien czas działać. Procesy fizyczne zachodzące w plutonie są złożone i nikt nie wie, kiedy pierwsze rdzenie przestaną być funkcjonalne. Chociaż szczegóły dotyczące produkcji i działania rdzeni należą do najpilniej strzeżonych tajemnic Ameryki, to w czerwcu 2023 roku oficjele z Los Alamos zaprosili grupę dziennikarzy na pierwszą od lat wizytację obiektu.

Laboratorium i cały większy kompleks Państwowej Administracji Bezpieczeństwa Jądrowego rozpoczęły ofensywę mającą na celu wsparcie nowych prac nad plutonem. Muszą przekonać do siebie płacące podatki społeczeństwo i zwerbować do pracy około 2500 nowych pracowników. Niektórzy z nich będą musieli wykonywać prace o wysokim stopniu zagrożenia, wymagające specjalistycznej wiedzy, która w dużej mierze została zapomniana w czasach po zimnej wojnie, zaczęto bowiem uważać, że cały świat dąży do rozbrojenia, a umiejętności niezbędne do reaktywacji broni nuklearnej są mało przydatne. Tak się jednak nie stało. Obecnie Chiny szybko zwiększają swój arsenał nuklearny, a Rosja, tocząca wojnę z Ukrainą, chlubi się nowymi testami rakiet i modernizacją broni jądrowej. Stany Zjednoczone postępują tak samo. Światowy porządek wydaje się oparty na kruchych podstawach; ponowny zwrot ku broni nuklearnej grozi w XXI wieku wyścigiem zbrojeń i bardziej chwiejnym pokojem, który broń nuklearna być może da radę (lub nie) utrzymać.

W Los Alamos większość prac nad plutonem odbywa się w budynku PF-4, który znajduje się na południe od miasta, w części kompleksu laboratoryjnego zwanej Tech Area 55. Jest to jedna z najlepiej strzeżonych części laboratorium. Przed naszą wizytą kazano nam sprawdzić, czy na dłoniach, przedramionach i kostkach nóg nie mamy otarć lub zadrapań, które mogłyby zostać skażone radioaktywnie. Na te ewentualne rany polecono nam nałożyć zabezpieczenie: plastry opatrunkowe. Wewnątrz budynku przypomina o tym znak, który instruuje wchodzących, aby „zakryli rany”.

Pluton może przyjmować sześć różnych odmian krystalicznych pod normalnym ciśnieniemPluton może przyjmować sześć różnych odmian krystalicznych pod normalnym ciśnieniem

W ośrodku powitała nas zaskakująca mieszanka optymistycznej życzliwości i śmiertelnej powagi. Na zewnątrz budynku zaprasza gości wesoły drewniany znak, a gdy weszliśmy do środka, ochroniarze przybili z nami „żółwiki”. Ale ci sami strażnicy mieli długą broń i patrzyli uważnie, gdy przechodziliśmy przez podobną do tych na lotniskach bramkę do wnętrza budynku. Przez całe popołudnie ochrona miała podążać za naszą grupą – pozbawioną telefonów, aparatów fotograficznych i dyktafonów, a także wszelkiego metalu, nylonu i poliestru.

Po przejściu wstępnej kontroli weszliśmy do śluzy powietrznej z żółtymi drzwiami po obu stronach kapsułowego pomieszczenia. Aby potencjalne skażenie radioaktywne nie sięgnęło poza PF-4, zawsze otwarte mogą być tylko jedne drzwi. Gdy przeszliśmy przez śluzę, nie włączając alarmu, założyliśmy laboratoryjne fartuchy antyskażeniowe – czerwone w przypadku gości bez certyfikatu bezpieczeństwa oraz żółte w przypadku pracujących tu osób. Na buty naciągnęliśmy jednorazowe botki (ochroniarze wojskowe ochraniacze), nałożyliśmy ochronne gogle, na czołach przypięto nam plakietki radiacyjne, mierzące poziom niewidzialnej energii i liczbę cząstek, które przez nie przenikną. Tego dnia wstrzymano wszystkie prace nad plutonem, aby nie ujawniać tajnych szczegółów produkcji rdzeni.

Pierwiastek 94, jak również nazywany jest pluton, występuje w naturze rzadko. Niewielką jego ilość produkują umierające gwiazdy podczas swoich ostatnich, gwałtownych podrygów, ale materiał wytworzony przez gwiazdy rozpadł się niemal całkowicie, zanim uformowała się Ziemia. Nasza planeta wytworzyła trochę własnego plutonu: na terenie dzisiejszego Gabonu w Afryce algi w ciągu eonów skupiały uran, tworząc naturalny reaktor rozszczepieniowy, który wyprodukował cztery tony plutonu. Od tego czasu ten pluton również uległ rozpadowi. Naukowcy dowiedzieli się o naturalnych reakcjach jądrowych na podstawie proporcji izotopów uranu, które pozostały do czasów współczesnych.

Pluton wykorzystywany do produkcji broni istnieje tylko dlatego, że wytworzyli go ludzie. W 1940 roku naukowcy wykorzystali akcelerator cząstek na University of California w Berkeley do bombardowania izotopu uranu (w którego atomie znajdują się 92 protony) jądrami deuteru (proton i neutron sklejone ze sobą). W ten sposób powstał neptun (93 protony w atomie), który rozpadł się na pluton z 94 protonami w atomie. Tak sporządzono jeden z najskuteczniejszych składników broni jądrowej. Wytworzenie odpowiedniej ilości plutonu do produkcji broni jest łatwiejsze i tańsze niż wyprodukowanie wystarczającej ilości wzbogaconego uranu, jedynego innego pierwiastka mogącego podtrzymywać łańcuchową reakcję rozszczepienia w broni jądrowej. A rozszczepienie jest tym, co pozwala osiągnąć ciśnienie i temperaturę niezbędne do zapłonu syntezy jądrowej w drugiej fazie wybuchu bomby.

Wytwarzanie plutonu powtarzano w reaktorach przez dziesięciolecia. W rzeczywistości naukowcy przygotowali go tak wiele, że do nowych rdzeni w Savannah River i Los Alamos nie będzie potrzebny świeży pluton – obecne zapasy można wykorzystać ponownie, przekształcić, odrodzić.

Żadne z tych działań nie będzie jednak proste, ponieważ pluton jest skomplikowany. Joseph Martz, naukowiec z działu materiałoznawstwa i technologii w Los Alamos, przez całą swoją karierę zajmował się szczegółowym badaniem tej komplikacji. Martz zaczął pracować z plutonem, gdy był jeszcze na studiach – manipulował nim w ochronnych komorach rękawicowych, które chronią pracowników przed promieniowaniem. Nigdy nie zapomniał pierwszego kontaktu z pierwiastkiem 94 – czuło się go i przez rękawice, i przez szkło. Kilogram plutonu w jego ręce był ciepły. „Pamiętam, że się bałem, a nawet byłem trochę spanikowany” – opowiada.

Od tego czasu jego strach ustąpił miejsca fascynacji. A jest czym się fascynować. W niektórych warunkach pluton jest plastyczny i podatny, a w innych nieco kruchy. Topi się w temperaturze około 650°C, a gdy jest cieczą, staje się najbardziej lepkim ze wszystkich pierwiastków i leniwie kapie. Kiedy podgrzewa się go w stałym stanie skupienia, czasami rozszerza się, a innym razem kurczy. Reaguje z powietrzem, płynnie zmieniając swój wygląd ze srebrzystometalicznego w tęczowe spektrum zmatowień. Gdy się zestala, rozszerza się jak woda, a jego wymiary i gęstość zmieniają się bez większej ingerencji. Jego najsłynniejszą sztuczką jest oczywiście skłonność do rozpadu radioaktywnego, w wyniku którego przestaje istnieć.

Z tego właśnie powodu jest bardzo niebezpieczny. Wdychany, pluton rozpada się w organizmie, uwalniając cząstki alfa (jądra helu), które mogą siać spustoszenie. Izotop plutonu 238Pu, używany nie w broni, ale jako źródło ciepła i energii, wykazuje inne dziwne zachowania. „Jeśli rozleje się go w laboratorium, będzie poruszał się samodzielnie” – mówi Martz. Energia pochodząca z rozpadu atomów plutonu sprawia, że przemieszcza się on po powierzchni. „Może dostać się wszędzie” – dodaje.

Trzy międzykontynentalne pociski balistyczne – Peacekeeper, Minuteman III i Minuteman I – wystawione na pokaz w Bazie Sił Powietrznych F.E. Warren w Wyoming.Nina BermanTrzy międzykontynentalne pociski balistyczne – Peacekeeper, Minuteman III i Minuteman I – wystawione na pokaz w Bazie Sił Powietrznych F.E. Warren w Wyoming.

Osobliwość plutonu wynika z ułożenia jego elektronów. Pierwiastek ten znajduje się w tej części układu okresowego, w której zaczyna wypełniać się „podpowłoka 5f”. Ma to znaczenie dla zachowania plutonu, ponieważ elektrony „f” przebywają w nakładających się na siebie wąskich pasmach energetycznych, co umożliwia elektronom łatwe prześlizgiwanie się między pasmami. Martz wyjaśnia, że kiedy tak się dzieje, „elektrony »f« radykalnie zmieniają zachowanie”. Dla przykładu, jak mówi Martz, zmiana temperatury powoduje, że niektóre elektrony wiążą się z pobliskimi atomami, tworząc „bardzo złożone kształty”. Z kombinatoryki wynika, że pluton w fazie stałej występuje w sześciu różnych formach, z których każda ma własną strukturę krystaliczną i swoiste dziwaczne zachowanie.

Naukowcy potrzebowali dziesięcioleci, aby to wszystko odkryć. „Skomplikowane właściwości plutonu, o których dziś wiemy, nie były znane fizykom pracującym nad Projektem Manhattan” – mówi Martz. Przez lata naukowcy działający w tajemnicy nie dysponowali plutonem potrzebnym do badań – trzeba go było żmudnie wyprodukować. „Prawie wszystko było jedynie teorią – mówi Alan Carr, starszy historyk w Los Alamos. – Zamiast prawdziwego materiału mieli kredę, tablice i notatniki”. Pierwszy pełny gram pierwiastka 94 pojawił się na wzgórzach Los Alamos w kwietniu 1944 roku. Substancja już wcześniej wprawiała badaczy w zakłopotanie. Kiedy wykonali podstawowe pomiary właściwości takich, jak gęstość, zauważyli, że występuje ogromna ich zmienność. W końcu udało im się stworzyć protoplastę dzisiejszych rdzeni – pierwsze półkule metalicznego plutonu o wielkości piłeczki golfowej. Kiedy jednak następnego dnia przyszli do laboratorium, chcąc przeprowadzić kolejne eksperymenty, okazało się, że półkule pękły, ponieważ zmieniły się ich właściwości i wymiary. „To było szaleństwo” – mówi Martz.

Przełom nastąpił później, w 1944 roku, kiedy jeden z naukowców Projektu Manhattan zasugerował, że stop plutonu z innym pierwiastkiem może okazać się stabilny i nadawać się do użytku. Problem polegał na tym, że nie wiedziano, który pierwiastek byłby odpowiedni dla takiego stopu. Zgodnie z historycznym dokumentem odkrytym przez Martza, naukowcy zastosowali bardzo naukową metodę decydowania o tym, jakie substancje należy wypróbować: „wszystko, co znaleźliśmy w szafce” – napisali. W końcu odkryli, że warunki spełnia gal. Do dziś jest używany w rdzeniach.

W ferworze tych wczesnych odkryć naukowych czasami gubił się sens pracy: wyprodukowanie śmiercionośnej superbroni. W 1945 roku Stany Zjednoczone zrzuciły uranową bombę rozszczepieniową na Hiroszimę, a następnie wykorzystały bombę plutonową – zasadniczo rdzeń otoczony materiałami wybuchowymi – aby zniszczyć Nagasaki. Bomby w jednej chwili zabiły dziesiątki tysięcy ludzi, a w późniejszym czasie jeszcze więcej. Fizyk Projektu Manhattan I. I. Rabi, cytowany w książce American Prometheus z 2005 roku, miał powiedzieć, że „kulminacją trzech wieków rozwoju fizyki” stała się broń masowego rażenia.

Wkrótce po wojnie produkcja rdzeni plutonowych przeniosła się do zakładu w pobliżu Boulder w Kolorado. Ośrodek noszący nazwę Rocky Flats był w stanie produkować tysiące rdzeni rocznie – tak duża wydajność prawdopodobnie była możliwa dzięki łamaniu przepisów dotyczących ochrony środowiska, co w 1989 roku doprowadziło do federalnego śledztwa, a w następstwie do ostatecznego zamknięcia ośrodka. „W tym czasie nie brano pod uwagę opinii publicznej” – mówi Bob Webster, zastępca dyrektora do spraw broni w Los Alamos. Niedługo później, w wyniku moratorium na testy, w krajowym kompleksie broni jądrowej doszło do kolejnej rewolucji. Naukowcy i inżynierowie zawsze testowali broń w najprostszy możliwy sposób: dokonując eksplozji. Jeśli bomba wybuchła zgodnie z oczekiwaniami, urzędnicy wstrzymywali dalsze badania i tworzyli więcej klonów sprawdzonej broni. Naukowcy nigdy nie wiedzieli naprawdę, dlaczego wszystko działa lub co może spowodować, że nie zadziała – ani jak to może się zmieniać w czasie.

Jednakże w 1992 roku prezydent George H. W. Bush ogłosił moratorium na testy nuklearne. Sig Hecker, ówczesny dyrektor Los Alamos, a obecnie profesor na Stanford University, gdy usłyszał ten komunikat, był w Waszyngtonie. „Wróciłem do Los Alamos i powiedziałem naszym pracownikom: spójrzcie, świat właśnie się zmienił” – wspomina. Koniecznością stało się utrzymanie zasobów nuklearnych z wykorzystaniem jedynie teorii, bez możliwości testowania. Zadanie to było szczególnie skomplikowane w przypadku rdzeni plutonowych, mających już kilkadziesiąt lat. Ponieważ pluton zsyntetyzowano po raz pierwszy zaledwie 80 lat temu, nikt nie potrafił przewidzieć, jak zachowa się on po upływie tego czasu.

To, jak proces starzenia wpływa na rdzeń, jest przedmiotem sporów, ale pewne rzeczy są pewne: gdy atomy plutonu w rdzeniu ulegają rozpadowi, jego produkty uszkadzają strukturę krystaliczną pozostałego plutonu, tworząc pustki i defekty. Produkty rozpadu plutonu zanieczyszczają rdzeń m.in. helem, amerykiem, uranem i neptunem. W ciągu 50 lat w kilogramie plutonu gromadzi się około 0,2 litra helu. Kiedy rdzenie ulegają zmianie, pogarszają się ich sprawność i bezpieczeństwo przechowywania – nawet wtedy, gdy spokojnie leżą. Pavel Podvig, starszy naukowiec w Instytucie ONZ ds. Badań nad Rozbrojeniem, działający także w Programie Nauki i Globalnego Bezpieczeństwa na Princeton University, który kiedyś kwestionował potrzebę modernizacji, obecnie przyznaje: „Jeśli utrzymuje się arsenał jądrowy, w pewnym momencie bezpieczniej będzie mieć nowe rdzenie”.

Naukowcy wciąż nie znają trwałości rdzeni plutonowych. JASON – tajna grupa naukowców zajmująca się doradztwem dla rządu – w 2007 roku prognozowała, że rdzenie będą sprawne jeszcze przez dziesięciolecia, co oznaczałoby, iż program produkcji nowych nie jest potrzebny. Zespół zmienił jednak swoje stanowisko w roku 2019, stwierdzając: „Nalegamy, aby produkcja rdzeni została przywrócona tak szybko, jak to możliwe, równolegle z ukierunkowanym programem mającym na celu poznanie procesu starzenia się [plutonu]”. Z badań przeprowadzonych przez Państwową Administrację Bezpieczeństwa Jądrowego wynika, że rdzeń przetrwa co najmniej 150 lat, ale jego degradacja może skutkować pojawieniem się niespodziewanych usterek. Naukowcy mogą nigdy nie dowiedzieć się, co dokładnie powodują takie wady i jak wpłynęłyby one na eksplozję, ponieważ prawdziwym celem broni jądrowej jest nigdy jej nie użyć.

Na razie wznowienie produkcji amerykańskich rdzeni okazało się nie lada wyzwaniem. Prace w Los Alamos są opóźnione co najmniej o rok, a w Savannah River o ponad pięć lat.

Rada Bezpieczeństwa Obronnych Obiektów Jądrowych i inni krytycy twierdzą, że budynek PF-4 nie jest wystarczająco odporny na trzęsienia ziemi o takiej sile, jaką geolodzy prognozują dla okolic Los Alamos. Podczas zeszłorocznego przesłuchania rada stwierdziła, że silne wstrząsy i pożary mogą doprowadzić do skażenia plutonem, również okolicy. Nasza grupa zwiedzająca PF-4 widziała plakat przedstawiający Analizę Sejsmiczną Obiektów i Ocenę Ryzyka (Seismic Analysis of Facilities and Evaluation of Risk), znaną również jako SAFER. Program ten zaowocował modernizacją samego budynku i znajdującego się w nim sprzętu. W 2022 roku rada uznała tę modernizację za wciąż niewystarczającą.

Niektórzy pracownicy laboratorium się z tym nie zgadzają. Jednym z nich jest Matt Johnson, szef działu produkcji rdzeni, który oprowadza nas po PF-4. „Jeśli dojdzie do trzęsienia ziemi, to właśnie tutaj chciałbym się znaleźć” – mówi, spoglądając na plakat. Ostatnio pojawiły się jednak inne obawy związane z bezpieczeństwem. W maju Państwowa Administracja Bezpieczeństwa Jądrowego opublikowała raport w sprawie czterech incydentów z 2021 roku: jednego naruszenia bezpieczeństwa krytyczności, jednego, które doprowadziło do skażenia skóry u trzech pracowników, oraz dwóch zalań, w których woda mogła dopłynąć do materiałów rozszczepialnych. Agencja ustaliła, że firma zarządzająca Los Alamos naruszyła zasady bezpieczeństwa, proceduralne, a także związane z zarządzaniem i kontrolą jakości.

Webster, który również uczestniczył w wycieczce, ubrany w swój służbowy żółty fartuch laboratoryjny, mówi, że laboratorium i jego pracownicy poważnie podchodzą do kwestii bezpieczeństwa. Przyznaje jednak, że problemy są nieuniknione. „Zawsze będziemy mieć jakieś perturbacje na najniższym poziomie” – wyjaśnia. Jak twierdzi, gdyby wszystko zaczęło iść idealnie, obniżono by granicę tego, co uważa się za naruszenie bezpieczeństwa, więc nadal zgłaszano by różne przypadki. Ale, jak zauważa, poziom graniczny jest już niski: „Pomieszczenia zostałyby zamknięte, gdyby były tak radioaktywne jak niegdyś szkliwo na stołowej ceramice [produkowane z dodatkiem tlenku uranu w celu uzyskania jaskrawszych kolorów – przyp. red.]”.

Wszystkie pomieszczenia, w których wykonywane są prace związane z produkcją rdzeni, mają jedną wspólną cechę: jest w nich pełno komór rękawicowych chroniących przed promieniowaniem pracowników pracujących z plutonem. Długie rękawice szczelnie przylegają do otworów w szkle, dzięki czemu można bezpiecznie dotykać próbek osłoniętymi nimi dłońmi. Widnieją na nich daty, dzięki czemu pracownicy wiedzą, kiedy należy je wymienić. Każdy pracownik nosi dwie pary. Szklane otwory są obwiedzione metalowymi ramkami, które wyglądają tak, że mogłyby być wykonane z plutonu: matowe i srebrzyste, gładkie, bez kantów, aby łatwo je było czyścić i żeby w szczelinach nie zalegał kurz. „Można by z tego jeść” – mówi Webster. „Ale nie tutaj” – szybko dodaje.

Podczas zwiedzania nie wolno nam odkładać notatników, aby nie zostały skażone. Gdyby któryś upadł, technik kontroli radiologicznej – który podąża za nami i za każdym razem, kiedy opuszczamy pomieszczenie, skanuje nasze dłonie i stopy badając poziom radioaktywności – musiałby sprawdzić każdą stronę.

Jak działają rdzenie plutonowe w broni jądrowejIlustracja Nick BockelmanJak działają rdzenie plutonowe w broni jądrowej

W niektórych miejscach okna komór rękawicowych są zakryte folią aluminiową, abyśmy nie widzieli, co jest w środku. W każdym pomieszczeniu powyżej komór znajduje się system wózków, które pracownicy wykorzystują do przenoszenia plutonu z pomieszczenia do pomieszczenia. W niektórych pokojach odpady radioaktywne są zapakowane i czekają na wywóz do magazynu, a dawka, jaką można otrzymać, stojąc w pobliżu, jest zapisana na posadzce.

Pracownicy wytwarzający rdzenie codziennie stawiają czoła tym zagrożeniom. Aby wykonać swoją pracę, muszą najpierw odzyskać i oczyścić pluton ze starego materiału. Następnie „odlewają” – czyli kształtują – kawałki plutonu. Po odlaniu fragmenty te muszą zostać połączone w całość. W pobliżu miejsca, w którym się to odbywa, stoi kobieta – pierwsza, która kiedykolwiek montowała rdzenie. Jej nazwiska nie możemy podać ze względów bezpieczeństwa. Swój pierwszy rdzeń złożyła w 2013 roku (w latach 2007–2013 laboratorium wyprodukowało 31 rdzeni). Dziś montaż rdzenia zajmuje jej od 30 minut do godziny. „Wiele jest kwestią dotyku, wyczucia” – wyjaśnia.

Gdy ona lub inny pracownik ukończy rdzeń, jest on poddawany mikropomiarom i kontroli, w celu potwierdzenia, czy spełnia specyfikacje. Jeśli zostanie zatwierdzony (potwierdza to pieczęć w kształcie diamentu), trafi do ośrodka Pantex w Teksasie, gdzie zostanie umieszczony w głowicy nuklearnej. W nadchodzących latach, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, proces ten będzie odbywał się tutaj co najmniej 30 razy w roku.

Wszystkie te wysiłki i inwestycje podejmowane są w nadziei, że rdzenie nigdy nie posłużą do swego celu. Stany Zjednoczone, podobnie jak i inne kraje dysponujące bronią jądrową, gromadzą zapasy broni jądrowej, prowadząc subtelną grę odstraszania, polegającą na tym, że nasza broń powstrzyma innych przed użyciem ich własnej. W tej strategii prawdziwym celem rdzeni jest pozostawanie w bezczynności jako straszak.

Gdy opuszczamy PF-4, wbudowane instrumenty ponownie skanują nasze dłonie i stopy, mierząc poziom napromieniowania. Następnie, w śluzie powietrznej, skaner całego ciała wyszukuje na naszych ciałach promieniowanie alfa, beta i gamma. Mimo że skażenie jest mało prawdopodobne, oddychamy z ulgą, gdy okazuje się, że wszystko jest ok.

Po okresie zimnej wojny wielu Amerykanów przywykło do tej broni. „W pewnym momencie stała się ona czymś tak normalnym, że o niej zapomniano” – mówi historyczka z Idaho State University, Sarah Robey. Era nuklearna jednak się odradza i wszyscy będziemy musieli na nowo zmierzyć się z zagrożeniem.


Sarah Scoles jest dziennikarką i redaktorką naukową z Kolorado współpracującą z „Popular Science” i „Undark” oraz autorką książek Making Contact (2017) i They Are Already Here (2020), obu opublikowanych przez Pegasus Books. Jej książka Countdown: The Blinding Future of Nuclear Weapons (Public Affairs) ukaże się w 2024 roku.

Świat Nauki 1.2024 (300389) z dnia 01.01.2024; Raport specjalny. Nowa era nuklearna; s. 43
Oryginalny tytuł tekstu: "Wyprodukować, ale nigdy nie użyć"

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną