||| ||| Shutterstock
Człowiek

Śpiewanie w kościele szkodzi bardziej niż w operze, czyli jakie choroby gnębią wokalistów

Badacze przeanalizowali grupy reprezentujące różne rodzaje śpiewu – od operowego po amatorski. I doszli do nietrywialnych wniosków.

Sposoby używania głosu są bardzo różne. Artyści operowi szkolą go nieustannie (uczą się m.in. specjalnej artykulacji, dzięki której głoski są mniej wyraźne, ale za to bardziej donośne bez konieczności zwiększania siły głosu), a występują głównie w weekendy. Również w weekendy kumuluje się wysiłek śpiewaków kościelnych, ale oni z reguły nie ćwiczą profesjonalnie, a charakter ich pieśni sprawia, że wpadają w emfazę, co grozi nadwyrężeniem głosu. Aktorom musicalowym zdarza się występować nawet codziennie (choć mogą mieć dłuższe przerwy w repertuarze), ale ich występy to przeplatanka śpiewu i mowy scenicznej. Chórzyści z reguły występują dość rzadko, ale co tydzień spotykają się na próbach, na których jednak kładą nacisk przede wszystkim na zharmonizowanie z pozostałymi śpiewakami. Piosenkarze z kolei z reguły ćwiczą nieregularnie, tak też śpiewają i to z różną emfazą.

Z badań opublikowanych w „The Laryngoscope” wynika, że laryngologiczne dolegliwości grożą mniej więcej co czwartemu wokaliście. Ponieważ przedstawiciele różnych grup byli reprezentowani nierówno, niektóre wartości procentowe należy traktować z rezerwą. Generalnie jednak da się wyciągnąć istotne statystycznie wnioski. Na przykład taki, że śpiewanie kościelne sprzyja powstawaniu polipów. W porównaniu z chórzystami i śpiewającymi aktorami prawdopodobieństwo jest wyższe aż 5–7 razy. Śpiewanie sporadyczne, ale intensywne, nietemperowane przez chórmistrza czy reżysera, najwyraźniej sprzyja takim zmianom. Wydaje się też, że na polipy bardziej narażeni są wokaliści niż wokalistki.

Chórzyści i śpiewający aktorzy są też mniej podatni na torbiele rzekome. Przynajmniej w porównaniu ze śpiewakami operowymi (w tej grupie znów kobiety są znacząco bardziej narażone). To z kolei wiąże się z długotrwałymi i kumulującymi się uszkodzeniami fałdów głosowych. Skądinąd wiadomo też, że torbiele rzekome są zauważalnie częstsze u osób śpiewających niż stroniących od tej czynności.
To wbrew pozorom nie jest trywialna obserwacja, jako że trzeci rodzaj zmian fałdów głosowych, czyli guzki, występują z podobną częstotliwością u śpiewaków i piosenkarzy, co u osób niemuzykalnych. Najwyraźniej ich przyczyną nie jest śpiewanie, a samo mówienie. Okazuje się wręcz, że u śpiewaków operowych mogą występować nieco rzadziej niż u osób śpiewających amatorsko. W tym badaniu najczęściej występowały u aktorów musicalowych, a więc nie tylko profesjonalnie śpiewających, ale też profesjonalnie mówiących. Niewiele zaś rzadziej u chórzystów, którzy ostatecznie śpiewają dość rzadko.

Autorzy twierdzą, że choć zasadniczy mechanizm powstawania cyst rzekomych i guzków jest podobny, bo wiąże się z chronicznym obciążeniem fałdów głosowych, to w szczegółach musi się różnić. Sygnalizują też, że nie każdemu wokaliście chrypka przeszkadza na tyle, żeby szukać pomocy lekarskiej. Według ankiet całkiem wielu przedstawicieli muzyki popularnej śpiewa mimo tej dolegliwości, która jest większym problemem dla wokalistów profesjonalnych. Zresztą, są takie przypadki, jak Jacek Kaczmarski, którego permanentna chrypka Włodzimierza Wysockiego tak zainspirowała, że specjalnie nadużywał alkoholu i tytoniu, żeby jej nabyć.

Zmiany laryngologiczne nie dotykają wszystkich po równo. Niektóre zaś przydarzają się nawet osobom, które nie hołdują zasadzie, że śpiewać każdy może.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną