Roślina – wróg i przyjaciel
Na przykład taki maniok jadalny, ważna roślina uprawiana w Ameryce Łacińskiej, Azji i niektórych częściach Afryki, ma korzenie bogate w skrobię. Niestety zawiera też linamarynę, która w ludzkim organizmie zamienia się w cyjanowodór, czyli kwas pruski. Toksyny można wyeliminować poprzez właściwe przygotowanie bulw, obejmujące namaczanie, suszenie albo pieczenie, co zajmuje w sumie kilka dni. W okresie suszy bulwy manioku wytwarzają więcej toksyny i zdarza się, że ludzie na terenach objętych głodem też spożywają manioku więcej niż zwykle, w dodatku mniej skrupulatnie go przyrządzając. A zatrucie linamaryną bywa śmiertelne. Zresztą spożywanie nawet niewielkich porcji korzeni może prowadzić do chronicznej dolegliwości, zwanej w Afryce konzo. Objawy obejmują osłabienie, dreszcze, zaburzenia koordynacji ruchowej, problemy z widzeniem i częściowy paraliż.
Trujących gatunków istnieje na świecie mnóstwo. My mamy np. szczwół plamisty. Najsłynniejszą jego ofiarą był Sokrates, filozof uznany w 399 r. p.n.e. za winnego deprawowania młodzieży ateńskiej oraz innych przestępstw i skazany na karę śmierci. Szczwół jest tak trujący, że w Szkocji zyskał nawet miano „owsianka truposza”. W ciągu jednego sezonu roślina ta może osiągnąć 2,5 m wysokości. Łodyga jest pusta w środku, a na powierzchni zobaczymy fioletowe plamki, które bywają nazywane krwią Sokratesa. Objawami zatrucia są osłabienie, utrata wrażliwości na bodźce, paraliż i śmierć z uduszenia. Szczwół szkodzi też zwierzętom. Z tej samej rodziny selerowatych wywodzi się również szalej jadowity, osiągający 1,5 m wysokości. Zawarta w roślinie cykutoksyna uszkadza układ nerwowy i szybko wywołuje nudności, wymioty i drgawki. Kawałeczek korzenia – najbardziej toksycznej części szaleju – może zabić dziecko.
Niekiedy ludzie chorowali, gdy i rośliny chorowały. Buławinka czerwona, toksyczny grzyb atakujący m.in. żyto i pszenicę, tworzy na swoim gospodarzu przetrwalniki – sporysz. Wyprodukowany z takich zbóż chleb zawiera alkaloidy powodujące ataki padaczki, nudności, halucynacje, a nawet zgon. Wedle sięgających średniowiecza doniesień od czasu do czasu zdarzało się, że cała wioska zapadała na tajemniczą chorobę. Mieszkańcy tańczyli na ulicach, dostawali drgawek, a w końcu padali bez ducha. Ofiary sporyszu zmagały się z potwornym uczuciem palenia w kończynach, a także z powstającymi na skórze zgorzelinowymi pęcherzami i odchodzącym naskórkiem. Uważa się, że choroba zabiła w dawnych czasach ponad 50 tys. osób. Nawet zwierzęta hodowlane nie były bezpieczne; krowy karmione zarażonym ziarnem, nim padły, traciły kopyta, ogony, a nawet uszy. Dzisiaj umiemy już walczyć z buławinką.
Trujące rośliny czasem traktujemy z pobłażliwością. Są ładne, więc stawiamy je na naszych oknach. Taką karierę zrobiła np. diffenbachia, tropikalna roślina z Ameryki Południowej. Objawy zatrucia w tym przypadku obejmują ciężkie podrażnienie jamy ustnej i gardła, opuchnięcie języka i twarzy oraz problemy gastryczne. Sok jest drażniący dla skóry, a jeśli dostanie się do oczu, może powodować lekką nadwrażliwość i ból. Do niebezpiecznych gatunków należą też monstera i filodendron. Warto mieć jednak zieleń w domu, bo nawet jeśli jakaś roślina zawiera szkodliwe dla nas składniki, to może być pomocna w usuwaniu wydzielanych przez różne przedmioty toksyn. Sporo przeczytamy na ten temat w książce „Rośliny oczyszczające powietrze. Zielone filtry antysmogowe”, której autorami są Ariane Boixière-Asseray i Geneviève Chaudet. Okazuje się, że spośród wszystkich filodendronów przebadanych przez NASA odmiana Red Emerald okazała się najskuteczniejszym oczyszczaczem powietrza. Doskonale radzi sobie np. z formaldehydem (który znajduje się m.in. w klejach do wykładzin, lakierach do parkietu, tapetach, płytach wiórowych). Z kolei benzen (w tworzywach sztucznych, farbach) usuwa np. zielistka Sternberga, a ksylen (rozpuszczalniki do farb i lakierów) – paprotka.
Oczywiście oczyszczanie powietrza to nie wszystko, na co stać rośliny. Według naukowców mocno ważą one na losach świata – te zmodyfikowane będą np. pomocne w walce z głodem. Światowa populacja ludności bowiem drastycznie wzrasta, a wraz z ludźmi nie przybywa obszarów, na których można by coś uprawiać. Żeby zaspokoić zapotrzebowanie na żywność, jej produkcja w 2050 r. powinna wzrosnąć o 70%. Dlatego trwają prace nad stworzeniem superroślin, o czym więcej można przeczytać w artykule Katarzyny Kornickiej na s. 42–47.