„Myślałem, że łapie muchy”. Oto botanik-agent, który donosił na Puszkina. Na Mickiewicza też?
Kilka lat temu, przy okazji budowy przekopu przez Mierzeję Wiślaną, jedna z instytucji związanych z tą inwestycją opublikowała komiks, w którym przedsięwzięcie sabotują „zielone ludziki”. Trzeba przyznać, że jako propagandowa gra skojarzeń było to niezłe posunięcie. Inwestycja budziła sprzeciw miejscowej ludności, która widziała w niej zagrożenie dla turystyki, ale szerzej zauważalny był protest środowisk przyrodniczych – określanych jako zieloni. Z kolei propagatorzy idei przekopu najsilniej akcentowali sprzeciw strony rosyjskiej, dla której miał on stworzyć konkurencję gospodarczą. Pamiętano o nazwanych zielonymi ludzikami rosyjskich agentach udających wschodnioukraińskie siły paramilitarne biorące udział w odrywaniu „republik” Ługańskiej i Donieckiej. W jednym określeniu udało się zawrzeć kilka insynuacji.
Ochrona przyrody może być sprzeczna z rozwojem gospodarczym opartym na najprostszych, rabunkowych mechanizmach. Postrzeganie stanu naturalnego jako wartości samej w sobie bywa tak trudne do zaakceptowania, że łatwiej doszukać się w nim ukrytej agenturalnej motywacji. Historia zna jednak przypadki, kiedy działalność przyrodnicza naprawdę była przykrywką rosyjskiej agentury.
Barwy w ciemnej tonacji
Aleksandr Karłowicz Boszniak był przyrodnikiem amatorem, który na marginesie pracy zawodowej opisywał mało jeszcze znaną naturę na poziomie wystarczającym do uznania przez ekspertów za wartościowy. Działał głównie w południowej Ukrainie, która – pod nazwą Noworosji – była dopiero kolonizowana przez imperium.
Urodził się w 1786 r. w Uszakowie w centralnej Rosji, w rodzinie wywodzącej się z Bałkanów. Był synem oficera i jako nastolatek dostał się do konnego pułku lejbgwardii. Tam w jego życiu pojawił się kilka lat starszy Iwan de Witt, postać barwna, choć w znacznej mierze w ciemnej tonacji. Urodził się jako Jan de Witte, syn i wnuk dowódców twierdzy w Kamieńcu Podolskim o holenderskich korzeniach. Jego ojciec dobrze odnalazł się w zaborze rosyjskim. Pomógł mu fakt, że jego żona była kochanką Potiomkina, który z kolei był kochankiem Katarzyny II, co w XVIII-wiecznej arystokracji było dość typowym układem towarzysko-biznesowym. Iwan brał udział w wojnach napoleońskich jako oficer zarówno armii, jak i wywiadu (po obu stronach). Po ich zakończeniu trafił do Noworosji, gdzie osadzano kolonistów, także tych podejrzanych, choć nie na tyle, żeby trafiali na Syberię, a więc oba jego talenty mogły być przydatne.
Boszniak nie zrobił kariery wojskowej. Rozpoczął studia w Moskwie, gdzie zaprzyjaźnił się z poetą Wasylem Żukowskim, późniejszym autorem hymnu cesarstwa, co również miało wpływ na jego dalsze losy. Najwyraźniej umiał zjednywać sobie ludzi. Rozpoczął pracę w archiwum, później w ministerstwie spraw wewnętrznych w nadzorze manufaktur. Podczas najazdu Wielkiej Armii Napoleona złamał nogę, więc uniknął najcięższych walk. Po zakończeniu wojen został wybrany do samorządu kostromskiej szlachty i zakończył również jawną karierę urzędniczą. W tym okresie więcej czasu poświęcił nowym zainteresowaniom, m.in. powieściopisarstwu.
W 1820 r. otrzymał w spadku posiadłość w Kateryniwce w ówczesnej guberni chersońskiej. Przeprowadził się do niej, odnawiając znajomość z de Wittem. Ten świeżo upieczony generał uznał, że towarzyskie talenty Boszniaka da się wykorzystać, i uczynił go swoim agentem do specjalnych poruczeń. Oficjalnie Boszniak był znudzonym ziemianinem z centralnej Rosji, który postanowił na wczesnej emeryturze poznać swoje nowe włości i rozwijać pasję przyrodniczą. Nie było to całkowicie zmyślone. Już wcześniej działał w Moskiewskim Towarzystwie Badaczy Przyrody. A w latach 1820–21 wydał dwa tomy dzienników z wypraw przyrodniczych po Ukrainie (opisywanej jako „różne obwody zachodniej i południowej Rosji”).
Muszki wszelkiego rodzaju
Praca tajna, ale przyjaźń jawna. Towarzyszył de Wittowi w służbowych podróżach, dzięki którym generał mógł się spotykać z Karoliną z Rzewuskich Sobańską, kolejną postacią o złożonej biografii. Była jego oficjalną kochanką i tajną agentką mieszkającą w przeżywającej młodzieńczy rozkwit Odessie. Trafiali tam zarówno przedstawiciele rodzącego się kapitalizmu, jak i niepokorni poeci wygnani z rodzinnych stron, np. Aleksander Puszkin. Sobańska wdała się z nim w romans. Nie ma dowodów, żeby przekazywała pozyskane od niego informacje de Wittowi, ale biorąc pod uwagę związki Puszkina z dekabrystami, jest to możliwe.
Po opuszczeniu Odessy przez Puszkina pojawili się w niej kolejni wypędzeni poeci – Adam Mickiewicz i Józef Jeżewski. Trafili tam w ramach zesłania po procesie filomatów i filaretów. Polski wieszcz był zafascynowany twórczością brata Sobańskiej, Henryka Rzewuskiego, a także nią samą, więc spędził z nią kilka miesięcy w 1825 r., czego ślady można znaleźć w erotycznych motywach „Sonetów odeskich”.
Sobańska dzięki swoim układom z de Wittem miała Mickiewiczowi załatwić pracę w Moskwie. Wcześniej jednak poprosiła go, aby towarzyszył jej i generałowi podczas inspekcji Krymu. Oprócz de Witta, Sobańskiej, Rzewuskiego i kilku innych osób wziął w niej udział przyrodnik Boszniak. Mickiewiczowi został przedstawiony jako entomolog. Według anegdoty już po wyprawie autor „Pana Tadeusza”, zobaczywszy Boszniaka w mundurze, zdziwiony zapytał o to Witta, dodając: „Myślałem, że zajmuje się łapaniem muszek”. Na co generał miał odpowiedzieć, że to się zgadza, bo pomaga on w łapaniu muszek wszelkiego rodzaju.
Czytaj też (Polityka): „Dziady”: narodowy barometr
Boszniak, botanik, agent
Należy przyjąć, że Boszniak należy do „towarzyszy podróży krymskiej”, którym Mickiewicz zadedykował sonety, ale ten epizod nie zapisał się w jego szpiegowskiej biografii. Najwyraźniej uznał polskiego poetę za owada niezbyt groźnego dla imperium. Bardziej owocne w donosy okazały się kontakty z członkami Towarzystwa Południowego – grupy dekabrystów planujących liberalne powstanie rosyjskie przeciw caratowi, którym Mickiewicz poświęcił wiersz „Do przyjaciół Moskali”. Dzięki nim dostał od cara awans i dożywotnią pensję. Jako że de Witt wciąż podejrzewał Puszkina o spiskowanie, Boszniak dostał misję szpiegowania poety w okolicach jego aresztu domowego pod Pskowem.
Kiedy podczas wojny z Turcją (nawiązał do niej Mickiewicz w „Reducie Ordona”) Rosja utworzyła na krótko marionetkowe państwo wołosko-mołdawskie, władze przypomniały sobie o rodzie Boszniaków i mianowały Aleksandra wiceprzewodniczącym jego rady w Bukareszcie. W 1831 r. perwersyjnie zaś wysłały pamiętającego jeszcze polskie dzieciństwo de Witta do tłumienia powstania listopadowego. Towarzyszyli mu Sobańska i Boszniak. Generał siał terror, a jego pomocnicy próbowali wyciągać informacje od pojmanych, odgrywając „dobrych policjantów”. Agent, już coraz mniej tajny, zmarł w Barze „od gorączki” podczas powrotu z Polski do Ukrainy.
Zatem Boszniak, choć opisywany jako botanik (a u biografów Mickiewicza – entomolog), przede wszystkim był agentem. Jego wkład w poznanie flory wschodniej Europy był jednak zauważalny. Nawet jeśli kierował się innymi pobudkami (zbieżność dat i miejsc zbioru z miejscami pobytu Puszkina), przykrywka jego działalności przyniosła efekty. Nie odkrył nowego gatunku, ale jego zbiory zasiliły zielnik Uniwersytetu Moskiewskiego. Po jego śmierci Moskiewskie Towarzystwo Badaczy Przyrody odkupiło jego zielnik i księgozbiór, jak również 335 niepublikowanych kolorowych ilustracji botanicznych. Najbardziej docenił go rosyjski botanik Carl von Meyer, nazywając jedną z odkrytych roślin Boschniakia rossica.
We współczesnej Rosji Boszniak jest z reguły postrzegany jako wzór patrioty. Legitymizował utworzenie protektoratu na obrzeżach imperium i dławienie powstania w kraju, który protektoratem nie chciał pozostać. Wykrywał też wrogów wewnętrznych i wydawał ich władzom. Głosy sympatyzujące raczej z dekabrystami niż z ich pogromcami są dziś na marginesie.
Czytaj też (Polityka): Nam strzelać nie kazano! Polacy znów mówią Mickiewiczem
Do góry korzeniami
Na tym marginesie jednak pojawiają się zdania odrębne. Pewna rosyjska botaniczka zauważyła, że na jednej z wystaw jego zbiorów preparat zawilców wisi do góry korzeniami, co w XIX-wiecznej symbolice było złym omenem. A Boschniakia jest pasożytem. Nad ziemię wystaje pozbawiona liści blada łodyga z wielkim czerwonym lub fioletowym kłosem, pod ziemią zaś pozostają ssawki, którymi roślina pozbawia soków olszę. Najłatwiej ją spotkać na Syberii, dokąd trafili zadenuncjowani przez Boszniaka spiskowcy. Czy Meyer wybrał tę symbolikę nieprzypadkowo? Raczej się nie dowiemy – on sam zrobił w Rosji karierę uwieńczoną kierownictwem Cesarskiego Ogrodu Botanicznego w Petersburgu.
Może gdyby Boszniak zaszkodził Puszkinowi, byłby wspominany gorzej. Ostatecznie to największy rosyjski poeta. Mimo bliskości z Mickiewiczem i dekabrystami na powstanie listopadowe zareagował, jak na wielkoruskiego nacjonalistę przystało. W jego wizji mieściła się liberalizacja rosyjskiej władzy, ale nie było mowy o uniezależnieniu się od niej.
I dziś są rosyjscy badacze, którzy próbują lawirować między lojalnością wobec władzy a utrzymaniem kontaktów ze światowym środowiskiem naukowym. Są jednak i tacy, którzy jeszcze kilka lat temu współpracowali z biologami z Europy Zachodniej, a dziś wysyłają do nich listy potępiające zachodnią naukę i popierają odzyskanie Noworosji. Pewne mechanizmy mimo upływu wieków są podobne.