yevgeniy11 / Shutterstock
Opinie

Czy musimy je zjadać?

materiały prasowe
Na rodzinnych i restauracyjnych stołach lądują miliardy anonimowych zwierząt, których mięso ze smakiem zjadamy. A przecież i one, podobnie jak my, czują, cierpią, uczą się, myślą i potrafią kochać.

Na dodatek osobniki z danego gatunku różnią się między sobą charakterem, co stwierdzono nawet w odniesieniu do pająków czy owadów (np. poszczególne mrówki mogą być śmielsze lub płochliwsze, bardziej lub mniej agresywne, mniej lub bardziej gotowe do badania środowiska poza gniazdem). Pisze o tym w swojej najnowszej książce „Osobowość na talerzu” Barbara J. King, emerytowana profesorka College of William and Mary, gdzie przez 28 lat uczyła antropologii. Takie np. kury odróżniają ponad 100 twarzy innych kur i rozpoznają znajome osobniki po miesiącach separacji. Potrafią przekalkulować zysk – osobniki trenowane do dziobania kolorowych przycisków 9 na 10 razy rezygnują z natychmiastowej mniejszej nagrody w zamian za późniejszą, większą. Do tego kury mają uczucia, przywiązują się i wykazują empatię. Zaobserwowano, że gdy pogrzebano jedną z kur, jej brat (a była to nierozłączna para), który widział czynności ludzi, przez kolejnych kilka tygodni przychodził w to miejsce i stał tam nieruchomo. Albo inne poruszające wydarzenie. Gdy pewna kura oślepła, druga stała się jej przewodniczką i podsuwała jej jedzenie. W innym miejscu na świecie stado potrafiło nawet przybiec do właścicielki po pomoc, gdy jeden z ptaków tonął w basenie. Wpadły na taras i dziobami wściekle waliły w przesuwne drzwi domostwa. A jak traktujemy je jako zwierzęta hodowlane? Ich los to nie tylko ciasne klatki, gdzie żyją krótko w stresie, brudzie i bólu. To nie tylko 50 mld kurzych istnień, które corocznie na świecie zabija się na mięso. Koguciki, zbędne w przemyśle jajczarskim (z wyjątkiem rozpłodowców), są eliminowane w ciągu doby od wyklucia. Na przykład w USA każdego roku ponad 272 mln kogucików giną przez zagazowanie, uduszenie, poszatkowanie lub przy użyciu mikrofal, a to, co z nich zostanie, wykorzystuje się potem jako karmę dla zwierząt domowych. Eksperci z branży twierdzą, że rozdrabnianie za pomocą szybko poruszających się noży obrotowych to najbardziej humanitarna metoda eksterminacji. Ale czy w ogóle można coś takiego uznać za humanitarne? Według amerykańskiego Departamentu Rolnictwa 700 tys. kur rocznie ubija się w sposób niewłaściwy, co często jest eufemizmem na ugotowanie żywcem. Bo teoretycznie, zanim pojadą na taśmociągu w stronę ostrzy podrzynających ich gardła, najpierw są ogłuszane w kąpieli elektrycznej. Chodzi o to, żeby ptaki się wykrwawiły i były martwe przed kolejnym etapem, czyli kąpielą we wrzątku, która służy obróbce ich tusz. Jednak nawet pomimo połączenia kąpieli elektrycznej i ostrzy część kur żyje na końcu taśmociągu i, zachowując świadomość, trafia do ukropu.

Co jeszcze lubimy w Polsce oprócz drobiu? Rzecz jasna wieprzowinę. A takie świnie potrafią być mądrzejsze od trzyletnich dzieci, jeśli chodzi o zdolności komputerowe. Korzystając z monitora i zmodyfikowanego dżojstika – wyglądał jak metalowy pręt z dużą kulą – którym operowały ryjkiem i wargami, świnie musiały przesuwać kursor, by trafić w cel. I szło im lepiej niż małym dzieciom. Ktoś tu może zauważyć, że to tylko prosta umiejętność. Okazuje się jednak, że świnie lubią gry komputerowe. Wskazują na to eksperymenty holenderskich naukowców, którzy opracowali aplikację dostarczającą rozrywki znudzonym zwierzętom. Pig Chase polega na tym, że człowiek na ekranie iPada lub podobnego urządzenia z internetem przesuwa światełka, a gdy świnie zareagują na ruch rozedrganych światełek na przymocowanym do ściany monitorze, można u siebie zobaczyć ich ryjki. Świnie uczestniczyły w zabawie, a jedna z nich wręcz zapamiętale śledziła kółeczka. To również gra dynamiczna, ponieważ jeśli w parze świnia–człowiek zostaną spełnione pewne warunki, na ekranach obu graczy następuje eksplozja fajerwerków. Świnia może być też wychowywana jak pies (oczywiście nie wszystkie są łagodne i bystre i się do tego nadają). Najsłynniejszą świnią (miała być miniaturką, ale zrobiła się gigantyczna i waży niemal 300 kg) w USA jest Esther, która mieszka z właścicielami w domu i ma nawet własną stronę internetową. Ludziom przygląda się uważnie, podczas pozowania do zdjęć patrzy prosto w obiektyw, uwielbia mrożone koktajle z mango, muzykę dudziarską, spacery po rozległym sadzie za domem i tulenie się do psich i ludzkich towarzyszy. Umie otwierać drzwi w domu albo dostać się do zamrażarki. Łamigłówki ze smacznym kąskiem do wydobycia ze środka rozwiązuje szybciej niż psy. Grzecznie znosi kąpiel w wannie. Ma swój basenik z wodą w ogrodzie…

Niewątpliwie dla zwierząt ich życie ma znaczenie. Powinno mieć też znaczenie dla nas. Zastanówmy się, czy nie możemy np. ograniczyć spożywania mięsa. Wprowadzając w to miejsce w nasze menu większą ilość roślin, niewątpliwie poprawimy nie tylko dobrostan zwierząt, ale i też własne zdrowie. I pomyślmy o tym, że za 200 lat nasze czasy mogą być uważane za średniowiecze. A czytelnicy „Wiedzy i Życia” (wyświetlanej oczywiście z zegarka w postaci ruchomego hologramu) nie będą mogli pojąć, że kiedyś umierało się na raka, chorowało na grypę i jadło zwierzęta.

***

Barbara J. King „Osobowość na talerzu. Kim są zwierzęta, które zjadamy?”

Wiedza i Życie 10/2018 (1006) z dnia 01.10.2018; Słowo od redakcji; s. 2

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną