Anna Amarowicz / pulsar
Człowiek

Podkast 51. Agnieszka Haska: Historię Zagłady składamy ze skrawków

Pamiętniki, dzienniki, wspomnienia. Dokumenty osobiste. Jaką mają wartość dla badaczy? Jakie są w nich pułapki? A jak historię zniekształca popkultura? Po co przemiela ją na holokoaustowy kicz? Rozmowa z dr Agnieszką Haską, socjolożką i antropolożką kultury z Centrum Badań nad Zagładą Żydów w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN.

22 września 1942 r. zanotowała: „Jakie to głupie, ale krok przed śmiercią troszczę się o mój pamiętnik, ale nie chciałabym, by skończył gdzieś marnie w piecu czy na śmietniku. Chciałabym, by go ktoś znalazł – bodaj Niemiec, i by przeczytał. Chciałabym, by ta pisanina, która zawiera zaledwie 1/100 okrucieństwa, była kiedyś prawdziwym i wiernym dokumentem naszych czasów”.

Ostatni wpis nosi datę 7 października 1942 r. „Niektórzy spodziewają się morderców w piątek, ale tatuś mówi, że dopiero po sobocie. Delegacja tych zbójców jest codziennie w gminie, biorą paczki, pieniądze i podobno oni mieli powiedzieć, że przyjadą po sobocie, ale trzymaj ich za słowo”.

Wtedy miała przed sobą jeszcze tylko kilkanaście dni życia.

Miriam Haszczewacka, nastolatka z Radomska, jest jedną z osób, które w czasie Zagłady pisały. Czuły taki przymus – jak stwierdzał w książce „Tekst wobec Zagłady” prof. Jacek Leociak. Czy chciały tylko podzielić się swoimi myślami, swoim strachem, bólem? Zneutralizować przerażenie? Czy chciały, by kiedyś, ktoś przeczytał ich świadectwa? By o nich pamiętał? Nie zawsze wiadomo.

19 kwietnia przypada 80. rocznica powstania w getcie warszawskim. Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN przygotowało z tej okazji wystawę „Wokół nas morze ognia”. Jej tematem jest doświadczenie cywilów, zapisane przez nich w pamiętnikach.

– Historia, którą badamy, jest bardzo często historią ze skrawków. Z pojedynczych kartek, nitek, które próbujemy ciągnąć i zobaczyć, co jest na ich końcach – mówi Agnieszka Haska. – Teksty z czasów wojny i powstałe tuż po niej mają dla nas wartość absolutnie największą.

Bo pamięć ulega zniekształceniom. Widać to np. w niektórych tekstach osób, które przeżyły. Pisane na gorąco, w kolejnych wydaniach są zmieniane, uzupełniane. Najczęściej dlatego, że dystansu o niektórych sprawach opowiedzieć łatwiej, bo nie uciska już gorset połowo dwudziestowiecznej moralności. Choćby pożyczaniu sobie przez bojowniczki zakrwawionych majtek, żeby idąc samotnie do wsi przez las po jedzenie czy broń, nie zostać zgwałconą. Albo o tym, że żeby uniknąć dekonspiracji, trzeba było czasami przytulić się w pociągu do niemieckiego oficera.

Zdarzają się jednak także przypadki ubarwiania swoich opowieści. Jak w przypadku Hermana A. Rosenblata, który wymyślił historię miłosną rozgrywającą się w obozie. Mówił, że poznał tam swoją żonę, „Anioła przy płocie” – jak zatytułował wspomnienia. Miała być ukrywającą się w pobliskiej wsi dziewczynką, która pod ogrodzenie przynosiła mu jedzenie, i którą spotkał później po wojnie. Ta historia wygrała nawet konkurs Oprah Winfrey na najlepszą historię walentynkową. – Skandal wybuchł, kiedy historycy wyraźnie powiedzieli, że coś tu nie gra – mówi Haska.

Dlatego, by udostępnić zapiski, badacze Zagłady wykonują ogromną pracę. – Musimy wszystko sprawdzić, opatrzyć komentarzami i przypisami.

Niestety, w przypadku niektórych „historii” badacze są bezradni.

„W krótkim czasie na rynku wydawniczym ukazało się (i nadal się ukazuje) przynajmniej kilkanaście powieści z pasiakami i drutami kolczastymi na okładkach oraz z obowiązkowym »... z Auschwitz« w tytule – pisała Haska w 2020 r. w piśmie „Zagłada Żydów. Studia i Materiały” – Jeśli ktoś chciałby je czytać po kolei, mógłby zacząć od »Dziecka z Auschwitz«, następnie przejść do »Tajemnicy z Auschwitz« i »Sekretu Elizy. Auschwitz – płatna miłość«, po drodze zaliczając »Bibliotekarkę z Auschwitz«, »Położną z Auschwitz« czy »Anioła życia z Auschwitz« (nie mylić z »Aniołem z Auschwitz«)”.

I diagnozowała ten kicz: „Są to bardziej fantazje o Zagładzie, kryjące się pod płaszczykiem blurbów »literacki dokument« czy »oparte na prawdziwej historii«, dzięki którym czytelnicy mogą z jednej strony wypełnić imperatyw pamięci, wpisany we współczesną kulturę, z drugiej zaś […] ich celem jest „doświadczyć”, utożsamiając się z cierpiącym bohaterem/ką i wpisując się w historię o traumie i jej przepracowaniu, która na różne sposoby ma być terapeutyczna dla odbiorców”.

„Kicz holokaustowy jest przede wszystkim reakcją obronną współczesnej kultury na niepojęte, odległe i niebywale trudne w zrozumieniu cierpienia ofiar genocydu – pisali rok później prof. Jacek Leociak i prof. Marta Tomaczak. – Obrona przed rozumieniem polega w przypadku kiczu na często absurdalnym i arbitralnym wykrajaniu i wysupływaniu z Zagłady pojedynczych nici oraz czynieniu z nich zdarzeń, którymi można się fascynować, ekscytować bądź pobudzać”.

Na przykład temat „Tatuażysty z Auschwitz” muzeum Auschwitz-Birkenau wydało specjalnie oświadczenie. – Wytknęło liczne błędy i przekłamania w tej książce. Stanowczo jej nie rekomendowało jako takiej, z której można się czegokolwiek dowiedzieć na temat funkcjonowania obozu. To zostało odnotowane przez wszystkie największe światowe gazety, ale sprzedaży nie zmieniło.

W różnych innych miejscach na świecie opowieść o Zagładzie może być opowieścią z czytanki – dodaje Haska. Europa jest w dość szczególnej sytuacji: my możemy zajrzeć do pamięci naszych dziadków, pradziadków, którzy to wszystko widzieli. – Być może jest to kamyczek do naszego naukowego ogródka – zastanawia się Haska. – Nie jesteśmy w stanie ciągle dobrze przetłumaczyć naszych badań na książki popularne. Takie, które tłumaczą to, co badawcze, na bardziej przystępne. Mamy wciąż za mało książek popularnonaukowych opartych na rzetelnych badaniach. A to jest moment ustalania się narracji historycznej na temat II wojny. Jednocześnie tracimy pewne źródła do jej badania – uczestników tamtych wydarzeń prawie już nie ma. Ale będziemy stawiać nowe pytania.

Wciąż wiele odpowiedzi można znaleźć w świadectwach, które pozostawili po sobie, Mary Berg, Calek Perechodnik, Franciszka Grinberg, Mietek Pachter i inni, których nazwiska może jeszcze nic nikomu nie mówią. Tak jak do pewnego momentu nic nie mówiło nazwisko Miriam Haszczewackiej.

Agnieszka Haska.Anna Amarowicz/pulsarAgnieszka Haska.

Cieszymy się, że słuchacie naszych podkastów. Powstają one także dzięki wsparciu naszych cyfrowych prenumeratorów.
Aby do nich dołączyć – i skorzystać w pełni z oferty pulsara, „Scientific American” oraz „Wiedzy i Życia” – zajrzyjcie tutaj.

WSZYSTKIE SYGNAŁY PULSARA ZNAJDZIECIE TUTAJ