Halemaumau, czyli jezioro lawowe w kraterze wulkanu Kīlauea. Halemaumau, czyli jezioro lawowe w kraterze wulkanu Kīlauea. Shutterstock
Człowiek

Geolodzy szukają prawdy w mitach i legendach

Badacze Ziemi próbują zrekonstruować kataklizmy naturalne, o których nie wspominają źródła historyczne. Swoją specjalność nazywają geomitologią.

W północnej części Chile, tam gdzie Pustynia Atacama styka się z Pacyfikiem, archeolodzy odnaleźli w kilku miejscach ślady po gigantycznym trzęsieniu ziemi sprzed 3,8 tys. lat. Wstrząs był tak potężny, że ludzie powrócili na objęte nim tereny dopiero po upływie tysiąca lat. Dopóki funkcjonowała wiedza społeczna na temat tych dramatycznych zdarzeń, dopóty ludzie unikali terenów spustoszonych przez żywioł – pisze w kwietniowym wydaniu „Science Advances” zespół Diego Salazara z Universidad de Chile w Santiago. Powrócili dopiero, gdy wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie z upływem czasu zanikła”. Naukowcy doszli do wniosku, że wiedza o kataklizmie mogła być przekazywana przez tak długi czas w jeden tylko sposób: poprzez tradycję oralną.

Salazar i jego współpracownicy nie zajmowali się analizą mitów i legend, ale za rzecz oczywistą uznali to, że ustne podania pełniły ważną funkcję prewencyjną. Dziś człowiek uważa się za władcę przyrody, ale nasi przodkowie czuli przed nią respekt. Byli przekonani, że stoją za nią moce nadprzyrodzone. Szczególny lęk budziły w nich żywioły. Indianie Mapuche, rdzenni mieszkańcy południowego Chile, do dziś wierzą na przykład, że potężny mściwy bóg morza Kai-Kai toczy regularne wojny z dobrym bogiem lądu Tren-Tren. W mitologii Mapuche stale powraca motyw wielkich powodzi, które w asyście trzęsień ziemi i wybuchów wulkanów sprowadza Kai-Kai. Te powodzie to oczywiście fale tsunami.

Kamienie Goonyaha, czyli skąd się wziął półwysep Grafton

Pod koniec ubiegłego roku inny badacz – Patrick Nunn z Sustainability Research Centre University of the Sunshine Coast w Australii – wydał książkę Worlds in Shadow: Submerged Lands in Science, Memory and Myth (Światy w cieniu: Zatopione lądy w nauce, pamięci i micie). Naukowiec pochodzi z Wielkiej Brytanii i tam też obronił doktorat z ewolucji krajobrazów czwartorzędowych na University College London, ale ćwierć wieku temu przeniósł się do Oceanii, a od ośmiu lat jest profesorem na australijskiej uczelni. Jest geomorfologiem – interesuje go, w jaki sposób powstają rozmaite formy rzeźby terenu, od tych wielkich, jak łańcuchy górskie, rozległe płaskowyże, czy wybrzeża morskie, po małe, jak wydma, stok górski, czy wąwóz. Przygląda się procesom modelującym krajobraz, przeróżnym rodzajom erozji i wietrzenia oraz akumulacji materiału z nich pochodzącego. Próbuje zrekonstruować przebieg dawnych zdarzeń, które uformowały obecny krajobraz, analizuje rozmaite czynniki zewnętrzne, uwzględnia budowę geologiczną, zmiany klimatyczne i oczywiście upływ czasu.

Wszyscy, którzy zajmują się badaniem dziejów ziemskiej przyrody – ożywionej i nieożywionej – wiedzą, że rekonstruowanie jest trudną sztuką. Standardowe metody, takie jak analizowanie budowy wewnętrznej i wieku formy terenu są nieodzowne, ale Nunn korzysta też z metod niekonwencjonalnych. Wychodząc z założenia, że w każdej legendzie jest ziarno prawdy, by zebrać informacje o dawnych zmianach poziomu oceanów i narodzinach nowych wybrzeży morskich, sięgnął właśnie po ludowe podania i mity.

Opowieści o wielkim potopie, który dawno temu zalał skraj kontynentu, zbierał przez pięć lat wśród rdzennych mieszkańców Australii – dotarł do 23 grup Aborygenów. Śpieszył się, bo tradycja ustnego przekazu – jak zauważył – zamiera z powodu komunikacji komórkowej i internetowej oraz migracji do miast. Choć nagrane przez niego historie pochodzą z miejsc odległych od siebie o tysiące kilometrów, w niemal wszystkich przewija się motyw dramatycznych zdarzeń z bardzo odległej przeszłości. Bohaterem jednego z podań jest mężczyzna imieniem Goonyah, który uratował mieszkańców swojej wioski przed morzem, które napierało na ląd, mimo próśb składanych do bogów. Nakazał ludziom wycofanie się na szczyt wzgórza i zrzucanie do wody wielkich kamieni, które w końcu zatrzymały wodę.

Historię tę opowiedział Nunnowi przedstawiciel ludu Gungganyji, niegdyś zamieszkującego miedzy innymi górzysty półwysep Grafton wznoszący się w północno-wschodniej Australii nad Morzem Koralowym. Wyjaśniała ona, jak narodził się ów kawałek lądu. Konwencjonalne badania geologiczne i geomorfologiczne, które następnie przeprowadził naukowiec, wykazały, że jeszcze 7–8 tys. lat temu morze w okolicy półwyspu znajdowało się kilka kilometrów dalej, ale stopniowo podnosząca się woda wkroczyła w końcu na płaską, nadbrzeżną nizinę. Zalała ją i zatrzymała się dopiero na linii wzgórz, które w rezultacie stały się półwyspami w wielu miejscach opadającymi do morza stromymi klifami, pod którymi leżą niezliczone głazy. Tak, jak mówi legenda.

Opętana córka króla Gradlona, czyli jak zatonęły miasta na morzu Irlandzkim

W książce badacz odwołuje się do wielu innych aborygeńskich podań, które okazały się zaskakująco dobrze skorelowane z wynikami terenowych badań geomorfologicznych. Zaintrygowany tym faktem, postanowił sprawdzić, czy podobne zależności odnajdzie na drugim końcu świata, a konkretnie na brzegach Kanału La Manche.

Najbogatsza w podania ludowe okazała się francuska Bretania. Jedna z najsłynniejszych tamtejszych legend opowiada o Ys, którym władał król Gradlon. Miasta przed morzem chroniły wały i śluzy, które córka króla, opętana przez demona, otworzyła podczas przypływu. I woda zatopiła Ys. Legenda ta ma wiele wersji (w jednej księżniczka wykrada ojcu klucze do śluz, aby wpuścić do miasta ukochanego), a motyw zatopionego miasta pojawia się także w opowieściach pochodzących z Kornwalii i Walii.

Na zachód od tej drugiej krainy, na dnie Zatoki Cardigan należącej do Morza Irlandzkiego, ma się znajdować całe zatopione królestwo Cantre'r Gwaelod, które dawno temu zajmowało żyzną nizinę nadmorską zabraną pewnego dnia przez powódź. Bardzo podobna legenda dotyczy zatopionego kraju, którym władał niejaki Helig ap Glannog. W obu przypadkach morze zalało 20–30 km lądu. Nie pomogły wały i umocnienia.

Choć legendy z Walii i brzegów Kanału La Manche pochodzą z wczesnego średniowiecza, ich rdzeń jest – zdaniem Nunna – znacznie starszy. Drobiazgowe śledztwo topograficzne, geologiczne i geomorfologiczne doprowadziło naukowca do wniosku, że nadmorskie niziny faktycznie znikły pod wodą około 6–8 tys. lat temu.

Wieloryb i Ptak-Grzmot, czyli dlaczego drżą Oregon i Waszyngton

Wiele opowieści, w których pod warstwą fikcji skrywa się rzetelna wiedza, powstało na lądach wokół Pacyfiku, tworzących wulkaniczny pierścień ognia i nawiedzanych przez najsilniejsze na Ziemi trzęsienia. Badacze z USA i Kanady, na co dzień analizujący raczej zapisy sejsmografów, zagłębili się w lekturę podań stworzonych przez pierwotnych mieszkańców północno-zachodniego wybrzeża USA. Uczynili tak, ponieważ okazało się, że ta część kontynentu, administracyjnie należąca do stanów Oregon i Waszyngton, choć w porównaniu z Kalifornią wydaje się względnie spokojna sejsmicznie, wcale taka nie jest. Raz na kilkaset lat nawiedza ją bardzo silny wstrząs, któremu towarzyszy olbrzymia fala tsunami. Ostatni z takich kataklizmów nawiedził ten teren ok. trzy wieki temu, ale naukowcy wpadli na jego trop dopiero w latach 90. XX w. Dopiero wtedy skojarzyli, że w indiańskich podaniach zachowała się legenda o Wielorybie i Ptaku-Grzmocie. Pojawia się ona w dziesiątkach wersji, a w wielu występują motywy trzęsień, osuwisk i fal tsunami. Badacze ustalili, że rdzenni mieszkańcy tych terenów przeżyli siedem takich zdarzeń w ciągu ostatnich 3,5 tys. lat. „Ćwierć wieku temu odkryliśmy coś, o czym tubylcza ludność wie od tysięcy lat” – komentował jeden z badaczy.

Bogini Pele, czyli co się trzęsie na Hawajach

Przepłyńmy jeszcze na drugą stronę Pacyfiku. Trzęsienia i fale tsunami były kluczowym elementem mitologii i folkloru mieszkańców Wysp Japońskich. Wedle ich dawnych wierzeń za wstrząsy sejsmiczne odpowiada wielki, krnąbrny sum Namazu, który czai się pod wyspami i czasami porusza płetwami lub ogonem. Analizy tych opowieści z zadziwiającą dokładnością pokrywają się z historycznymi zapisami dotyczącymi siły wstrząsów, ich przebiegu i skutków. W niektórych przypadkach luki w kronikach uzupełniono, posiłkując się legendami.

Ofiary dla bogini Pele.ShutterstockOfiary dla bogini Pele.

Z kolei na Hawajach bohaterką wielu polinezyjskich mitów jest bogini Pele mieszkająca w wulkanie Kilauea. W jednym a to strąca do krateru ukochanego swojej młodszej siostry, a to rzuca się mu na pomoc, rozrzucając wokół skały i spalając lasy wokół wulkanu. Naukowcy sądzą, że inspiracją do legendy była gigantyczna erupcja Kilauei, która nastąpiła w XV w. Lawa wypływała z wulkanu przez 60 lat, pokrywając 430 km2 wyspy Hawaii i niszcząc olbrzymie połacie lasów.

Klątwa ludu Kom, czyli skąd się wzięło zabójcze jezioro w Kamerunie

Na koniec tej krótkiej geomitologicznej podróży dookoła świata zatrzymajmy się w Afryce. Tym razem jednak odwróćmy kolejność opowieści: zacznijmy od prawdziwych wydarzeń, a konkretnie od dramatu, który w 1986 r. wydarzył się w Kamerunie. W nocy 21 sierpnia z wulkanicznego jeziora Nyos nagle wydostał się dwutlenek węgla, spłynął po zboczach wulkanu i dotarł do wiosek u jego podnóża. Stężenie gazu okazało się zabójcze dla ponad 1,7 tys. osób. Dwa lata wcześniej inne wulkaniczne jezioro w Kamerunie uśmierciło w podobny sposób 37 osób. Wyjaśnienie, co było powodem tych zdarzeń trwało kilka lat. Naukowcy doszli do wniosku, że w obu przypadkach dwutlenek węgla gromadził się przy dnie zbiorników, aby nagle uciec z nich w wyniku zaburzenia warstw wody przez wstrząs sejsmiczny. W przypadku Nyos objętość uwolnionego gazu oszacowano na 80 mln m3.

Tyle fakty. A teraz legenda z Kamerunu: dawno temu plemię Kom mieszkało na terenach należących do plemienia Bamessi. Wódz tego drugiego postanowił zabić wszystkich młodych mężczyzn Kom. Ci się jednak o tym dowiedzieli, a wtedy ich przywódca zabił się, aby płyny z jego ciała mogły utworzyć jezioro. To był podstęp. Pewnego dnia, gdy ludzie Banessi łowili ryby w jeziorze, to eksplodowało, zabijając wszystkich bez wyjątku. I jak tu nie wierzyć aojdom?

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną