||| ||| Shutterstock
Opinie

Czarne dziury umią w public relations

Czy czarne dziury są źródłem ciemnej energii? Czy astrofizycy wyjaśnili największą tajemnicę Wszechświata? Nie bardzo chce mi się wierzyć, że ich opowieść przetrwa próbę czasu.

Douglas Adams to autor „Autostopem przez galaktykę”, trylogii w pięciu tomach, uznawanej za kultową przez nerdów z mojego pokolenia. Zawiera ona bowiem masę dowcipów, które tylko oni rozumieją i tylko ich śmieszą. Zatem parafrazując Douglasa Adamsa: Wszechświat jest tajemniczy. Myślałbyś, że szafa twojej starej ciotki skrywa wiele tajemnic, ale to nic w porównaniu z tajemnicami wszechświata.

A największą tajemnicą wszechświata jest tajemnica ciemnej energii. Jest jej najwięcej (jakieś 70 proc. wszystkiego) i nikt nie ma pojęcia, czym ona jest. Nic dziwnego, że marzeniem większości fizyczek i astrofizyków jest wyjaśnienie tej zagadki. A za fizykami i astrofizyczkami stoją uniwersyteckie działy public relations, wypatrujące tylko okazji, by rozsławić swojego pracodawcę w społeczności lokalnej i na arenie międzynarodowej. Ich zadaniem jest opakowanie wyników badań naukowych w powabne sreberka, tak żeby skusiły dziennikarki i dziennikarzy naukowych mediów lokalnych, a w wariancie optymistycznym – poważnych tytułów prasowych.

Z sytuacją taką do czynienia mieliśmy parę tygodni temu, kiedy ni stąd, ni zowąd puchnąć zaczęła gwałtownie bańka pod tytułem czarne dziury są ciemną energią!!!

Sprawa dotyczy artykułu, który ukazał się w prestiżowym „Astrophysical Journal Letters” pod koniec lutego 2023 r. Nosi on skromny tytuł „Obserwacyjne dowody kosmologicznego sprzężenia czarnych dziur i ich konsekwencje dla astrofizycznych źródeł ciemnej energii”. Autorzy przywołują ciąg teoretycznych modeli, z których każdy z osobna jest bardzo interesujący, ale żaden nie został potwierdzony, aby na koniec sformułować śmiałą hipotezę, że galaktyczne supermasywne czarne dziury są maszynami przerabiającymi zwykłą materię w ciemną energię.

Nie będę wchodzić w szczegóły techniczne, ale rozumowanie jest mniej więcej takie: już od pewnego czasu wiadomo, że supermasywne czarne dziury przybierają na masie szybciej niż można by się spodziewać, biorąc pod uwagę tylko to, że „pożerają” one otaczającą je materię. Pomiary pokazują, że ów wzrost masy czarnych dziur skorelowany jest z ekspansją wszechświata. Korelację tę autorzy wyjaśniają, przyjmując założenie, że wnętrza supermasywnych czarnych dziur wypełnione są ciemną energią. Może to być prawdą, a może nie. W kolejnym kroku powołują się na obliczenia, co do poprawności których od lat toczy się debata: mówiących, że jeśli poprzednie założenie jest poprawne, to czarne dziury są źródłem całej ciemnej energii we wszechświecie, owych 70 proc. wszystkiego.

Nie bardzo chce mi się wierzyć, żeby ta opowieść przetrwała próbę czasu, ale mogę się mylić. Jestem tutaj w dobrym towarzystwie. „Jest wiele kontrargumentów i faktów, które trzeba zrozumieć, jeśli to twierdzenie ma żyć dłużej niż kilka miesięcy” – mówi pytany przez „Guardiana” profesor Vitor Cardoso (nie żebym znał człowieka, ale ufam, że „Guardian" wie, którego profesora pytać.) A pierwszy autor publikacji Duncan Farrah z University of Hawai mówi wprost „Z pewnością niczego tu nie udowodniliśmy […] ten pomysł jest wart […] dalszych testów, ale potrzeba będzie dużo więcej pracy, aby go potwierdzić lub obalić".

Ot i cała historia. W sumie, w moim odczuciu, smutna. Bo chociaż oczywiście większość ludzi zaintrygowanych tytułami pisanymi wielkimi literami, zapomni o ciemnej energii z czarnych dziur następnego ranka, inni, widząc kolejne rewelacje na ten temat, mogą pomyśleć, że ci naukowcy to żądni sławy narcyzi. A przecież to tylko instytucjonalny PR, bez którego świat – podobno – istnieć by nie mógł.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną