. . Getty Images
Zdrowie

Gorzko o słodzeniu, czyli jak wiarygodnie badać i mówić o badaniach naukowych

Słodziki wywołują raka. Kawa z cukrem wydłuża życie. Do takich sensacji trzeba podchodzić ostrożnie. Bo badania wpływu żywności na zdrowie bywają mało wiarygodne, a wnioski naukowców wyolbrzymiane.

Wiosną jedna z czołowych polskich gazet ostrzegała tytułem: „Słodziki nie są lepsze od cukru. Zwiększają ryzyko raka i nadwagi”. I dalej w tekście wyjaśniała: „Nowe badanie wykazało, że regularne spożywanie produktów z aspartamem lub acesulfam-K o 13 proc. zwiększa ryzyko zachorowania na raka. Szczególnie na raka piersi i nowotwory związane z otyłością, jak rak jelita, przełyku, trzonu macicy, nerki i trzustki”.

Wiele osób oszczędzających kalorie m.in. dzięki słodzikom zapewne się przelękło. Producenci tych substancji również, bo ich rynek szacowany jest na ponad 23 mld dol.

Pod koniec maja pojawiła się kolejna wiadomość: filiżanka kawy z łyżeczką cukru miałaby zmniejszać ryzyko zgonu, w przeciwieństwie do napoju niesłodzonego, a zwłaszcza potraktowanego słodzikiem (choć u osób raczących się więcej niż pięcioma filiżankami dziennie jej prozdrowotny efekt znikał).

Z tego typu doniesieniami są przynajmniej dwa problemy. Po pierwsze, choć ich autorzy chętnie powołują się na publikacje naukowe, to najwyraźniej walka o klikalność tekstów za pomocą alarmistycznych tytułów i bardzo mocnych tez wygrywa z ich rzetelną analizą. Po drugie, taki sposób informowania potencjalnie powoduje szkody. Na przykład osoby walczące z nadwagą mogą wrócić, z obawy przed nowotworami, do bardziej kalorycznych potraw czy produktów. I słodzenia kawy cukrem.

Podstawową słabością wszystkich (nawet tak licznych) badań tego typu jest to, że wychwytują jedynie korelacje, a nie udowadniają istnienia związku przyczynowo-skutkowego.

Badania francuskie: skutki pomieszane z przyczynami

Przyjrzyjmy się zatem bliżej publikacji, która miała dowodzić rakotwórczości słodzików. Ukazała się pod koniec marca na łamach „PLOS Medicine”, a jej autorami są francuscy naukowcy. Na pierwszy rzut oka liczba osób, które wzięły udział w badaniu, robi imponujące wrażenie: ponad 100 tys. ochotników raportujących przez 8 lat (w półrocznych odstępach), co jedli i pili w ciągu ostatnich 24 godzin. Uzyskane od nich dane porównano z historią ich zdrowia. Na tej podstawie wyciągnięto wniosek, że ci, którzy spożywali słodziki, a szczególnie aspartam i acesulfam-K, choć nie przekraczali zalecanych dziennych limitów na kilogram masy ciała, byli bardziej narażeni na chorobę nowotworową niż osoby obywające się bez tych substancji.

Podstawową słabością wszystkich (nawet tak licznych) badań tego typu jest to, że wychwytują jedynie korelacje, a nie udowadniają istnienia związku przyczynowo-skutkowego. Innymi słowy obserwacja, że ludzie spożywający np. aspartam trochę częściej zapadają na nowotwory, nie oznacza automatycznie, że słodzik te choroby wywołuje.

Wątpliwości budzi również skład owej ponadstutysięcznej grupy badanych. Zachwiane są w niej bowiem proporcje płci – prawie 79 proc. to kobiety. To rodzi wątpliwości, czy wyniki można odnosić do ogólnej populacji. Ponadto osoby spożywające słodziki jadły więcej przetworzonej żywności, chętniej piły słodzone napoje i paliły papierosy, a także miały cukrzycę i częściej deklarowały próby zrzucenia zbędnych kilogramów. Podczas obróbki statystycznej danych można wprawdzie to wszystko, jak i wiele innych czynników wpływających na zdrowie (np. aktywność fizyczną), uwzględnić. Ale wyeliminować możliwości, że coś innego niż słodziki powodowało nowotwory, nie sposób. Szczególnie gdy nie da się stwierdzić, kiedy właściwie u danej osoby zaczęła się rozwijać choroba. Może nastąpiło to przed rozpoczęciem stosowania słodzików?

Nie można też wykluczyć „odwróconej przyczynowości”. Mogło bowiem być tak, że kłopoty ze zdrowiem skłaniały ludzi do zmiany diety, m.in. zastąpienia cukru słodzikami – substancje te nie byłyby zatem przyczyną, ale skutkiem. Naukowcy próbowali wziąć pod uwagę taki scenariusz w swoich analizach statystycznych, ale nie jest to do końca pewna metoda „oczyszczenia” danych.

Kolejna wielka słabość badań obserwacyjnych dotyczących jadłospisu, której nie da się wyeliminować, to kontrola warunków, w których się odbywają. Trudno sobie mianowicie wyobrazić, że naukowcy przez osiem lat, 24 godziny na dobę, będą mieli pod ścisłą kontrolą sto tysięcy ludzi i u każdego będą m.in. dokładnie sprawdzać, czym się odżywia (lub wręcz serwować mu dokładnie przeanalizowane posiłki). Pozostaje zatem poleganie na autoraportowaniu, a to może być zawodne. Dowodem jest fakt, że francuscy naukowcy musieli wykluczyć ze swojej publikacji dane aż 15 proc. uczestników, gdyż z ich sprawozdań wynikało, że spożywają zbyt mało kalorii, by przeżyć. Poza tym badacze wnioskowali o ilości konsumowanych słodzików wyłącznie pośrednio. Konkretna osoba raportowała, że zjadła np. opakowanie jakiegoś twarożku i dopiero na tej podstawie sprawdzano, jaką zawartość słodzika deklaruje jego wytwórca. Wyniki z raportów były zaś uśredniane na całe 8 lat. Czy w ten sposób da się precyzyjnie ustalić, ile ktoś zjadał słodzików?

Obraz zaciemnia również fakt, że naukowcy podzielili konsumentów na „małych” i „dużych”. Drudzy przyjmowali średnio 10 razy więcej słodzików niż pierwsi. I tu niespodzianka: część wyników wskazuje, że u nich ryzyko zachorowania na nowotwory jest mniejsze.

A skoro o ryzyku mowa: w mediach często pojawiało się „13 proc.” – o tyle mieliby być bardziej narażeni na raka konsumenci substancji słodzących innych niż cukier. Tymczasem jest to tzw. ryzyko względne, czyli wskazujące jedynie, o ile wzrasta ryzyko bezwzględne (absolutne), które definiuje się jako całkowite prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś zdarzenia w populacji. Nie zagłębiając się w szczegóły, można to ująć tak: średnio wśród każdego tysiąca uczestników francuskiego badania niesięgających w ogóle po słodziki, po ośmiu latach zdiagnozowano 31 przypadków raka (ryzyko absolutne). Co by się zatem stało, gdyby te same tysiąc osób zaczęło jednak używać tych substancji (ryzyko względne)? Da się to oszacować. Przy ryzyku względnym na poziomie 13 proc. liczba nowotworów zwiększyłaby się średnio o 4 przypadki (do 35), przy czym margines błędu jest tu dość spory, bo od 1 do 8 dodatkowych przypadków (czyli byłoby od 32 do 39 nowotworów na tysiąc osób). Przeliczając to na procenty, ryzyko absolutne wzrosłoby z 3,1 proc. do 3,5 proc. Czy nie brzmi to znacznie mniej groźnie?

I ostatnia uwaga. Wyniki badań opublikowane w „PLOS Medicine” są sprzeczne z rezultatami podobnych analiz przeprowadzonych w USA, choć tam spożycie słodzików jest znacznie większe niż we Francji. Przede wszystkim zaś żadna instytucja stojąca na straży bezpieczeństwa żywności, czyli m.in. Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), nie uznaje dopuszczonych do sprzedaży słodzików za rakotwórcze. A dokonują one okresowo wnikliwych przeglądów wszystkich badań dotyczących tych substancji.

W ciągu prawie dekady połowa z uczestników wypełniła tylko jeden kwestionariusz z pytaniami o to, co jedli i pili w ciągu ostatnich 24 godzin.

Badania chińskie: ryzyko pomylone z ryzykiem

Publikacja dotycząca picia kawy z cukrem ukazała się pod koniec maja w „Annals of Internal Medicine”. Przygotowali ją chińscy naukowcy na podstawie analizy danych ponad 171 tys. Brytyjczyków w wieku 37–73 lat. Krytyczne opinie na jej temat wyrazili eksperci na stronie www.sciencemediacentre.org.

Tu z rzetelnością raportowania było jeszcze gorzej. W ciągu prawie dekady połowa z uczestników wypełniła tylko jeden kwestionariusz z pytaniami o to, co jedli i pili w ciągu ostatnich 24 godzin.

Mimo to w mediach można było przeczytać, że „najmniej ryzykowali śmiercią (z obojętnego powodu) ci badani, którzy pili dziennie od 1,5 do 3,5 filiżanki kawy słodzonej łyżeczką cukru. Amatorzy niesłodzonej kawy też mogli mniej obawiać się śmierci, choć w ich wypadku ryzyko nie malało aż o 30 proc., lecz o 16–21 proc. (najbardziej u tych, którzy raczyli się trzema filiżankami dziennie)”. Najgorzej wypadła zaś kawa traktowana słodzikami: jej wpływ na redukcję ryzyka zgonu był niejasny.

I w tym przypadku pomylone zostały dwa rodzaje ryzyka. Wśród tysiąca osób niepijących w ogóle kawy w ciągu siedmiu lat trwania badania zmarło dziewiętnaścioro. Gdyby ta sama grupa osób zaczęła codziennie pić trzy filiżanki tego napoju, liczba zgonów (zgodnie z danymi uzyskanymi przez chińskich naukowców) zmniejszyłaby się do 12–16. Przeliczając to na procenty, absolutne ryzyko zgonu zmalałoby dzięki kawie z 1,9 proc. do 1,2–1,6 proc. Oczywiście są to tylko hipotetyczne wyliczenia.

W badaniu chińskich naukowców bardzo kontrowersyjna jest także kwestia większej prozdrowotności kawy z łyżeczką (czyli ok. 4 g) cukru. Problem w tym, że badacze jasno nie informują, czy np. brali pod uwagę dodawane do kawy mleko. A 100 ml tego płynu zawiera ok. 5 g cukru. Dlatego w dużej latte ze Starbucksa – zgodnie z tym, co podaje firma – jest go ok. 12 g.

I ostatnia sprawa – dlaczego w ogóle kawa miałaby działać prozdrowotnie? Jedna z najczęściej pojawiających się odpowiedzi brzmi: dzięki zawartym w niej antyutleniaczom (wspominają o tym również chińscy naukowcy). Problem w tym, że zawartość tych substancji w 1–3,5 filiżankach kawy jest zbyt mała, nawet wypijanych codziennie, by mieć wpływ na organizm człowieka. Nie wyjaśnia to też, dlaczego napój akurat z dodatkiem cukru miałby wykazywać silniejsze działanie prozdrowotne.

Badania obserwacyjne: wnioski wyciągane pochopnie

Epidemiologia żywieniowa to dziedzina, która – zdaniem sporej grupy ekspertów – wymaga bardzo istotnych zmian. Niektórzy naukowcy – jak prof. John Ioannidis ze Stanford University, znany epidemiolog oraz specjalista w dziedzinie statystyki i metodologii badań – mówią wręcz o zaprzestaniu prowadzenia badań obserwacyjnych dotyczących wpływu żywności na zdrowie. Przede wszystkim dlatego, że wyciągane są z nich sprzeczne wnioski, które docierając do opinii publicznej, podważają zaufanie do nauki. (Pisaliśmy o tym w POLITYCE 16/20, a pretekstem były analizy wpływu czerwonego mięsa na ryzyko rozwoju chorób nowotworowych).

Dlatego w mocy pozostaje stara dobra rada, by kierować się umiarem w jedzeniu i spożywać różnorodne pokarmy. Na pewno warto też uodpornić się na medialne doniesienia typu „japońska zupa miso zmniejsza ryzyko zgonu aż o 10 proc.”, których pojawiać się będzie nadal sporo. Tego możemy być pewni znacznie bardziej niż cudownego wpływu kawy na nasz organizm.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną