Według Biblii pierwsze ­imiona nosili Adam i Ewa (tu na miedziorycie Albrechta Dürera z 1504 r.). Nadał im je sam Stwórca. Według Biblii pierwsze ­imiona nosili Adam i Ewa (tu na miedziorycie Albrechta Dürera z 1504 r.). Nadał im je sam Stwórca. Metropolitan Museum of Art
Strona główna

Imię niejedno ma imię

Analiza komputerowa wykazała, że osoby o okreś­lonych imionach mają podobny wyraz twarzy, zwłaszcza w okolicach nosa i ust.Courtesy of the Journal of Personality and Social Psychology Analiza komputerowa wykazała, że osoby o okreś­lonych imionach mają podobny wyraz twarzy, zwłaszcza w okolicach nosa i ust.
Nasi przodkowie wierzyli, że imię może wpływać na to, jak potoczy się nasze życie. Mieli rację. Wpływa, choć jak potwierdzają badania, nie zawsze tak, jak byśmy tego chcieli.

Trzysta pięćdziesiąt dolarów. Tyle kosztuje rozszerzony pakiet konsultacji w sprawie wyboru imienia dla dziecka w firmie Future Perfect z Chicago. Za te pieniądze możemy liczyć na „spersonalizowaną rozmowę telefoniczną”, w trakcie której zostaniemy wypytani o szczegóły, tj. płeć dziecka, nasze pochodzenie czy upodobania. Na podstawie zebranego wywiadu w ciągu tygodnia zostanie stworzona lista z propozycjami 10 imion dla naszego potomstwa z uzasadnieniem, dlaczego akurat te będą pasowały najbardziej. Jeśli uznamy, że to za drogo, możemy wybrać tańszą opcję za 100 dol., w której ramach czeka nas jednorazowa konsultacja z ekspertem. Podobne ceny obowiązują w My Name for Life i Appellation Mountain.

Natomiast szwajcarska firma Erfolgswelle, kierująca swe usługi do najbardziej zamożnych i wymagających klientów, za 35 tys. dol. wymyśli imię unikalne w skali całego świata. To nie żart. Jak zapewnia Marc Hauser, właściciel i dyrektor generalny Erfolgswelle, jego zespół stworzy imię, które będzie miało pozytywny wydźwięk w 12 najpopularniejszych językach, będzie dobrze brzmiało, a co najważniejsze – przeszuka archiwa, by upewnić się, że nikt inny wcześniej tego imienia nie używał. Jeśli świat to za dużo, możemy zdecydować się na wersję lokalną – unikalność w skali konkretnego kraju to koszt 20 tys. dol.

Przykład kreatywnej twórczości Szwajcarów to „Lenook”, „Catlaine” i „Oneia”. Takie propozycje przygotowali niedawno dla córeczki pewnego hiszpańskiego małżeństwa. Ponoć para od razu zakochała się w tym ostatnim.

Choć dla wielu osób absurdem jest płacenie za to, by pozbawić się tak intymnego momentu jak wybranie imienia dla własnego dziecka, warto pamiętać, że to popyt kształtuje podaż. Czasy się zmieniają, a wraz z nimi wzorce związane z nadawaniem i postrzeganiem imion. Tymczasem, jak potwierdzają liczne badania, to, jak się nazywamy, miewa realny wpływ na nasze życie. Na ironię, najczęściej w zupełnie inny sposób, niż nam się wydaje.

Sięgając do korzeni

Imię to jedna z podstawowych form naszej autoprezentacji, która wykształciła się w wielu kulturach. Dziś bardziej niż jego znaczenie ważny jest kontekst społeczny: czy ładnie brzmi, pasuje do nazwiska, jest popularne, oryginalne lub czy po prostu podoba się rodzicom. To, czy odzwierciedla nasz charakter, stało się sprawą drugorzędną, bo i trudno dziś odkryć charakter dziecka, skoro nadaje mu się imię na całe życie, zanim się jeszcze urodzi. Nasi przodkowie byli w tym względzie bardziej pragmatyczni. Gdy Słowianie nadawali synowi imię Bogusław, to dziecko miało być pobożne, Radosław – radosne, Dobromir – dobre i spokojne. Jeśli po kilku latach okazywało się, że imię nie pasuje, po prostu je zmieniano.

Najstarsze imiona miały charakter czysto praktyczny i opisywały człowieka pod kątem jego umiejętności lub cech osobowościowych. Nieodłącznie towarzyszył im także wymiar magiczny, zwłaszcza w społecznościach zamieszkujących tereny dzisiejszej Azji i Afryki. Starożytni Mezopotamczycy wierzyli np., że możliwość nadania imienia lub jego zmiany jest oznaką panowania nad daną osobą. To dlatego król zwycięzca często nadawał pokonanym i wziętym w niewolę przeciwnikom nowe imię. W ten sposób pokazywał im, że od teraz należą do niego. By nie dać się zniewolić, starożytni Egipcjanie mieli dwa imiona: wielkie (tabu), które znali tylko oni, oraz małe (publiczne), pozwalające im funkcjonować w społeczności. Tym samym imię postrzegane było jako źródło władzy i szansa na kierowanie przeznaczeniem. Taki schemat myślenia został zresztą przedstawiony w Biblii. To Bóg nadał pierwszym ludziom imiona Adam i Ewa i to właśnie Adamowi polecił, by nazwał wszystkie stworzone przez siebie zwierzęta (por. Rdz 2, 19n). Imiona pierwszych ludzi wyrażały istotę człowieka: „Adam po hebrajsku znaczy «człowiek», a ściślej od słowa adamah – pole uprawne, ziemia, proch. Kobietę Bóg nazwał na początku Iszszah, tzn. niewiasta, kobieta. Po grzechu pierworodnym kobieta otrzymała nowe imię – Ewa, to znaczy żyjąca, ponieważ miała się stać matką wszystkich żyjących” – pisze ks. Czesław Noworolnik w pracy „Imię a tożsamość człowieka. Refleksja antropologiczno-teologiczna”.

Zdecydowana większość imion nadawana wśród ludów zamieszkujących dzisiejszą Europę miała charakter życzeniowy. Każde z nich niosło pewną wróżbę, która miała zapewnić dziecku pomyślną przyszłość. Niech za przykład posłużą tradycyjne imiona słowiańskie. Stanisław, oznaczające „stań się sławnym” (imię to złożone jest z członu Stani-, „stać się”, oraz -sław, „sława”), do końca XV w. było jednym z najczęściej nadawanych mężczyznom w naszym kraju. Inne przykłady to Borzysław („oby był sławnym wojownikiem”) czy Dzierżykraj („władający krajem”).

Warto w tym miejscu wspomnieć o rytuale postrzyżyn, czyli oficjalnej ceremonii przyjęcia męskiego potomka do społeczności. Inicjacja odbywała się po ukończeniu przez dziecko 7. roku życia i polegała na symbolicznym obcięciu włosów, a także nadaniu właściwego imienia, które pasowało do charakteru i temperamentu. Postrzyżyn dokonywał ojciec, co oznaczało moment wyswobodzenia dziecka spod opieki matki, a tym samym zaliczenie go do pełnoprawnych członków wspólnoty. Pozostałością tego typu inicjacji jest cały szereg praktyk kultywowanych choćby we wspólnotach religijnych. W Kościele katolickim imiona oficjalne nadawane są dzieciom podczas chrztu i bierzmowania. Każdy nowo wybrany papież także wybiera dla siebie imię, którym będzie się posługiwał w czasie pontyfikatu. Także w Kościele prawosławnym postrzygane są osoby wstępujące do zakonu (tzw. postrzyżyny mnisze). Podobną formę inicjacji, związaną z nadaniem nowego imienia, praktykowano także wśród Indian zamieszkujących tereny dzisiejszych Stanów Zjednoczonych.

Postrzyżyny to niejedyny akcent dawnych czasów. W wielu krajach Bliskiego i Dalekiego Wschodu, a także na Ukrainie, Białorusi, w Serbii, Bułgarii i Rosji nadal praktykuje się używanie imion odojcowskich. Jest to dodatkowe imię występujące pomiędzy imieniem a nazwiskiem, które wskazuje na ojca. Dla przykładu Alosza Aleksiejewicz oznacza Aloszę, syna Aleksieja. W krajach arabskich do oznaczenia czyjegoś syna stosuje się człony „ben” i „bin”.

Nowa jakość w postrzeganiu imion nastąpiła wraz z nadejściem chrześcijaństwa. Zaczęły dominować imiona pochodzenia greckiego (Eustachy, Teodor, Agnieszka), łacińskiego (Urban, Walenty, Łucja), hebrajskiego (Abraham, Beniamin, Sara), aramejskiego (Tomasz, Marta), a nawet germańskiego (Konrad, Robert, Matylda) i celtyckiego (Brygida, Gaweł, Kilian). Źródłem inspiracji dla większości z nich była Biblia, a także imiona apostołów i ewangelistów (Piotr, Jan, Jakub, Mateusz, Szymon), męczenników (Aleksy, Grzegorz, Klemens, Cecylia, Urszula, Krystyna) oraz świętych (Dominik, Franciszek, Klara). Punktem kulminacyjnym tej ekspansji był sobór trydencki w 1563 r., podczas którego biskupi nakazali nadawać dzieciom imiona wyłącznie z kalendarza chrześcijańskiego. Jako przykład konsekwencji takich działań niech posłuży chorwacki Dubrownik, gdzie w XVIII w. 50% ludzi (w tym ponad 60% kobiet) nosiło tylko 5 imion.

Imiona typowo słowiańskie ponownie zaczęły być u nas modne dopiero w czasie rozbiorów, co ściśle wiązano z krzewieniem ducha patriotyzmu. Z kolei w następnych dziesięcioleciach równie ważna jak religia zaczęła być moda, inspirowana choćby literaturą czy – w XX w. – filmem.

Wyobraźnia bez granic

Od tamtej pory wiele się zmieniło, a kreatywność ludzka w nadawaniu i wymyślaniu imion w XXI w. nie zna granic. Lingwiści przecierali oczy ze zdumienia, gdy jakiś czas temu pewna obywatelka Kolumbii zapragnęła nazywać się Abcdefg Hijklmn Opqrst Uvwxyz. Kolumbijskie prawo jest w tej kwestii bardzo liberalne, każdy obywatel może raz w życiu zmienić imię i nazwisko, na jakie chce, dlatego i w tym przypadku procedura ostatecznie zakończyła się dla kobiety pomyślnie. – To wyraz sprzeciwu wobec systemu – tłumaczyła właścicielka 26-literowego imienia, zapewniając, że nie zrobiła tego dla rozgłosu, choć trudno w to uwierzyć. Kolumbia słynie zresztą z oryginalnych imion i nazwisk. W ojczyźnie Gabriela Garcíi Márqueza wydano już dokumenty dla takich osobliwości jak: Jesucristo Hitler Paracelso, Batman Roberto, Jonny Walker (pisownia oryginalna), Frankestein de Jesus czy Walt Disney de Jesus.

W Meksyku pewni rodzice nazwali dziecko Robocop, a w Nowej Zelandii – Talula Does The Hula From Hawaii, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „Talula tańcząca taniec hula z Hawajów”. O ile w ostatnim przypadku sąd nakazał rodzicom zmianę imienia, o tyle w Meksyku żyje gdzieś mały Robocop. Gdyby nie stojące na straży zdrowego rozsądku prawo, rodzice z Nowej Zelandii nazwaliby dziecko Anal. Pomysłowości nie brakuje także Polakom. W ciągu ostatniej dekady do urzędów stanu cywilnego zgłaszały się osoby próbujące zarejestrować takie imiona jak Unia, Europa, Amsterdam, Legia, Belzebub, Kermit, Poziomka, Truskawka, Junior, Hosanna, Tupak, Opieniek, Milka, Joint, Koka, Pipa, Nutella czy Rambo.

Przy okazji pojawienia się informacji w mediach o takim nietypowym imieniu na nowo odradza się dyskusja o tym, czy państwo powinno ograniczać wybór imienia dla dziecka. Niekiedy najistotniejszym czynnikiem jest kontekst kulturowy. W Japonii od 1993 r. obowiązuje zakaz nadawania imienia Akuma, oznaczającego diabła, z kolei w Maroku prawo nie dopuszcza imienia Sarah. W 2014 r. listę 51 imion zakazanych przez prawo przedstawiła także Arabia Saudyjska. Wśród nich znalazła się m.in. Linda, bo podobno brzmi zbyt zachodnio. Do ciekawej sytuacji doszło w połowie lat 90. w Szwecji, kiedy pewna para zgłosiła protest wobec sztywnego tamtejszego prawa, jakie wówczas nakładało na rodziców obowiązek wyboru imienia dla dziecka z listy tysiąca oficjalnie zatwierdzonych. Odstępstwa były akceptowane, ale wymagały składania podań i pisania uzasadnień. Kiedy pięcioletni syn wspomnianej pary nie miał jeszcze imienia, zainterweniował sąd, nakładając na rodziców grzywnę. Wtedy to w akcie protestu rodzice nadali mu imię Brfxxccxxmnpcccclllmmnprxvclmnckssqlbb11116. Sąd nie zgodził się na to, podobnie jak na kolejną propozycję – A – uzasadniając, że imię nie może być zlepkiem przypadkowych liter ani składać się z jednej litery. Ostatecznie skończyło się na Albin Gustaf Tarzan Hallin.

Polskie przepisy również są w tej kwestii jednoznaczne. Podstawowa zasada polega na wykluczeniu: imię nie może być nieprzyzwoite, ośmieszające ani w formie zdrobniałej. Możemy mieć przy tym maksymalnie dwa imiona, a kierownik urzędu stanu cywilnego ocenia, czy spełniają one wymogi prawne. Może posłużyć się przy tym obowiązującym wykazem albo zasięgnąć opinii Rady Języka Polskiego. Ale przepisy ewoluują. Od marca 2015 r. można nadać u nas dziecku imię obco brzmiące, co jest ukłonem w stronę naszych rodaków, którzy są coraz bardziej mobilni.

Ukryte przesłania

Jak zatem wybrać imię idealne? Oczywiście nie ma takiego, możemy jednak wziąć pod uwagę wyniki badań w tej kwestii. Pierwsi naukowym podejściem do imion wykazali się profesorowie z Harvard University, B.M. Savage i F.L. Wells. W pracy opublikowanej w 1948 r. na łamach „The Journal of Social Psychology” dowodzili, że rzadkie imię może mieć negatywny wpływ na jego właściciela. Badania przeprowadzone na grupie 3320 studentów potwierdziły przypuszczenia, że ci, którzy mieli je niecodzienne, uzyskiwali gorsze oceny, musieli zaliczać więcej poprawek, a także znacznie częściej porzucali studia. Częściej popadali też w inne kłopoty, osiągali niższy status społeczny lub mieli problemy osobowościowe, co wynikało z ich poczucia braku akceptacji w okresie dorastania. Jak wyjaśnia dr Krystyna Doroszewicz, autorka pracy „Psychologiczne aspekty imion ludzkich”, nietypowe imię naraża dziecko na odrzucenie przez rówieśników, a nawet dokuczanie, co jest źródłem negatywnych doświadczeń.

Niepokojące wnioski w tym zakresie dostarczyły także badania Alberta Ellisa i Roberta M. Beechleya z 1954 r. Psychologowie ci przyjrzeli się historiom pensjonariuszy jednego ze szpitali psychiatrycznych w New Jersey, starannie przekopując także archiwa. W ten sposób wykryli, że przypadki zaburzeń psychicznych były poważniejsze u pacjentów noszących rzadkie imiona. Do podobnych wniosków doszli w 1990 r. Timothy Anderson i Paul R. Schmitt z Miami University, którzy przeanalizowali dokumentację jednego ze szpitali w Pensylwanii. Większość pacjentów z poważnymi zaburzeniami nosiła imiona rzadkie lub nietypowe.

Nadawanie dziecku imienia, które ma być wróżbą, może przynieść skutki zupełnie inne od oczekiwanych. Wybitny amerykański psycholog Elliot Aronson opisał swego czasu przypadek braci Lane z Harlemu w Stanach Zjednoczonych. Kiedy w 1958 r. w pewnej afroamerykańskiej rodzinie urodził się chłopiec, ojciec, nie wysilając się zbytnio, postanowił nazwać go Winner (Zwycięzca). Kilka lat później na świat przyszedł jego brat i drogą analogii otrzymał imię Loser (Przegrany). Imiona jednak nie wpłynęły na życie chłopców zgodnie z ich znaczeniem. Winner wielokrotnie był notowany przez policję za napady i rozboje, Loser z kolei skończył studia, dostał się do policji i został detektywem w Nowym Jorku.

Nie bez znaczenia jest także warstwa dźwiękowa imienia. Te brzmiące konwencjonalnie uzyskują większą akceptację niż oryginalniejsze. Niedawno badania w tym zakresie przeprowadzili Kanadyjczycy. Penny Pexman i David Sidhu z University of Calgary w artykule opublikowanym w „Journal of Experimental Psychology” dowodzą, że łagodniej brzmiące imiona, takie jak Anne czy Owen, kojarzą nam się z ugodowością, a cięższe, jak Etta i Kirk, z ekstrawersją. Dzieje się tak ze względu na zjawisko znane językoznawcom jako symbolika dźwięków, czyli sposób, w jaki ludzie kojarzą określone dźwięki z cechami. Oczywiście takie zestawienie nie ma najczęściej żadnego potwierdzenia w rzeczywistości, stanowi jedynie powierzchowną ocenę kogoś, kogo jeszcze nie znamy.

Ważną cechą okazuje się przy tym długość imienia. „Długie imię, jak Aleksander, sprzyja karierze, sukcesowi. Ma niestety mniej konotacji ciepła i pogody. Krótkie Ewa nie stwarza dystansu” – pisze Krystyna Doroszewicz w „Psychologicznych aspektach imion ludzkich”. Wybierając imię dla potomka, warto zatem pamiętać, by z czasem nie stało się ono dla niego ciężarem. Tak naprawdę to człowiek i jego czyny nadają każdemu imieniu blasku lub rzucają na niego cień. Jako motywacja może tu posłużyć przykład Baracka Husseina Obamy. Jeszcze 15 lat temu niewielu specjalistów wróżyło mu karierę z takimi imionami.

***

Redaktor, publicysta, popularyzator nauk o Ziemi. Współpracował m.in. z TVN24, TVP, „Wprost”, „Rzeczpospolitą” i „Newsweekiem”. Pasjonat historii, antropologii i nauk społecznych.

***

Słowiańska mozaika imion

Jednym z najważniejszych źródeł historycznych dających nam wgląd w różnorodność imion słowiańskich jest „Bulla gnieźnieńska” z 1136 r., wystawiona przez papieża Innocentego II na prośbę Jakuba ze Żnina, arcybiskupa gnieźnieńskiego. Pada w niej ponad 300 imion posiadaczy ziemskich, chłopów, rycerzy i rzemieślników. By przekonać się, jak wiele z nich pokrył już kurz historii, wymieńmy choć część. W „Bulli” znajdziemy takie imiona jak: Dziurzewic, Mysłak, Sirak, Sławosz, Rus, Suł, Pęcisz, Smarsk, Miłoch, Kraik, Niegłos, Marłek, Pozdziech, Smogorz, Domk, Dygoma, Kobyłka, Parzech, Kłobuczek, Pępik, Komor, Zdamir, Będzieciech, Krzos, Zdziewuj, Sułek, Miłochat, Chrap, Taisz, Siedlon, Milich, Lederg, Sulirad, Dobek, Milej, Snowid, Targosz, Cirzpisz, Stanoch, Boruch, Wojan, Dargorad, Radost, Rpisz, Wilkosz, Gościwuj, Cis, Niezamysł, Goszczon, Nadziej, Wrzeszcz, Doman, Golijan czy Żegost.

***

Imię wypisane na twarzy

W 2017 r. na łamach „Journal of Personality and Social Psychology” opublikowano wyniki badań zespołu naukowców z Izraela, Francji i Stanów Zjednoczonych, którzy zajęli się kwestią, czy nasze imię wpływa na to, jak wyglądamy. W każdym z trzech krajów badacze pokazywali studentom fotografię jakiejś osoby i dawali im do wyboru cztery imiona lub pięć imion. Jedno było prawdziwe, pozostałe zupełnie losowe. Jak się okazało, szanse na poprawne dopasowanie imienia do twarzy były wyższe, gdy kierowano się wyglądem, a nie na podstawie losowego wyboru. Dla przykładu młodemu mężczyźnie z brodą ze zdjęcia 38% respondentów wybrało imię Dan z czterech możliwości: Jacob, Dan, Josef i Nathaniel. Gdyby losować, szanse na wybór spadłyby do 25%. Jak się okazało, chłopak rzeczywiście miał na imię Dan. – Jesteśmy kształtowani przez normy społeczne od momentu przyjścia na świat. Dotyczy to płci, grupy etnicznej, statusu społeczno-ekonomicznego i wreszcie imienia, które zostaje nam nadane – podsumowuje Ruth Mayo z Hebrew University of Jerusalem, współautorka badań.

Po nadaniu dziecku imienia rodzice – według naukowców – i jego najbliższe otoczenie zaczynają się w stosunku do niego zachowywać tak, jakby posiadało cechy kojarzone z tym imieniem. I właśnie to nastawienie działa jak samospełniająca się przepowiednia. Osoba nieświadomie zaczyna zmieniać swój wygląd (np. poprzez dobór fryzury), by dopasować się do imienia.

***

Alfabetyczna dyskryminacja

Na nietypową zależność zwrócił uwagę dziennikarz JV Chamary, publikujący na łamach brytyjskiego miesięcznika „BBC Science Focus”. Jego zdaniem osoby, których nazwiska zaczynają się od początkowych liter alfabetu, częściej osiągają sukces akademicki, a nawet mają większe szanse na otrzymanie Nagrody Nobla. Na pierwszy rzut oka hipoteza ta jest absurdalna, ale osobiście postanowił się jej przyjrzeć prof. Richard Wiseman z University of Hertfordshire, który stwierdził, że taka zależność może być spowodowana tym, iż autorzy prac naukowych są często wymieniani w kolejności alfabetycznej, a pozycje umieszczane na szczycie listy stereotypowo często są postrzegane jako najlepsze. Profesor przeprowadził w związku z tym eksperyment. Poprosił czytelników dziennika „Telegraph”, by ocenili różne aspekty swojego życia: karierę, finanse, zdrowie i „życie w ogóle”. Czynnikiem warunkującym badanie miało było podanie nazwiska. Ku zdumieniu naukowca przyszło do niego ponad 15 tys. odpowiedzi. Jak się okazało, „im dalej na liście alfabetycznej znajdowało się czyjeś nazwisko, tym mniej prawdopodobne było, że odniósł sukces” – podsumował Wiseman.

Wiedza i Życie 11/2020 (1031) z dnia 01.11.2020; Społeczeństwo; s. 38

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną