Od Homera do Netflixa: bogowie i herosi wracają. Na mały ekran. Oglądamy i oceniamy
|
Dr hab. Tomasz Mojsik z Uniwersytetu w Białymstoku jest starożytnikiem i filologiem klasycznym, badaczem religii i kultury greckiej, autorem książek i artykułów o mitologii. |
|
Dr Maciej Paprocki z Uniwersytetu Wrocławskiego jest starożytnikiem i anglistą, tłumaczem, autorem artykułów i książek o recepcji greckiej mitologii. |
AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – W netflixowym serialu „Kaos” Hera, Zeus, Posejdon i Dionizos żyją w luksusie na Olimpie, zdradzają się, są okrutni i egocentryczni. I chyba tak wyobrażali ich sobie starożytni Grecy?
TOMASZ MOJSIK: – Jeff Goldblum jako Zeus to skrzyżowanie angielskiego lorda z celebrytą. Czy Grecy tak mogli go widzieć? Wątpię. W końcu składali mu ofiary. Prawdą jest jednak, że w mitach pozwalali bogom być arcyludzkimi. Nie oznaczało to jednak, że bliskimi ludziom. Ale że bogom wolno więcej, to oni wyznaczają granice, które dla ludzi są nieprzekraczalne. I tu paradoks, bo serial właśnie ten aspekt uwypukla w sposób arcygrecki. Bogowie są prawie jak ludzie, a jednak nie da się z nimi rywalizować.
MACIEJ PAPROCKI: – Twórcy intrygująco przedstawili olimpijczyków, ale w fabule widzę pewne niedociągnięcia. Motywem przewodnim serialu jest reinkarnacja, choć starożytni uważali, że po śmierci cienie zmarłych pozostają na zawsze w Hadesie. Scenariusz może i nawiązuje do mitu orfickiego, wedle którego dzięki misteriom można po śmierci rozpocząć życie na nowo, ale nie wiadomo, na ile to odniesienie jest celowe. A jeśli jest, to co z bogami olimpijskimi, skoro pozostają nieśmiertelni dzięki piciu wody z Meandra, a Mojry czy Erynie jej nie potrzebują? Może drugi sezon wyjaśni tę nieścisłość. Jednak dobór i charakteryzacja aktorów grających te pierwotnie niezidentyfikowane płciowo dzieci nocy to strzał w dziesiątkę.
Niebinarne Mojry i chłopczyce motocyklistki jako Erynie – te wątki transpłciowości i transseksualności dobrze oddają mitologiczną rzeczywistość. Jest też Kajneus – Amazonka zamieniająca się w mężczyznę, co nawiązuje do tematu tranzycji.
M.P.: – W mitologii to król Lapitów, który urodził się jako dziewczyna Kajnis. Będąc kochanką Posejdona, poprosiła go o przemienienie w mężczyznę, którego nie można zranić. Tak się stało i walecznego Kajneusa udało się zabić dopiero przez pogrzebanie żywcem. Zabicie go na początku serialu to autorska interpretacja mitu, podporządkowana fabule.
Dawniej recepcja mitów polegała na badaniu erudycyjnych tekstów i śledzeniu aluzji, dziś pochodzenie wielu motywów jest niejasne, ponieważ twórcy często czerpią inspirację z popkultury. Muszą się z nimi obchodzić umiejętnie, bo ludzie mają ograniczoną tolerancję na zmiany.
Zobaczymy, na ile uda się to w „The Return” z Ralphem Fiennesem jako Odyseuszem i Juliette Binoche jako Penelopą, który w końcu roku trafi do kin. Będzie to film kostiumowy, który pokazuje moment spotkania małżonków po latach rozłąki.
M.P.: – Zwiastuny są obiecujące, bo nie rozpoznałem przebranego za żebraka Fiennesa, tak jak w „Odysei” Penelopa nie rozpoznaje męża. Podobały mi się też zgrzebne wnętrza, bo Odyseusz władał małą wyspą, mieszkał w zwykłym domu, a jego dziadek był złodziejem i hodował bydło. Społeczeństwo epoki mykeńskiej było rozwarstwione klasowo, ale królowie spod Troi bardziej przypominali sołtysów niż średniowiecznych władców. Wygląda na to, że twórcy starają się ukazać Itakę jako dość ubogą wyspę.
T.M.: – Według mnie adaptacje „Odysei” wychodzą najlepiej, gdy scenariusz luźno traktuje fabułę. Moim faworytem jest film „Bracie, gdzie jesteś” braci Cohenów: wiele homeryckich motywów, nawet syreny, a wszystko na południu Stanów Zjednoczonych w czasach wielkiego kryzysu. Inna sceneria, epoka, ale nadal „Odyseja”. Gdy adaptacja mitów czy eposów nie odbywa się na kolanach, wtedy najlepiej widać ich plastyczność i ponadczasowość, jak w przypadku arcydzieła modernizmu, czyli „Ulissesa” Jamesa Joyce’a.
Ale dla Greków „Odyseja” była chyba po prostu kroniką historyczno-geograficzną?
M.P.: – Antyczni nie widzieli ścisłego podziału między mitologią a historią i faktycznie dzieła Homera definiowały ich stosunek do najdawniejszej przeszłości, a jednocześnie były zapisem podróży w nieznane krainy. Historia i geografia grecka budowała na podstawie „Odysei” opis świata, gdzie im dalej od centrum, czyli cywilizowanej Grecji, tym ludzie są dziwniejsi i niebezpieczniejsi. Tak widzieli to Herodot i inni geografowie.
T.M.: – W „Odysei” jest namysł etnograficzny, ale kontrast w stosunku do cyklopów, olbrzymów i ludożerców, którzy mimo ludzkiej postaci są jak zwierzęta – zabijają gości, jedzą ich surowe mięso i nie składają ofiar bogom – pokazywał Grekom, co znaczy być człowiekiem cywilizowanym i jakiej linii nie powinno się przekraczać.
To taka narracja tłumacząca grecki kolonializm?
M.P.: – Odyseusz walczący z potworami symbolizował dla Greków wysiłki związane z kolonizacją – heros, pokonując bestie, usuwał zagrożenia dla ludzkości i cywilizacji. Być może koloniści, wyruszając w nieznane, czuli się jak Odys, ale on sam zachowywał się niczym archetypiczny kolonizator. Gdziekolwiek się pojawiał, niósł zniszczenie i wprowadzał zmiany – zarówno u cyklopów czy syren, jak i nimfy Kalipso, której złamał serce, czy bogini-czarodziejki Kirke, którą opuścił, gdy była w ciąży lub ledwo urodziła ich syna.
T.M.: – Nie zapominajmy jednak, że dla Greków eposy Homera były przede wszystkim genialnymi tekstami, na których dzieci uczyły się czytać i pisać, a każdy wykształcony Grek znał je na wyrywki. Fabuła „Odysei”, jak pisał Arystoteles, jest dość prosta, ale język, złożoność postaci, nielinearna narracja, czynią z niej dzieło literackie porównywalne chyba tylko do sztuk Szekspira, dlatego jej czytanie nie nudzi. Ponieważ dziś już tylko garstka może się cieszyć lekturą oryginału, tak ważne są dobre przekłady.
Włosi mówią, że tłumacz to zdrajca (traduttore traditore), bo w przekładzie zawsze coś umyka. Jednak każde pokolenie potrzebuje swojego Homera, więc tłumacz musi lawirować między literackością, duchem czasów i zgodnością z oryginałem.
T.M.: – U nas ostatnio wyszły dwa nowe przekłady. Podoba mi się ten prof. Roberta Chodkowskiego, ale mam kłopot z tłumaczeniem Antoniego Libery. Jest uwspółcześnione i przyjemne w lekturze, ale oparte na angielskim przekładzie „Odysei”, co pociągnęło za sobą błędy wynikające z nieznajomości greki i kontekstu kulturowego. Na przykład reinterpretacja imienia Odysa, które pochodzi od słowa odyssomai, oznaczającego „osobę silną wobec gniewu innych”. W swobodnym tłumaczeniu to Gniewko lub Gniewosz, tymczasem Libera nazywa herosa Przeklętym, co może ładnie brzmi i jakoś odnosi się do tego, że przeklął go Posejdon za wydłubanie oka Polifemowi, ale niewiele ma wspólnego z oryginałem.
M.P.: – Mnie już w dzieciństwie oczarował Jan Parandowski, chyba dlatego, że udało mu się uchwycić rytm antycznej greki, która umie w jedno zdanie wepchnąć mnóstwo odniesień z mitologii. Współczesność nie lubi tej kwiecistości, dlatego Anglosasi od lat dyskutują nad sposobem jego przekładu. W najnowszym tłumaczeniu „Odysei” filolożka klasyczna Emily Wilson pozbawia język starożytnych naleciałości, starając się dotrzeć do dzisiejszych czytelników. Odyseusz, polytropos, czyli „człowiek, który zwraca się w wiele stron, wielce obrotny”, staje się „skomplikowany.” To określenie z poradników psychologicznych nie wszystkim się podoba.
Czy za to nie pasuje idealnie do postrzegania w tułaczce Odysa podróży w głąb siebie?
T.M.: – Powracający ze świata wojny do domu i cywilizacji Odys odbywa drogę zarówno w przestrzeni, jak i w swojej wyobraźni. Według najnowszych interpretacji odzwierciedla wręcz proces leczenia traumy po dziesięciu latach wojny pod Troją. Przygody są walką z własnymi lękami ucieleśnianymi przez poszczególne bestie i groźne ludy, więc podróż jest jak terapia pozwalająca przejść z trybu wojennego, gdzie zabija się bez ograniczeń, rabuje i gwałci, w tryb pokojowy, czego symbolem są Penelopa i Itaka.
M.P.: – To w takim razie jego PTSD nie zostało wyleczone, bo chociaż Odys nie umiera młodo jak inni herosi, to nie przechodzi na spokojną emeryturę. W jednej z wersji na starość został awanturnikiem, znów porzucił Itakę i Penelopę, by wszczynać wojny w innych królestwach. Poza tym, nawet jeśli tułaczka go zmieniła, to w przeciwieństwie do innych herosów z wieloma sytuacjami w podróży sobie nie radził i osiągnął sukces tylko dzięki pomocy i wsparciu Ateny, Hermesa czy Feaków. To wpływa na jego charakter i niejako uczy roztropności, ale nie pozbawia porywczości nawet po powrocie do domu.
Czyli rację ma Wilson – król Itaki jest skomplikowany, ale czy przez to nie bardziej ludzki?
T.M.: – Niski i niezbyt urodziwy Odys ze swoimi wszystkimi zaletami, jak spryt, roztropność czy krasomówstwo, oraz wadami, jak porywczość czy wścibskość, przez którą ginie wielu jego towarzyszy na wyspie cyklopów, stanowi wręcz ucieleśnienie człowieczeństwa. Fakt, że odrzuca nieśmiertelność zaproponowaną mu przez nimfę Kalipso, pokazuje, że godzi się ze śmiercią, która nadaje jego ludzkiemu życiu sens i wartość. Oczywiście w zamian za sławę.
M.P.: – Gdyby Odyseusz przystał na propozycję nimfy, stałby się jednym z wielu zaginionych na morzu mężczyzn, o których nie pisze się pieśni. Dla herosa to byłaby najgorsza tragedia. Odys jak inni greccy bohaterowie ożenił się ze sławą, więc podróżując, poszukuje swojej tożsamości i próbuje sobie odpowiadać na pytanie, kim chciałby być. Jednak w końcu dochodzi do wniosku, że woli umrzeć i przetrwać w pamięci ludzi, niż żyć wiecznie w zapomnieniu.
Podróż, poszukiwania samego siebie, walka z bestiami – to wszystko w antyku dotyczyło mężczyzn. Kobiety zamykano w domach i surowo oceniano.
T.M.: – No cóż, podział funkcji był wyraźny, ale w mitach bywało różne. Klitajmnestra, gdy Agamemnon walczy pod Troją, bierze sobie innego męża i gdy ten pierwszy wraca do domu, zabija go, mszcząc się za to, że zamierzał poświęcić w ofierze ich córkę Ifigenię, byle tylko ruszyć na wojnę. Dlatego przezorny Odys, gdy ląduje na Itace, nie ujawnia się i pokonuje zalotników w przebraniu, odnawiając prawo do majątku i Penelopy.
O której chyba zapomniał, bo gdy trafił w zaświaty i spotykał ducha matki, to najpierw zapytał o ojca, potem o syna Telemacha, a na końcu o nią. Sprawy męsko-damskie w mitach nie wyglądają z punktu widzenia kobiet różowo. W mitach pełno jest skrzywdzonych bohaterek, z których kilka zamienia się w potwory.
T.M.: – Niektóre potwory płci żeńskiej to córki bogini Gai, istoty chtoniczne związane z ziemią i podziemiami. Jednak nie wszystkie postrzegano jako bestie. Syreny, które spotkał Odyseusz, kusiły śpiewem żeglarzy, ale że ci dawali się uwieść i rozbijali o skały, to już był ich problem. Poza tym Grecy uważali, że przemiana w bestię i okrutne zachowania mają zawsze jakieś uzasadnienie. Skylla była nimfą, która jedynie w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności stała się potworem, a Charybda poniosła karę za pomoc ojcu Posejdonowi w walce z Zeusem.
Szczytem niesprawiedliwości jest Meduza – kapłanka Ateny, zgwałcona przez Posejdona w świątyni jej patronki, którą ta ukarała za profanację, zamieniając w potwora z wężami zamiast włosów i zabójczym spojrzeniem. Czy Grecy nie karali gwałtu?
T.M.: – Jeśli mąż przyłapał kogoś na stosunku z żoną czy córką, mógł go zabić bez konsekwencji. Zasady te jednak nie dotyczyły bogów, więc porywali kobiety i gwałcili na potęgę, rzadko ponosząc karę. Szczególne zasady dotyczyły też bogiń – Grecy podziwiali Kirke, że jest samodzielna i radzi sobie bez mężczyzn, ale zwykłym kobietom, jak Klitajmnestra czy Penelopa, nie wolno było tak żyć. Ta ostatnia jest niezależna tylko dzięki sprytowi, bo mówi stojącym u drzwi sypialni zalotnikom, że wybierze któregoś, kiedy utka całun, który co noc pruje, aby zyskać na czasie.
M.P.: – W tę opisaną przez Homera wierność Penelopy Grecy nie do końca wierzyli. W jednej z wersji mitu miała romans z zalotnikiem Antinousem, a w bardziej skrajnej sypiała z wieloma, rodząc bożka Pana, którego imię oznacza „wszystko”. Jednak według starożytnych Odyseusz nie zdradzał Penelopy, bo kobiety uważano za własność mężczyzn. Dlatego u Homera Penelopa musiała być wierna – dopóki Odyseusz żył, była jego własnością, jak majątek na Itace czy niewolnice, które miał prawo powiesić za spiskowanie z zalotnikami, a ich samych zgładzić jako złodziei.
Mity stale kręcą się wokół spraw i konfliktów rodzinnych.
T.M.: – A rodzina Odyseusza jest wyjątkowo ciekawa. Kto wie, że Odys był odpowiedzialny za wojnę trojańską? Jako jeden z zalotników pięknej Heleny wpadł na pomysł, by wszyscy konkurenci zobowiązali się do pomocy temu, kogo poślubi. Że w jednej z wersji jego ojcem był Syzyf? Albo że Odys miał siostry, a także córkę, a nie tylko synów? Nasza wiedza o nim to nie tylko „Odyseja”, co pokażę w biografii tego herosa.
Będzie jak znalazł przed premierą „The Return”, ale już teraz można sięgnąć po „Tysiąc okrętów” Natalie Haynes, która przedstawia wojnę trojańską z perspektywy kobiet, m.in. Penelopy. Albo po „Kirke” Madeline Miller. Czy ten zwrot feministyczny w recepcji mitologii to dobry kierunek?
M.P.: – Jest bardzo ważny, bo odwraca proporcje i wydobywa z mroków fascynujące historie bogiń i bohaterek. Swoją drogą ten patriarchalizm Greków doskonale widać w relacjach bosko-ludzkich, umożliwia bowiem spotkania na równej stopie między boginiami i herosami, jak Kirke z Odysem, co świetnie pokazuje Miller w swojej powieści. Jednak gdy współczesne autorki nadają antycznym bohaterkom dzisiejszą wrażliwość, jak Margaret Atwood w „Penelopiadzie”, ich dzieła mówią więcej o współczesnym świecie niż o starożytności. Nie możemy bowiem w pełni zrozumieć mentalności antycznych kobiet. Obie formy recepcji – zarówno współczesna reinterpretacja, jak i wierniejsze antykowi odwzorowanie – są wartościowe, choć znacząco różne.
T.M.: – Spojrzenie z punktu widzenia kobiet nie unieważnia wersji Homera, odkrywa jedynie kolejne warstwy opowieści mitycznych, czasami poruszające, jak problemy Kirke, która samotnie wychowuje Telegonosa, syna Odysa. Potem syn zabije ojca, którego nie rozpozna, a Kirke zostanie żoną Telemacha, syna Odysa i Penelopy.
Wydawać by się mogło, że świat grecki już dawno za nami, tymczasem mizoginizm rośnie. W Wielkiej Brytanii i Australii rozważa się uznanie go za niebezpieczny ekstremizm, tym bardziej że często koreluje ze skrajnie prawicowymi poglądami. Niektórzy winią za to kulturę klasyczną. Słusznie?
M.P.: – Od lat trwa dyskusja, na ile nauki o starożytności można obarczać winą za wzrost antyfeminizmu. Faktem jest, że w internecie młodzi mężczyźni, zainspirowani swoistą odmianą stoicyzmu i mitem walecznych Spartan, propagują mizoginistyczne treści. Jednak dzieje się tak, gdy ludzie nie są odpowiednio przygotowani do odbioru starożytnych tekstów i mieszają je z ideologią i popkulturą. Starożytność nie jest czymś do bezpośredniego naśladowania, lecz kulturową tradycją, którą powinniśmy oceniać krytycznie. Jeśli chcemy popularyzować mitologię w sposób ciekawszy i bardziej zróżnicowany, wolny od patriarchalnych naleciałości, musimy odpowiednio promować te treści w popkulturze, właśnie tak jak „Kaos”.
To na ile panowie go oceniają?
M.P.: – Na poziomie recepcji pojedynczych motywów – szóstka. Z oceną logiki fabuły wstrzymam się do drugiego sezonu.
T.M.: – Za album Orfeusza „Muza” dedykowany Eurydyce – czwórka, a za katedrę z posągiem Hery – nawet piątka. Ale szóstka za przetwarzanie motywów antycznych i homoseksualnego Tezeusza jako ochroniarza Ariadny. Tak się powinno opowiadać mity!