Michał Kamieński: Wszystko przez tę kometę
W Sekcji Archeo w Pulsarze prezentujemy archiwalne teksty ze „Świata Nauki” i „Wiedzy i Życia”. Wciąż aktualne, intrygujące i inspirujące.
Michał Kamieński był postacią niezwykłą. Urodził się w 1879 roku w majątku Dembrówka w ówczesnej guberni mohylewskiej. Ukończył gimnazjum w Pskowie, a potem w 1903 roku studia na wydziale matematyczno-fizycznym uniwersytetu w Petersburgu. Został od razu zatrudniony w obserwatorium astronomicznym w Pułkowie. Prowadził obserwacje astrometryczne, lecz najbardziej wciągała go praca rachmistrza. Poznawał metody obliczeń orbit ciał niebieskich. Fascynowały go zwłaszcza obliczenia orbit komet. Jego pierwsze rachunki dotyczyły komety Wolf 1. W 1910 roku uzyskał stopień magistra, który w ówczesnym systemie rosyjskim przewyższał doktorat i dawał uprawnienia zbliżone do habilitacji.
W 1914 roku Kamieńskiego przeniesiono na stanowisko astronoma rachmistrza do portu we Władywostoku. Na początku 1920 roku porzucił służbę rosyjską i postanowił pracować w odrodzonej ojczyźnie. Aby zdobyć fundusze na kosztowną podróż do Polski, przez dwa lata pracował w Departamencie Hydrograficznym Cesarskiej Marynarki Wojennej w Tokio. W lipcu 1922 roku był już w Polsce. Został mianowany profesorem i dyrektorem Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmował się głównie obliczeniami torów komet i był twórcą polskiej szkoły rachmistrzów, zajmujących się obliczeniami orbit ciał niebieskich. Osiągnięcia Kamieńskiego przyniosły mu członkostwo Polskiej Akademii Umiejętności, Towarzystwa Naukowego Warszawskiego i Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego w Londynie.
Po wojnie Kamieński nieco zdziwaczał. Ufny w swoje możliwości rachunkowe próbował obliczyć ruchy sławnej komety Halleya w ciągu ostatnich 12 tysięcy lat. Stwierdził, że Atlantyda została zniszczona dokładnie w roku 9541 p.n.e., kiedy to według jego obliczeń ta kometa przeleciała bardzo blisko Ziemi, a jej fragment spadł, wywołując kataklizm. Ten wynik ogłosił w marcu 1956 roku w londyńskim czasopiśmie atlantologicznym „Atlantis”, bo periodyki astronomiczne nie przyjęłyby takich fantazji. Próbował także „uściślać” w podobny sposób daty zburzenia Troi czy zakończenia budowy świątyni Salomona w Jerozolimie.
Znany obecnie polski astronom Krzysztof Ziołkowski tak wspominał kontakty z Kamieńskim: Jako młody adept astronomii służyłem w tym czasie Profesorowi pomocą w załatwianiu różnych spraw, przepisywaniu na maszynie nowych artykułów czy listów, bieganiu na pocztę, robieniu czasem zakupów. Trudno oprzeć się pokusie wspomnienia zabawnego szyfru, jakim w związku z tym często się porozumiewaliśmy. Gdy np. odbierałem telefon z lakoniczną informacją: „Panie Krzysiu – planetoida numer 14”, to natychmiast szedłem do cukierni Bliklego na Nowym Świecie, aby kupić 10 ciastek i szybko zanieść je Profesorowi. Tego dnia bowiem oczekiwał wizyty pani Ireny, przyjaciela domu Kamieńskich jeszcze sprzed wojny, a planetoida numer 14 nosi nazwę Irena. Ciastka musiały pochodzić od Bliklego; przy ich zakupie wystarczyło powiedzieć, dla kogo są przeznaczone, aby otrzymać wytworną paczuszkę z odpowiednio dobranymi smakołykami. Znany warszawski cukiernik należał do grona bliskich przyjaciół Kamieńskiego.
Prof. Kamieński bardzo lubił nadawać swoim znajomym różne pseudonimy, które nie tylko coś o nich mówiły, ale także wyrażały jego nieodmiennie życzliwy do nich stosunek. I tak np. o dr Halinie Jaśkowej, która w Obserwatorium Krakowskim zajmowała się m.in. tłumaczeniem na angielski prac nadsyłanych do „Acta Astronomica”, mówił Halina Britannica, o prof. Stefanie Piotrowskim z wielką atencją, ale i z lekkim przymrużeniem oka – Stephanus Magnus, a o dr. Janie Mietelskim, u którego dostrzegał objawy angielskiej flegmy – John Bull. Moją żonę Elżbietę zwykł nazywać (nie wiem dlaczego) Elizabeth the First.
Sam miałem okazję doświadczyć niekonwencjonalnego zachowania Kamieńskiego. Było to przed misją sondy kosmicznej Mariner 4, która w lipcu 1964 roku przeleciała w niewielkiej odległości od Marsa i wykonała fotografie powierzchni planety usianej licznymi kraterami, podobnie jak powierzchnia Księżyca. Przed tą misją spekulowano, że na powierzchni Marsa mogą znajdować się obszary pokryte roślinami podobnymi do ziemskich porostów, znanymi z odporności na niskie temperatury. Te poglądy rozpowszechniał zwłaszcza sowiecki astrobiolog Gawrił Tichow. Profesor Kamieński chciał porozmawiać ze mną, ponieważ pisałem na ten temat.
Z jego asystentem Grzegorzem Sitarskim, moim kolegą ze studiów, umówiliśmy się w kawiarni w hotelu Polonia. Przyszliśmy oczywiście wcześniej i czekaliśmy na profesora. Gdy pojawił się w drzwiach, chcieliśmy wstać, aby go przywitać, ale dał nam znak, abyśmy dalej siedzieli. Podszedł do naszego stolika, okrążył go kilka razy, mrucząc coś pod nosem i wykonując różne gesty. W końcu usiadł i oświadczył z ulgą, że już przepędził ewentualne złe duchy. Dopiero wtedy mogliśmy zacząć rozmowę.
Dziękujemy, że jesteś z nami. Pulsar dostarcza najciekawsze informacje naukowe i przybliża wyselekcjonowane badania naukowe. Jeśli korzystasz z publikowanych przez Pulsar materiałów, prosimy o powołanie się na nasz portal. Źródło: www.projektpulsar.pl.