Łukasz Kaczmarek: Co zrobić, żeby poczuć zadowolenie z życia? Cokolwiek
|
Dr hab. Łukasz Kaczmarek jest profesorem psychologii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Kieruje Zakładem Psychologii Społecznej. Twórca Laboratorium Psychofizjologii UAM: Positive Gaming & Streaming. Zajmuje się m.in. korzyściami z doświadczania pozytywnych emocji w różnych kontekstach, od relacji intymnych po gry komputerowe. Redaktor naczelny „Journal of Happiness Studies”. Współpracuje z Uniwersytetem Stanforda. Prowadzi na YouTube kanał Psychologia & Gaming. |
KASPER KALINOWSKI: – Został pan redaktorem naczelnym „Journal of Happiness Studies”, wiodącego czasopisma poświęconego problematyce szczęścia. Gratulacje!
ŁUKASZ KACZMAREK: – Dziękuję! To dla mnie ogromne wyróżnienie. Kilkanaście lat temu nie byłem pewien, czy uda mi się coś opublikować w czasopiśmie, które przyjmuje jedną na dwadzieścia zgłoszonych prac. Gdybym usłyszał wówczas, że będę miał możliwość objęcia sterów i decydowania o kierunku rozwoju tego periodyku, poprosiłbym, żeby mnie ktoś uszczypnął. „Journal of Happiness Studies” został stworzony i był rozwijany przez wybitnych specjalistów w obszarze szczęścia: Eda Dienera, Ruuta Veenhovena, Alexa Michalosa i Antonellę Delle Fave. Ma bardzo mocne wskaźniki bibliometryczne pokazujące, że publikowane w nim prace wywierają duży wpływ na dalszy rozwój dyscypliny. Przejmuję więc pałeczkę nie bez drżenia rąk. To też wyróżnienie dla krajowej nauki i mojej instytucji. Guzik z napisem „accept” będzie znajdował się teraz w Polsce, a dokładniej – w Poznaniu.
Sporo osobistego szczęścia, ale i spora odpowiedzialność.
Jest duża presja, aby utrzymać wysoki poziom czasopisma. Mówi się, że w niektórych artykułach naukowych autorzy rozwiązują problemy, jakich nikt nie ma. Jednym z moich zadań jest to, aby ukazywały się tylko te prace, które wnoszą coś realnie nowego i wartościowego.
Opublikowano już co najmniej kilkadziesiąt prac naukowych, w których znajdowały się frazy typowe dla ChatGPT, bezmyślnie przeklejane przez autorów. Czy sztuczna inteligencja zmienia proces powstania publikacji, recenzowania i redagowania?
To proceder najłatwiejszy do wykrycia, więc pod pewnym względem najmniej groźny. Jako redaktor oraz autor parokrotnie miałem podejrzenia graniczące z pewnością, że recenzje, które otrzymałem, zostały wygenerowane przez AI (na marginesie: kłopotliwa sprawa, ale jeśli chodzi o treść, wcale nie były złe…). Mam świadomość, że proces redakcyjny może się zasadniczo zmienić. Jesteśmy na początku rewolucji. AI to skalpel. Można robić nim niesamowite rzeczy, ale łatwo się skaleczyć. Najlepsze połączenie to inteligencja ludzka plus sztuczna. Najgorsze – próba maskowania drugą braku pierwszej.
Kiedyś AI będzie sama pisać teksty, a następnie je recenzować?
Dynamika rozwoju AI jest ogromna, więc wybieganie w dalszą przyszłość to tylko spekulacje. Cel psychologii to rozwikłanie tajemnicy, jaką jest człowiek. Jeżeli powstaną narzędzia, które będą nas przybliżać do tego celu, to trzeba je rozważnie zaadaptować. Na podobnej zasadzie nikt nie prowadzi już analiz statystycznych ręcznie. Wielu naukowców nie do końca rozumie, na czym polegają te obliczenia. Wszystko opiera się na zaufaniu. A rola naukowca sprowadza się do wyboru odpowiednich testów i ustawień oraz naciśnięcia przycisku „start”. Myślę, że niedługo uda się wypracować systemy wytrenowane na danych naukowych z wieloetapowym systemem weryfikacji. Ciekawie będzie wrócić do tej rozmowy za pięć lat.
Psychologia to szeroki obszar badawczy. Nie można jej zawęzić do pytania, czy człowiek czuje się szczęśliwy, czy nie.
Można i nie można. Nie można, ponieważ rzeczywiście pytania o szczęście ludzie nie zadają sobie zbyt często. Robią to na ogół dopiero wtedy, kiedy zaczynają być nieszczęśliwi. Podobnie jest ze zdrowiem. A niezależnie od tego, czy sobie zadają takie pytanie, czy nie, to często twierdzą, że i tak niewiele mogą w zakresie szczęścia zrobić – albo się jest szczęśliwym, albo nie. Umiarkowani optymiści twierdzą, że jedyne, co można zrobić, to zrozumieć przyczyny. Człowieka charakteryzuje tzw. tendencja do negatywności. Nasza świadomość to detektor trudności. Rzadko się aktywizuje, dopóki nie natrafimy na przeszkodę lub ból.
Szczęśliwi jesteśmy więc nieświadomie?
W pewnym sensie tak. Niekiedy ten brak świadomości i koncentracji na sobie jest wręcz kryterium definicyjnym szczęścia. W przypadku tzw. optymalnego doświadczenia, znanego szerzej jako flow, ludzie są tak zaangażowani w działanie i tak skoncentrowani na tym, co robią, że zapominają o sobie i o całym świecie. I to bardzo miłe uczucie. Na początku badano ten proces u artystów, którzy zanurzają się w procesie twórczym, ale później zaobserwowano, że flow i microflow pojawiają się praktycznie w każdym obszarze życia.
Ale flow to chyba niekoniecznie szczęście? Zresztą wielu artystów postrzegamy raczej jako osoby nieszczęśliwe, skonfliktowane.
Wchodzimy w bardzo ważny obszar tego, co według psychologii jest szczęściem. I tutaj można je zdefiniować wymijająco: człowiek jest szczęśliwy wtedy, kiedy uważa, że jest szczęśliwy.
Podobnie jak inteligencja jest tym, co mierzą testy na inteligencję?
Tak. Dla psychologów pojęcie inteligencji jako takiej ma drugorzędne znaczenie. Na ogół patrzy się na nią jak na konstrukt złożony z różnych przejawów czy też aspektów inteligencji. I dopiero opisując każdy z nich, tworzymy pełniejszy obraz inteligencji człowieka. Podobnie, przyglądając się temu, czym jest szczęście, możemy to uszczegółowić. Na ogólnym poziomie szczęście jest tym, co stanowi końcowy cel ludzkiego dążenia. Cel sam w sobie. Nie chodzi mi tutaj tylko o ostateczny cel egzystencji, ale również o lokalne motywy naszych codziennych działań. Mówi się, że szczęście to ostateczny środek płatniczy. Wypłata w czymś, za co niczego innego nie chcemy kupować. Jeżeli żyjemy świadomie i rozumnie, to wszystko, co robimy, do czegoś prowadzi i kiedy pójdziemy po nitce do kłębka i zobaczymy, co jest na końcu, to tym na ogół jest szczęście.
Czy to znaczy, że wszystkie nasze działania muszą prowadzić do szczęścia?
Niekoniecznie, ale niektóre cele można uznać za ostateczne, czyli takie, które już niczemu więcej nie muszą służyć, żebyśmy uznali, że to o to właśnie chodziło. Na przykład pozytywne emocje. Wiele rzeczy robimy po to, żeby je poczuć. Ale kiedy ich doświadczamy, to nie myślimy już o tym, że przeżywamy je w jakimś celu. To już jest cel sam w sobie. To już jest kłębek. Podobnie satysfakcja z życia, kolejny fundament szczęścia. Wiele rzeczy robimy, żeby być zadowolonym z życia, ale nie zastanawiamy się już nad tym, dlaczego chcemy być zadowoleni z życia. To cel sam w sobie.
To się wydaje bardzo proste, a mimo to wielu ludzi nie osiąga tego celu. Nie ma pojęcia, dlaczego nie są szczęśliwi i co mieliby właściwie robić, żeby być.
Bo proste jest zdefiniowanie samego szczęścia. Jako zadowolenie z życia w całości i z poszczególnych jego obszarów oraz korzystny bilans emocjonalny, czyli dużo pozytywnych emocji i mało negatywnych. To aspekt hedonistyczny. Do tego trzeba dodać tzw. aspekt eudajmonistyczny. Hedonista chce czuć się w określony sposób. A eudajmonista chce być określonym typem człowieka i chce, żeby jego życie miało określony kształt, niezależnie od tego, jakie są tego koszty emocjonalne czy poczucie codziennej satysfakcji. Centralną kategorią w takim podejściu jest poczucie sensu. Możemy mieć poczucie sensu pomimo braku satysfakcji z życia i niekorzystnego bilansu emocjonalnego. Może być to życie oparte na poświęceniu, kiedy człowiek nawet cierpi w imię realizacji jakiejś wizji świata lub siebie jako osoby.
Czy szczęście można analizować? Czy nie jest czymś nieuchwytnym?
Do uchwycenia szczęścia niezbędne jest zbudowanie odpowiedniej teorii. Jeżeli dobrze ujmiemy sam przedmiot, to możemy go już oglądać z różnych stron. I nie tylko metodami racjonalnej refleksji, która jest domeną filozofów. Możemy stosować wszelkie metody dostępne w psychologii, takie jak badania kwestionariuszowe, niekiedy na ogromną skalę, czy też eksperymenty psychologiczne w ściśle kontrolowanych warunkach.
Tylko czy temat szczęścia nie jest już wyeksploatowany? Jak sam pan wspomniał, refleksja nad nim toczy się od tysięcy lat.
Nie jest, ponieważ tę siatkę pojęciową nakładamy na coraz nowsze zjawiska, np. nowe technologie, takie jak media społecznościowe czy też wspomniana już sztuczna inteligencja. Takie zjawiska często przedstawiane są jako coś, co ma ludzkość uszczęśliwić. Często jednak okazują się bardziej złożone, niż to się początkowo wydaje, i wymagają zbadania, jakie ich aspekty są rzeczywiście korzystne, a jakie wręcz przeciwnie.
W przypadku AI zderzają się dwie skrajne wizje. Z jednej strony pozwala snuć opowieści o krainie powszechnej szczęśliwości, gdzie maszyny przejmują pracę, a ludzie otrzymują dochód gwarantowany. Z drugiej – stawia nas nad egzystencjalną przepaścią.
To prawda, toczy się dyskusja, jak zdefiniować i jak przeprowadzić proces dostosowania AI do potrzeb człowieka. Określa się to angielskim słowem alignment. Jak sprawić, żeby dzięki osiągnięciom technologicznym ludzie stawali się szczęśliwsi? To nowe obszary badawcze, a refleksja o ludzkim szczęściu staje się znów jednym z centralnych tematów psychologii.
Czy są jakieś obszary dzisiejszych badań, które mogą wydawać się szczególnie odkrywcze? Czy udaje się wykazać coś, czego zwykły człowiek nie wie?
Dla mnie najciekawsze są badania nad interwencjami psychologicznymi, które mogą sprawić, że ludzie stają się szczęśliwsi. Często są to zestawy prostych ćwiczeń, które ułatwiają nabycie odpowiednich nawyków. Angażują różne procesy psychologiczne, o których wiemy, że mocno rezonują z ludzkim szczęściem. Oparte są na mocno amerykańskim podejściu do tematu. Zamiast się zastanawiać, czy w ogóle można coś zrobić, żeby być szczęśliwszym, po prostu zróbmy to i zobaczmy, jakie będą skutki.
Pragmatyzm amerykański ma obecnie złą prasę.
Ale w nauce często się sprawdza. Europejczycy niekiedy mają problem z przejściem do fazy działania. Nic nie jest tak praktyczne jak dobra teoria, ale my czasem na teoriach poprzestajemy.
Bardzo znane i skuteczne są ćwiczenia pomagające rozwijać uważność, czyli mindfulness. To współczesna nomen omen reinkarnacja filozofii buddyjskiej, ale w dużej mierze również stoicyzmu. Podobne efekty daje również praktykowanie wdzięczności, która jest nie tylko miłym uczuciem i wypełnia umysł pozytywnymi myślami, ale i pociąga za sobą dobre następstwa społeczne. Wdzięczność tworzy spiralę wzajemnej życzliwości. Bardzo pouczające są dla mnie również wyniki badań aktywizmu. Nie koncentrują się one na tym, co mielibyśmy robić, tylko na tym, żeby rzeczywiście to robić. Żeby wyrwać się z bierności i dążyć do tego, co uznajemy za wartościowe. Skończyliśmy niedawno realizację projektu kierowanego przez dr hab. Agnieszkę Bojanowską, w którym patrzyliśmy na bardzo żywe obecnie zjawisko aktywizmu.
Aktywizm jako droga do szczęścia?
My badaliśmy aktywizm osobisty, czyli zwiększenie zaangażowania w realizację własnych wartości. Jak to się mówi: nie słowa, tylko czyny. Zachęcaliśmy ludzi, aby w większym stopniu realizowali wyznawane wartości, robili coś na ich rzecz. Efekty w zakresie wzrostu szczęścia były praktycznie takie same jak przy praktykach mindfulness. Nie tylko wzrosły pozytywne aspekty, ale i rozładowały się negatywne emocje. Jednakże te działania nie tylko przynosiły korzyści samym uczestnikom badań, ale też – jak można przypuszczać – mogły coś dobrego wnieść do świata, skoro oparte były na wartościach. To chyba najbardziej konstruktywna forma dążenia do szczęścia, ponieważ niesie w sobie mocny ładunek moralny. Może sprawiać nie tylko, że czujemy się dobrze, ale też mamy poczucie, że jesteśmy dobrym człowiekiem.
ROZMAWIAŁ KASPER KALINOWSKI