Darrel Lewis / mat. pr.
Człowiek

Znaki wycinane w drzewach przez Aborygenów pozostaną na zawsze

Rycie w pniach informacji nie było kiedyś tylko niezbyt ekologiczną zabawą. Oznaczenia sprzed wieków są źródłem wiedzy antropologicznej. Zadbać o nie postanowili australijscy naukowcy.

Jeszcze 20 lat temu wycinając w korze drzewa napis KZ+AL=WNM nie trzeba było koniecznie otaczać go serduszkiem – wszystkich było jasne, że osoby o inicjałach KZ i AL łączy Wielka Nierozłączna Miłość. Dziś treść tych miłosnych anonsów nie jest oczywista. Coraz trudniej zresztą je zobaczyć – stare znikają, bo przyrost pni sprawia, że ich kontury się zacierają, nowych zaś nie przybywa, bo ranienie drzew uchodzi za barbarzyństwo. Nie żałuje, że scyzoryk w lesie już służy tylko do ścinania grzybów, ale zdarza mi się zatrzymywać w alei buków koło mojego domu na Dolnym Śląsku, których kora poznaczona jest mnóstwem mniejszych i większych śladów sprzed kilkudziesięciu lat. Większość to inicjały i daty, ale w sierpniu 1978 r. niejaki Roman M. wyciął sentencję „Marzyciele nie myślą o przyszłości”. Wyobrażam go sobie, jak dłubie w korze finką czy kozikiem starannie cyzelując każdą literkę. Podejrzewam, że sam uważał się za marzyciela, ale myślał o przyszłości – w końcu „zapisał” coś dla przyszłych pokoleń.

Z nudów i dla tradycji

Napisy i rysunki w korze żyjących drzew zwane są arborglifami, dendroglifami albo sylwaglifami. Tradycja obwieszczania światu swoich uczuć za ich pomocą sięga antyku. Z dzieł jednego z największych greckich poetów epoki hellenistycznej – Kallimacha z Cyreny – czy rzymskiego poety Wergiliusza, dowiadujemy się, że uważano to za romantyczne. Wierzono bowiem, że jeśli słowa miłości uwieczni się na rosnącym drzewie, będzie ona trwała i rozwijała się wraz z nim.

Czasami w arboglifach wykonanych przez mieszkańców danego terenu niektórzy dopatrują się przekazów związanych z wiedzą astronomiczną. Tak jest z przedstawieniem dziwnego jaszczurkopodobnego stwora w Fremont National Forest w południowo-wschodnim Oregonie. Według niektórych ta znajdująca się na dębie rzeźba wykonana przez lud Chumasch ukazuje Wielką Niedźwiedzicę w stosunku do Polaris. Ale wydrapywane w korze przedstawienia były także sposobem na zabicie nudy. Taką funkcję pełniły arborglify wykonane w XIX i w XX w. przez baskijskich i irlandzkich pasterzy w zachodnich stanach USA. Wśród nich są teksty, zwykłe daty i różne bazgroły, ale zdarzają się bardziej szczegółowe obrazy, z których sporo ma motywy seksualne.

Rdzenni mieszkańcy archipelagu Wysp Chatham w korze wawrzynu nowozelandzkiego (Corynocarpus laevigatus) przedstawiali przodków. Wyglądają oni jak kościotrupy – wyraźnie widać im żebra – a ich kolana są podciągnięte do brody. Zostali więc uwiecznieni jako zmarli, bo tych chowano w pozycji embrionalnej. Poza tym w korze są też symbole świata otaczającej mieszkańców wysp przyrody – głównie wizerunki zwierząt, takich jak flądry, albatrosy, a nawet foka. Najbardziej znane przykłady pochodzą z powstałego w 1980 r. rezerwatu historycznego JM Barker (Hāpūpū) National Historic Reserve (jednego z dwóch w Nowej Zelandii) – to 82 drzewa z dendroglifami. Jednak spis z 1998 r. wykazał, że na wyspach jest ich ponad 250, z czego większość została naznaczona zapewne jeszcze w XIX w.

Rzeźby w baobabie przedstawiające węże.Darrel Lewis/mat. pr.Rzeźby w baobabie przedstawiające węże.

Ludzie rzeźbili w pniach znaki, które miały dla ich wspólnot znaczenie kulturotwórcze – zwłaszcza w tych regionach świata gdzie silna była wiara w drzewa jako pośredników między światem bogów i duchów oraz ludzi. Tak było również wśród australijskich aborygenów, którzy za pomocą pozostawionych na baobabach tradycyjnych wzorów oznaczali krajobraz i nadawali mu znaczenie, opowiadali ważne historie klanowe i nawiązywali do swojej mitologii, czyli Czasu Snu.

Adansonia gregorii to drzewo długowieczne, ale jego wiek trudno dokładnie określić, bo nie wytwarza pierścieni wzrostu, choć wyraźnie rośnie. Gdy na baobabie z Kimberley Coast członek morskiej wyprawy wokół Australii, zorganizowanej w 1820 r. przez Philipa Parkera Kinga, rył nazwę statku „HMC Mermaid”, drzewo miało obwód 9 m. Dziś ma 12 m, a mimo tych 200 lat napis jest doskonale widoczny i łatwy do odczytania. Zmiany klimatyczne sprawiają jednak, że baobaby są zagrożone przez suszę, pioruny, pożary i pasożyty. Wszystko to może zniszczyć znajdujące się na nich dendroglify, które mogą mieć setki, a może nawet tysiące lat.

Dla zachowania nie tylko w pamięci

W 2021 r. naukowcy z Australian National University (ANU), The University of Western Australia i University of Canberra uruchomili więc wspólny projekt mający zadokumentować w 3D dendroglify na baobabach w regionie Kimberley na pustyni Tanami. Do tego celu zastosowali fotogrametrię, ale prowadzili też badania terenowe, na które składały się rozmowy z potomkami aborygenów. Z artykułu opublikowanego właśnie w czasopiśmie „Antiquity” wynika, że na tym terenie jest 12 drzew z petroglifami, które opisują jaką ścieżkę podczas snu przemierza przodek klanu Lingka z ludu Djaru, tworząc świat. Ma on postać węża lingka, czyli mulgi zwyczajnej zwanej też czarnicą brunatną. Wśród innych glifów są tropy emu i kangurów oraz motyw podobny do jednej z australijskich jaszczurek, ale też niezidentyfikowane kształty zoomorficzne i geometryczne. Dalej na zachód pojawiają się żółwie, krokodyle i postacie Wanjina – ducha chmur i deszczu.

Badacze nie znaleźli w tych przedstawieniach żadnych prawidłowości – węże np. mogą być zwinięte, wyprostowane albo się wić. Glify znajdują się zazwyczaj na wysokości od pół do 2 m nad ziemią (czyli mniej więcej tam gdzie sięgał człowiek bez konieczności stawiania na jakimś podwyższeniu), ale ze wszystkich stron pnia. Znalezione pod drzewami kamienne narzędzia świadczą o tym, że pod ich koronami biwakowano, by mieć bliski kontakt ze Śniącym. Dendroglify były też regularnie „odświeżane” – ponownie rzeźbione lub pokrywane farbą.

Obraz Thomasa Bainesa (1820–1875), artysty i badacza Australii.Collection of the Herbarium, Library, Art & Archives, Royal Botanic Gardens/mat. pr.Obraz Thomasa Bainesa (1820–1875), artysty i badacza Australii.

Dziś rycie w pniach wyszło z mody, ale to nie znaczy, że drzewo nie jest już materiałem dla artystów. W rzeźbę zamienione zostało m.in. obumierające drzewo przy Kanałku na Kępie Potockiej na warszawskim Żoliborzu. Artysta Andrzej Zawadzki wybrał stworzenia wodne – czaplę, pelikana z rybą oraz żabę, które wyłaniają się z pnia dzięki jego pile mechanicznej. Inspiracje płyną więc – jak przed wiekami – głównie z natury.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną