Dzieci z zapłodnienia in vitro nie wykazują wad rozwojowych ani opóźnień w nauce
Do pierwszego udanego zapłodnienia pozaustrojowego doszło w 1978 r. Od tego czasu dzięki tej metodzie urodziło się na świecie ponad 8 mln dzieci. Ponieważ ich liczba stale rośnie, coraz więcej grup badawczych próbuje dociekać, czy ta metoda leczenia niepłodności ma jakikolwiek wpływ na zdrowie i życie dzieci poczętych dzięki in vitro. Niektórzy autorzy, często motywowani ideologicznie, sugerowali zauważalnie wyższe ryzyko występowania wad wrodzonych, opóźnień w rozwoju i zaburzeń ze spektrum autyzmu, ale niezależne gremia przypisywały je raczej ukrytym problemom leżącym u podstaw niepłodności rodziców niż samej technologii. Wyniki analiz przeciwników sztucznego zapłodnienia były zresztą często sprzeczne i nie poparte zweryfikowanymi dowodami.
Tych nie brakuje za to w ostatnim badaniu przeprowadzonym w Australii, którego rezultaty przynosi najświeższe wydanie czasopisma „PLoS Medicine”. W odróżnieniu od wcześniejszych porównań, tym razem oceniano nie tylko częstość wad rozwojowych, ale również wyniki w nauce i zaburzenia poznawcze, które mogą dotykać dzieci w wieku szkolnym. Próba była naprawdę imponująca – analizą objęto ponad 400 tys. rzeszę uczniów stanu Victoria urodzonych w latach 2005–2014 (wśród nich znalazło się 11 059 dzieci poczętych dzięki metodzie in vitro). Wykorzystane w badaniu grup 4–6 lat i 7–9 lat modele były dostosowane do płci jego uczestników, wieku w momencie przeprowadzanej oceny, statusu społeczno-ekonomicznego, rasy, a nawet wykształcenia rodziców. To szczegółowe i analityczne podejście miało dać naukowcom pewność, że ocena umiejętności dzieci w zakresie liczenia, czytania i pisania będzie równoważna i nie wypaczy jej żaden czynnik, który może mieć na nie wpływ poza samą metodą poczęcia.
Nie dopatrzono się w nich wpływu sztucznego zapłodnienia na ryzyko zaburzeń rozwojowych ani na początku nauki szkolnej, ani w jej trakcie. „Nie stwierdziliśmy także żadnych różnic w wynikach rozwojowych ani edukacyjnych” – podsumowują dobitnie autorzy badania z University of Melbourne.
Autorzy pracy wyrazili nadzieję, że ich ustalenia dodadzą otuchy rodzicom starającym się o potomstwo w klinikach leczenia niepłodności, jak również wszystkim pracownikom tych placówek, których niektórzy piętnują jak czarownice za konszachty z diabłem.