Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Ilustracja Tavis Coburn
Kosmos

Człowiek zamieszka kiedyś poza Ziemią? Nadzieje na to wydają się płonne

Dziś ludzie, którzy uczestniczą w projektach takich jak Biosphere 2 – symulując na Ziemi niektóre aspekty długoterminowych podróży kosmicznych – nazywani są analogicznymi astronautami. I choć jest to niszowe zajęcie, jest ono dość popularne: istnieją analogiczne obiekty astronautyczne w takich miejscach, jak Utah, Hawaje, Teksas i Antarktyda. Ludzie budują lub planują ich budowę w Omanie, Kenii i Izraelu. Wszystkie mają wspólny cel – przebywając na Ziemi, nauczyć się żyć poza nią.

NASA chciałaby, żeby za kilka lat astronauci znowu stanęli na księżycu. Agencja kosmiczna intensywnie inwestuje w swój program Artemis, który jest częścią ryzykownego planu ustanowienia stałej obecności ludzkiej poza Ziemią. Firmy takie jak United Launch Alliance i Lockheed Martin projektują infrastrukturę przeznaczoną do osiedlenia ludzi na Księżycu. Elon Musk twierdzi, że SpaceX skolonizuje Marsa. Ale czy którykolwiek z tych planów jest realistyczny? Jak trudne byłoby życie poza Ziemią? Przestrzeń kosmiczna wydaje się stworzona tak, aby nas zabić…

Ewoluując, ludzie przystosowali się do warunków panujących na Ziemi. Jeśli przeniesiemy się poza naszą planetę, nasze zdrowie fizyczne i psychiczne zacznie szwankować. Ryzyko zachorowania na raka spowodowane promieniowaniem kosmicznym, a także problemy, z jakimi borykają się ludzkie ciała w warunkach mikrograwitacji, mogą same w sobie okazać się zabójcze. Co więcej, utrzymywanie stałej obecności na innym globie może nie mieć uzasadnienia ekonomicznego. Historycznie rzecz biorąc, nie było zbytniego poparcia społecznego, aby wydawać na to duże pieniądze. Dążenie do kolonizacji międzyplanetarnej wiąże się również z drażliwymi kwestiami etycznymi, z którymi większość kosmicznych optymistów nie do końca sobie poradziła.

Kiedy w tym roku znalazłam się wewnątrz Biosphere 2, miniaturowej Ziemi w pobliżu Tucson w Arizonie, nie zauważyłam żadnych przesłanek świadczących o tym, że problemy te są nierozwiązywalne. Naukowcy i entuzjaści kosmosu zebrali się na sympozjum Analog Astronaut Conference w obiekcie, który badacze zbudowali m.in. po to, aby mieć do dyspozycji symulację placówki kosmicznej. Ich koncepcja wydawała się oczywista: życie w kosmosie jest naszym przeznaczeniem, nieuniknionym celem, do którego musimy dążyć.

Uczestnicy zebrania wiedzieli, że to wielkie marzenie, ale ich wspólną opinię podsumował główny architekt Biosphere 2 Phil Hawes, który wygłosił wykład otwierający konferencję. Przytoczył toast wzniesiony przez pierwszy zespół, który rozbił tu obóz kilkadziesiąt lat temu: „Za wyrzucenie serc przed siebie – powiedział – i bieg, który pozwoli nam je dogonić”.

W 1991 roku osiem osób zamieszkało na dwa lata w ośrodku badawczym Biosphere 2 w Arizonie, pomagając naukowcom ustalić, jak ludzie mogliby żyć w przestrzeni kosmicznej.Alamy Stock PhotoW 1991 roku osiem osób zamieszkało na dwa lata w ośrodku badawczym Biosphere 2 w Arizonie, pomagając naukowcom ustalić, jak ludzie mogliby żyć w przestrzeni kosmicznej.

Pozostaje jednak kwestia, czy możemy – i czy kiedykolwiek będziemy potrafili – biec wystarczająco szybko.

W 1991 roku osiem osób weszło do Biosphere 2 i mieszkało w niej przez dwa lata. Ten dziwny obiekt to oaza o powierzchni 1,3 ha, w której naukowcy odtworzyli różne środowiska lądowe – zupełnie jak w ogrodzie botanicznym. Znajduje się tam miniocean, mokradła namorzynowe, tropikalny las deszczowy, sawanna i pustynia, a wszystko to oddzielone od reszty planety, którą mają naśladować. Jednym z celów, oprócz nauki o ekologii i samej Ziemi, było sprawdzenie, jak ludzie mogliby kiedyś żyć w kosmosie, musząc stworzyć dla siebie samodzielne i samowystarczalne miejsce. Biosphere 2, znajdująca się na Biosferze 1 (Ziemi), była ćwiczeniem. Ćwiczenie to jednak nie całkiem się udało. Zamknięte środowisko nie wytwarzało dla swych mieszkańców wystarczającej ilości tlenu, wody i pożywienia. Takie same problemy mogą oczywiście napotkać przyszli mieszkańcy Księżyca lub Marsa. Pierwsza misja, a także przeprowadzona kilka lat później druga, zostały również zakłócone przez konflikty interpersonalne i problemy psychiczne mieszkańców.

Dziś ludzie, którzy uczestniczą w projektach takich jak Biosphere 2 – symulując na Ziemi niektóre aspekty długoterminowych podróży kosmicznych – nazywani są analogicznymi astronautami. I choć jest to niszowe zajęcie, jest ono dość popularne: istnieją analogiczne obiekty astronautyczne w takich miejscach, jak Utah, Hawaje, Teksas i Antarktyda. Ludzie budują lub planują ich budowę w Omanie, Kenii i Izraelu. Wszystkie mają wspólny cel – przebywając na Ziemi, nauczyć się żyć poza nią.

Ludzie, którzy spotykają się na patio Biosphere, gdzie pustynny zachód Słońca rzuca różowe światło na szklaną powierzchnię habitatu, są częścią tego analogicznego świata. Niektórzy z nich uczestniczyli w projektach symulacyjnych lub zbudowali własne analogiczne obiekty astronautyczne; inni są po prostu ciekawi. Są to astronomowie, geolodzy, byli wojskowi, listonosze, lekarze, pracownicy FedEx, muzycy, artyści, analitycy, prawnicy i właściciel firmy Tetris. Tej nocy wielu z nich założyło kostiumy z Gwiezdnych Wojen. Podczas zachodu Słońca patrzą na wschodzący Księżyc, na którym wielu z nich chciałoby zobaczyć osiedlających się ludzi.

Ludzkie ciała naprawdę nie radzą sobie w przestrzeni kosmicznej. Loty kosmiczne uszkadzają DNA, zmieniają mikrobiom, zaburzają rytm dobowy, upośledzają wzrok, zwiększają ryzyko zachorowania na raka, powodują utratę mięśni i kości, zakłócają działanie układu odpornościowego, osłabiają serce i przemieszczają płyny w kierunku głowy, co w dłuższej perspektywie może okazać się szkodliwe dla mózgu – i nie tylko dla niego.

Sonja Schrepfer, zajmująca się badaniami medycznymi na University of California w San Francisco, przyjrzała się dwóm powszechnym wśród astronautów schorzeniom. Jej badania przeprowadzone na myszach umieszczonych na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wykazały, że naczynia krwionośne prowadzące do mózgu stają się sztywniejsze w stanie nieważkości. Jest to jeden z powodów, dla których dzisiejsi astronauci po powrocie na Ziemię nie mogą po prostu wyjść ze swoich kapsuł. Tak samo byłoby na Marsie – gdzie nie ma nikogo, kto po przylocie zabrałby ich do nowego habitatu. Schrepfer i jej koledzy odkryli jednak szlak molekularny, który może zapobiegać takim zmianom w układzie sercowo-naczyniowym. „Teraz pytanie, na które próbuję znaleźć odpowiedź, brzmi: czy my tego chcemy?” – mówi. Schrepfer sugeruje, że być może usztywnienie naczyń krwionośnych jest mechanizmem ochronnym, a ich rozluźnienie może wywołać inne problemy.

Badaczka chce również się dowiedzieć, jak pomóc słabnącemu układowi odpornościowemu astronautów, który po locie kosmicznym wygląda starzej i trudniej mu naprawiać uszkodzone tkanki. „W warunkach mikrograwitacji układ odpornościowy starzeje się dość szybko” – mówi Schrepfer. Wysyła na orbitę na chipach tkankowych próbki biologiczne pobrane na Ziemi od młodych, zdrowych ludzi i śledzi ich degradację.

W obiekcie znajduje się szklarnia.Universal Images Group via Getty ImagesW obiekcie znajduje się szklarnia.

Wśród poważniejszych skutków ubocznych znajdują się również problemy ze wzrokiem i kośćmi. Kiedy astronauci przebywają w przestrzeni kosmicznej przez miesiąc lub dłużej, ich gałki oczne ulegają spłaszczeniu, co jest jednym z aspektów towarzyszącego lotom kosmicznym stanu zwanego zespołem neuro-okularowym, który może powodować długotrwałe uszkodzenie wzroku. Kości i mięśnie są przystosowane do życia na Ziemi, co wiąże się z nieustannie obecnym przyciąganiem grawitacyjnym. Praca, jaką ciało wykonuje wbrew grawitacji, aby pozostać w pozycji pionowej i móc się poruszać, zapobiega zanikowi mięśni i stymuluje rozrost kości. W przestrzeni kosmicznej, bez siły, z którą należy się zmagać, astronauci mogą doświadczać zaniku kości, który przewyższa ich rozrost, a ich mięśnie się kurczą. Dlatego też muszą codziennie przez wiele godzin ćwiczyć, korzystając ze specjalistycznego sprzętu, który pomaga symulować niektóre z sił, jakie ich ciała odczuwałyby na Ziemi – ale nawet taki trening nie w pełni zmniejsza straty.

Być może największym zmartwieniem dotyczącym ludzkich ciał w kosmosie jest jednak promieniowanie – coś, z czym można sobie poradzić w przypadku dzisiejszych astronautów latających na niskiej orbicie okołoziemskiej, ale co byłoby większym problemem dla ludzi podróżujących dalej i dłużej. Część promieniowania pochodzi ze Słońca, które, szczególnie podczas burz słonecznych, wyrzuca nagie protony mogące uszkodzić DNA. „Może to sprawić, że bardzo poważnie zachorujesz i wystąpi u ciebie ostry zespół popromienny” – mówi Dorit Donoviel, profesorka w Baylor College of Medicine i dyrektorka Translational Research Institute for Space Health (Instytut Badań Translacyjnych w zakresie Zdrowia Kosmicznego; TRISH).

Żeby osłonić się przed protonami, przyszli astronauci mogliby używać wody – być może wpompowanej w ściany schronu. Ale naukowcy nie zawsze wiedzą, kiedy Słońce zacznie wypluwać strumienie cząstek. „Dla przykładu, w czasie kiedy astronauci badają powierzchnię Księżyca i nadciąga burza cząstek ze Słońca, jesteśmy ją w stanie przewidzieć z maksymalnie 20-, 30-minutowym wyprzedzeniem” – mówi Donoviel. Oznacza to, że potrzebujemy skuteczniejszych sposobów detekcji i prognozowania, zaś astronauci powinni trzymać się blisko swojej osłony z H2O.

Jeśli nie udałoby im się dotrzeć na czas w bezpieczne miejsce, najpierw pojawiłyby się mdłości. „Zwymiotowałbyś do skafandra kosmicznego – mówi Donoviel – co w takiej sytuacji staje się zagrożeniem dla życia, ponieważ wymiociny mogłyby zakłócić działanie systemów podtrzymywania życia albo mógłbyś je zacząć wdychać.” Następnie doszłoby do wyczerpania komórek, takich jak neutrofile i czerwone krwinki, co oznaczałoby, że przestałbyś skutecznie zwalczać zarazki oraz dostarczać tlen do tkanek. Stałbyś się słaby, anemiczny, niezdolny do walki z infekcją i zacząłbyś wymiotować. Być może byś umarł. Dlaczego więc tak wiele dzieci chce zostać astronautą?

Istnieje też inny rodzaj promieniowania – galaktyczne promieniowanie kosmiczne, którego nie zablokuje nawet duża ilość wody. Promieniowanie to składa się z szybko poruszających się pierwiastków – głównie wodoru, ale nie tylko. Promieniowanie to powstaje w wyniku kosmicznych zdarzeń, takich jak wybuchy supernowych, i niesie znacznie więcej energii niż zwykłe protony. „Nie potrafimy całkowicie ochronić przed nimi astronautów” – mówi Donoviel. Nieodpowiednie osłony pogarszają problem: gdy promieniowanie uderza w barierę, tworzy się jeszcze więcej niebezpiecznych cząstek.

Dawka promieniowania galaktycznego, jaką astronauta może pochłonąć w drodze na Marsa, jest raczej niewielka. Jednakże jeśli przebywasz na statku kosmicznym lub na powierzchni planety przez lata, bilans się zmienia. Donoviel porównuje to do przebywania w pokoju z kilkoma komarami. Pięć czy dziesięć minut? W porządku. Dni? Miesiące? Ukłuć będzie znacznie więcej – lub, w tym przypadku, znacznie wzrośnie ryzyko raka.

Ponieważ stosowanie osłon dla astronautów nie jest realistyczne, TRISH bada, jak pomóc ciału naprawiać uszkodzenia wywołane przez promieniowanie i opracowuje związki chemiczne, które astronauci mogliby przyjmować w celu wyeliminowania uszkodzeń DNA powstałych w ranach. „Wszyscy czekają, aż pojawi się rak, a następnie go zabijają – mówi Donoviel. – My naprawdę stosujemy podejście prewencyjne”.

Nawet jeśli większość schorzeń ciała będzie można wyleczyć, problemem pozostaje mózg. W artykule przeglądowym z 2021 roku, opublikowanym w czasopiśmie „Clinical Neuropsychiatry”, przedstawiono zagrożenia psychiczne, na jakie narażeni są astronauci podczas swojej podróży. Wykorzystano badania prowadzone z udziałem astronautów kosmicznych i analogicznych. Te zagrożenia to: słaba regulacja emocjonalna, zmniejszona odporność, zwiększony lęk i depresja, problemy z komunikacją w zespole, zaburzenia snu oraz obniżone funkcjonowanie poznawcze i motoryczne wywołane przez stres. Aby zrozumieć, skąd biorą się te problemy, wyobraźmy sobie siebie w blaszanej puszce z niewielką załogą, śmiertelnie niebezpiecznym środowiskiem zewnętrznym, monotonnym harmonogramem, nienaturalnym cyklem dni i nocy oraz kontrolerami misji nieustannie wtrącającymi się w nasze sprawy.

Chociaż problemy ze zdrowiem fizycznym i psychicznym są dramatyczne, to nie one stanowią najpoważniejszą przeszkodę w realizacji kosmicznego osadnictwa. Większym problemem są koszty. Kto za to zapłaci? Ci, którzy uważają, że miliarder z branży kosmicznej sfinansuje kolonię kosmiczną, kierując się chęcią przygody lub altruizmem (albo złym osądem), powinni się dobrze zastanowić. Komercyjne firmy kosmiczne to przedsiębiorstwa, a celem przedsiębiorstw jest zarabianie pieniędzy. „Gdzie tu sens ekonomiczny?” – pyta Matthew Weinzierl, profesor Harvard Business School i szef badań nad ekonomią kosmiczną.

Ciałom niebieskim, w tym naszemu Księżycowi, grozi skażenie ziemskimi mikroorganizmami.NASA’s Scientific Visualization StudioCiałom niebieskim, w tym naszemu Księżycowi, grozi skażenie ziemskimi mikroorganizmami.

Przez ostatnie kilka lat Weinzierl i jego kolega Brendan Rousseau próbowali ustalić, jaki jest popyt na eksplorację kosmosu i przedsięwzięcia poza Ziemią. „Nastąpił ogromny wzrost podaży i obniżenie kosztów działalności kosmicznej – mówi Weinzierl. – Ale kto jest po drugiej stronie?” Dotychczas firmy kosmiczne były hermetyczne: specjaliści tworzyli rzeczy dla specjalistów, nie sprzedawali towarów lub usług komukolwiek. Nawet przedsięwzięcia komercyjne, takie jak SpaceX, są wspierane głównie przez kontrakty rządowe. Liderzy firm nie zawsze myślą o kapitalizacji swoich pomysłów – są po prostu podekscytowani, że rakiety i urządzenia działają. „Techniczna wykonalność nie jest równoznaczna z silnym uzasadnieniem ekonomicznym” – mówi Rousseau.

Obecnie prywatne firmy kosmiczne, jeśli nie starają się o kontrakty federalne, celują w turystykę. Turyści nie są jednak chronieni takimi samymi przepisami bezpieczeństwa, jakie czuwają nad astronautami rządowymi, i jakikolwiek wypadek może zabić turystykę kosmiczną. Na przeszkodzie stoi również fakt, że niewielu bogatych ludzi będzie chciało zamieszkać w miejscu takim, jak Mars, zamiast wybrać się na krótką przejażdżkę nad atmosferą, tak więc wakacyjny biznes dla stałych placówek kosmicznych również nie ma perspektyw.

Ludzie lubią porównywać eksplorację kosmosu z odkrywaniem Ziemi, czyli przesuwaniem granic. Ale przesuwając granice swojej obecności na Ziemi, szukano złota lub nowych gruntów uprawnych. W kosmosie odkrywcy nie mogą być pewni korzyści, jakie osiągną w miejscu docelowym. „Musimy z rezerwą podchodzić do stwierdzenia, że to się po prostu opłaci” – podkreśla Weinzierl.

Weinzierl i Rousseau uważają, że idea stałej obecności człowieka w kosmosie jest inspirująca, ale nie mają pewności, kiedy i w jaki sposób będzie to możliwe z finansowego punktu widzenia. W końcu inspiracją nie opłaca się faktur. „Chcielibyśmy, aby tak się stało – mówi Rousseau, który uważa, że mnóstwo osób też tak myśli. – Pod warunkiem, że to nie my będziemy płacić rachunek”.Wielu podatników prawdopodobnie by się z tym zgodziło. Choć trudno w to uwierzyć fanom kosmosu, większość ludzi nie przywiązuje dużej wagi do przygód astronautów. W ankiecie przeprowadzonej w 2018 roku przez Centrum Badawcze Pew poproszono uczestników o opinię na temat ważności dziewięciu kluczowych misji NASA. Do wyboru były „najwyższy priorytet”, „ważna, ale o niższym priorytecie” oraz „niezbyt ważna/nie powinna być przeprowadzona”. Tylko 18 i 13% ankietowanych przyznało najwyższy priorytet wysłaniu ludzi na Marsa i Księżyc. Pod względem poparcia misje te znalazły się na końcu listy, za bardziej popularnymi przedsięwzięciami, takimi jak monitorowanie klimatu Ziemi, obserwowanie niebezpiecznych planetoid i prowadzenie ogólnych badań naukowych nad kosmosem.

Sondaż przeprowadzony w 2020 roku przez firmę Morning Consult wykazał, że zaledwie 7–8% respondentów uważa, iż wysłanie ludzi na Księżyc lub Marsa powinno mieć najwyższy priorytet. Chociaż ludzie mają tendencję do wspominania poprzedniej ery eksploracji Księżyca jako czasu powszechnej ekscytacji załogowymi lotami kosmicznymi, sondaże z tamtych czasów pokazują, że wcale tak nie było. „Przez całe lata 60. większość Amerykanów konsekwentnie nie wierzyła, że misja Apollo jest warta poniesionych kosztów, z jednym wyjątkiem – sondażem przeprowadzonym w czasie lądowania Apollo 11 na Księżycu w lipcu 1969 roku – napisał historyk Roger Launius w artykule dla czasopisma »Space Policy«. – I konsekwentnie przez całą tę dekadę 45–60% Amerykanów uważało, że rząd wydaje zbyt dużo na kosmos, co wskazuje na brak zainteresowania programem lotów kosmicznych”.

Kiedy przedstawiciele agencji kosmicznych tłumaczą, dlaczego ludziom powinno zależeć na eksploracji kosmosu, często twierdzą, że jest to korzystne dla ludzkości. Czasami powołują się na efekty uboczne, które trafiają do obywateli jako technologia naziemna – na przykład na fakt, że innowacje zastosowane w zwierciadłach teleskopowych poprawiły laserową chirurgię oka. Ten argument nie przekonuje jednak konsultantki NASA Lindy Billings. Wskazuje ona, że gdybyś był zainteresowany rozwojem techniki, mógłbyś zainwestować bezpośrednio w sektor prywatny, zamiast pośrednio za pośrednictwem agencji kosmicznej, w której wdrożenie takiej metody nieuchronnie potrwa dłużej, będzie kosztować więcej i nie przyniesie automatycznie korzyści na Ziemi. „Nie widzę, by NASA przedstawiła jakiekolwiek dowody na to, że [osadnictwo w kosmosie] przyniesie korzyści ludzkości” – mówi Billings.

To, czy z podatków powinno się finansować podróże kosmiczne, jest kwestią etyczną, przynajmniej według Briana Patricka Greena z Santa Clara University. Green zainteresował się kwestiami etycznymi w nauce, gdy pracował jako nauczyciel na Wyspach Marshalla. Stany Zjednoczone detonowały tam broń jądrową, wyrządzając trwałe szkody dla zdrowia i środowiska. Obecnie wyspy są zagrożone podnoszeniem się poziomu morza, co prawdopodobnie spowoduje zalanie znacznej części ich infrastruktury, erozję wybrzeży i zmniejszenie powierzchni użytkowej. „To sprawiło, że bardzo zainteresowałem się wpływem techniki na społeczeństwo i tym, co technika robi z ludźmi” – mówi Green.

W przypadku podróży kosmicznych „dlaczego?” jest być może najważniejszym pytaniem etycznym. „Jaki jest tego cel? Co chcemy osiągnąć?” – pyta Green. Jego własna odpowiedź brzmi mniej więcej tak: „Pokazujemy, że potrafimy robić różne rzeczy – jeśli naprawdę się postaramy, możemy osiągnąć nasze cele. To zbliża do siebie ludzi.” Te nieco filozoficzne korzyści należy jednak zestawić ze znacznie bardziej konkretnymi kosztami, na przykład takimi, że inne projekty – badania naukowe na Ziemi, zautomatyzowane misje na inne planety lub niedrogie mieszkania – nie są realizowane, ponieważ pieniądze trafiają na Księżyc, Marsa lub Alfa Centauri.

A zdaniem Greena jeszcze prostsze pytanie etyczne brzmi: „Czy faktycznie powinniśmy wysyłać ludzi na tego typu misje?” Oprócz znacznego ryzyka zachorowania na raka i ogólnego pogorszenia stanu organizmu, astronauci zamierzający zasiedlić inny świat ponoszą spore ryzyko utraty życia. Nawet jeśli przeżyją, pojawiają się kwestie związane z tym, jak wyglądałaby tam ich egzystencja. „Przetrwanie to jedno – mówi Green – inną rzeczą jest cieszyć się życiem. Czy Mars stanie się miejscem tortur?”

Jeśli ludzkość podejmie taką próbę, będziemy musieli również zdać sobie sprawę z zagrożeń dla ciał niebieskich – tych, na które ludzie chcą polecieć, a także tego, na które mogą wrócić, jeśli nie kupili biletu w jedną stronę. Księżyc, Mars lub Europa mogą zostać skażone przez mikroskopijne życie ziemskie, którego NASA nigdy nie udało się skutecznie wyeliminować ze statków kosmicznych, chociaż usiłuje to czynić w ramach programu „ochrony planet”. A jeśli na światach docelowych istnieje niewykryte życie, to szkodliwe pozaziemskie drobnoustroje mogą również powrócić wraz z astronautami lub sprzętem – ryzyko związane z ochroną planetarną zwane skażeniem wstecznym. Jak zobowiązać odkrywców, by zachowali miejsce w takim stanie, w jakim je zastali? Pomijając nawet kwestię tego, czy nasze możliwości są wystarczające, aby osiedlić się poza Ziemią, jesteśmy również winni sobie i Wszechświatowi refleksję nad tym, czy powinniśmy to robić.

Gary Westfahl, badacz science fiction, podaje w wątpliwość wartość podróży kosmicznych. W swoich rozległych analizach doszedł do wniosku, że logika i siła napędowa tego przedsięwzięcia są błędne. „Wciąż napotykałem ten sam argument: podróże kosmiczne to przeznaczenie ludzkości” – mówi o impulsie do napisania eseju „The Case against Space” (Proces przeciwko kosmosowi). Odkrywcy kosmosu są często przedstawiani jako ludzie odważniejsi i lepsi od tych, którzy pozostają na swojej rodzimej planecie: to oni popychają cywilizację do przodu. „Z perspektywy filozoficznej sprzeciwiałem się tezie, że odkrywcy nieznanych krain reprezentują najlepszą i najzdolniejszą część ludzkości; że postęp można osiągnąć tylko poprzez odważne zapuszczanie się na nieznane terytoria” – mówi Westfahl. W końcu wielu inteligentnych i produktywnych ludzi (nie wspominając o osobach wiodących szczęśliwy i stabilny żywot) wcale nie spędza życia na tułaczce. „Najwyraźniej historia nie wykazuje korelacji między podróżowaniem a wartościami – pisze. – Historia naszego gatunku wyraźnie pokazuje, że postęp wynika z ciągłego stabilnego życia na Ziemi, a nowy, rozległy program podróży w kosmos doprowadzi do nowego okresu ludzkiej stagnacji”.

W pewnym sensie jednak to pragnienie prostszego życia jest jednym z czynników, które motywują eksploratorów kosmosu. Astronauci przebywają zamknięci z kilkoma osobami, z którymi muszą się dogadywać, w przeciwnym razie będą nieszczęśliwi. Mamy tu do czynienia ze wspólnotowym stylem życia, jaki częściej występuje w wioskach. Astronauci muszą zadowolić się posiadanymi zapasami lub sami stworzyć nowe, tak jak robili to ludzie przed Walmartem i Amazonem. Komunikacja z osobami spoza ich najbliższego otoczenia jest spowolniona i trudna. Mają ścisły, ale prosty harmonogram pracy. Wszystko jest walką; nie ma żadnych ułatwień. W przeciwieństwie do nowoczesnego, cyfrowo połączonego środowiska, ich uwaga nie jest skierowana w różne strony – są skupieni na teraźniejszości. A przynajmniej tak czuła się analogiczna astronautka Ashley Kowalski podczas projektu SIRIUS 21, ośmiomiesięcznej amerykańsko-rosyjskiej „misji księżycowej”, która została przeprowadzona w zamkniętym pomieszczeniu w Moskwie.

Prelekcja Kowalski na sympozjum Analog Astronaut Conference w Biosphere 2 nosiła tytuł „Tylko osiem miesięcy”. Celem tych ośmiu miesięcy było badanie medycznych i psychicznych skutków izolacji. Wraz ze swoimi kolegami z zespołu regularnie przekazywała próbki krwi, kału i skóry, dzięki czemu naukowcy mogli określić poziom stresu, funkcje metaboliczne i zmiany immunologiczne. Naukowcy kazali im również przechodzić testy psychologiczne, sprawdzając ich postrzeganie czasu, zmiany w zdolnościach poznawczych i w interakcjach międzyludzkich. Wewnątrz musieli pożywiać się jak astronauci, wykorzystując żel o smaku sycylijskiej pizzy lub burgera. Kowalski wyciskała je do nawodnionej zupy w proszku, aby posiłki były bardziej sycące. Dzięki szklarni cała szóstka otrzymywała jedną miskę sałatki raz na trzy tygodnie.

Kowalski oczywiście tęskniła za wolnością, jedzeniem i przyjaciółmi. Ale prawdziwe problemy nadeszły po zakończeniu izolacji wraz z jej powrotem do prawdziwego świata. „Powrót nie do atmosfery, ale na planetę” – powiedziała audytorium. Nie pamiętała, jak postępować z przyjaciółmi, hobby lub pracą i miała trudności z radzeniem sobie z prośbami napływającymi z wielu źródeł, a nie tylko od kontroli misji. W trakcie pytań po wykładzie obecna na widowni geolożka Tara Sweeney podziękowała Kowalski za relację o tej części doświadczenia. Sweeney właśnie wróciła z długiego pobytu na Antarktydzie i również nie bardzo wiedziała, jak ponownie włączyć się do życia w bardziej gościnnym miejscu. Obie tęskniły za „Ziemią”, prawdziwym światem. Ale powrót był trudny.

Mimo to uczestnicy konferencji Analog Astronaut pozostali optymistami. „Dokąd zmierzamy?” – zapytała w pewnym momencie inicjatorka konferencji i prawdziwa astronautka, Sian Proctor. Jak na zawołanie, członkowie publiczności wskazali w górę i wykrzyknęli: „Na Księżyc!”.

Praca analogicznych astronautów nie rozwiąże najtrudniejszych problemów związanych z podróżami kosmicznymi – nierozwikłanych kwestii medycznych, trudnych pytań o pieniądze, drażliwych dylematów etycznych. Ale podczas gdy wszyscy pragniemy poznać odpowiedź na pytanie, czy kiedykolwiek naprawdę wyemigrujemy z tej planety i czy powinniśmy to zrobić, naziemni astronauci będą nadal raz na jakiś czas uciekać z Ziemi, wcale jej nie opuszczając.


Sarah Scoles jest dziennikarką i redaktorką naukową z Kolorado współpracującą z „WIRED Science” i „Popular Science” oraz autorką książek Making Contact: Jill Tarter and the Search for Extraterrestrial Intelligence (2017) i They Are Already Here: UFO Culture and Why We See Saucers (2020), obu opublikowanych przez Pegasus Books.

Świat Nauki 11.2023 (300387) z dnia 01.11.2023; Podróże kosmiczne; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Dlaczego nigdy nie zamieszkamy w kosmosie"

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną