Zestrzelenie chińskiego balonu szpiegowskiego nad terytorium USA. Zestrzelenie chińskiego balonu szpiegowskiego nad terytorium USA. Chad Fish/Associated Press / EAST NEWS
Technologia

Nic nowego, czyli szpiegowska wojna balonowa

Chiński balon zwiadowczy nad USA nie był, wbrew pozorom, anachronizmem ani prowokacją. Mógł zebrać więcej danych niż nowoczesne satelity.

W amerykańskiej strefie powietrznej u wybrzeży Karoliny Południowej doszło 4 lutego do precedensowej konfrontacji. W scenie niczym z malarskiej fantazji retrofuturysty, myśliwiec przewagi powietrznej F-22 Raptor otworzył ogień do balonu (ten nie odpowiedział ogniem). Kosztująca ponad sześćset tysięcy dolarów rakieta AIM-9X Sidewinder zniszczyła obiekt, który mógł uchodzić za szczyt techniki w XVIII w.

Balony samowystarczalne

Zapanowała konsternacja. Dlaczego Chiny, dysponujące potężną armadą satelitów szpiegowskich (ponad 260, według raportu Departamentu Obrony USA z listopada ub.r.), miałyby teraz sięgać po tak prymitywne rozwiązanie? Nic tu jednak nie jest takie, jakie się wydaje. Szpiegowska wojna balonowa nie jest niczym nowym: Chiny i USA – a także wiele innych krajów – biorą w niej udział od lat. Balony potrafią bowiem to, do czego satelity nie są i nie będą zdolne. Mają też wiele zalet, które wykraczają poza technologie szpiegowskie.

Stratosferyczne balony zwiadu – jak ten wykorzystany przez Chiny – mogą operować nawet na wysokości 24 km, czyli znacznie powyżej pułapu lotów samolotów pasażerskich (zazwyczaj ok. 10 km), a nawet wojskowych (dla F-22 to 19,3 km). To jednak wciąż znacznie poniżej niskich orbit okołoziemskich (200–2000 km), po których zwykle krążą satelity szpiegowskie. A taka wysokość pozwala nie tylko wykonać bardziej dokładne zdjęcia obserwowanych obiektów, ale też zbierać dane dla satelitów niedostępne.

Aparatura szpiegowska podwieszona pod balonem może monitorować transmisje radiowe i sieci komórkowych czy sygnatury elektroniczne wrogich obiektów, a także wykorzystywać mikrofony. Podczas gdy satelity przemieszczają się bardzo szybko i po dobrze znanych trasach, balon może – wykorzystując wybrane prądy powietrzne – znaleźć się tam, gdzie nikt się go nie spodziewa. I – jeśli aura na to pozwala – pozostać długo nad wskazanym celem, prowadząc ciągłą obserwację. Wyposażony w ogniwa słoneczne, zapewniające mu nieprzerwanie energię, wykorzystując tylko sensory pasywne i ograniczając własne emisje do sporadycznego wysyłania zebranych danych, ma szansę pozostawać w misji przez bardzo długi czas.

Balon może być także wykorzystany jako statek-matka dla dronów, którym można zlecić najrozmaitsze misje – od zwiadowczych, przez kurierskie, po bojowe. Może także sam być nośnikiem niebezpiecznego ładunku, na przykład pojemników z wąglikiem. I głównie z tego powodu Amerykanie pozwolili mu przez trzy dni lecieć nad swoją ziemią (zauważony został 1 lutego nad Montaną), a zestrzelili go dopiero, kiedy znalazł się nad wodą. Przebył więc spokojnie trasę od północnego zachodu do południowego wschodu USA.

Balony nieeskalujące

Wydawałoby się, że tak wielki obiekt powinien zostać łatwo wykryty przez wojskowe, a nawet cywilne systemy ostrzegania monitorujące amerykańską przestrzeń powietrzną. Przeciwnie, balony trudno jest wykryć radarem, zwłaszcza jeśli pomalowane są specjalną farbą. Paradoksalnie, ich wykrycie utrudnia też ich niska prędkość przelotowa. I jeśli zauważenie chińskiego balonu dopiero nad Montaną mogłoby się wydawać kompromitacją Amerykanów, w rzeczywistości był to sukces, przynajmniej w odniesieniu do poprzednich przelotów. O kilku wizytach chińskich balonów Amerykanie dowiadywali się bowiem po fakcie. Wiadomo, że już za kadencji Donalda Trumpa (2017–21) obce balony szpiegowskie przelatywały nad terytorium USA co najmniej trzykrotnie.

Chińczycy, jak się wydaje, w Szpiegowskiej Wojnie Balonowej w Przestrzeni Powietrznej USA są na razie górą. Nawet ten stracony obiekt latający może być dla nich wart dalece mniej niż zebrane dane, nie mówiąc o zyskach politycznych, jakie daje Państwu Środka manifestacja siły.

Moment przed zestrzeleniem chińskiego balonu szpiegowskiego nad terytorium USA.Chad Fish/Associated Press/EAST NEWSMoment przed zestrzeleniem chińskiego balonu szpiegowskiego nad terytorium USA.

Co ważne, podczas gdy sumaryczny koszt jednego satelity to ok. 300 mln USD, balon kosztuje zaledwie ułamek tej ceny. Można je wysyłać rojami, zakładając, że nawet jeśli tylko niektóre z nich wykonają zadanie, to i tak inwestycja zwróci się z nawiązką. Poza tym zawsze można upierać się publicznie, że balon pełnił funkcję meteorologiczną, nie szpiegowską, co jest wygodne dla obu stron – zestrzelenie takiego obiektu nie grozi eskalacją militarną. Zupełnie inne skutki musiałoby wywrzeć strącenie przez jeden kraj satelity innego kraju. To byłby prawdopodobnie precedens rozpoczynający „gwiezdne wojny”, z groźbą wejścia konfliktu w gorącą fazę także na Ziemi.

Z podobnych powodów balony szpiegowskie mają przewagę nad szpiegowskimi samolotami. Zestrzelenie bezzałogowca jest incydentem, zestrzelenie samolotu z załogą – aktem agresji. Notabene, fakt, że Chiny wciąż nie dysponują samolotem szpiegowskim w technologii stealth porównywalnym z konstrukcjami Amerykanów, to zapewne kolejny z powodów inwestowania przez ten kraj w balony.

Co zaskakujące, zestrzelenie balonu wcale nie musi być łatwiejsze od zestrzelenia samolotu. Przekonali się o tym żołnierze sił powietrznych aż trzech krajów – Kanady, Wielkiej Brytanii i USA – którzy w 1998 r. próbowali uziemić balon służący do monitorowania poziomów ozonu, zabłąkany w okolicach tras samolotów pasażerskich. Sfrustrowani kanadyjscy piloci, którzy wystrzelili z działka myśliwca CF-18 Hornet ponad tysiąc pocisków, strasząc tym jedynie foki z Nowej Fundlandii, tłumaczyli się, że balon okazał się zbyt wolnym celem dla tak szybkiego samolotu. Z kolei dziś – jak utrzymują eksperci – balony mogą być wyposażane nawet w systemy wykrywania i zwalczania rakiet.

Balony historyczne

Balony szpiegowskie wydają się wracać do łask, ale tak naprawdę czas, gdy uważano je za technologię z lamusa, był stosunkowo krótki. Warto pamiętać, że zanim satelity szpiegowskie, jako nowe i ekscytujące zabawki, zawładnęły wyobraźnią i sercami sztabowców w latach 60., balony były używane przez wywiad i wojsko dość powszechnie, niekiedy na szeroką skalę.

Za pierwsze odnotowane militarne wykorzystanie tej technologii należałoby chyba uznać wypuszczanie w powietrze lampionów sygnalizacyjnych podczas wojen chińskich w III w. Wybitny strateg Zhuge Liang alarmował w ten sposób sojuszników o zbliżaniu się przeciwnika.

W Europie pierwszy raz balony jako technologię zwiadu wykorzystała prawdopodobnie Francja – podczas wojny z Austrią w 1859 r. Kilka lat później obsadzone przez obserwatorów, przywiązane linami do stałych pozycji służyły rozpoznaniu podczas wojny secesyjnej (1861–65). W czasie obu wojen światowych używano ich w celach obserwacyjnych i do kierowania ogniem artylerii. Gdy ważną rolę zaczęły odgrywać bombowce, pojawiły się balony zaporowe. W Londynie służyły też jako przeszkody dla niemieckich rakiet V1.

Balony nigdy nie miały znaczenia jako broń ofensywna, choć takie próby podejmowała podczas drugiej wojny światowej Japonia. Jako technologia obserwacyjno-szpiegowska odgrywały jednak istotną rolę. W pewnym momencie prace nad balonami zwiadowczymi miały w USA ten sam najwyższy priorytet – A-1 – co prace nad bombą wodorową. Amerykanie zdali sobie sprawę, że wykorzystując prądy powietrzne, mogą sprawić, że wypuszczone w Europie balony szpiegowskie przelecą nad terytorium ZSRR i będzie je można przechwycić już w okolicy amerykańskich baz w Japonii, czyli strefie bezpiecznego działania sił powietrznych USA.

Balony imperialne

Próba takiego przedsięwzięcia rozpoczęła się 10 stycznia 1956 r. Osiem balonów wystartowało z Incirlik w Turcji, jeden z Giebelstadt w Niemczech zachodnich. W ciągu następnych tygodni łącznie wypuszczono 448. Były naszpikowane nowoczesnymi rozwiązaniami, niekiedy opracowanymi z myślą właśnie o tym konkretnym wyzwaniu. Powłoki zostały wykonane ze specjalnego polietylenu, odpornego na pękanie w głęboko ujemnych temperaturach. Aparaty robiły zdjęcia na odpornych na mróz kliszach.

Już niecały miesiąc po wystartowaniu pierwszych balonów, 4 lutego, Sowieci złożyli protest. Dwa dni później prezydent Eisenhower nakazał zakończenie operacji. Ocenia się, że ok. 90 proc. amerykańskich balonów wtedy wykorzystanych albo rozbiło się, albo zostało zestrzelonych. Jednak 13 813 zdjęć wykonanych przez 44 z nich i obejmujących ponad milion mil kwadratowych terytoriów ZSRR i Chin wynagrodziło ten wysiłek z nawiązką.

Tę lekcję odrobiły wszystkie trzy mocarstwa. Mimo że opinię publiczną zaalarmował dopiero niedawny incydent, nowa wojna balonowa trwa już od mniej więcej dekady. Według majowego raportu Politico Pentagon w ciągu ostatnich dwóch lat wydał na projekty związane z balonami ok. 3,8 mln USD, a aż 23 mln chce wydać na ten cel w samym tylko 2023 r. Nowe balony zwiadowcze mają m.in. pomagać w wykrywaniu pocisków hipersonicznych Rosji i Chin.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną