Kto zasłużył na słuszny wzrost i czy wyżej się już nie da
W tej samej populacji obok ludzi o słusznym wzroście są osoby bardzo niskie, są szczupli szczęśliwcy i ich rówieśnicy, którzy stale walczą z nadwagą. Jedni żyją krótko, nękani różnymi chorobami, podczas gdy ich sąsiedzi w idealnym zdrowiu dożywają wieku matuzalemowego. Zmienność ta nie do końca wynika z różnic genetycznych (patrz ramka), czyli tego, w jakiej rodzinie przyszliśmy na świat. Część naszych cech to skutek reakcji organizmu na środowisko, które „włącza” i „wyłącza” określone geny.
Szczególnie szybko zmianę warunków życia odzwierciedla wysokość ciała. Jak tłumaczy w rozmowie z „Wiedzą i Życiem” prof. Monika Łopuszańska-Dawid z Katedry Biologii Człowieka Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, znaczenie mają tu dobre i złe czynniki działające w okresie prenatalnym, we wczesnym dzieciństwie czy w trakcie dojrzewania. Dlatego cecha ta jest dobrą miarą jakości warunków w początkach naszego życia, kiedy się rozwijamy i osiągamy ostateczną wysokość ciała. W przypadku mężczyzn procesy te zachodzą nawet do 25. roku życia, u kobiet kończą się zdecydowanie wcześniej, bo po ustaleniu się regularnego cyklu miesięcznego, czyli maksymalnie do 17.–18. roku życia. I choć dziedziczymy też wysokość ciała po rodzicach, to zdarza się, że dziecko może być od nich wyższe nawet o 30–40 cm, jeśli trafiło na sprzyjające warunki środowiska. Prof. Paweł Bergman prowadził we Wrocławiu badania bliźniąt monozygotycznych, czyli identycznych genetycznie, które zostały rozdzielone we wczesnym dzieciństwie i były wychowywane w różnych warunkach. Niekiedy różnice w wysokości ich ciała przekraczały nawet 20 cm.
Granica ludzkiego życia
Jeszcze w latach 40. XIX w. do najdłużej żyjących na świecie kobiet zaliczały się Szwedki, które średnio przeżywały niewiele ponad 45 lat. W porównaniu z aktualną średnią to zaskakująco mało. Obecnie Japonki żyją średnio 85 lat. Zatem kobiece życie wydłużyło się o cztery dekady. Mężczyźni pozostają nieco w tyle. Podczas gdy do połowy XX w. wydłużanie się ludzkiego życia wynikało głównie ze skutecznego ograniczania śmiertelności dzieci, to w kolejnych dekadach największa zmiana zachodziła wśród starszej populacji. 65-latkowie mieli coraz większe szanse na dłuższe życie. I tak np. Japonka, która skończyła 65 lat, w 1950 r. mogła pożyć przeciętnie jeszcze 13 lat, w 2000 r. zaś – już 22 lata. W połowie ostatniego stulecia szansa kobiety mającej 65 lat, że dożyje setki, wynosiła 1:1000. Obecnie jest to 1:20.
Gdzie leży górna granica długości ludzkiego życia? W tej kwestii ścierają się dwie szkoły. Część ekspertów uważa, że maksymalnie to 115–125 lat. Znacznie mniejsza grupa naukowców skłania się do poglądu, że ludzie będą żyli coraz dłużej, a oczekiwana długość życia może rosnąć w nieskończoność w tempie 2–3 lat na dekadę. Zatem większość dzieci, które przyszły na świat po roku 2000, dożyje setnych urodzin. Dzięki bliżej nieokreślonym jeszcze odkryciom naukowym starzenie się będzie wyłącznie problemem medycznym. Rekordzistka długowieczności, Francuzka Jeanne Calment, zmarła w wieku 122 lat. Zatem zbliżyła się do potencjalnej biologicznej granicy naszego gatunku, jeśli chodzi o długość życia. Było to możliwe dzięki „dobrym” genom, stylowi życia i… przypadkowi.
Niderlandczycy już urośli
W skali globalnej średni przyrost wysokości ciała dorosłych urodzonych między 1896 a 1996 r. oszacowano na 8,3 cm dla kobiet i 8,8 cm dla mężczyzn. Palmę pierwszeństwa w tej kategorii od lat dzierżą Niderlandczycy. To najwyższy naród na świecie: średnio mężczyźni mają 184 cm, a kobiety – 171 cm. Nie zawsze jednak tak było: w połowie XIX w. Niderlandczycy byli stosunkowo niscy w porównaniu z europejskimi rówieśnikami. W 1840 r. przeciętny mężczyzna miał 164,5 cm, czyli tylko o 0,2 cm więcej od przeciętnego Francuza, o 2,1 cm mniej od typowego Niemca i o 7,7 cm mniej niż statystyczny Amerykanin. Na przełomie XIX i XX w. mieszkańcy Niderlandów zaczęli bardzo szybko rosnąć. W 1930 r. ze średnim wzrostem wynoszącym wówczas 174,1 cm byli już nieznacznie wyżsi od innych nacji, ale rosnąć nie przestawali, więc różnica między nimi a mieszkańcami pozostałych krajów stale się zwiększała. Prawdopodobnie w dużej mierze to zjawisko wyjaśnia poprawa warunków środowiskowych we wczesnym okresie życia. W kolejnych pokoleniach synowie zazwyczaj przerastali ojców, ale mimo intensywnych badań nadal nie jest jasne, co właściwie dało Niderlandczykom tak dużą przewagę nad innymi narodami. W końcu w tym samym czasie we Francji, Niemczech czy Stanach Zjednoczonych podobnie zwiększał się szeroko rozumiany dobrobyt. Zdrowiej się odżywiano, medycyna radziła sobie coraz lepiej z chorobami, weszły masowe szczepienia, poprawiła się higiena.
Po blisko 150 latach Niderlandczycy przestali jednak rosnąć! Teraz mówi się, że trend sekularny w tym kraju się zatrzymał, a naukowcy głowią się, czy to dlatego, że ludzie ci osiągnęli już maksymalny wzrost dla człowieka, czy może pojawiły się tutaj jakieś niekorzystne czynniki. Niderlandzki pediatra prof. Jan Wit z Leids Universitair Medisch Centrum przypomina, że wysokość ciała jest bardzo silnie powiązana z odżywianiem, a z tego, co trafia na talerz, najmocniej stymuluje proces wzrastania białko zwierzęce. Mieszkańcy krajów, w których podstawą diety są produkty roślinne, są niżsi od osób z rejonów, gdzie w diecie dominują nabiał i inne produkty pochodzenia zwierzęcego. To konsekwencja faktu, że produkty zbożowe gorzej stymulują rozwój szkieletu oraz mięśni. Rację należy zatem przyznać każdej babci, która stawiając przed wnukiem talerz zupy mlecznej, mawiała: „Jedz, bo nie urośniesz!”.
Zmiany w rozmiarach ciała następują szczególnie szybko, gdy w konsekwencji bogacenia się społeczeństwa białko roślinne zostaje zastąpione zwierzęcym, zwłaszcza mlekiem, serami i wieprzowiną. Choć to za wcześnie, aby formułować jakiekolwiek ostateczne stwierdzenia, prof. Wit podejrzewa, że na zahamowanie trendu sekularnego wpływają od kilkudziesięciu lat promowana w Niderlandach dieta wegetariańska oraz zwiększający się odsetek osób z nadwagą (to skutek nadmiaru cukru w pożywieniu i produktów wysokoprzetworzonych).
Gdzie ludzie zaczynają żyć krócej
Coraz częściej umierają Amerykanie w wieku średnim, mimo że na całym świecie rośnie średnia długość życia. Jeden z raportów donosi o 111 tys. przedwczesnych śmierci osób w wieku 25–49 lat, którym można było zapobiec. Choć walka z największymi zabójcami, czyli nowotworami i chorobami serca, jest coraz skuteczniejsza, te sukcesy medycyny niwelują „zgony z rozpaczy” – gdy przyczyną śmierci są przedawkowania narkotyków, samobójstwa i choroby wątroby związane z alkoholem. Ten niefortunny trend zaobserwowano, zestawiając dane z lat 1999–2013, i żaden inny bogaty kraj nie odnotował podobnej zmiany. Towarzyszą mu epidemia złego samopoczucia fizycznego i psychicznego, coraz częściej zgłaszany chroniczny ból i innego typu schorzenia.
Migranci rosną szybciej
Oddziaływanie szeroko pojętego środowiska bardzo szybko widać wśród dzieci imigrantów, np. Majów z Gwatemali (to dla odmiany najniższy naród na świecie). Jak wynika z badań prowadzonych przez brytyjskiego antropologa z Loughborough University prof. Barry’ego Bogina, po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych stają się oni blisko o 11 cm wyżsi niż ich pobratymcy, którzy zostali w domu. Trend ten zaznacza się szczególnie wśród pierwszego i drugiego pokolenia przybyszów. Podobnie dzieje się wśród innych nacji uciekających z rejonów biednych czy pozostających w stanie wojny, gdy zaczynają wieść spokojne życie w bogatszym kraju. Banglijczycy, którzy w latach 70. emigrowali z Bangladeszu do Londynu, w nowej ojczyźnie nadal byli bardzo ubodzy, ale lepsze odżywianie i dostęp do opieki zdrowotnej zrobiły swoje. Komfort psychiczny także nie jest bez znaczenia. Istnieje wiele dowodów naukowych, że na proces wzrostu oddziałuje stres emocjonalny. Dopiero gdy ustają strach i przemoc i dzieci czują się bezpiecznie, nowe warunki życia w pełni stymulują rozwój ich organizmu. Do kategorii imigrantów prof. Bogin zalicza także dzieci z krajów słabo rozwiniętych adoptowane przez rodziny z bogatych państw. W ten sposób adres zamieszkania zmieniło blisko 6,8 tys. dzieci z Indii, które w ciągu ostatnich 40 lat stały się obywatelami Szwecji. Większość z nich była bardzo niska, niedożywiona i cierpiała z powodu różnych chorób, ale w nowej ojczyźnie szybko rosły, równając do tempa wzrostu szwedzkich kolegów.
Wiadomo nie od dziś, że różnice wysokości ciała związane są z nierównościami społecznymi. To, co było regułą kiedyś (arystokracja wysoka, chłopstwo niskie), współcześnie także jest widoczne nawet w krajach o wysokim PKB, w których występuje duża rozbieżność między dochodami. Gdy w 2019 r. oceniano wzrost ponad 37 tys. dzieci w wieku od 4 do 6 lat z pięciu zamożnych krajów – Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii, Niderlandów i Szwecji – okazało się, że tam, gdzie nierówności społeczne były największe (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania), odnotowano także największe różnice średniej wysokości ciała. Ale maluchy w Niderlandach i Szwecji były wyższe w każdej grupie, wydzielanej na podstawie kryterium poziomu edukacji i dochodów rodziców, niż dzieci w pozostałych trzech krajach. Zatem nierówności w rozwoju mogą być też spowodowane przez czynniki stresogenne (np. niższa warstwa społeczna, dłuższe godziny pracy rodziców). Kraje, w których panuje większa równość, zazwyczaj oferują programy socjalne zmniejszające takie obciążenia – konkludują autorzy pracy firmowanej przez brytyjskie stowarzyszenie Royal College of Paediatrics and Child Health.
Prof. Bogin ujawnia jeszcze inny ciekawy aspekt tego, jak człowiek rośnie. W Indonezji niderlandzcy kolonizatorzy byli w XIX i na początku XX w. wyżsi i od Indonezyjczyków, i od swoich krewniaków, którzy nigdy nie opuścili Niderlandów. W gorącym klimacie Europejczycy byli bardziej narażeni na choroby, trudno więc uznać, że w Azji wiedli życie na lepszym poziomie niż w kraju pochodzenia. Zdaniem prof. Bogina to ich dominująca pozycja społeczna promowała ich wyższy wzrost. Trend ten nie ujawnił się wśród Burów, innych potomków Holendrów, którzy rządzili w południowej Afryce. Mimo że w II połowie XX w. każde nowe pokolenie mieszkańców Niderlandów było średnio coraz wyższe, Burowie stanowili wyjątek. Ucisk apartheidu (1948–1994) wywoływał tak wielkie zamieszki i niepewność społeczną, że nawet burska klasa rządząca zdawała się z tego powodu cierpieć, przynajmniej pod względem wysokości ciała, twierdzi prof. Bogin.
W jakim stopniu winne są geny
Nasze cechy w różnym stopniu są uwarunkowane genetycznie. Według naukowych szacunków dziedziczność dowolnej cechy waha się od wartości 0 (co oznacza, że cecha całkowicie zależy od środowiska) do 1 (jest w pełni zależna od przekazanych przez rodziców genów, jak kolor oczu i włosów). Np. dziedziczność raka piersi wynosi 0,27, masy ciała – 0,59, cukrzycy typu I – 0,88. Wpływ genów na wysokość ciała (w zależności od badania) może się wahać od 0,3 do 0,7. Na podstawie podobnych kryteriów podłoże genetyczne ogólnej inteligencji szacuje się na 0,8, schizofrenii – 0,64, alkoholizmu – 0,5, neurotyczności – 0,48, zaawansowanej depresji – 0,4.
Polacy rosną nieprzerwanie
Tego, że wzrost populacji jest wiernym odbiciem panujących w jej środowisku warunków ekonomicznych, dowodzą badania prowadzone przez prof. Monikę Łopuszańską-Dawid z Katedry Biologii Człowieka AWF. Polska przechodziła w XX w. wiele kryzysów gospodarczych i okresów dynamicznych zmian. Nie bez wpływu na cechy fizyczne Polaków pozostały wielki kryzys gospodarczy, który rozpoczął się w 1929 r., II wojna światowa, okres komunizmu, transformacja polityczna, przystąpienie Polski do Unii Europejskiej i otwarcie dla nas zagranicznych rynków pracy. Wyniki uzyskane z badania prowadzonego na nieco ponad 6 tys. kobiet z dużych miast, urodzonych w okresie 1931–2000, ujawniają, że najsilniejszy trend sekularny wysokości ciała wystąpił u Polek urodzonych w latach 60. i 70. Przewyższyły swoje rówieśniczki z poprzednich dekad odpowiednio o 3,53 i 2,38 cm. To dużo, gdyż średnio w polskiej populacji w tym okresie wysokość ciała zwiększała się o 1,34 cm na dekadę (u mężczyzn o 2,4 cm w latach 60. i o 2,1 cm w latach 70.).
Potem nastąpiły lata 80. „Gdy nasilał się stres społeczny, rosło bezrobocie, żywność była reglamentowana, to trend sekularny przestał być linią wznoszącą się, prawie się wypłaszczył. Jego gwałtowne nasilenie widzimy w momencie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. Wcześniej przyrost na dekadę spadł poniżej 1 cm na 10 lat. Powrócił do poziomu 2 cm na dekadę, gdy zyskaliśmy dostęp do zachodnich towarów i rynków, półki zaczęły się uginać od różnorakich dóbr (przeszliśmy na bardziej zróżnicowaną dietę i znów zaczęliśmy jeść więcej chudego mięsa, świeżych owoców i warzyw), wzrosły dochód, poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji oraz zadowolenie z życia”, wyjaśnia prof. Łopuszańska-Dawid.
Co ciekawe, inne badania wykonane pod kierunkiem nieżyjącego już prof. Tadeusza Bielickiego w Zakładzie Antropologii PAN we Wrocławiu dowodzą, że nie wszystkie grupy społeczne reagowały równie silnie na zmiany w Polsce. W sumie przez 45 lat przeanalizowano dane blisko 150 tys. poborowych. W roku 1965 średni wzrost był na poziomie 170,5 cm, a w 2010 r. wynosił już ponad 178 cm. W ciągu całego okresu badań największe różnice we wzroście zaobserwowano u synów rolników (7,8 cm), najmniejsze zaś u poborowych z rodzin inteligenckich (tylko 5,5 cm). Ci tradycyjnie najniżsi w społeczeństwie mieli większy potencjał biologiczny, by wystrzelić w górę. Mimo że różnice wysokości ciała między grupami ze społeczno-ekonomicznych biegunów się zmniejszyły (z 4,9 cm w 1965 r. do 2,8 cm w 2010), to tendencja pozostała wyjątkowo stabilna przez niemal pół wieku, choć w tym czasie standard życia całego społeczeństwa się poprawił.