Reklama
Prof. Juan Luis Arsuaga Prof. Juan Luis Arsuaga East News
Człowiek

Jak Homo odszedł od Lucy. Czy człowiek tak naprawdę jest tylko „trzecim szympansem”?

Nie jesteśmy tak silni jak np. neandertalczycy, nie potrafimy dużo podnieść, ale bez problemu możemy przemierzyć w ciągu dnia 20 km i nazajutrz zrobić to samo. Żaden inny naczelny nie dokona czegoś takiego – odpowiada Juan Luis Arsuaga, jeden z najwybitniejszych paleoantropologów Europy.
Prof. Juan Luis ArsuagaEast NewsProf. Juan Luis Arsuaga

Juan Luis Arsuaga, (ur. w 1954 r.) – paleoantropolog, profesor Uniwersytetu Complutense w Madrycie. Prowadzi badania na stanowisku w Atapuerce, gdzie uczestniczył w odkryciu najstarszych szczątków przodków człowieka w Europie. W Polsce ukazały się jego książki „Ciało. Arcydzieło siedmiu milionów lat ewolucji”, „Życie. Fascynująca podróż przez 4 miliardy lat” i „Życie i śmierć. Wielka księga pytań” (współautor Juan José Millás). Za swoje opowieści o ewolucji człowieka, łączące naukową precyzję z pasją i literackim talentem, otrzymał m.in. Nagrodę Księcia Asturii oraz Nagrodę Castilla y León.

KASPER KALINOWSKI: – Na biurku trzyma pan replikę kości krzyżowej Lucy. Bardzo się od niej różnimy?
JUAN LUIS ARSUAGA: – Różnimy się od niej znacząco, ale z jednym ważnym wyjątkiem – australopiteki również były dwunożne. Dlatego od szyi w dół jej budowa jest zaskakująco podobna do naszej. To ten sam „projekt” ciała. Choć my, Homo sapiens, jesteśmy oczywiście więksi, bardziej masywni. No i oczywiście czaszka i jej budowa to już zupełnie inna historia. Mózg Lucy był o wiele bliższy mózgowi szympansa niż naszemu, a ona sama mierzyła zaledwie około metra.

W książce „Ciało. Arcydzieło siedmiu milionów lat ewolucji” pisze pan, że australopiteki jako pierwsze mogły naprawdę zobaczyć horyzont.
To oczywiście metafora, ale dwunożność była ewolucyjnym przełomem. W środowisku paleoantropologów działa wpływowa grupa badaczy związana z moim przyjacielem Timem White’em, choć właściwie kluczową postacią jest tam Owen Lovejoy. Ich zdaniem dwunożne były już wcześniejsze formy, takie jak Ardipithecus. Przedstawicielem tego gatunku była słynna Ardi. Jej lokomocję uważają za „fakultatywną”, a australopiteka – za „obligatoryjną”. Dwunożność była więc początkowo „obowiązkowa” na ziemi, ale w koronach drzew można się przecież poruszać inaczej.

Lovejoy od lat łączy dwunożność z monogamią. Według niego dwunożna postawa mogła wyewoluować w wyniku przystosowania. Samce opuszczały obóz, aby zbierać pożywienie i przynosić je samicy czy potomstwu do „obozowiska”. Aby to robić, musiały mieć wolne ręce. Przy takim założeniu niezbędna jest duża pewność co do ojcostwa, więc według Lovejoya dwunożność byłaby wynikiem monogamii australopiteków. W tej logice to ona uruchamia całą resztę przemian ewolucyjnych. Uczyniła nas ludźmi.

Możliwe więc, że Lucy miała „męża”?
Oczywiście, czemu nie? Jeśli przyjmiemy interpretację Lovejoya, to za kształtem szkieletu dostrzeżemy określony model zachowania. Morfologia jest częściowo konsekwencją stylu życia. A australopiteki były już wyraźnie dwunożne, w przypadku Lucy nie ulega to wątpliwości. Spór dotyczy wcześniejszych ardipiteków. Ardi jest najpełniejszym szkieletem sprzed Lucy i to wokół niej toczy się dyskusja.

Przedstawiamy australopiteki jako „szympansy na dwóch nogach”. To poprawne?
Kiedy byłem jeszcze studentem, uważano je za „małych ludzi”. Wszystko miało być takie samo jak u Homo sapiens, tylko mniejsze i prostsze. Dziś dominuje jednak odwrotny pogląd – „to były w gruncie rzeczy szympansy, tylko chodziły na dwóch nogach”. To jednak również jest przesadą. Szympansy i australopiteki to przecież oddzielne linie ewolucyjne. Australopiteki nie były „szympansem plus”. Uważam, że wielka rewolucja przyszła dopiero z Homo erectus. To gatunek, który wyznaczył nowy, kluczowy etap w ewolucji człowieka. Charakteryzował się proporcjami bardziej zbliżonymi do naszych niż wcześniejsze gatunki.

Wyraźnie odróżnia pan czynność chodzenia od biegania.
To dwie zupełnie odmienne czynności. Można być dwunożnym piechurem i jednocześnie w ogóle nie być długodystansowym biegaczem. Do biegania przydają się długie nogi, bo wydłużają krok, ale nawet niski człowiek może biegać. Lucy pewnie też by pobiegła, ale nie na długim dystansie. Dlatego uważam, że pierwszymi prawdziwymi biegaczami byliśmy dopiero my, Homo sapiens.

Jared Diamond nazwał nas „trzecim szympansem”, a pan mówi o „małpie chodzącej”. Czy nasz chód sprawia, że jesteśmy w jakiś sposób wyjątkowi na tej planecie?
W momencie pojawienia się naszej linii byliśmy bardzo szczególni. Warto jednak zwrócić uwagę na coś innego. Jeżeli uwzględni się współczynnik encefalizacji, czyli porówna w sposób ustandaryzowany wielkość mózgu do wielkości ciała, wszystko staje się o wiele ciekawsze. Można wtedy stwierdzić, jak duży byłby mózg zwierzęcia o takiej masie, gdyby był to typowy przedstawiciel gatunku. Dopiero odchylenia od tej wartości mówią nam coś o „inteligencji”.

Z takich obliczeń wychodzi, że ok. 2–3 mln lat temu najwyższy współczynnik encefalizacji na Ziemi miały nie australopiteki, lecz delfiny. Ich skamieniałości są gorzej zachowane niż nasze, więc datowanie jest mniej precyzyjne, jednak sporo wskazuje, że ich mózgi niewiele się od tamtej pory zmieniły. Współcześnie wskaźnik encefalizacji delfinów wynosi ok. 5, więc jest wyższy niż u szympansów (ok. 2,5). U nas jest oczywiście najwyższy (ok. 7,4–7,8). Neandertalczycy również mieli bardzo duże mózgi. Inteligencję jednak trudno definiować, ponieważ istnieje jej wiele rodzajów. Obejmuje sporo cech, które można jednak pogrupować w kilka czynników. A w przypadku zwierząt i skamieniałości mamy do dyspozycji wyłącznie wielkość mózgu i ciała.

Lucy, przedstawicielka gatunku Australopithecus afarensis sprzed ok. 3 mln lat, której szczątki znaleziono w Etiopii w 1974 r.East NewsLucy, przedstawicielka gatunku Australopithecus afarensis sprzed ok. 3 mln lat, której szczątki znaleziono w Etiopii w 1974 r.

Mówi się, że gdyby delfiny miały ręce, to zbudowałyby cywilizację.
Delfiny są naprawdę inteligentne, tyle że żyją w wodzie i nie mogą opanować ognia, bez którego nie ma metalurgii i wielu późniejszych technologii. Dlatego nigdy nie opracują własnych statków kosmicznych.

Dlaczego przy tak dużym mózgu tylko Homo sapiens potrafi przebiec maraton? Polujący Buszmeni mogą nawet „zabiegać” antylopę.
To szczególna cecha Homo sapiens. Inaczej niż większość moich kolegów po fachu uważam, że my, ludzie współcześni, naprawdę różnimy się od pozostałych Homo. Mamy bardzo wąski „walec” ciała, chodzenie i bieganie kosztowało nas bardzo mało energii.

Wystarczy pójść do klubu fitness, wejść na orbitrek albo bieżnię, ustawić średni poziom i pochodzić kilkanaście minut. Potem spojrzeć na licznik kalorii. Wychodzi śmiesznie mała liczba – ok. 300–400 kilokalorii za wysiłek, który wydaje się znaczący. Nie jesteśmy tak silni jak np. neandertalczycy, nie potrafimy dużo podnieść, ale bez problemu możemy przemierzyć w ciągu dnia 20 km i nazajutrz zrobić to samo. Daje to 200 km w ciągu 10 dni. Żaden inny naczelny nie dokona czegoś takiego.

Dlatego nazywa pan nas „cudem bioinżynierii”? Mimo bólów kręgosłupa?
Bóle kręgosłupa są prawdopodobnie następstwem używania krzeseł, a nie dwunożności. Długotrwała niewłaściwa pozycja siedząca może powodować ból w dolnej, lędźwiowej części pleców czy problemy z dnem miednicy.

Krzesła są bardzo późnym wynalazkiem. W społecznościach łowiecko-zbierackich czy w kulturach azjatyckich, gdzie siada się po turecku lub przysiada, takich problemów z kręgosłupem prawie nie ma. Pozycja „w kucki” jest również naturalną i powszechną postawą we współczesnych społecznościach łowiecko-zbierackich oraz u naszych przodków. W jednym z badań wykazano nawet, że liczba godzin spędzanych na stojąco nie różni się prawie wcale u przedstawicieli społeczności Hadza (żyjącej na terenie Tanzanii) i zachodnich dentystów. To około dziewięciu godzin. Resztę czasu przeznacza się na sen i nicnierobienie. Jednak w czasie odpoczynku Hadzowie siadają zwykle na ziemi, kucają lub klęczą. Te pozycje wymuszają skurcz mięśni nieaktywnych podczas siedzenia lub leżenia.

Arystoteles twierdził, że człowiek to zwierzę, które ma pośladki. Wiemy, do czego służą?
To największy mięsień naszego ciała – pośladkowy wielki. Co ciekawe, prawie nie pracuje przy zwykłym chodzeniu po płaskiej nawierzchni. Wiemy to z badań z zastosowaniem elektrod. Po poziomym podłożu można chodzić, nawet mając ten mięsień sparaliżowany. Aktywuje się dopiero przy wchodzeniu po schodach, przy wspinaniu się czy przechodzeniu z kucania do wyprostu.

Tłumaczą to dwie sensowne hipotezy. Pierwsza zakłada, że mięsień ten był potrzebny, bo ludzie większość dnia spędzali w przysiadzie i w kuckach, więc trzeba się było podnosić. Druga – że za jego kształt odpowiada dobór płciowy. Pośladki stały się cechą seksualną. Zwróćmy uwagę, co robią współcześni ludzie na siłowni. Wykonują setki przysiadów, często z obciążeniem, właśnie po to, by mieć bardziej atrakcyjne czy zaokrąglone pośladki. Gdyby nie była to sygnalizacja seksualna, nikt by nie tracił na to czasu. Cecha pierwotnie pełniąca inną funkcją została niejako przechwycona przez dobór płciowy.

Trochę jak z piersiami u kobiet? To wyjątek w świecie przyrody.
Tylko u ludzi piersi są powiększone przez cały czas. U innych naczelnych dzieje się tak tylko podczas laktacji, kiedy nie ma możliwości poczęcia. U Homo sapiens natomiast pełnią funkcję sygnału seksualnego, podobnego do czasowego obrzmienia warg sromowych i pośladków szympansów. Jakbyśmy mieli obrzmienie anogenitalne na stałe, ale w innym miejscu. Przyzna pan, że jesteśmy dość nietypowym zwierzęciem. Trudno o funkcjonalne wyjaśnienie – tkanka tłuszczowa w piersiach nie ma bezpośredniego związku z wytwarzaniem mleka. Tylko u ludzi występują też otoczki wokół brodawek sutkowych.

Twierdzi pan, że wraz z zespołem dokonał „kopernikańskiego przewrotu” w rozumieniu ewolucji ciała Homo sapiens. Co pan miał na myśli?
Przez lata powoływano się na jedyny naprawdę kompletny szkielet Homo erectus, chodziło o tzw. chłopca z Turkany. Jednak był to osobnik w wieku 8–9 lat. Żeby stwierdzić, jak wyglądał dorosły Homo erectus, „dodano” mu wzrost i masę. Wyszedł z tego bardzo szczupły i wysoki człowiek przypominający budową ciała dzisiejszych mieszkańców znad jeziora Turkana. W monografii opisującej szkielet zamieszczono nawet zdjęcie chłopca z ludu Dinka z południowego Sudanu. Na tej podstawie wyciągnięto wniosek, że wąskie i smukłe ciało to forma pierwotna, a późniejsze szerokie i krępe ciała neandertalczyków to rodzaj przystosowania do chłodniejszego klimatu. Taka wersja trafiła do podręczników.

Uważano, że budowa ciała u nas, ludzi współczesnych, to niejako projekt pierwotny, sięgający czasów Homo erectus (2 mln lat). Do tego jesteśmy słabi fizycznie. A neandertalczycy ewoluowali później i rozwinęli szeroki tułów. Byli nowością ewolucyjną.

Moim zdaniem jest wręcz odwrotnie. To neandertalczycy byli archaiczni i prymitywni, a Homo sapiens dorobił się wąskiej, smukłej sylwetki. Przyczyną było jego zachowanie, wielkość terytorium i liczba kilometrów, jaką można wtedy przemierzyć. Ma to również związek z zasobami, relacjami międzyludzkimi, możliwością rozwijania sieci społecznych, a nawet porodem. Krótko mówiąc, my, ludzie współcześni, jesteśmy inni.

Badałem kości wielu neandertalczyków. Wszyscy tworzyli małe zamknięte społeczności, prawdopodobnie wykazujące pokrewieństwo genetyczne, niewiele się przemieszczali. Całe życie spędzali w tym samym miejscu i mieli bardzo niewiele kontaktów z innymi grupami. My, Homo sapiens, jesteśmy zaprojektowani do kontaktów z innymi i do długich dystansów. Bardziej uniwersalni i zdecydowanie mniej lokalni. Handlujemy, kontaktujemy się z innymi, rozpraszamy się, eksplorujemy.

Czy Lucy była dwunożna? Tak. Czy biegała tak jak my? Najwyżej na krótkich dystansach. Czy miała „męża”? A dlaczego nie?BE&WCzy Lucy była dwunożna? Tak. Czy biegała tak jak my? Najwyżej na krótkich dystansach. Czy miała „męża”? A dlaczego nie?

Dla wielu paleoantropologów zabrzmi to prawie jak herezja: „Homo sapiens jest naprawdę wyjątkowy”.
A jednak tak uważam. Jeśli spojrzeć na naszą morfologię, ekologię, technologię i psychologię, to się okaże, że jesteśmy inni niż pozostałe homininy. Nie „trochę”, lecz radykalnie. To, co widzimy w kształcie ciała, jest odzwierciedleniem naszej tożsamości.

Rozmawiając, widzimy swoje emocje. Neandertalczycy to potrafili? Uśmiechali się?
Przyznam, że wystarczy mi sama czaszka współczesnego człowieka, żeby dostrzec „wyraz twarzy”. Widać to podczas Halloween. Przecież szkielety wydają się nam wyraziste i „żywe”. Czaszka neandertalczyka jest jakby pozbawiona takiej „mimiki”. Antropolodzy wykonują co prawda rekonstrukcje 3D, dodają mięśnie i skórę, ale wciąż brakuje tam ekspresji emocjonalnej. W naszym przypadku twarz ewidentnie służy do komunikacji.

Wróćmy jeszcze do ręki. Nasza jest tak złożona, że jako jedyny gatunek możemy rzucać celnie. Czy dałoby się określić, kiedy w ewolucji pojawiło się takie „narzędzie”?
To stara ewolucyjnie cecha. Na stanowisku Schöningen w Niemczech znaleziono znakomicie zachowane drewniane oszczepy. Są wykonane z drewna świerkowego, wcześniej okorowanego kamiennym ostrzem. Rzucali nimi już neandertalczycy. Dopiero jednak Homo sapiens wynalazł łuk i broń o dużo większym zasięgu – atlatl, czyli miotacz oszczepów. To zmieniło wszystko. Neandertalczycy musieli polować z bardzo bliska, stąd ich siła. My mogliśmy zabijać ofiary z daleka, więc staliśmy się bardziej „aerobowi”, „wytrzymałościowi”. Gdyby porównać to do siłowni, neandertalczycy i wcześniejsze homininy w większym stopniu stawiali na trening siłowy, a Homo sapiens na cardio.

Na końcu książki wspomina pan, że toast paleoantropologów brzmi „More and better fossils”. Jakich skamielin by pan sobie życzył? Jakie jest pana największe marzenie?
Więcej miednic. Zachowują się słabo, bo są zbudowane z istoty gąbczastej. Dlatego każda kompletna miednica to skarb.

Ale co byłoby naprawdę wielką niespodzianką? Taką na miarę odkrycia „hobbitów” z Flores?
Myślę, że znalezienie śladów australopiteków, a nawet wcześniejszych parantropów w Europie. To by wymusiło zmianę naszego spojrzenia. Nie sądzę, żebyśmy je znaleźli, ale nie sądziłem też, że znajdziemy Homo floresiensis. Kiedy Homo erectus przybył do Europy, w Afryce wciąż żyły parantropy. Nie należy spodziewać się australopiteka, ale kto wie, parantrop jest chronologicznie możliwy.

Druga kwestia to ślady kontrolowanego stosowania ognia. Nie tylko spalone skamieniałości. Kto pierwszy go ujarzmił? Prawdopodobnie Homo erectus. Nawet w Sima de los Huesos w Atapuerce, gdzie odkryliśmy 29 szkieletów, nie znaleźliśmy dobrych dowodów na stosowanie ognia sprzed więcej niż ok. 300 tys. lat. W późniejszych obozowiskach neandertalczyków ogień był stale obecny, ale wcześniej panuje zaskakująca cisza (o najnowszych odkryciach piszemy w tekście Agnieszki Krzemińskiej „Wspólnota ognia” w tym numerze – przyp. red.).

ROZMAWIAŁ KASPER KALINOWSKI

Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną