Mordercze wilki, niszczycielskie bobry, groźne dziki. Czy Polska zamierza wojować z przyrodą?
Polski rząd przykłada rękę do rozluźnienia ochrony wilków w Europie. Współwinne powodzi okazały się bobry. Najnowszy projekt planu walki z afrykańskim pomorem świń zakłada niemal całkowitą eksterminację dzików. Ten sam rząd zagłosował przeciwko Nature Restoration Law – unijnemu prawu o odbudowie zasobów przyrodniczych, które ma ratować zrujnowane ekosystemy. Sporo jak na niespełna rok urzędowania. I sporo jak na rząd, który w swej umowie koalicyjnej zobowiązuje się do podjęcia zdecydowanych działań na rzecz poprawy poziomu ochrony polskich lasów, rzek i powietrza.
Każda z tych decyzji brawurowo mija się z ustaleniami nauki o tym, jak funkcjonuje europejska przyroda – w tych dniach sporo napisano i powiedziano o znaczeniu wilków czy bobrów. To stworzenia kluczowe dla dobrej kondycji i różnorodności szerokiej palety ekosystemów, są silnie powiązane, wspólnie tworzą zabezpieczenia na czas powodzi i suszy. Bobry stanowią np. istotną część diety wilków. W Puszczy Rominckiej leżącej na granicy z regionem królewieckim są niemal połową wilczego jadłospisu.
Hodowcy wyolbrzymiają straty, myśliwi chcą sobie postrzelać
Politycy biorą się za wilki, bo polowań chcą rolnicy z kilku krajów członkowskich Unii Europejskiej. Hodowcy twierdzą, że ponoszą straty. Warto znać ich rozmiar. „Ta decyzja jest uzasadniona z perspektywy ochrony przyrody i konieczna z punktu widzenia hodowców bydła” – mówi Steffi Lemke, federalna ministra środowiska i członkini Partii Zielonych. Pomysł strzelania do wilków forsuje szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. I wygląda to na osobistą zemstę za los należącego do polityczki kucyka Dolly, zabitego przez wilka przed dwoma laty.
W ubiegłorocznym raporcie ta sama Komisja stwierdziła, że w Unii żyje 20,3 tys. wilków (ok. 2 tys. w Polsce). Co roku zjadają one 65 tys. zwierząt gospodarskich: 73 proc. to owce i kozy, 19 proc. bydło, 6 proc. konie i osły. Najwięcej przypadków odnotowano w Polsce? Nie, skąd. Trzy czwarte z owych 65 tys. pada ofiarą wilków w Hiszpanii (przede wszystkim bydło), Francji (głównie owce) i we Włoszech. Konie i osły też giną w górach południowo-zachodniej Europy. Z kolei na północy wilki polują na renifery. I np. w przypadku owiec – trzyma się ich 60 mln w całej Unii – drapieżnictwo dotyka 0,065 proc. z nich. Byłoby jeszcze mniej, gdyby hodowcy zachowywali się odpowiedzialnie i stosowali zabiegi utrudniające wilkom zbliżanie się do stad. Skuteczne rozwiązania są dostępne, podobnie jak fundusze na ich wdrażanie.
Atak na człowieka ze strony dzikiego wilka ostatni raz zanotowano 40 lat temu. Badacze wilków wskazują, że – owszem – pewne ryzyko takich napaści istnieje, ale jest ono za niskie, by je obliczyć.
I jeszcze jeden wymiar – pieniądze. Kraje Unii wypłacają odszkodowania za straty powodowane przez wilki. To 18,7 mln euro rocznie. Czy to dużo? Odnieśmy to unijnego budżetu na wspólną politykę rolną. Na lata 2021–27 przewidziano na nią 386,6 mld euro. To oznacza, że UE w ciągu siedmiolecia na wilcze straty wydaje 0,033 swego budżetu rolnego. Kwoty są więc groszowe, niewspółmierne do rolniczego oburzenia i uległości polityków, liczących na głosy wsi.
Zresztą na wilki i tak się poluje. Choćby polscy myśliwi są w tym ekspertami, łamiąc z premedytacją prawo. I także Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydaje zezwolenia na zabicie lub eutanazję wilków – w 2023 r. zgodziła się na uśmiercenie 114 osobników.
Władze składają obietnice, obywatele mają dość
Decyzje polskiego rządu dotyczące przyrody też mają swoją cenę, bo idą pod włos społecznych oczekiwań. Przeważająca większość obywateli sygnalizuje w sondażach, że życzą sobie bardziej starannej ochrony przyrody i ograniczenia polowań. A chcą tego zwłaszcza mieszkańcy dużych miast, stanowiący bazę wyborczą obecnej większości sejmowej. Nie było przypadku w tym, że w kampanii przez ubiegłorocznym głosowaniem Donald Tusk tak wiele mówił o wyżynaniu polskich lasów.
Ówczesny lider opozycji zmienił zajęcie, jest dziś premierem. Społeczne sympatie jednak się nie zmieniły. I nadal funkcjonują organizacje pozarządowe, które działają na rzecz środowiska naturalnego. Wydawało się, że będą miały coraz mniej zajęć. Rząd obiecuje bowiem wyłączenie 20 proc. najcenniejszych lasów z wycinek, ochronę mokradeł, skrócenie listy ptasich gatunków łownych. Społecznicy otworzyli rządowi kredyt zaufania, ale teraz miesiąc miodowy się skończył. Mówią – sprawdzamy. Gdzie są lasy z 20 proc.? Co się stanie po 30 września, gdy wygaśnie wprowadzone w styczniu moratorium na cenne lasy, które leśnicy przeznaczyli do wycięcia w tym roku? Czy 1 października zacznie się wielkie cięcie starodrzewów?
Premier Tusk już się mierzy z krytyką, a ta pewnie będzie narastać i okaże się dolegliwa. Rząd, który chce strzelać do wilków, odgrzewa pomysły rodem z PRL i idzie dalej niż odważyło się sprzymierzone z Solidarną Polską Prawo i Sprawiedliwość. Tak się składa, że dwie kadencje tych partii były fatalne dla naszej przyrody. Walka o nią była też walką o wolności obywatelskie i zasady praworządności. Zaordynowane w czasach PiS wycinki w Puszczy Białowieskiej wpierw zablokowano w drodze obywatelskiego nieposłuszeństwa, później ich nielegalność stwierdził Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Teraz działacze – doświadczeni i mający wsparcie środowisk naukowych – staną się nieustępliwą i wymagającą zieloną opozycją.