Pulsar - wyjątkowy portal popularnonaukowy Pulsar - wyjątkowy portal popularnonaukowy Shutterstock
Człowiek

Kobieta gwałcona się nie broni? To nie świadomy wybór, tylko biologia

Istnieje silne przeświadczenie, że kobieta gwałcona powinna walczyć z agresorem. Tymczasem może u niej dochodzić do automatyczne reakcji blokujące kontrolę ruchów. Prawodawstwo powinno to uwzględniać – mówi neurobiolog prof. Patrick Haggard z University College London.
Andrzej Romański/ArchiwumProf. Patrick Haggard
Prof. Patrick Haggard pracuje w Instytucie Neuronauki Poznawczej University College London, jest kierownikiem grupy badawczej Action&Body. Zajmuje się m.in. badaniem działań mających charakter świadomy (dobrowolny) oraz doświadczenia posiadania własnego ciała.

Marta Alicja Trzeciak: Jak reaguje mózg, kiedy człowiek jest przerażony?

Patrick Haggard: Wysyła informację na temat zagrożenia do ciała migdałowatego, które zajmuje się obróbką bodźców emocjonalnych.

A ciało migdałowate jak działa w takiej sytuacji?

Koordynuje całą grupę odpowiedzi na bodźce stresowe. Typową reakcją jest tu tzw. fight or flight, czyli walka lub ucieczka. Jest jeszcze trzeci rodzaj reakcji na stresor: zastygnięcie w bezruchu (freeze). To, w jaki sposób dana osoba zareaguje na zagrożenie, zależy od wielu czynników: od tego, co ją wystraszyło i jak bardzo, jaki był kontekst zdarzenia.

Neuronaukowcy dość dobrze rozumieją te procesy, ale do tej pory interesowali się przede wszystkim tym, jak na modulowanie pracy ciała migdałowatego mogą wpływać obszary mózgu podlegające świadomej kontroli człowieka (takie jak kora przedczołowa). Skupiano się więc głównie na tym, jaką funkcję ciało migdałowate pełni w stanach lękowych i w zespole stresu pourazowego.

Świadome części mózgu mogą do pewnego stopnia wpływać na to, w jaki sposób przetwarza ono bodźce związane z poczuciem zagrożenia. W niektórych przypadkach można się nauczyć przezwyciężania lęku – co może mieć zastosowania terapeutyczne.

A co wiadomo o tym, jak procesy niezależne od woli wpływają na zdolność do wykonywania świadomie kontrolowanych czynności?

Ten kierunek jest mniej znany. Zwłaszcza to, w jaki sposób obszary takie jak ciało migdałowate zarządzają odpowiedzią na stresory. Wiemy, że komunikuje się ono ze strukturą o nazwie istota szara okołowodociągowa (periaqueductal grey, PAG). Kiedy w badaniach poddajemy uczestników wpływowi czynników stresogennych o umiarkowanym stopniu nasilenia – takim, który wywołuje u nich niewielki niepokój – na skanach mózgu zauważamy połączenie pomiędzy ciałem migdałowatym a PAG.

Mamy też dane pochodzące z badań na zwierzętach. Jeśli bodźce wywołują silny strach, widać, że PAG oddziałuje na grupę jąder ruchowych [skupisk ciał komórek nerwowych odpowiedzialnych za motorykę – przyp. red.] w pniu mózgu. Ten z kolei zawiaduje ruchami, które wykonujemy w odpowiedzi na zagrożenie. Mogą się one składać na typową reakcję walki lub ucieczki, ale mogą też uruchomić reakcję zastygania w miejscu.

Badania prowadzone niedawno na gryzoniach wskazują, że ten ostatni rodzaj odpowiedzi na zagrożenie zależy właśnie od komunikacji pomiędzy PAG a jądrami ruchowymi pnia mózgu. To one wydają polecenie mięśniom, żeby się świadomie poruszyły. Nie do końca rozumiemy, jak działają u ludzi, z czym się łączą. Trudno się je bada.

Są zatem dwa obszary niezależne od woli – ciało migdałowate i PAG – wpływające na przebieg procesów związane ze świadomym działaniem w jądrach ruchowych pnia mózgu. Opisaliście to właśnie razem z Ebani Dhawan w „Nature Human Behaviour”.

Tak. Nasza publikacja sugeruje, że u ludzi działa podobny obwód neurologiczny jak u zwierząt. A skoro u zwierząt grupa reakcji nerwowych doprowadza do znieruchomienia wbrew woli (involuntary freezing), to bardzo prawdopodobne, że u ludzi jest podobnie. Takiej właśnie reakcji spodziewamy się u ofiar gwałtu lub napaści na tle seksualnym.

Nasze wnioski są syntezą kilku rodzajów danych. Bierzemy pod uwagę wyniki badań prowadzonych z udziałem ludzi, na zwierzętach oraz tzw. autorelacje (self­reports) ofiar gwałtu lub napaści na tle seksualnym. Te pierwsze pokazały nam, jak działają obwody w mózgu w sytuacji poczucia bardzo silnego zagrożenia. Te drugie odnoszą się do umiarkowanego strachu. Ostatnie są zeznaniami osób, które doświadczyły stanu traumatyzującego w warunkach pozalaboratoryjnych.

Z ich syntezy dowiadujemy się, że zarówno umiarkowany, jak i silny stresor może wywoływać reakcję zastygania w bezruchu. Ale wygląda na to, że poczucie niewielkiego zagrożenia prowadzi do znieruchomienia tymczasowego, szybko przemijającego, niekompletnego. Kiedy coś człowieka lekko przestraszy – zastyga na moment. A sytuacja postrzegana jako ogromne zagrożenie może wywoływać unieruchomienie kompletne, długotrwałe. To reakcja automatyczna, niezależna od woli, w jaką zaangażowane jest ciało migdałowate, PAG i pień mózgu, które blokują zdolność do wykonania jakiegokolwiek ruchu.

Nie można oczekiwać od ofiary gwałtu czy napaści na tle seksualnym, że będzie się zachowywała zgodnie z jakimiś wyobrażeniami. Trzeba zaakceptować to, że zareaguje tak, jak jej na to pozwalają mechanizmy biologiczne.

Wasze wnioski są więc częściowo oparte na badaniach z udziałem ludzi, a częściowo – zwierząt. Co sprawia, że można potraktować te mechanizmy jako analogiczne?

Badane przez nas obwody mają tzw. charakter konserwatywny, czyli są podobne u niespokrewnionych ze sobą gatunków. Odpowiedź na zagrożenie oraz odczuwanie strachu to bardzo podstawowe reakcje, które przebiegają podobnie u ludzi i u zwierząt. Nasze mózgi mają pod wieloma względami bardzo zbliżoną anatomię i fizjologię. Występuje tu wiele analogii. I naszym zdaniem to może być jedna z nich. Używamy wyników badań prowadzonych na zwierzętach jak przewodnika po ludzkich reakcjach. U ludzi z oczywistych względów nie możemy prowadzić badań, które polegałyby na stworzeniu tak silnego zagrożenia, jak podczas gwałtu czy napaści na tle seksualnym.

Zebrane przez was dane kreślą taki scenariusz: ofiara doznaje poczucia tak silnego zagrożenia, że w jej mózgu aktywuje się obwód strachu; ten z kolei hamuje wysyłanie do mięśni polecenia, by poruszyły ciałem. Ale skąd w ogóle taki mechanizm? Jakie jest jego biologiczne uzasadnienie?

Zbyt swobodne objaśnianie wszystkiego przystosowaniem ewolucyjnym może łatwo sprowadzić na manowce. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy za wszelką cenę dążymy do zrozumienia, w jakim celu rozwijał się dany mechanizm – gdy w ogóle zakładamy, że musiał być jakiś cel. Takie podejście wiąże się ze sporym ryzykiem tworzenia retrospektywnych narracji biologicznych, które mają niewiele wspólnego z prawdziwą nauką.

Badania prowadzone na zwierzętach wskazują wiele potencjalnych przyczyn istnienia zjawiska bezwolnego zastygania w bezruchu. Przede wszystkim takie zachowanie może występować wtedy, gdy ofiara wciąż ma szansę zminimalizować swoją widoczność lub nawet być niezauważona. Ale czy tę akurat wiedzę można przekładać na człowieka? Nie bardzo, ponieważ taka sytuacja dotyczy relacji drapieżnik – ofiara. U ludzi zależność jest zupełnie inna.

Nie można oczekiwać od ofiary gwałtu czy napaści na tle seksualnym, że będzie się zachowywała zgodnie z jakimiś wyobrażeniami. Trzeba zaakceptować to, że zareaguje tak, jak jej na to pozwalają mechanizmy biologiczne. Nigdy nie można zapominać o fizjologicznych procesach, na które człowiek nie ma wpływu.

Tym bardziej że nieprzystające do społecznego wyobrażenia tego, jak powinna się zachowywać osoba poddawana przemocy, reakcje ofiar są powszechniejsze, niż można by przypuszczać, prawda?

Tak. Analizy autorelacji wskazują, że bezwolne zastyganie jest dość powszechnym zjawiskiem u ofiar gwałtów i napaści na tle seksualnym. Z ostatniego szwedzkiego badania wynika, że do takiej sytuacji dochodzi w 70 proc. przypadków.

Nie możemy zdobyć bezpośredniego potwierdzenia, że tak właśnie jest, ponieważ napaść nie odbywa się w kontrolowanych warunkach doświadczalnych. Ale możemy korzystać z dowodów niebezpośrednich. Jest bardzo prawdopodobne, że mechanizm bezwolnego zastygania występuje w wielu kontekstach, nie tylko seksualnym. Co więcej, występowanie takiej reakcji w więcej niż jednym rodzaju sytuacji lepiej uzasadniałoby jej istnienie.

Występuje, gdy osoby są zwykle bardzo zaskoczone następstwem zdarzeń. Na przykład piloci, kiedy dochodzi do awarii samolotu. Okazuje się, że mogą doświadczać unieruchomienia niezależnego od woli. Taki stan w lotnictwie określa się jako lockup (impas). Może się też objawiać niemożnością podjęcia jakiejkolwiek decyzji.

Jest też drugi dość dobrze udokumentowany przykład: osoby tonące. Nie machają rękoma, nie krzyczą, nie wołają o pomoc. Zastygają w pozycji z otwartymi ustami, mogą jedynie nieznacznie poruszać rękami. Wydaje się, że stopień ich unieruchomienia jest proporcjonalny do stopnia odczuwanego przerażenia.

Według mnie unieruchomienie niezależne od woli może być uniwersalnym mechanizmem, którego mógłby doświadczyć każdy w zetknięciu z wystarczająco silnym stresorem. A w naszym społeczeństwie żyje grupa osób, których ryzyko jego doświadczenia jest duże: są to kobiety.

I to właśnie od nich oczekuje się stawiania oporu w sytuacji zagrożenia.

Tak. W niektórych państwach definicja gwałtu opiera się na kwestii wyrażenia lub niewyrażenia zgody. Tak jest na przykład w Hiszpanii. Inne opierają swoje prawne rozumienie gwałtu na pojęciach takich jak przemoc czy stawianie oporu. A w pewnych okolicznościach ofiara po prostu nie jest zdolna do czynnego reagowania.

Moim zdaniem prawo musi pogodzić się ze stanem wiedzy naukowej na temat tego, jaki jest człowiek, co jest w stanie zrobić, a co jest dla niego fizycznie niewykonalne. Podstawa działania prawa opiera się na założeniu, że zachowania człowieka podlegają kontroli woli. Jeśli jednak mamy do czynienia z reakcją, która tej woli nie podlega, to musimy zacząć ją rozpoznawać w ustawodawstwie. To wielki problem społeczny do rozwiązania.

Liczby przerażenia

  • Polskie statystyki dotyczące gwałtu są zaniżone, ale nie wiadomo, jak bardzo. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że liczba postępowań wszczętych w takich sprawach wynosi ok. 2 tys. rocznie. Z kolei GUS podaje, że co roku w Polsce gwałconych jest ok. 1–1,3 tys. kobiet. Badania przeprowadzone przez Fundację na rzecz Równości i Emancypacji STER ujawniają znacznie większą skalę problemu. Wynika z nich, że molestowania seksualnego doświadczyło 87,6 proc., próby gwałtu – 23,1 proc., a przynajmniej raz zgwałconych zostało 22,4 proc. kobiet. Badanie miało niedoskonałą metodykę (przede wszystkim próba badana wynosiła zaledwie 451 kobiet), ale możliwe, że lepiej niż statystyki rządowe odzwierciedla rzeczywistość. Bada bowiem realne przypadki, a nie tylko ich oficjalne zgłoszenia.

  • Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że gwałtu lub napaści na tle seksualnym doświadczyło ok. 30 proc. kobiet.

  • Ze szwedzkich badań opublikowanych w 2017 r. wynika, że 70 proc. gwałconych kobiet, które zgłosiły się po pomoc medyczną, podczas zdarzenia bezwolnie zastygło w bezruchu.

  • W Polsce definicja gwałtu opiera się na zastosowaniu przemocy i przełamaniu oporu ofiary („Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12” – art. 197 § 1 KK).