Shutterstock
Zdrowie

Czy noszenie maseczki grozi grzybicą?

W mediach społecznościowych, gdzie zawsze lubili się konsolidować tropiciele wszelakich spisków, trwa wysyp teorii, że noszenie masek podczas pandemii nie tylko ogranicza wolności obywatelskie, ale jest też niebezpieczne dla zdrowia.

Na forach internetowych prezentowane są zdjęcia najczęściej młodych kobiet, których twarze szpecą czerwone wypryski wokół ust i nosa, mające świadczyć o tym, że ich skóra została zaatakowana przez grzybicę. „Od wilgoci i dwutlenku węgla” albo „od braku światła” – przekonują autorzy tych wpisów.

Nie jest to jednak prawda! Krostki na twarzy mogą pojawiać się z najróżniejszych powodów, ale akurat te, które widać u bohaterek zdjęć, są skutkiem trądziku lub egzemy, czyli wyprysku o podłożu alergicznym, i z grzybami nie mają nic wspólnego. Podobnie jak między bajki można włożyć hipotezę, że zarodniki grzybów przy zasłoniętej połowie twarzy atakują płuca (rzekomo na skutek „zamkniętego obiegu powietrza pod maseczką, który powoduje, że wdychamy z powrotem wydychany dwutlenek węgla”). Nie ma na to żadnych naukowych dowodów.

Żadnej postaci grzybicy nie można lekceważyć, ale wywołują ją – czy to na skórze, czy w organach wewnętrznych – konkretne drobnoustroje, zwane dermatofitami, a nie CO2 ani nieprzewiewna bawełna. To prawda, że rozwojowi tych grzybów sprzyjają ciepło, wilgoć i brak światła. Jednak właściwe posługiwanie się maską, a więc noszenie jej bez przerwy nie dłużej niż 3–4 godz. i niewymienianie się nią z osobami już chorymi na grzybicę (co widać, bo jest to akurat przypadłość, której ukryć na skórze się nie da) nie stwarza takiego ryzyka.

Co ciekawe, zarodniki grzybów – a jest ich wiele, bo obok wymienionych dermatofitów są jeszcze np. drożdżaki (wywołujące kandydozę) i pleśniowce – często bywają bohaterami sensacyjnych doniesień o szkodliwości morowego powietrza, żywności lub przedmiotów, którymi się otaczamy. Dla orędowników oczyszczania organizmu z toksyn to wymarzony przeciwnik, bo kto by chciał, aby te drobnoustroje kolonizowały go od środka? Stanowią one jednak część naturalnej flory bakteryjnej człowieka i np. Candida albicans są przydatne w procesach metabolicznych. Ważna jest tu równowaga – nie może być ich za mało ani zbyt dużo.

Chorobotwórczemu rozwojowi grzybów sprzyjają obniżona odporność i wyniszczające długie antybiotykoterapie. Ale czy na przykład jedzenie słodyczy? Prawda jest inna: zdaniem dietetyków to niepohamowany apetyt na słodkie może być objawem kandydozy w przewodzie pokarmowym, ponieważ grzyby upominają się o cukry proste potrzebne im do wzrostu. Warto jednak sprawdzić to u lekarza, który pobierze wymaz z ust lub zleci odpowiednie badanie kału, zanim skorzystamy z jakiejś internetowej oferty „odgrzybiania”.

Wiedza i Życie 10/2020 (1030) z dnia 01.10.2020; Obalamy mity medyczne; s. 2

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną