Wymiary przestrzeni. Czas Stonehenge
O Stonehenge mówi się, że był nekropolią, majdanem, kalendarzem, obserwatorium, sanktuarium i sanatorium. Najpewniej był tym wszystkim po trochu. Dziś widzimy palimpsest jego zastosowań. Które było pierwsze?
Na jego trop naprowadza nas angielska kultura interpretacji dziedzictwa. W przeciwieństwie do polskich brytyjskie muzea nie unikają autorskich narracji. Każdy eksponat jest opisany fachowo jak w podręczniku do historii, ale bardziej przystępnie i ciekawiej, nierzadko z pointą nawiązującą do doświadczeń zwiedzających.
Na wystawie w centrum obsługi Stonehenge wzrok przyciągają trzy pylony z napisami wyróżniającymi trzy słowa:
- Stonehenge to arcydzieło inżynierii zbudowane przez wyrafinowanych LUDZI.
- Stonehenge to prehistoryczna świątynia. Układ KAMIENI jest zgodny z ruchami Słońca.
- Stonehenge jest częścią złożonego prehistorycznego KRAJOBRAZU.
Mamy więc trójkąt relacji: ludzie, kamienie, krajobraz. Charakterystycznym jest użycie słowa „krajobraz” tam, gdzie polski kurator napisałby: teren, obszar, terytorium czy coś równie naukowego i wyzutego z ludzkiej perspektywy.
To słowo ciałem się staje, jeśli z muzeum do samego Stonehenge docieramy pieszo, a nie autobusem. 40 min marszu falującymi łąkami daje poczucie ogromu przestrzeni. Megality wyłaniają się zza pagórka początkowo małe jak ołowiane czcionki i rosną, gdy się do nich zbliżamy. Dziś dla większości ludzi takie doświadczanie krajobrazu jest urlopową atrakcją. Kiedyś było codziennością.
10 tys. lat temu w sąsiedztwie Stonehenge pojawiają się pierwsze drewniane pale – pewnie totemy lokalnych zbieraczy i myśliwych. 4 tys. lat później przychodzą z kontynentu rolnicy, którzy na obszarze ok. 10 km kw. budują w okolicy kilka kopców, rowów i wałów. Mija kolejne tysiąc lat i w miejscu dzisiejszego Stonehenge wyrasta pierwszy henge: pierścień 56 głazów lub pni (Aubrey holes) otoczony rowem i wałami. Jedni głoszą (a inni zaprzeczają), że służą one do przewidywania zaćmień Słońca i Księżyca. Zatem nie od razu chodziło o KAMIENIE, czyli majestatyczne megality, jakie znamy dziś. Staną one 500 lat później w trzy razy mniejszym okręgu.
Patrząc w pełnym słońcu na tę rozległą przestrzeń i myśląc o LUDZIACH, którzy żyli w tym KRAJOBRAZIE przez tysiące lat, co innego przychodzi nam do głowy jako trzecie słowo: CZAS. W gablocie na rysunku krąg 56 słupów jest jak zapis tego, co było największym wspólnym doświadczeniem ówczesnych – upływu czasu mierzonego wschodami i zachodami ciał niebieskich, układające się w cykle dnia, roku i ludzkiego życia.
Niemiecki fenomenolog i teolog Rudolf Otto (1869–1937) twierdził, że źródłem religii jest doświadczenie numenu, czyli czegoś, co z perspektywy wiary określamy mianem bóstwa. Na doświadczenie to składają się wrażenia tremendum et fascinans, czyli mieszanina poczucia grozy, majestatu, mocy i tajemnicy oraz fascynacji, cudowności i zachwytu.
Coś takiego odczuwamy, będąc w górach. „Groza pieści nogi” – jak napisał o spacerowaniu nad urwiskiem Kazimierz Przerwa-Tetmajer w wierszu „Nie mój Dunajec”. Podobne wrażenie daje spacer w lesie między wielkimi pniami. Kto stał kiedyś pod dębem, ten wie, dlaczego właśnie to drzewo uznawano za święte.
„Zawładnąć numenem oraz być ogarniętym przez numen staje się celem samym w sobie, dąży się do osiągnięcia go ze względu na nie samo” - pisze Otto w dziele „Świętość”. Można to zrobić, tworząc reprodukcję czegoś, co wywołuje w nas podobne uczucia. Dobrym tego przykładem jest znajdująca się 13 km od Stonehenge katedra w Salisbury. Wyeksponowana na obszernym zielonym placu otoczonym drzewami, góruje nad nami niby skalna iglica. A wewnątrz, ze swoimi kolumnami i sklepieniami, przypomina las. Dzieło człowieka wyrażające Boga i generujące w turystach numinotyczne „Wow!”.
Twórcze wyrażanie fenomenów, czyli „tego, co się jawi” nam bezpośrednio, wydaje się uniwersalną cechą człowieka. I nie musi to być od razu doświadczenie bóstwa. Prehistorycznym graffiti dłoni czy wizerunkom zwierząt na ścianach jaskiń też usilnie przypisujemy jakieś utylitarne cele „magiczne”. A może po prostu są one zapisem innych fenomenologicznych doświadczeń człowieka, np. „jestem”, „jesteście”, „jesteśmy”?
Dziś także bezwiednie wykonujemy wiele podobnych działań. Świadczą o tym kłódki zamykane na barierkach mostów przez narzeczonych („na zawsze razem”) czy kopczyki kamieni usypywane solidarnie przez turystów na szczytach i przełęczach („wreszcie wszedłem – ja też”). Dziecko na plaży kopie dołek, usypując obok niego górkę („umiem, mogę”). Później powstaje z tego studnia lub zamek, wieża Eiffla lub Statua Wolności.
W katedrze Salisbury przechowywana jest „Magna Carta” – symbol równości ówczesnych wielmożów i króla wobec prawa. Może również Stonehenge jest tego rodzaju dokumentem równości ludzi wobec upływu czasu? Taką myśl zdaje się wyrażać odporny na upływ czasu megalityczny zapis rocznej wędrówki Słońca w krajobrazie.