Shutterstock
Opinie

Sztucznej inteligencji wędrówka do ziemi obiecanej

Żyjemy w świecie coraz bardziej autonomicznych symboli. To, co miało być podobne do czegoś innego, zadowala się podobieństwem do samego siebie. A analogie maszyny lubią najbardziej.

Oto jest arcyparadoks twórczości: musi być oryginalna. Lecz już samo słowo „oryginalny”, oznaczające „wypływający ze źródła”, jakby sobie przeczy. Wskazuje bowiem, że to, co całkiem nowe, już wcześniej tkwiło gdzieś w „źródle”. Jakim? Może w duszy artysty? A może w świecie, w którym geniusz artysty zdołał dostrzec coś, czego nie zauważył nikt przed nim?

„Nowe” i „nienowe” to pojęcia współzależne. Wybitny krakowski filozof Władysław Stróżewski (ur. 1933) poświęcił tej kwestii znaną książkę „Dialektyka twórczości”. Odbiorca sztuki stykając się z czymś zupełnie sobie nieznanym, doświadcza zachwytu właśnie dlatego, że wskazuje ono na coś, bądź wydobył z doświadczenia coś, co znał, lecz nie zwracał na to uwagi albo nie umiał docenić.

Czy algorytm sztucznej inteligencji jest niezdolny do penetrowania ukrytych bądź peryferyjnych aspektów naszych przeżyć i naszej percepcji, aby je następnie uwypuklić?

Generator Szekspira

Malarze dopiero w renesansie zauważyli, że na widzach robi wielkie wrażenie, gdy postacie z obrazu a nich „patrzą”. Gdyby starożytni mieli maszyny mierzące reakcje fizjologiczne odbiorców sztuki, bardzo szybko zrozumieliby, że realizm postaci i ich wyrazu twarzy jest jednym ze sposobów wywoływania przeżycia estetycznego. W muzyce jest podobnie – wartość dysonansów odkryto dopiero w XX w. Algorytmom z pewnością zajęłoby to mniej czasu.

Naiwnością jest sądzić, że w przyszłości dzieła muzyczne bądź plastyczne tworzone przez algorytmy inspirowane zwykłymi instrukcjami, które może sformułować zwykły człowiek, będą rozpoznawalne przynajmniej dla fachowców jako „nieludzkie”. I przez to mniej cenione. Już dziś trudno jest odróżnić muzykę maszynową od konwencjonalnej. Stworzone przez algorytmy Sony kantaty w stylu Bacha dla mniej więcej połowy kompetentnych słuchaczy są nieodróżnialne od prawdziwych.

Kogo za dwadzieścia lat będzie jeszcze obchodziło, czy piosenkę wydała wytwórnia wykorzystująca algorytmy, czy wynajętych kompozytorów? W każdym przedsięwzięciu artystycznym będą uczestniczyć ludzie – i to zapewne całkiem nam wystarczy, aby miały one dla nas, odbiorców, „ludzki wymiar”.

Podobnie jak z muzyką ma się sprawa z poezją i sztukami plastycznymi. Google eksperymentuje z programami tworzącymi eseje, a także wiersze. Każdy może sam sprawdzić – w usłudze Verse by Verse. Jako że poezja jest w dużej mierze zabawą ze słowami, efekty maszynowych ewolucji słownych są imponujące. Co jak co, ale tworzyć zaskakujące ciągi słów sztuczna inteligencja potrafi. Filozofowie nurtu zwanego hermeneutyką (Wilhelm Dilthey, Hans-Georg Gadamer) przekonują nas, że rozumienie tekstu jest przetwarzaniem własnych doświadczeń i wiedzy na kanwie odczytywania znaków, z jakich składa się każdy tekst.

Z niebanalnym tekstem pracujemy jak z ciągiem wielowarstwowych symboli, które odczytujemy w sposób aktywny – odnawiając w procesie lektury ich sens, a nawet go wzbogacając. Wystarczy zapewne naszej własnej inwencji jako interpretatorów poezji, żeby zrównoważyć „bezduszność” maszyny produkującej teksty. Zresztą, jak już dawno zauważył Jorge Luis Borges, maszyna może (niechby nawet za milion lat) wygenerować każdy możliwy tekst, przypadkowo zestawiając litery i słowa. Nawet więc dramaty Szekspira mogłyby pochodzić od maszyny.

Algorytm Platona

Swoją drogą do ustalania, co nam się podoba, czyli jest piękne w naszych oczach, maszyny nadają się doskonale. Dotyczy to również ludzkich twarzy, o czym pisze w pulsarze Jakub Koźniewski. Nie miejmy złudzeń, że algorytmy nie zostaną zaprzęgnięte w „dialogiczny” proces ustalania i (następnie) modyfikowania naszych upodobań estetycznych.

Zdaniem Platona sztuka polega na naśladownictwie (mimesis) natury. Nie chodzi wyłącznie o podobieństwo przedstawień figuratywnych, lecz o szerzej pojętą odpowiedniość. Tak jak zdania prawdziwe odpowiadają rzeczywistości, również sztuka odpowiednio (czyli podobnie) przedstawia naturę. Nawet muzyka jest jakoś podobna do dźwięków przyrody i do uczuć. Czyż jednak odpowiedniość nie jest akurat tym, co „lubią” algorytmy? Przecież wszelkie regularności i analogie doskonale poddają się matematycznemu opisowi, a matematyka jest podstawą algorytmów.

Jean Baudrillard twierdził, że struktury złożone ze znaków początkowo mają odnosić się do czegoś innego – do jakiejś rzeczywistości, którą znaki oznaczają; z czasem jednak stają się samowystarczalne. A my żyjemy bezpowrotnie pogrążeni w świecie coraz bardziej autonomicznych symboli. To, co miało być podobne do czegoś innego, zadowala się podobieństwem do samego siebie. Przyznacie, że dla sztucznej inteligencji to raj!

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną