Shutterstock
Zdrowie

Małpia ospa może nie pochodzić dziś od zwierząt

Wirus Monkeypox krąży wśród ludzi już od dobrych kilku lat – sugerują nowe badania. W dodatku bardzo się w tym czasie genetycznie zmienił.

Zakażenia wirusem małpiej ospy potwierdzono już u ponad 900 osób w 27 krajach świata. Przy czym do większości przypadków doszło wśród mężczyzn uprawiających seks z innymi mężczyznami.

Do tej pory dominowało przekonanie, że rozprzestrzeniający dziś się wirus „przeskoczył” – jak to bywało wcześniej – z małp na ludzi. I to niedawno. Jednak wstępne analizy materiału genetycznego patogenu, wykonane przez dwoje naukowców z Uniwersytetu w Edynburgu, sugerują inny scenariusz.

Okazuje się, że wirusy odpowiedzialne za obecne przypadki zakażeń są bardzo blisko spokrewnione z tymi, które wykryto u niewielkiej liczby osób z Izraela, Nigerii i Singapuru w latach 2017–2019. Ale to nie jedyna poszlaka. W DNA aktualnych patogenów małpiej ospy brytyjscy naukowcy znaleźli aż 47 mutacji w porównaniu z wirusami, które krążą wśród ludzi od 5 lat.

To dziwne, bo wirus małpiej ospy nie powinien zmieniać się tak szybko. Przy czym większość z owych 47 mutacji wygląda na dzieło pewnego ludzkiego enzymu (noszącego nazwę APOBEC3), który wspomaga układ odpornościowy w walce właśnie z tego typu patogenami, ingerując w ich materiał genetyczny.

Odkrycie to można zinterpretować następująco: obecne zakażenia są dziełem wirusów, które od 2017 r. (po „przeskoczeniu” z małp) krążą w ludzkiej populacji. Dlatego ich DNA uległo dość licznym zmianom.

Co ciekawe, jak pisze tygodnik „New Scientist”, obecnie rozprzestrzeniające się wirusy wcale nie są lepiej przystosowane do atakowania ludzkich komórek, gdyż przez kilka lat nazbierały sporo mutacji, które nie są dla nich korzystne.

Choć jest to uspokajająca wiadomość, to jednak warto pamiętać, że wirus może nadal ewoluować i z czasem stać się np. bardziej zakaźny. „Nie sądzę jednak, aby był jakiś powód do paniki. Możemy bowiem całkowicie opanować sytuację. Niemniej powinniśmy traktować obecną sytuację poważnie” – mówi w rozmowie z „New Scientist” dr Emma Hodcroft z Uniwersytetu w Bernie, która zajmuje się badaniem m.in. SARS-CoV-2.