Shutterstock
Opinie

Pada, leje, kropi i mży, czyli deszczowe skojarzenia językowe

Wiadomo, że deszcz to opad atmosferyczny. Ale czasami może być ujęty inaczej: dla autorów słownika z połowy XIX wieku deszcz to „wyziewy ziemi, z chmur w kroplach opadające”. Niby prawda, ale to, co tak naturalne i tak często spotykane, jest tu dziwnie ujęte: nie z góry w dół, ale najpierw jakby w przeciwnym kierunku.

Obserwuj nas. Pulsar na Facebooku:

www.facebook.com/projektpulsar

W Sekcji Archeo w Pulsarze prezentujemy archiwalne teksty ze „Świata Nauki” i „Wiedzy i Życia”. Wciąż aktualne, intrygujące i inspirujące.


Słowo deszcz pochodzi prawdopodobnie od określenia pogody niedobrej. W języku praindoeuropejskim rdzeń dus- oznaczał „coś złego”, a dju- to był „dzień”, dus-dju-s to był zatem „zły czas”, „niepogoda”. Niektórzy zresztą skłonni są podważać tę etymologię, bo przecież dla rolnika deszcz był czymś pożądanym. W języku prasłowiańskim było już wcale dla tego języka niedziwne słowo dżdż, z różnymi przy tym półsamogłoskami, co potem dało już wymawialny deżdż, który miał dopełniacz dżdża albo całkiem dla nas normalnie brzmiące dżdżu (kania do dziś łaknie właśnie deszczu w tej formie) i liczbę mnogą dżdża, a potem już nam bliższe dżdże. „Przeszły dżdże wiosny…” – pisał Mickiewicz. Te wszystkie dźwięczne szumy trochę nam komplikowały sprawę i sugerowały obecność w polszczyźnie formy dżdż, czasem zresztą żartobliwie przywoływanej – z którą przecież łączy się i przymiotnik dżdżysty, i rzeczownik dżdżownica.

Deszcz w językach romańskich dla nas trochę pluje (po francusku to zgoła pluie, z łacińskiego pluvia), a germańskie rain czy Regen bierze się z dawnego określenia wilgotności – nasze słowiańskie deszcze i podobne słowa szumią nazwami, polski bodaj najbardziej. I mają, także polski, bardzo specyficzną frazeologię. To normalne, że deszcz pada, nie on jeden, nawet że leje i kropi, ale tylko on potrafi mżyć (z dawnego mżiti, które wzięło się z meig-, czyli „moczyć”) i siąpić (z dawnego sipati, czyli „chrypieć” i „parskać”) – te dwie czynności są właściwe tylko deszczowi. A rzęsistość dzieli deszcz tylko z oklaskami. Nic więcej dziś rzęsiste nie bywa.

Jak się deszcz zbliża, mówimy o nim, że się na niego zbiera, zanosi albo że na niego idzie. A jak duży, to leje jak z cebra. Ciekawe też, że jego lanie, padanie, kropienie czy mżenie jest tak z nim związane, że nie musimy nawet mówić, co mianowicie pada, leje, kropi czy mży – już sam czasownik mówi, że to właśnie o deszcz chodzi.

Czy go lubimy? Z tym bywa różnie. Zaklinacze deszczu częściej go przywoływali, niż powstrzymywali – bardziej był pożądany, gdy go nie było, niż utrapiony, gdy był za długo. Ale gdy z mniejszych kłopotów w większe popadamy, mówimy, że trafiamy z deszczu pod rynnę. Znów gdy coś się zapowiadało jako ważne, a kończy słabo, mówimy, że z dużej chmury mały deszcz – najczęściej o czymś pożądanym. I kiedy coś rośnie jak grzyby po deszczu, raczej się cieszymy.

Deszcz jest tak naturalny i nam bliski, że do niego porównujemy różne rzeczy, zwłaszcza gęsto występujące – mówimy o deszczu łez i kul, co niedobre, ale i o deszczu iskier czy oklasków. I ciekawe, że można być osypanym tylko deszczem nagród, deszczem kar już nie.

Najpierw idzie, potem pada – jak człowiek. Kropi, leje, siąpi, mży, pluska i pluszcze, chlapie i chlupie, zacina i rosi, szumi i szemrze, o dachy bębni, a o szyby dzwoni, zwłaszcza gdy jesienny.

Wszystko to potrafi – tak go postrzegamy.


Dziękujemy, że jesteś z nami. Pulsar dostarcza najciekawsze informacje naukowe i przybliża wyselekcjonowane badania naukowe. Jeśli korzystasz z publikowanych przez Pulsar materiałów, prosimy o powołanie się na nasz portal. Źródło: www.projektpulsar.pl.

Wiedza i Życie 8/2022 (1052) z dnia 01.08.2022; Na końcu języka; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Zwykle pożądany"